Psychopats cz.3
Rudowłosy patrzył pusto w stolik, przy którym siedział. Nie miał na nic ochoty, a tutejsze jedzenie smakowało, jakby ktoś dodawał do niego karmy dla psów. Przeciągnął się leniwie, a w jego oczach pojawiły się nagle złośliwe ogniki. Wymyślił, jego zdaniem, bardzo śmieszny żart. Omiótł wzrokiem całe pomieszczenie i zatrzymał spojrzenie na dłużej na chudym, samotnie siedzącym chłopaku w długich blond włosach. Ów chłopak patrzył smutno za zakratowane okno jadalni, zza którego można było podziwiać wielki księżyc.
Black wstał gwałtownie od stolika i podszedł do Damon'a - jedynego normalnego mężczyzny, z którym można było porozmawiać. Był również jednym z ważniejszych ludzi w szpitalu.
- Którą celę zajmuje ten chłopak? - zapytał i ruchem głowy wskazał samotnie siedzącego blondyna. Damon popatrzył na niego podejrzliwie.
- Po co ci to?
- Zobaczysz - uśmiechnął się diabelsko Ed i zatarł uradowany ręce.
- Trzysta pięćdziesiąt osiem - powiedział niechętnie Damon.
Damon był wysokim, łysym mężczyzną w dużą liczbą tatuaży na ciele. Nie miał zbyt ciekawej przeszłości i był jednym z pierwszych umieszczonych w zakładzie. To dzięki niemu teraz jest tak, jak jest, a nie inaczej.
Black zerwał się jak oparzony do biegu i popędził w stronę celi blondyna. Otwierał każde drzwi po drodze, bo brakowało mu jakiekolwiek rozrywki i w ten sposób postanowił się pobawić.
Z lekką zadyszką dotarł do pokoju utrzymanego w białych kolorach. Ed nie mógłby tak mieszkać, bo czułby się jak w szpitalu.
Powoli podszedł do malutkiego łóżka i zatrzymał się idealnie przed nim. Schylił się nieznacznie i spojrzał na materac, leżący na drewnianych deskach. Przyjrzał mu się dokładnie i prychnął zniesmaczony, kiedy doszedł do wniosku, że nie uda się jego żart. Cały jego dobry humor zniknął w jednej chwili, a zastąpiło go mocne zdenerwowanie. Wyszedł z pokoju trzaskając głośno drzwiami tak, że prawie wypadły z zawiasów. Było to jednak praktycznie niemożliwe, ponieważ drzwi każdej celi były utrzymywane na tytanowych kratach.
Szedł powoli po korytarzach i każdemu, kto miał czelność na niego spojrzeć, posyłał ostre spojrzenie. Wszyscy kulili się pod jego wzrokiem i czym prędzej czmychali przed siebie. Sapnął zdenerwowany i przyspieszył kroku. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać, więc skierował się do swojego pokoju.
Mijał wiele posągów, stojących równo w rzędzie pod ścianą oraz patrzących na niego złośliwie i wyzywająco, jakby mówiły "Nie masz odwagi, by tu podejść. Nie wyjdziesz stąd. Nigdy!".
Stanął na chwilę i przyjrzał uważnie ścianom. Wydawało mu się, że widział na nich jakiś ruch. Uspokojony, kiedy nic nie zobaczył, ruszył powoli naprzód. Ogarnęło go nieprzyjemne uczucie.
Rozglądał się zdezorientowany wokół siebie i patrzył, jak ściany powoli zmieniają swoje położenie. Wydawało się, że zaciskają się dookoła niego, jakby próbowały go zastraszyć. Rudowłosy rozglądnął się panicznie naokoło i puścił się biegiem przez długi korytarz, zdający się nie mieć końca. Budynek zawężał się coraz bardziej z każdym jego krokiem, a płuca paliły od dużego wysiłku. Mur ściskał go z każdej strony, a oddech stał się urywany. Nerwowo rozglądał się za ewentualnym ratunkiem, lecz jedyne co zobaczył, to głęboka czerń; jego ciało upadło z hukiem na podłogę.
Do Black'a docierały zniekształcone dźwięki, jakby był głęboko pod wodą. Próbował poruszyć lewą dłonią, lecz poczuł na niej silne, skórzane pasy. Zaczął kręcić głową na wszystkie strony i wierzgać na kozetce jak szalony.
I wtedy wiedział, że nie może zostać tu ani dnia dłużej.
- Sprawdzaliśmy tylko twój stan zdrowia, Black - mruknął Damon, kiedy Ed próbował dowiedzieć się, dlaczego był przywiązany, a na jego boku jest założone kilka szwów. Łysy mężczyzna nie był jednak zbytnio przekonujący.
- Nie sądzę - powiedział stanowczo i poważnie Black po czym założył ręce na klatce piersiowej, czekając na wyjaśnienia.
- Daj spokój - jęknął Damon odwracając głowę w drugą stronę. Łgał.
Łgał, a Black to doskonale wiedział.
- Dobrze, dam spokój, ale pod jednym warunkiem - rudowłosy popatrzył uważnie na wyższego mężczyznę. - Powiesz mi gdzie mogę znaleźć Gabriela.
- Kogo? - na twarzy Damona malowało się autentyczne zdziwienie.
- Gabriela - powtórzył zaskoczony Black. - Jest tu wolontariuszem i pochodzi z Kalifornii - dodał marszcząc czoło.
- Chyba wiem o kogo ci chodzi - łysy kiwnął dyskretnie głową w stronę drzwi, a Ed od razu załapał o co mu chodzi. Odwrócił się więc w tamtą stronę i powoli ruszył do drzwi, za którymi już po chwili stał.
- Gdzie on jest?
- Zdaje mi się, że trochę cię okłamał - powiedział, patrząc dziwnie na niebieskookiego mężczyznę.
- Nie rozumiem.
- I nie musisz, ale jeśli chcesz, to zaprowadzę cię do niego.
Black przyjrzał mu się uważnie i stwierdził, że nie ma nic do stracenia, więc wzruszył ramionami i pokiwał twierdząco głową.
Szli przez wiele korytarzy i mijali wiele par drzwi, jednak żadne nie były tymi, które prowadziły do Gabriela. Rudowłosy wymyślił genialny plan i postanowił wcielić go jak najszybciej w życie.
- Przy okazji, mógłby mnie ktoś oprowadzić po instytucie?
- Jasne - Damon przytaknął szybko i rzucił Black'owi jedynie krótkie spojrzenie.
Łysy mężczyzna zatrzymał się przed jednymi drzwiami i zapukał cicho. Nie usłyszał odpowiedzi, więc ponowił próbę.
- Gabe, to ja, Damon - krzyknął, opierając czoło o zimny metal. - Edward bardzo nalegał na spotkanie z tobą.
- Nie chcę teraz nikogo widzieć, powiedz mu, żeby przyszedł później - mruknął tylko w odpowiedzi słabym głosem.
Ed nie miał pojęcia o co wszystkim chodzi. Miał wrażenie, że wszyscy dookoła niego zmówili się przeciwko niemu i teraz okłamują bezustannie.
W tym wszystkim dziwne było to, że pokój Gabriela znajdował się pomiędzy tymi dla psychopatów.
Ed rozejrzał się dookoła i z zaskoczeniem stwierdził, że w oknach nie ma krat. Szczerze mówiąc, dopiero teraz zwrócił uwagę na wygląd budynku. W niektórych miejscach ściany były obdarte z tapety, a w innych tynk odchodził od cegieł. Na podłodze leżał zakurzony, ciemnozielony dywan z frędzlami, a przez malutkie okienka wpadały nikłe wiązki światła.
- Gabrielu, muszę z tobą poważnie porozmawiać - powiedział podniesionym głosem Black. W zamian usłyszał tylko skrzypnięcie łóżka. - Ta sprawa nie może czekać - kontynuował niezrażony.
Mężczyźni czekali przez chwilę pod drzwiami na jakikolwiek znak, że szatyn również chce porozmawiać, albo chociaż ma zamiar wysłuchać Ed'a.
- Damon, czy mógłbyś zostawić nas samych? - zwrócił się do wyższego mężczyzny i popatrzył na niego wymownym wzrokiem.
- Jasne - sarkazm w jego głosie zdenerwował rudowłosego, który zareagował natychmiastowo. Dopadł do mężczyzny, złapał za koszulkę i podciągnął do góry, szepcząc:
- Chyba się nie zrozumieliśmy - wysyczał złowrogo. - Chcę, żebyś stąd poszedł - powtórzył dobitnie, a jego mięśnie twarzy nawet nie drgnęły; pozostawał tak samo poważny i groźny jak przed chwilą.
Damon spojrzał na niego niby lekceważąco, jednak w jego oczach można było wyczytać strach. Autentyczny strach.
- Co z tego będę miał? - popatrzył wyzywająco w oczy Black'a i uśmiechnął się niewinnie. Ed miał ochotę się śmiać, widząc nieudolne próby zamaskowania przerażenia łysego mężczyzny.
Uśmiechnął się za to szczerze, wypuszczając powietrze głośno przez nos, spuścił głowę w dół i zagryzł wargę, zaczynając myśleć.
- Widzisz... - zaczął i podniósł na niego wzrok. - Obyło by się bez tego - wymierzył mu mocny cios w szczękę i uśmiechnął się okrutnie. Damon, nieprzygotowany na taki obrót sprawy, nie zdążył uchylić się przed ciosem. Ed zaśmiał się szyderczo i splunął na niego.
- Dobra, już idę - oświadczył mężczyzna i spojrzał na niego przestraszony. - Tylko mnie puść - wymamrotał cicho.
- Możesz powtórzyć? Chyba nie usłyszałem - zachichotał szleniec.
- Puść mnie!
Ed rozluźnił uścisk, a zadowolony Damon uciekł czym prędzej z zasięgu jego wzroku.
- Gabe, łysy już poszedł - rudowłosy oparł czoło o zimne drzwi i westchnął głośno zmęczony. - Naprawdę muszę z tobą porozmawiać. Proszę, otwórz się.
Przez chwilę nic się nie działo i kiedy Black miał odpuścić i wrócić do siebie, usłyszał zgrzyt metalu i ciche kliknięcie. Zza drzwi wyłonił się szatyn cały blady na twarzy.
- Chodźmy gdzieś indziej - poprosił cicho wolontariusz, a Ed pokręcił przecząco głową.
- Chciałem ci tylko powiedzieć, że postanowiłem ci zaufać, Gabrielu. Wydajesz się być lojalnym człowiekiem, a ja jestem tu samotny. Chciałbym w końcu móc się komuś wygadać.
Skończywszy, obserwował twarz młodszego i malujące się na niej niedowierzanie pomieszane z wielkim szokiem. Wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał, po czym pokiwał głową z szerokim uśmiechem.
- Jasne.
Black'a ucieszyły te słowa, bo wiedział, że przez to ma o połowę mniej roboty.
Komentarze (1)
Nie wiem co było wcześniej, więc nie jestem w zgodności z fabułą opka, ale biorąc pod uwagę tę część, to jakoś nie odczuwam dreszczy. Może dalej coś się bardziej ruszy w planie akcji. Pzdr ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania