PTSD

Boję się tych następnych dni. Za każdym razem mam obawę, że zza rogu wyskoczy Dylan i zacznie coś mówić. Jest wysoki i niewiarygodnie silny, jego słowa bolą. Rzadko mówi. Pojawia się i znika, nie wiem kiedy i jak. Nie wiem też dlaczego. Czasem siedzi obok mnie na stołówce, lub przeklina innych ludzi i krzyczy im w twarz. To dziwne, że oni go nie widzą. Ale od kiedy dwa lata temu się pojawił, non stop o nim myślę. Kiedyś mnie uderzył, spoliczkował. Piekło mnie i do tej pory snułem domysły, dlaczego to zrobił. Dużo rzeczy było dla mnie niewyjaśnionych, tajemniczych. Jakby zamkniętych. Często też odechciewało mi się mglistego świata, zagłuszonego przez wrzaski. Idę przez korytarz i czuję, jakby nikt nie zwracał na mnie uwagi. Poczucie niewidzialności daje mi w kość codziennie. Tylko czasem widzę, że kogoś interesuje. Jak na przykład wtedy, podczas mojej pierwszej i ostatniej próby samobójczej. Nie pamiętam wiele. Nie zakodowałem, czy to noc, czy dzień. Nie pamiętam nawet, co zrobiłem. Znam tylko skutek, bo dalej tu jestem i obserwuję niebieskie spojrzenia, głośne kroki, ciche ruchy i nieme szepty.

Tak naprawdę to jestem nikim. Ale nie przez smutek, nie mam depresji ani nic innego. Tamten stan już dawno minął. Wiem, że jestem nikim, bo nie jestem kimś. A skoro nie jestem kimś, to przecież muszę być nikim, prawda? Może mam ciało fizyczne, ale nie duchowe. Nie czuję, żebym miał duszę. Nie widzę swoich emocji. Nie mam charakteru, bo bo prostu ze mnie uleciał. To stan umysłu, który nie minie. Parę już minęło, ale ten zostanie i ja to wiem. Byłem nadmiernie strachliwy i zmagałem się z depresją – stąd też próba samobójcza. Ale to jedynie okres czasu, pomiędzy nimi zawsze jestem tak samo biały. Teraz ta biel zawładnęła mną do końca, na zawsze.

Jedyne, na czym się skupiam to Dylan. Ma ciemne włosy i tak dziwnie się porusza... Jakby połączyć damę z wieśniakiem. Pachnie ślisko, lepko. Z oczu paruje mu złość i niedosyt.

A Dylan tak naprawdę nie nazywa się Dylan. To znaczy nie wiem, nie znam jego prawdziwego imienia. Jest tym samym człowiekiem, co w wizjach. Lub snach, jakkolwiek to nazwę, zawsze jest tak samo.

Dylan idzie w moją stronę, uśmiecha się niepoprawnie, oczy mu świecą. Wiem, że krzyczę, ale nie słyszę tego krzyku. Boję się, wiem, że coś się stanie. Że będzie bolało. Ale później, gdy jest już blisko mnie, wszystko znika. Budzę się. I już wtedy się nie boję, przestaję czuć. Pamiętam tylko las w tle.

– Jak się dziś czujesz, Carson? – pyta Julie. Jej głos jest łagodny.

– Nijak – odpowiadam machinalnie, wzrokiem przytaczając pustkę w powietrzu do siebie. – Przecież wiesz.

Zapisuje coś w swoim notesie, zawsze tak robi.

– Czy jest ci lepiej, od kiedy bierzesz leki?

Nie przypominam sobie o żadnych lekach. Mimo tego mówię, znowu tym samym metalicznym głosem:

– Nie.

Czy biorę pigułki, czy nie, jest non stop tak samo. Różnica nie może być odczuwalna, bo ja jestem nikim. A może łatwiej byłoby mówić, że jestem niczym, bo człowiekiem jestem tylko w kwestii biologicznej.

– Dylan dzisiaj był w szkole?

– Jadł obiad.

Julie wie o Dylanie jako jedna z nielicznych.

– Tylko? Może jeszcze innym razem? – dopytuje. Zastanawiam się chwilkę.

– Jeszcze mi się śnił.

– Kiedy, może pamiętasz?

– Na drugiej lekcji. To był Angielski. Znowu tak samo widziałem – dodaję, znając kolejne pytanie. Przerabiamy ten temat od tamtego... Dnia. Ciągnęło się jak lata, a jednak trwało tylko parę godzin.

A potem jeszcze kolejna seria pytań i odpowiedzi. Kończymy, wracam do domu z mamą. Dylan siedzi obok mnie z tym przerażającym wyrazem twarzy. On czegoś chce, on ewidentnie czegoś bardzo ode mnie chce. Nie wiem czego, ale zdaję sobie sprawę, że jeśli to dostanie – zniknie. Rozmyje się.

Przypominają mi się tamte słowa Julie skierowane do mamy parę lat temu.

„Przeżył traumę, musicie go z rozumieć.”

To dziwne, zazwyczaj nic nie pamiętam.

Moje wypłukane wnętrze, puste z emocji i pachnące solą boli, gdy znów patrzę na Dylana. Nie rusza się, tylko wlepia się ślepiami w moją twarz. Kiedyś przez niego nie spałem, krzyczałem, płakałem.

„Bądźcie wyrozumiali. Takie spotkanie z psychopatą nie zniknie z jego pamięci.”

A jednak, ja nic nie pamiętam.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • aniaanka pół roku temu
    Interpunkcja. Zwróć na nią uwagę. Tekst bardzo dobry.
  • Sandra pół roku temu
    Dziękuję :)
    Wiem... Złą interpunkcję często źle mi się czyta, ale – no cóż. Na pewno muszę popracować nad pisaniem w cudzysłowie. A jeśli gdzieś wkradła się niepotrzebna kropka, lub przecinek zamiast kropki – musicie mi wybaczyć, nie zawsze wyłapuję 🥲
    Na pewno za pierwszym razem przy korekcie nie wyłapuję wszystkich błędów, więc jeżeli jakieś znajdę to będę na bieżąco poprawiać :)
    Niemniej dzięki za wizytę 😊
  • aniaanka pół roku temu
    Ciężko wyłapać błędy w swoim tekście. Wiem coś o tym. Może przez emocje, jakie nam towarzyszą przy pisaniu. Możemy czytać, wprowadzać korekty, a i tak coś się zdarzy.
    Będę czytać i komentować. Ten utwór to taki z kręgu moich zainteresowań.
    Moc serdeczności 😊
  • zsrrknight pół roku temu
    Końcówka nieco zaskakująca, ale ogólnie meh. Jest trochę błędów, trochę jakby dziwnych sformułowań... Wszystkiego po kolei nie chce mi się czepiać - może jutro.
    I w sumie chyba ktoś to kiedyś gdzieś pisał, ale naprawdę nie kojarzę, byś napisała coś choćby trochę wesołego... Tak mi się skojarzyło, bo w sumie mocno ciężki ten tekst, a inne rzeczy, które u ciebie czytałem bywały raczej "poważne"
  • Sandra pół roku temu
    Nie lubię pisać wesołych rzeczy, nie idzie mi w oddawaniu radości. Tak myślę przynajmniej, że trudniej mi to napisać. "Poważne"? Nie wiem, może trochę... Błędy będę poprawiać, nie jestem w stanie wyłapać wszystkich na początku :)
    Dziękuju za wizytę
  • droga_we_mgle pół roku temu
    Ciężki temat. Końcówka mocna.

    Nie zostawiam gwiazdek, bo nie czuję się na dalsze ocenianie tego tekstu.

    Ktoś mi kiedyś powiedział (właściwie zacytował, ale nawet nie chcę sprawdzać, czyje to słowa) "Żeby być sobą, trzeba być kimś" i choć wiem, że chciał mi pomóc, zmotywować, to uważam, że zrobił mi krzywdę, bo zaczęłam przez to myśleć o sobie trochę jak główny bohater. W sensie "nie jestem <kimś> (a co to znaczy, swoją drogą??), więc jestem nikim".

    Chociaż u bohatera przyczyny są oczywiście znacznie głębsze.

    Chyba nie ma sensu pisać, że szarpnęło we mnie jakąś strunę, komentarz mówi sam za siebie...

    Pozdrawiam ~
  • Sandra pół roku temu
    Dziękuję za przeczytanie :)
    No właśnie sformułowanie "ktoś" i "nikt" są dziwne i dają duże pole do dopowiadania. Można się rozpisywać, ale i tak nigdy nie do końca zrozumiem. Słyszałam, że "każdy jest kimś, nawet nikt". Jeszcze więcej do myślenia
    Również pozdrawiam :-)
  • Lotos pół roku temu
    Dobry tekst, zatrzymuje i zmusza do refleksji, a nikt jest inny jak nikt inny.
  • Sandra pół roku temu
    Dziękuję za przeczytanie :)
    "Nikt jest jak nikt inny" – aż sobie zapiszę gdzieś

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania