Puk! Puk! 02
- puk, puk!
Zerwany ze snu John otworzyl oczy. Poderwal glowe i na wpolswiadomy zaczal rozgladac sie po pokoju probujac odnanalezc zrodlo dzwieku. W zasadzie to nie byl pewien czy mu to sie czasem nie przysnilo. Po dluzszej chwili rozluznil miesnie karku, a glowa bezwladnie opada na miekka poduszke. Naciagnal na siebie koldre i ziewnal.
- Puk, puk, puk!!
Pukanie w drzwi stawalo sie coraz bardziej intensywne.
- Kurrrwa mac!
Obruciwszy sie na bok, zakryl sie poduszka, zaslaniajac uszy. Nie mial zamiaru otwierac dzwi.
Jego obolale cialo blagalo, aby nie zmieniac tego blogiego stanu rzeczy.
- Bum, Bum, Bum...
Ciche pukanie zamienilo sie w glosne, natarczywe walenie. John zaciagnal mocniej poduszke.
Zza drzwi dobiegl glos.
- Przepraszam, ze przeszkadzam, czy wszystko w pozadku? -
- Czego chcesz! Przyjdz pozniej!
- Niestety nie moge tego zrobic. Prosze mnie wpuscic
- Kurwa czlowieku daj pospac.
- Prosze otworzyc drzwi...
Nastala chwila ciszy... John mial nadzieje, ze facet okaze chodz odrobine zrozumienia i przyjdzie pozniej.
- BUM! BUM! BUM! BUM!
- Ty kanalio jedna! Daj mi spokoj!
W momencie jak wykrzykiwal te slowa, puduszka, pod ktora mial nadzieje znalezc azyl, przeleciala przez pokoj i wyladowala z chukiem na drzwiach. Walenie w drzwi ustalo.
- Takie slowa sa tu zbedne. Prosze sie nie denerwowac. Ja wykonuje jedynie moje obowiazki. Prosze otworzyc.
- Nie odpuscisz co?
W koncu leniwie podniosl sie z lozka zarzucil na siebie koszule i otworzyl drzwi. Facet wsadzil leb do srodka i rozejzal sie po pomieszczdniu. Rzucil szybkim spojrzeniem, zaczynajac od prawej do lewej, a potem spowrotem, zatrzymujac wzrok na Johnie.
- Witam. Mam nadzieje, ze pana nie obudzilem? Niestety jest juz 8 rano I z przykroscia musze pana wykwaterowac.
- Oczywiscie, ze mnie obudziles! Jest osma rano?! Pogielo was?! Ludzie dajcie sie wyspac! Malo wam tu kasy zostawilem? - odparsknal z niezadowoleniem
Facet niewzruszony kontynuowal.
- Jesli pan sobie zyczy to mozemy przedluzyc panski pobyt o kolejna dobe
- Nie potrzebuje kolejnej doby. I nie chce korzystac z innych uslug. Chce sie tylko wyspac.
- Naprawde bardzo mi przykro, ale takie panuja u nas zasady. Doba dobiegla konca. Czy mam przedlyzyc o kolejna?
Do Johna dotarlo, ze nic nie wskura. Facet zdawal sie nieugiety i nie bylo sensu dalej dyskutowac. Poza tym przypomnial sobie, ze zadanie jakie mial do wykonania nie zostalo zrealozowane.
- Nie... Nie trzeba. - zreflektowal sie - Daj mi piec minut.
Zamknal drzwi nie czekajac na odpowiedz.
Ubral sie w pospiechu, pozabieral swoje rzeczy i ostatni raz spojrzal na lozko. Pod cienka koldra rysowala sie sylwetka kobiety. Nieznaczenie zgiete nogi ciagnely sie do najbardziej odstajacego punktu. Do idealnie zaokraglonych bioder, ktore gorowaly nad reszta sylwetki, po czym opadaly drastycznie, przechodzac w niemozliwie szczupla talie.
Jej czarne wlosy wystawaly spod koldry, skrywajac jej twarz. Nie widzial jej terez, ale doskonale ja zapamietal. Mloda, delikatna cera, ktora kilka godzin temu przepelnialy grymasy rozkoszy.
I wlasnie to spodobalo mu sie najbardziej, ta jej wrazliwosc. Bardzo go to krecilo.
- jaka szkoda, ze taka mloda dziewczyna, wyladowala w takim miejscu.
- to jest straszne - pomyslal
- jak te dziewczyny sie nie szanuja.
-... Oddaje sie po kilka razy dziennie w jakims burdelu za pare stow, a moglaby osiagnac znacznie wiecej.
-... Chociazby zwiedzac swiat, opalajac sie na jachcie u boku jakiegos mlodego bogacza z branzy IT, albo co najwyzej arabsiego szejka, co tez nie jest zla opcja, jesli oczywiscie polubiala by pewnie extrema.
- A teraz oddaje swoja niewinnosc byle frajerom za niewygorowana ceny.
- 4.... 5....6....7....8
- a co mi tam niech bedzie okragly tysiac. Zasluzylas.
John jeszcze poprzedniego dnia ustalil z dziewczyna podwojna stake, bo domagal sie od niej, jak to sam stwierdzil, "pelnej uslugi" . Musiaj ja do tego namowiac, bo z pewnej strony mloda byla jeszcze niedoswiadczona.
- teraz juz wiesz jak to jest
-... kurcze, chyba robie sie sentymentalny.
Otworzyl drzwi i wyszedl. Wcale nie byl zaskoczony jak zobaczyl typka, ktory dalej stal na korytazu. Kiedy juz chcial nawrzucac mu kilka slow od niezadowolonego klienta to zadzwonila mu komorka.
- dryn, dryn...
Znana melodia nokii. Motyw zaczerpniety z utworu jakiegos hiszpanskiego artysty z poczatkow dwudziestego wieku.
John wyjal telefon. Stary, kiedys kultowy, telefon z guzikami zamiast dotykowego ekranu. Relikt przeszlosci. Mialy one natomiast jedna niekwestionowalna przewage nad tymi dotykowymi. Mozna bylo bez patrzenia, intuicyjnie poruszajac palcem po wyraznie odstajacych klawiszach, napisac wiadomosc tekstowa. Umiejetnosc powoli zapominana, ktorej nowe pokolenie nie mialo okazji sie nauczyc. A jednak w pewnych okolicznosciach niezastapiona. Zwlaszcza dla kogos w jego fachu, kiedy musial na szybko niepostrzezenie napisac do kogos wiadomosc, nie wyciagajsc telefonu z kieszeni.
Nacisnal przycisk z czerwona sluchawka i zaczal kierowac sie w strone wyjscia.
- Halo.
- Wiataj John, jak leci
- Czesc Stew.
- Jaka u ciebie jest pogoda, bo u mnie jest bardzo cieplo.?
- U mnie? - John spojrzal na gorylka, po czym obrocil sie na piece i zaczal kierowac sie w kierunku wyjcia.
- U mnie tez zaczyna sie rozjasniac.
To bylo ich haslo, po ktory mogli rozmawiac otwarcie.
- klient sie pyta, czy dostarczyles przesylke
- jeszcze nie. Wciaz nad tym pracuje
- cel opuszcza dzisiaj hotel, wiec musisz sie pospieszyc. Przypominam, ze polecilem cie jako pewniaka. Sa jakies problemy?
- spokojnie Stew, wszystko pod kontrola. Musialem rozpoznac teren, tak dla pewnosci. Dzisiaj bedzie po wszystkim.
- I za to cie szanuje. Czekam na potwierdzenie. Czesc
- Trzymaj sie
Wyszedl z burdelu i pomysal, ze moze po wszystkim zabierze te malolate.
- pozwiedzala by ze mna kawal swiata przy tym dobrze by sie pobawila. - pomyslal
- I ocalilbym jej dupe ha, ha
- wlasna "Exclusive girl"
Parskal smiechem
- bylbym jak ten Arabski Sheik
- ha, ha, ha...
Za zlecenia jakie mial wykonac mial zostac sowicie oplacony. Normalnie za tzw. glowe liczy sie od 20tys do 50tys w zaleznosci od skomplikowane zadania, oraz od statusu celu.
John za te robote mial dostac 80tys, bo nie ma zbyt wielu zabojcow, ktorzy chcialoby podjac sie takiego zadania. Czym innym jest zabicie jakiegos zwyrodnialca, ktory w wiekszosci przypadkow zasluzyl sobie na taki los, a czym innym zabicie mlodej kobiety.
Pewnie znalazlylby sie jakis tani zboczeniec, ale tacy zazwyczaj dodatkowo zadaja kilka dni w zaciszu dla siebie, sam na sam, zanim wykonaliby by zadanie.
W tym zleceniu bylo to niedopmyslenia. Czysta, szybka robota, zadnych sladow z czego slynal John. Pelen profesjonalizm.
Wrocil do swojego hotelu. Podrzedne miejsce z lepiacymi sie podlogami, gdzie wlasciciela nic nie obchodzilo kto i poco zagoscil w jego przybytku. Brak obslugi hotelowej byl wlasciwie na reke wiekszosci znajdujacych sie tu mieszkancow. I poza niska cena to wlasnie "uszanowanie prywatnosci" - bylo druga pozycjia jaka przyciagala klientow.
Spod lozka John wyjal torbe. W srodku pod kilkoma koszulkami i innymi czesciami garderoby znajdowal sie karabin. Odchylil jedynie szpargaly, aby zobaczyc czy wszystko jest na miejscu. Nie spodziewal sie, aby ktokolwiek tu zajrzal, ale zrobil to raczej dla swietego spokoju.
Rozprostowal sie, porozciagal sie, po czym padl na podloge i w szelnczym tepie zaczal robic pompki. Cztery serie po trzydziesci i ostatnia do upadlego.
- 53...
- 54...
- 5...5.....
Poczekal chwile, aby wyregulowac oddech i od razu wzial sie za czyszczenie karabinku.
Spoczatku sprawialo mu to trudnosc, bo jego rece trzasly sie po wymagajacym treningu. Zawsze tak robil. Kiedy byl wyczerpany, a jego myskuly byly jeszcze w napieciu miesniowym to bral sie za zadania wymagajace skupienia i precyzji. W ten sposob cwiczyl kontrole nad swoim cialem. Tym razem wzial karabin, bo zazwyczaj uzywal do tego kartki i dlugopisa, spod ktorego wychodzily wtedy same bohomazy. Tutaj nie chcial zostawiac zadnych sladow.
- John co to bylo wczoraj? - pomyslal
Jedna rzecz nie dawala mu spokoju. Jakim cudem ta kobieta potrzyla sie w jego stone? Nie mogla tego wiedziec, przeciez nikt poza nim nie wiedzial o jego planie.
Dlugo sie nad tym zastanawial i przypominal sobie te sytuacje roztrzasajac ja na najdrobniejsze elementy. Tak jak potrafil.
- twarda podloga...
- moj ulubiony karabin...
- dystans 50 metrow....
- kobieta na balkonie...
Analizowal kazdy element. I jeszcze raz...
- twarda podloga....
- moj karabin..
- kobieta opoerajaca sie na barierce
- widzialem ja wyrazenie w obiektywie
....
I w tym momencie przypominal sobie jej oczy. Pelne, ciemnobrazowe, o glebokim spojrzeniu. Ogarnelo go dziwne uczucie, ktorego nie potrafil zrozumiec. Jakby jakies cieplo przeniklo jego cialo. Te same cieplo, ktore przyciegnelo ich spojrzenia. Poczul jakby przeniosl sie w inny wymiar.
- Co za bzdury! - wykrzyknal
To pewnie byl czysty przypadek, albo odblask jakiegos szkla, ktory przyciagnal jej uwage.
- Co to za pierdoly. John co sie z Toba dzieje?
Nagle zaczal sie smiac
- ha, ha, ha...
Dostrzegl, ze nie na broni odkleila sie specjalna oslonka na przednim otworze lunety. Taka oslonka ma za zadanie rozpraszac swiatlo padajace z naprzeciwka, zmniejszajac odblask, jaki moglby nieopatrznie zdradzic pozycje snajpera.
- Bravo Ja! Amatorski blad. No coz zdaza sie. - pomyslal
- zalatwie te sprawe inaczej...
John chcial zabic ja osobiscie wbijajac sie w nia nozem w watrobe. Metoda trudna i zarazem bardzo osobista. Kiedys zalatwil tak jakiegos turka w Berlinskim metrze. Nie mogl spac po tym przez caly miesiac bo byl to jego pierwszy raz. Teraz, ta metoda dawala mu niewiarygodny wystrzal hormonow. Nie porownywalnie mocniejszy niz ostatnio przezyte chwile w domu uciech. Chcial patrzec jej prosto w oczy. Chcial dostrzec jak powoli bedzie z nich uchodzic zycie.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania