Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Punkt zwrotny

Hotelowy pokój, przez zgniłą zieleń zasłon dostają się promienie słońca. Jest wcześnie, jeszcze pokojówki nie zaczęły sprzątać. Patrzę na zegar, mam może cztery godziny. Cztery godziny to dość czasu, żeby posprzątać po wydarzeniach wczorajszego wieczora. Głowa cały czas pulsuje. Tępy cios zamroczył mnie na chwilę, ale nie pozbawił przytomności przynajmniej nie od razu. Adrenalina utrzymała świadomość, zacisnąłem ręce mocniej. Machnęła jeszcze raz figurką w powietrzu, tym razem nie dosięgnęła. Na kolejny cios nie starczyło jej już sił. Ręka opadła. Drewniany Jezusek potoczył się po podłodze. Ciało zrobiło się ciężkie. Trzymałem dłonie na gardle jeszcze długu. Nie wiem czy upewniałem się co zrobiłem, czy raczej nie wierzyłem, że jestem do tego zdolny. Poczułem zmęczenie. Dotknąłem pulsującego miejsca na głowie, dziwne nie czułem bólu. Ręka pokryła się czerwoną mazią. To ostatnie co pamiętam z nocy.

I co teraz. Łeb napierdala, na wykładzinie widać ślady mojej krwi. Koszula też nadaje się do wyrzucenia. Żebym chociaż miał się w co przebrać. Prysznic. Tak zimna woda pomoże mi dojść do siebie i przemyśleć co teraz. Gdy idę w kierunku łazienki mimowolnie lustruję pokój. Przekrzywiony obraz na ścianie, przewrócony stolik, nie widzę nic nieodwracalnego. No może oprócz tej plamy mojej krwi. Odkręcam zimną wodę, rozbieram się i patrzę jak leci. Przecież nienawidzę lodowatej wody, przekręcam kurki i wchodzę do kabiny. Na chwilę cały świat staje w miejscu. Jest przyjemnie. Stąpam w mydlinach i brunatnej wodzie. Wszystko zaczyna się układać. To jej pokój, zaprosiła mnie, ale nikt nie odnotował mojej obecności. W głowie przywołuje swoją drogę do pokoju, nie było kamer ani w windzie, ani w korytarzach. Tak mi się przynajmniej zdaje. Pewnie mieli jakąś w recepcji, ale wątpie by złapała wyraźny obraz mojej twarzy. Jest dobrze. Przez szum wody słyszę delikatne pukanie, przecież nie wywiesiłem karteczki "nie przeszkadzać". Sprzątaczka, to na pewno ona. Wybiegam z łazienki, woda wylewa się przez otwartą kabinę. Gdy staje przed drzwiami słyszę jak zamek elektroniczny zwalnia blokadę. Przytrzymuję drzwi ręką - Proszę nie wchodzić! Biorę prysznic. - Przepraszam najmocniej, pukałam kilkukrotnie. - odpowiedział mi młody żeński głos - Nic się nie stało, nie będę potrzebował dziś świeżych ręczników. - Błąd, gdybym tylko skończył prysznic wcześniej zabrała by mój brudny ręcznik, moje DNA. - Dziękuję. Do widzenia. - Do widzenia, miłego dnia Panu życzę. - słyszę jak odchodzi w kierunku następnego pokoju. Albo w tym hotelu szybciej zaczynają pracę, albo moje pojęcie czasu się zmieniło od wczoraj. Telewizor pokazuje siódmą trzydzieści. Wracam do łazienki, w spodniach szukam komórki. Kilka nieodebranych maili, siedem połączeń od Kasi oraz cyferki w górnym lewym roku wyświetlające jedenastą. Na chuj mają zegar, jak nawet godziny nie potrafi dobrej pokazać. To wiele zmienia, spóźniłem się na spotkanie, a właściwie nie pojawiłem się wcale.

Siadam na zimnych kafelkach. Szum wody pomaga się skupić. Myśl. Jakie masz opcje? Posprzątać po sobie i zostawić ją. Tak tylko bym musiał zabrać ze sobą jakieś dwa metry kwadratowe wykładziny, tą przeklętą figurkę i pewnie coś jeszcze. Tylko jak przejrzą jej tinder to pojawi się moja osoba. Dane mam fikcyjne, ale zdjęcie jest moje. Wątpie, żeby długo mnie szukali. Zawsze mogę zabrać komórkę, ale to też będzie podejrzane. Kurwa, jakby martwa kobieta na środku pokoju hotelowego nie wyglądała podejrzanie. Zabrać zwłoki i jakoś ogarnąć w pokoju. Ciekawe czy już płaciła za nocleg. Do kiedy ona planowała tu zostać? Sprzątaczka była, czyli mam czas conajmniej do jutra. Słabe jest tylko to że słyszała mój głos. To żaden dowód na moją obecność tu, ale zeznanie o obecności mężczyzny dzień po jej zgonie. Ciekawe czy ktoś jej szuka, w wejściu leży mała czarna torebka. Przetrząsam zawartość. Jest telefon, a właściwie cegła. Czemu oni produkują coraz większe te telefony. Oczywiście zablokowany. Na ekranie nie wyświetlają się powiadomienia. Przynajmniej nikt jej na razie nie szuka. Gdyby jakoś złamać ten telefon, wyczyścić tindera, policja nie powinna znaleźć powiązania ze mną. Trzeba było się uczyć łamania zabezpieczeń, a nie sprzedaży akcji. Może kasa mniejsza, ale przynajmniej bym teraz potrafił zatrzeć swoje ślady. Ślady, właśnie, kurwa czemu na to odrazu nie wpadłem. Przecież to nowy model, a teraz każdy szanujący się producent srajfona wrzuca czytnik linii papilarnych. Tylko mam nadzieję, że martwe palce dalej potrafią odblokować telefon. Na szczęście nie muszę ich łamać. Chyba nie byłbym do tego zdolny. Podczas całej procedury tłumie w sobie odruch wymiotny. Wszystko się udaje. Moim oczom ukazuje się tapeta z kotkiem. Zdjęcie wątpliwej jakości, widać słabą rękę "fotografa", brak podstawowych informacji na temat kadru, stawiam że to jej ukochany kot. Tindera znalazłem bez większych problemów. Trochę mnie kusiło, aby sprawdzić wiadomości ostatnio wysłane, te przed naszym spotkaniem, ale dałem sobie spokój. Wyczyszczenie zbyt wielu rzeczy mogłoby zasygnalizować służbą, że ktoś majstrował przy danych. Dobrze, rozmowa ze.mną całkowicie usunięta. Odkładam telefon do torebki. Pora się ubrać i spierdalać stąd. Może zostawiam tutaj sporą dawkę mojego DNA i odcisków palców, ale nie widzę jakby mogli powiązać moją osobę z tą kobietą.

Nasze wieczorne spotkanie było krótkie w strasznie zatłoczonym pubie. Wcześniejsza wymiana wiadomości wystarczająco nas na siebie nakręciła. Ja zwinąłem się wcześniej z imprezy z kumplami argumentując to porannym spotkaniem z Kasią. Nie wiem co ona robiła, ale na pewno nie siedziała wcześniej w tym pubie. To miejsce było mi obce, nie moja część miasta. Ona zaproponowała ten lokal, znajdował się piętnaście minut od jej hotelu. Zdążyłem wypić szklankę Tullamore Dew zanim dotknęła mojego ramienia. Dwa żarty później trzymałem już rękę na jej odsłoniętym kolanie. Byłem lekko wstawiony, nakręcony, gotowy do działania. Ona kokietowała, owijała sobie mnie wokół palca. To spojrzenie, delikatne zagarnięcie długich czarnych włosów. Czerwone mięsiste usta. Dekolt odsłaniający trochę mało, ale jednocześnie podsycający wyobraźnie. Chyba ja zaproponowałem wyjście do niej. Spacer w wiosenną noc był dobrym pomysłem. Po drodzę zdążyłem się już przekonać jak jędrny ma tyłek. Jak mały i słodki ma język. Jej ciepłe usta spotkały się z moimi, ręce nie wiedziały gdzie chcą dotykać. Ta gra wstępna trwała całą drogę. Zapewne pokonaliśmy ją w czasie trzy razy dłuższym niż normalnie potrzeba do przejścia tego odcinka. W lobby hotelowym było zamieszanie. Stał ochroniarz, recepcionista i dwójka ostro nawianych małolatów. Ze strzępków rozmowy wychodziło, że gaśnica "przypadkiem" się "sama" odpaliła. Wsiedliśmy do najbliższej windy, jeszcze kilka sekund i będę mógł wreszcie zerwać tę sukienkę.

W pokoju wszystko rozegrało się bardzo szybko. Nogą zatrzasnąłem drzwi. Ściągałem buty ocierając jedną nogą o drugą. Trzymałem ją mocno, w końcu co drugi dzień jestem na siłowni, usta nie opuszczały jej ciała, schodziły do dekoltu i wracały nasycić się smakiem pomadki. Wyszeptała - Uderz mnie. - Zignorowałem prośbę, właściwie byłem pewien, że się przesłyszałem. Odepchnęła mnie, wylądowałem na ścianie, zanim zdążyłem zareagować zdzieliła mnie otwartą dłonią w twarz. Po tym wskoczyła na mnie okrakiem i zaczęła się ocierać, przytrzymując moją głowę przy swoich piersiach. Byłem zbyt napalony, aby analizować sytuację. Odwróciłem się opierając ją o ścianę. Sukienka podciągnięta była już nad biodra. Nie miała majtek. Pasek i spodnie szybko ustępowały pod jej zwinnymi rękoma. Uderz mnie, tym razem głośniej. Zaraz w nią wejdę. Chwyciła mnie mocno za przyrodzenie, byłem jak rozjuszony rumak. Jedną z rąk przesunąłem na jej szyję chwyciłem mocno i docisnąłem ją do ściany. Uśmiechnęła się arogancko jakby nie czuła bólu. Teraz patrzyła mi w oczy trzymała mnie za najważniejszą część mojego ciała i powiedziała - Bij. - Nie zareagowałem. Ścisnęła mnie mocniej. - Uderz mnie cipo! - jej nacisk się zwiększał. Rzuciłem nią na sam środek pokoju. Przeleciaładobre dwa metry, chyba była zaskoczona, nie zabrała ze sobą, na szczęście, mojego przyrodzenia. Jęknęła przy upadku. - No może nie jesteś taką cipą. Dalej chodź tu. - Leżała z nogami rozłożonymi wsparła się tylko na łokciach. Uśmiech nie znikał jej z twarzy. Położyłem się na niej jak tylko mogłem najszybciej, spodnie opuszczone do kolan zdecydowanie utrudniły mi ten manewr. Gdy tylko w nią wszedłem ugryzła mnie w ucho i nie było to bynajmniej delikatne, czy zadziorne. Suka, niczym Tyson, próbowała mnie pozbawić części ciała. Oderwałem się od niej jednocześnie odpychając jej głowę lewą ręką. Właśnie wtedy straciłem panowanie, a może już wcześniej tylko nie zdawałem sobie z tego sprawy. Nie zrażona kocica wskoczyła na mnie, skąd w niej tyle energii - Tylko na tyle cię stać? - Trzymała ręce na moich ramionach, kolanem nacisnęła tam gdzie boli najbardziej. - No dalej cipko, nie wymiękaj! - Nie wymiękłem, a raczej nie wytrzymałem. Zepchnąłem ją na komodę. Ramka ze zdjęciem i figurka spadły na podłogę. Usiadłem na jej brzuchu i zacisnąłem ręce na gardle. - Masz jeszcze jaja, cipko? - wraz ze wzrostem siły nacisku zmniejszał się jej uśmiech - Zamknij się już kurwo, zamknij się! - usłyszałem swój głos. Właśnie wtedy poczułem uczucie władzy, wyższości. Potęgę jakiej nigdy w rękach nie miałem, stałem się panem życia i śmierci. Kąciki ust zaczęły mi się podnosić. Zobaczyłem strach pojawiający się w jej oczach, straciła panowanie nad sytuacją. Wbiła paznokcie w moje przedramiona. Pomimo tego coraz mocniej zaciskałem chwyt. Kończyło jej się powietrze. Zaczęła desperacko wymachiwać we wszystkie strony rękoma. Jej lewa dłoń natrafiła na figurkę i ostatnim wysiłkiem walnęła mnie w głowę. Nie była już tą seksowną, pewną siebie czarnulką. Raczej zwykła szmatą i to w dodatku mało atrakcyjną.

 

Ostatnie spojrzenie na pokój, portfel i komórka są w kieszeniach. Zegarek też cały czas na nadgarstku. Nałożyłem t-shirt znaleziony w szafie, trochę obcisły ale chociaż bez śladów krwi. Koszule włożyłem do worka śmieci. Uchyliłem delikatnie drzwi, wózek pokojowych znajdował się dwa pokoje dalej. Wyszedłem powoli. Na szczęście sprzątaczki nie stoją na mojej drodze do klatki schodowej. Jeszcze kilka minut i wyjdę z tego budynku. Drzwi otwierały się ciężko, ale bezgłośnie. Jeśli mnie pamięć nie myli to tylko 4 piętra w dół. Byle nie trafić na nikogo, ludzie na szczęście są leniwi i nawet mieszkając na pierwszym piętrze będą czekali na windę. W lobby spotkał mnie uśmiech losu. Wycieczka szkolna wymeldowywała się z hotelu. Zbyt duże zamieszanie, by koleś z małym workiem śmieci zwrócił czyjeś zainteresowanie. Drzwi otworzyły się automatycznie, świeże powietrze zadziałało lepiej niż ścieżka kokainy. Jestem wolny. Niestety muszę wziąć miejską komunikację, zamówienie ubera byłoby strzałem w kolano. Po drodzę zadzwonie do Kasi, coś wymyślę, zawsze znajduję dobrą wymówkę.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania