Pusta ulica
Nad miastem nie ma już mgły, jest krew i łza.
Nie podnieca, choć się łasi, i nawet za bardzo o to
dba, ta kurewsko ładna – moja cyganka.
Oburzona(?), że nie te słowo, a jakie,
kurwa,
mają być?!
Wychowała mnie ulica, prawie cała dana im
we władanie. Wiosną znikali – i właśnie ta pustka
zapadła mi w pamięć najbardziej.
Kradłem morwy, czereśnie, rzygałem
porzeczką.
Jesienią wracali. Jakże inne stawało się życie.
Muzyka i taniec, nocne wypady za miasto. Matka
dostawała szału, ale ja żyłem.
Ktoś kogoś, nieczyste zagrania, moje
dojrzewanie.
Jak miała na imię, dlaczego właśnie ona? Erekcja,
i próby zaistnienia. Kto dziś potrafi to sobie wyobrazić?
Nigdy niczego nie dostałem za darmo.
I ta cyganka też nie była moja.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania