Pusta ulica

Nad miastem nie ma już mgły, jest krew i łza.

Nie podnieca, choć się łasi, i nawet za bardzo o to

dba, ta kurewsko ładna – moja cyganka.

 

Oburzona(?), że nie te słowo, a jakie,

kurwa,

mają być?!

 

Wychowała mnie ulica, prawie cała dana im

we władanie. Wiosną znikali – i właśnie ta pustka

zapadła mi w pamięć najbardziej.

 

Kradłem morwy, czereśnie, rzygałem

porzeczką.

 

Jesienią wracali. Jakże inne stawało się życie.

Muzyka i taniec, nocne wypady za miasto. Matka

dostawała szału, ale ja żyłem.

 

Ktoś kogoś, nieczyste zagrania, moje

dojrzewanie.

 

Jak miała na imię, dlaczego właśnie ona? Erekcja,

i próby zaistnienia. Kto dziś potrafi to sobie wyobrazić?

Nigdy niczego nie dostałem za darmo.

 

I ta cyganka też nie była moja.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania