Pustka, która stała się moim domem.

Dzisiaj jestem w dziwnym miejscu. Jestem w miejscu, w którym już nie cierpię. Ale w miejscu, w którym czuję ogromną pustkę.

To osobliwe uczucie - stać pomiędzy tym, co było bólem, a tym, co dopiero może się wydarzyć. Jak stać na progu między dwoma pokojami: jeden znam na pamięć, każdy jego kąt naznaczony jest moim cierpieniem, a drugi... drugi jest pusty. Zupełnie pusty.

Kiedyś myślałem, że ta pustka jest czymś złym. Bałem się jej panicznie. Bałem się tej ciszy w sobie, tego miejsca, gdzie nic nie boli, ale też nic jeszcze nie żyje. Nie mogłem się w niej odnaleźć, gubiłem się w jej bezkresie jak dziecko w ciemnym lesie. I często - zbyt często - wracałem znowu do początku. Wracałem do tego bólu, bo przynajmniej był znajomy. Przynajmniej wiedziałem, czego się spodziewać. Wracałem tam, bo czułem się samotnie w tej pustce, a ból dawał mi złudzenie poczucia towarzystwa.

Ból może być uzależniający. To brzmi absurdalnie, prawda? Ale jest w nim coś hipnotycznego - ta intensywność, ta pewność, że przynajmniej coś czujesz. Można się w nim zakopać jak w starym, zniszczonym kocu i wmówić sobie, że to wystarczy. Że lepsze to niż ta przepastna, nieznośna pustka.

Ale dzisiaj - nie wiem po którym kółku w swoim życiu, w tym błędnym kole, które kręciło się i kręciło, zawsze prowadząc mnie do tego samego punktu - dzisiaj zrozumiałem coś, co zmienia wszystko.

Zrozumiałem, że ta pustka jest dobra.

Bo ona jest czysta. Nieskalana. Nietknięta. Ta pustka jest moja, przede wszystkim. Całkowicie, bezwzględnie moja. Jest częścią mnie. Nie tą, która została zraniona i oszpecona przez innych, ale tą, która zawsze tu była, czekając cierpliwie, aż w końcu ją odkryję. I jest miejscem, w którym mogę stworzyć własne szczęście. Nie szczęście zapożyczone, nie szczęście, które miało być moim, według cudzych oczekiwań. Moje własne. Ta pustka jest naprawdę częścią szczęścia. Fundamentem, na którym mogę budować. Płótnem, na którym mogę malować. Kartą papieru, na której mogę napisać swoją historię, tym razem prawdziwą.

Bo rozumiesz, tak samo jak bezsens jest częścią sensu. Nie da się poznać światła, nie doświadczywszy ciemności. Nie da się docenić sensu, nie przebrnąwszy najpierw bezsens. By odnaleźć sens musimy najpierw odnaleźć bezsens w naszym życiu, kiedy upadamy, kiedy przegrywamy. Kiedy stoimy wśród ruin tego, co budowaliśmy przez lata i patrzymy na gruzy, nie rozumiejąc, jak do tego doszło.

Bezsens - to taki zły człowiek w naszym życiu. Taka niewłaściwa osoba, która pojawia się we właściwym momencie, żeby nas czegoś nauczyć, choć my tego nie rozumiemy. Zły kierunkowskaz, który pokazuje nam, dokąd nie powinniśmy iść, bo tylko przez eliminację złych dróg możemy w końcu odnaleźć tę właściwą. I po nim właśnie przychodzi sens. Kiedy już przejdziemy przez to wszystko, przez ten chaos i rozdarcie, przez tę noc duszy, wtedy, dopiero wtedy, przychodzi zrozumienie. Dlatego ta pustka jest częścią naszego szczęścia. Nie przeciwieństwem szczęścia. Nie jej brakiem. Ale jej nieodzownym elementem, jego warunkiem wstępnym.

Dzisiaj ona daje mi nadzieję. Po raz pierwszy od tak dawna czuję tę delikatną iskierkę w środku - nie płomień, nie wielki ogień, ale coś subtelnego, kruchego, co jednak świeci w tej ciemności. Daje mi delikatny uśmiech - nie śmiech, nie radość, ale ten pierwszy, nieśmiały uśmiech człowieka, który zaczyna wierzyć, że może być lepiej.

Bo wiem, że mogę stworzyć w niej, co mi się podoba. Mogę zapełnić ją swoimi wyborami, swoimi pragnieniami, swoimi wyborami. Nie cudzymi oczekiwaniami. Nie cudzą wizją mojego życia. Nie tym, co ,,powinno być''. Ale tym, co chcę, żeby było.

Ta pustka jest lepsza - o tak, wiele lepsza - od wnętrza, które jest pełne, ale wypełnione rzeczami, które nie są nasze. Lepiej mieć pustą szafę niż szafę pełną cudzych ubrań, w których nigdy nie czuliśmy się sobą. Lepiej mieć pusty pokój niż pokój pełen mebli, które wybrał ktoś inny. Lepiej mieć puste serce niż serce wypełnione cudzymi oczekiwaniami, cudzymi projekcjami, cudzymi potrzebami.

Ten ból zostawił taką ogromną pustkę - to prawda. Wydarł ze mnie wszystko, co myślałem, że mnie definiuje. Zabrał mi wszystko, czym myślałem, że jestem. Ale w tym okrucieństwie było też miłosierdzie, choć wtedy go nie widziałem. Bo tylko opróżniwszy się z tego, co nie było moje, mogłem w końcu odkryć przestrzeń na to, co naprawdę moim być może.

Ale ona już jest nowa. Świeża jak poranny powiew. Czysta jak pierwszy śnieg. Nasza - moja i tylko moja. Nikt jej nie dotykał. Nikt jej nie zanieczyszczał swoimi projekcjami. Nikt nie wpisał w nią swojej narracji. To jest moja przestrzeń. Moja karta. Moje płótno. Mój początek.

Nie jestem w tym sam. Mówię ,,razem damy radę'', bo wiem, że gdzieś tam jesteś i ty - ty, który to czytasz. Ty, który może też stoisz w swojej pustce i nie wiesz, czy się bać, czy cieszyć. Ty, który może właśnie wyszedłeś z bólu i patrzysz na tą przestrzeń w sobie ze strachem i nadzieją jednocześnie.

Razem damy radę. Nie dlatego, że będziemy trzymać się za ręce i śpiewać optymistyczne piosenki. Ale dlatego, że możemy sobie przypominać tę prawdę: pustka nie jest końcem. Pustka jest początkiem. Miejsce, w którym nic już nie boli, ale wszystko się może jeszcze zdarzyć. To nie jest piekło. To przedsionek nieba.

Więc dzisiaj staję w swojej pustce. Rozglądam się po niej. I zamiast uciekać, zaczynam rozkładać swoje rzeczy. Swoje prawdziwe rzeczy. Te, które wybrałem. Te, które kocham. Te, które są moje.

Bo pustka nie jest tym, czego mi brakuje. Pustka jest tym, co mi zostało. I to wystarczy. To więcej niż wystarczy.

To jest wszystko, czego potrzebowałem, żeby zacząć od nowa.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania