pyłkowatość słów
wiatr trzepocze ustami jak gdyby były z papieru
dłonie idą na dno kieszeni i nikt ani nic
nie wydobędzie ich na wierzch nim minie zaćmienie
potrafimy rozmawiać w sposób namiętny i to podoba się kochankom
kiedy nasłuchują oddechów przez szklankę przyłożoną od ucha do ust
pociąg pod który zwykłem się rzucać już odjechał
znów się spóźniłem, choć byłem przed czasem
z miłości do ciebie odkryłem na mapie Morze Martwe
a mój kciuk spędził dwie minuty na bezludnej wyspie
zastanawiam się czy dojdę po tym do siebie
tak mało wiemy o kamieniach
choć w mowie przypominają nas bardziej niż kto inny
wezbrane wody kropli deszczu
wyżłobiły cię w skale na podobieństwo starożytnym bogom
więc kruszysz się pod byle argumentem
przygnębienie oraz smutek
olbrzymy rzucające w siebie drobinkami chleba
brzydkie kaczątko ciskające lustro w kąt szafy
kulejący palec serdeczny
wszystko i nic
więcej niż trzeba
mniej niż można
Komentarze (10)
Momentami zbyt ckliwe.
Ostatni czterowers do wymiany, w tak dobrym tekście odstaje od reszty. To tylko opinia i tak bardzo zadowolonego z tekstu na -5.
Sugestywnie, klimatycznie, świeżo – jestem ukontentowana.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania