quo vadis

Tekst inspirowany... :)

-----------------------------------------------------------------

– Dlaczego akurat ze mną chciała się pani spotkać?

– …

– Aaa… ta krótka wypowiedź dla dziennikarza w Biurze Pracy. No cóż, tam są przecież setki takich nieogarniętych…

– …

– Że jakoś inaczej mówiłem? Normalnie.

– …

– No coś tam przywaliłem systemowi.

– …

– Słyszeli i wiedzą kto? No, to teraz będę miał przechlapane.

– …

– No dobrze, opowiem pani. Usiądźmy tu. Że mokro po deszczu? Gazetkę podłożę pod taką… no, przepraszam.

– Widzi pani, najtrudniej jest opisać stan normalny. On wcale nie musi być normalny, ale jest powszechny, obowiązujący, prawny itd. No więc normalny. Dlatego muszę opisać rok nienormalnego bezrobotnego w normalnym kraju. Biurokratyczno-proceduralnym wynalazku stworzonym dla dobra obywateli. A może odwrotnie – normalny bezrobotny w anormalnym kraju?

Śmiech nie przechodzi mi już przez gardło, ale muszę to opisać.

Jednak po kolei, czyli powinienem opowiedzieć trochę o sobie, żeby problem był w miarę zrozumiały.

Mam teraz równo pięćdziesiąt lat i dwadzieścia lat pracy w oświacie. Jestem magistrem historii, podyplomowe wychowanie fizyczne, kurs menadżerów oświaty, uprawnienia do prowadzenia zajęć w salach specjalnych (np. siłownia) i ukończony kurs metodyki zajęć kompensacyjno-korekcyjnych. A wszystko to w czasach, kiedy studia rzeczywiście były jeszcze jakimś wykładnikiem poziomu kultury i wiedzy abiturienta.

Pokolenia pracowały na mój pedagogiczny instynkt (dziadek, babka, ojciec, matka), więc chyba wiem, o co w te klocki chodzi. Instynkt jest zjawiskiem niewyuczalnym i nieprecyzyjnie zdefiniowanym.

Historia nie jest u mnie przypadkiem, lecz pasją. Nie naukową – raczej wychowawczą. Jest mnóstwo lepszych fachowców od dat i szczegółów. Ale tak bardzo bym chciał, żeby młodzi czuli związek z własną przeszłością (pies trącał daty, ale może dziadek w partyzantce, prababka w jakimś powstaniu, wujek – kosynier). Nic nie robi lepszej roboty jak mały „heimat”, powiązany z wielką historią.

– …

– Już przyśpieszam. Na razie wszystko jasne, prawda? Nic szczególnego. Bezrobotny nauczyciel. Szkoły raczej zamykają, niż budują. Na czym to ja…? Aha.

Przeciągnąłem się i ukradkiem przyjrzałem pani redaktor. Ładna.

– Siedem lat temu wyjechałem do Niemiec jako ślusarz maszynowy.

Do dziś, do końca nie wiem, czym zajmuje się dokładnie ślusarz maszynowy, ale nauczyłem się czynności, które spokojnie mogłaby wykonywać osobnik z atrofią mózgu. Włóż, podaj, wyjmij, sprawdź, spakuj. Tylko finansowe względy (remont starego domku), zmusiły mnie do rezygnacji z pracy w szkole i wyjazdu. Niemcy mieli straszny ubaw, kiedy dowiedzieli się, że polski historyk pracuje na ich chwałę i dobrobyt.

Cóż za chichot historii.

Wróciłem, kiedy…

 

– Cześć, co tam słychać w chałupie? – Dzwonię do domu z Karben.

Skończyłem zmianę, więc wypada zapytać o rodzinę.

To już szósty rok mojego pobytu na kontrakcie. Praca, powrót, flaszka na dwóch, trzy szybkie haki, kąpiel, jedzenie i spać.

Tak dzień po dniu.

– Zdrowi wszyscy? Jak wasza szanowna mamusia?

Cisza. Wiem, że odebrał najmłodszy syn, bo poznałem go po głosie, kiedy zapytał „Tak, słucham?”

– No co nic nie mówisz? Zamurowało cię, do cholery?!

Znowu cisza.

– Prze… przepraszam. A kto dzwoni?

 

– No więc wróciłem.

Oczywiście nie ma dla mnie miejsca w oświacie. Nawet nie spodziewałem się dziesięciu propozycji na dzień dobry, no ale? „Dynamiczny” rozwój polskiego szkolnictwa, jakość kształcenia, standardy, najlepsi, podnoszenie poziomu... co ja pieprzę. Po prostu, nikt z osób ważnych i znaczących, nie zadzwoni w mojej sprawie, i nie powie „ Słuchaj Gienek, dobrze by było, żeby coś u ciebie się znalazło, no bo wiesz...”

Zostałem zapisany, zarejestrowany w Miejskim Biurze Pracy. Otrzymuję zasiłek w wysokości około sześciuset pięćdziesięciu złotych. Nie wiadomo czy służy to do przeżycia, bo na pogrzeb, po zmniejszeniu zasiłku państwowego, na pewno nie styknie. Oczywiście propozycji nauczycielskich żadnych, jako pseudo-ślusarz, też nie bardzo, a że nauczyłem się w Niemczech lutować ręcznie (srebrem, a kosztowało mnie to głębokie poparzenie przedramienia), to też nie ma to znaczenia na lokalnym rynku pracy. Terminy do stawiania się mam trzymiesięczne.

–…

– Mamy wolny rynek? Najlepsi? Co też pani pieprzy! Prawda jest taka, jak mówię. Kilkakrotnie już załatwiłem sobie pracę w szkole, po czym dyrektor oddzwaniał przed rozpoczęciem roku, przepraszając mnie. Bo musi przyjąć kogoś z polecenia kuratorium, wydziału oświaty…

–…

No dobra, już jestem spokojny. Więc po ustaniu przysługującego mi zasiłku postanowiłem być „trendy” i zacząłem chodzić za jakimś kursem zawodowym. Jako, że był to październik, był problem. Nie mam oporów przed podjęciem pracy fizycznej, ale niech ona będzie i niech sobie z nią poradzę. W końcu zbliżam się do pięćdziesiątki i dwudziestopięciokilogramowych worków z cementem nosić nie dam rady.

 

Kursów nie ma. Skończyły się fundusze na ich organizację. Nieśmiało pani w biurze proponuje mi kurs dogoterapii (bo w ramach jakiegoś projektu, na to kasa była. W końcu to też ma związek z pedagogiką). No, może florystyka? Nie? A czym się pan interesuje?

Kiedy nieśmiało nadmieniam, że piszę, znam literaturę starofrancuską, Mozarta i impresjonistów, a z filozofii rozumiem paradoksy Zenona z Elei, nastąpiła konsternacja. Po dłuższej ciszy dowiedziałem się, że fundusze będą w przyszłym roku. Na moją nieśmiałą uwagę, że jak w sklepie nie ma towaru, to właściciel go zamyka, pani skrzywiła się jak po zjedzeniu kubańskiej pomarańczy. Upierdliwy petent.

Wedle tego, co czytam, czyli mądre rzeczy, opracowane przez uczonych, jestem idealnym, wręcz modelowym kandydatem na resocjalizowanego bezrobotnego. Odpuszczam wykształcenie (trochę szkoda!), chcę pracować fizycznie (jak dam radę) i chętnie wyszkolę się w nowym fachu. Ale oferty plątają się w okolicach „Help Desk”, „Sales Menager” i „Telemarketer”. Nie bardzo wiem nawet, co to oznacza. Spawacz z dziesięcioletnim doświadczeniem, hydraulik z komunikatywnym niemieckim wiem, co oznacza – ale to nie ja.

Od nowego roku dzwoniłem, regularnie pytając, czy są już fundusze. Pod koniec stycznia są – co za ulga! Jednak mój zapał szybko został ostudzony.

Teraz trzeba je podzielić, ogłosić przetargi, wybrać najtańsze oferty zakładów kształcących... No to kiedy? Niech pan przyjdzie pod koniec marca.

Profilaktycznie poszedłem na początku marca. I dobrze zrobiłem. Kurs jaki wybrałem – „magazynier z obsługą wózków widłowych” – jeszcze nie wiadomo, kiedy się zacznie, ale już tworzone są listy kandydatów.

No więc, czy mam polecenie od potencjalnego pracodawcy (nie), czy uczestniczę w jakimś programie operacyjnym (rzeczywiście, na drzwiach każdego pokoju wisi po kilka tabliczek z jakimiś śmiesznymi nazwami w stylu „wracam do gry”, „aktywny na rynku pracy” itp., ale nikt mi nie zaproponował żadnego uczestnictwa.), a poza tym mój staż bezrobotnego jest trochę za krótki. Tak na marginesie, to moja sytuacja według urzędu nie jest zła, bo żona pracuje.

No to jest problem. Chyba się nie dostanę.

Koleżanka małżonka uruchomiła jakieś swoje znajomości i łaskawie zostaję wpisany na listę.

Teraz tylko badania profilaktyczne. Tłum w przychodni, a ja miałem do obskoczenia okulistę (to zrozumiałe, widzieć w tym fachu trzeba, ale skoro tu dotarłem bez białej laski, mam prawo jazdy, to nie wiem, po co mam potwierdzić badaniami to, co widać), laryngologia (tu mniej rozumiem – skoro rozmawiam z ludźmi, to raczej nie czytam z ruchu warg).

Dwóch następnych specjalistów nie pamiętam, ale celu ich badań też nie rozumiem. Obowiązek badań psychotechnicznych rozbraja mnie. Skoro mam to prawo jazdy, to raczej posiadam odpowiednią koordynację ruchowo-wzrokową i wiedzę o zasadach poruszania się. Chyba że trzeba wiedzieć, czy nie mam skłonności do wpadania w szał i rozjeżdżania wtedy ludzi.

Ma to zabrać dwa dni. Czułem się jak kandydat na pilota F-16. Dobrze, że nie było stomatologa (jakby mnie ząb bolał, mógłbym być groźny), pulmonologa bo może charcham prątkami Kocha) itd.

Poległem zresztą już na okuliście. Źle widzę. Owszem, mam nie najlepsze okulary, ale moja uwaga, że jak zarobię, to sobie sprawię właściwe, nie robi żadnego wrażenia.

Darując szczegóły, po dwóch dniach mam upragnione zaświadczenie.

Kurs zaczął się dziewiętnastego czerwca. Prowadzony był przez Zakład Doskonalenia Zawodowego Kielce wzorowo i profesjonalnie. Absolutnie nie mogę tego powiedzieć o słuchaczach. Nie wiem, jakie kryteria kierowały Biurem Pracy przy naborze, ale niech Bóg ma w opiece te firmy, do których trafią absolwenci. Z piętnastu uczestników może pięciu ma jakieś predyspozycje intelektualne i manualne do tego zawodu. Z rozmów wynika, że właściwie nikt nie łączy tego kursu ze swoją przyszłą karierą zawodową. Kilkoro młodzieży leje na całość sikiem prostym. Przychodzili na zajęcia raz na dwa dni, na godzinę lub dwie, żeby podpisać bieżącą i zaległą listę obecności. Byli aroganccy, bezczelni i chamscy wobec wykładowców. W przepisowym trzytygodniowym terminie wszyscy skończyliśmy kurs i zdaliśmy egzamin państwowy na obsługę wózka podnośnikowego.

(Tak proszę pani, tak to się teraz studiuje, uczy, doskonali, kończy.)

Grupa około siedmiu osób, która chodziła pilnie, wyszła na ostatnich frajerów.

Następnego dnia zadzwoniłem do biura pracy, czy nie ma dla mnie jakiegoś stażu. Był. Popędziłem, żeby dostać to skierowanie. Ktoś może mnie ubiec! Stop, rozkręca się dopiero biurokratyczna machina. Najpierw pani była zdziwiona, że uczestniczyłem w jakimś kursie. A przecież skierowanie otrzymałem z pokoju obok! Potem w związku ze zmianą ustawy pani musiała mnie sprofilować. Brzmiało groźnie.

Zapytałem, czy to jakaś forma castingu. Pani się uśmiechnęła i atmosfera zrobiła się przyjemna. Podpisałem szereg kolejnych oświadczeń, zgód, list i nie wiem jeszcze co.

Przez ten rok złożyłem w tym biurze dziesiątki podpisów. Jakby mi podsunęli podżyrowanie pożyczki, pewnie też bym podpisał – tyle tego było.

Odetchnąłem.

– Ufff, ale się rozgadałem. – Przypaliłem papierosa i wydmuchałem wysoko dym. – Nie będę pani wędził. Pewnie niepaląca.

Więc rozpoczął się proces profilowania. Myślałem, że chodzi o określenie moich preferencji zawodowych. Wprawdzie byłoby to głupie po ukończeniu kursu, no ale niech tam. Ale nie. Chodziło o stwierdzenie, czy należy mi się szczególna pomoc z biura, w tym staż. Szereg idiotycznych pytań i wyszedł zły profil. Pomoc się nie należy! Mam za wysokie wykształcenie, szukam pracy przez znajomych i Internet, jestem gotów podjąć pracę poniżej moich kwalifikacji, więc wyszło, że jestem zbyt aktywny i energiczny, więc nie.

Pani była na tyle życzliwa, że po wielu modyfikacjach moich odpowiedzi, udało się uzyskać właściwy profil. Tylko nijak on się ma do rzeczywistości, ale urzędy są od kreowania, a nie od opisywania rzeczywistości.

No to gdzie ten adres pracodawcy? Zaraz, zaraz. Pani zapisała mnie na jakąś listę. Musi zebrać jeszcze pięć osób do tego stażu, żeby pracodawca mógł wybrać. A to nie nastąpi tak szybko, bo pani jeszcze ma wzywać i profilować innych bezrobotnych, realizować projekty unijne i szereg dodatkowych obowiązków.

Kiedy? Czekać!

Po dwóch tygodniach ciśnienie mi wzrosło do niebezpiecznej granicy.

Nabuzowany adrenaliną idę do urzędu. Jakie staże? Nie ma jeszcze żadnych staży! To były dopiero propozycje stażów. Teraz nastąpią jakieś uzgodnienia z pracodawcą. Kiedy? Zadzwonią. Byłem wściekły, więc pytam, czy nie mają jakiegoś ukrytego kursu eutanazji i czy za radą pewnego posła partii rządzącej, mam już zbierać szczaw i robić dżemy z mirabelek. A przy okazji znalazłem na ich stronie cztery oferty pracy dla magazyniera, więc dlaczego jeszcze do mnie nikt nie dzwoni i nie wzywa? Ze strachem przyznaję się do grzebania w Internecie, bo przecież mój profil zabrania mi być samodzielnym poszukiwaczem poza Biurem. Tu po raz pierwszy Pani się zdenerwowała. Po pierwsze: robię sobie jaja, po drugie: mają tyle pracy, że nie mają czasu na wzywanie każdego bezrobotnego do każdej oferty. Jest ich za mało do obsługi takiej rzeszy nieudaczników, po trzecie: magazynier to popularny zawód i jest wielu z doświadczeniem. Na moje pytanie: po co w związku z tym organizują takie kursy w nerwach pada wreszcie odpowiedź – bo są fundusze!!! Położyłem uszy po sobie i grzecznie zamknąłem drzwi.

Odwiedziłem jeszcze jeden pokój, gdzie miały być moje papiery. Są. Na wielkiej stercie innych. W ciągu dwóch tygodni przemieszczono je o jedno piętro. W pokoju, gdzie się odmeldowywałem co trzy miesiące, trwała akurat przerwa śniadaniowa. Chciałem się dowiedzieć o te oferty, ale nie miałem już siły czekać. No i czekam do dziś. I czuję…

– …

– No tak. Widzi pani, trochę mi smutno, bo mam wrażenie, że jestem jeszcze normalnym człowiekiem, chyba niezłym nauczycielem i osobą cały czas chętną do przyuczenia w innym zawodzie. Z trudem przychodzi mi nauka czynności manualno – technicznych, bo nigdy nie miałem zdolności w tym kierunku, ale dałem radę w Niemczech i na kursie. Niezgodnie z profilem, nie leżałem do góry brzuchem, czekając, aż Urząd znajdzie dla mnie ofertę. Znalazłem pracę w międzynarodowej firmie kurierskiej. Trzy miesiące na czarno, tysiąc pięćset na rękę. Wychodziłem z domu o szóstej, a wracałem często o dwudziestej pierwszej. Jeśli ktoś wyżej stojący ode mnie powie – niemożliwe, że żyjemy w państwie prawa, że kodeks pracy, że wielkie firmy mają moralne wątpliwości w stosunku do takich praktyk, to się własną pięścią ze śmiechu zabiję. Wystarczy, że pozbyła się firma własnego taboru, wynajęła podwykonawców do obsługi tras, ci wynajęli takich jak ja do jeżdżenia i już jest dobrze. Firmy nie obchodzi, na jakich zasadach, i czy w ogóle jestem zatrudniony. Za to obchodzi, czy mam właściwy kolor skarpetek i butów, czy przypadkiem nie zakładam prywatnej kurtki jak leje, bo nie widać wtedy barw firmowych (właściwą mogę sobie kupić u nich za własne), czy chodzę po zakładzie wyznaczonymi szlakami komunikacyjnymi, czy nie szwendam się w miejscach zabronionych i mnóstwo innych problemów. Za każde uchybienie jest nota obciążeniowa.

Wprawdzie nie wiem, jak można ukarać kogoś, kto nie istnieje (żadnej umowy), ale dopóki istnieje taki rynek pracy, takie urzędy pracy i tacy decydenci, cuda w tym kraju będą się powtarzały. W końcu to głęboko katolicki, wierzący kraj. Przeżyłem tam w ciągu tych trzech miesięcy kilka najbardziej durnych szkoleń i jeszcze bardziej durnych kontroli, których nawet nie chce mi się opisywać.

Ale muszę pani powiedzieć, że w każdej durnocie jest szczypta wiedzy, która może procentować w tym dynamicznie rozwijającym się kraju ze standardami europejskimi. Jak napisać reklamację, żeby nie została uznana, jak wnieść trzydziestokilogramową paczkę na czwarte piętro, żeby było miło i bezpiecznie, jak dbać o środowisko, pracując samochodem bez dwóch biegów, hamulca ręcznego i katalizatora. Bezcenne.

–…

– Czy zmyślam? Oszalała pani! Piecuszy się pani w redakcji i życia nie zna. To staż dopiero? He, he, może taki jak mój?

No, ale z pewnością żadna z zajmujących się mną, jako bezrobotnym, pań, nie przekroczyła swoich uprawnień. Z pewnością dopełniły one wszystkich procedur, terminów, obowiązków. Najczęściej były miłe, starały się pomóc w ramach obowiązujących przepisów.

Padła filozofia Państwa stworzonego przecież i istniejącego dla obywatela. Funkcjonującego w sposób jasny, prosty i transparentny. Jakoś ten nasz naród jest jak rosół. Gotujesz i gotujesz, a szumowiny ciągle się pojawiają.

–…

– Jak to możliwe, pani pyta? No możliwe. U naszych zachodnich sąsiadów przyłapali człowieka-legendę – Kohla na niejasnościach w finansowaniu partii – i nie ma Kohla! Minister obrony z plagiatem pracy doktorskiej? – sam podziękował!

A u nas minister spraw zagranicznych robi murzyńską laskę Amerykanom, i co? I nic!

Już wiem, dlaczego Niemcy mogą przegrać jeszcze dziesięć wojen i pozostaną jednym z najpotężniejszych narodów na świecie, a my będziemy kopciuszkiem uwieszonym u klamki bogatych. I pomyśleć, że prezydent i premier to historycy!

Od osiemdziesiątego dziewiątego roku liczba pracowników w biurokracji wzrosła trzykrotnie. Ilość przepisów pewnie stukrotnie. Ich istnienie nie służy niczemu, poza zniewoleniem nas i uzasadnieniem istnienia tej armii. I która z tych pań dobrowolnie zgodzi się samo ograniczyć etatowo, w imię wyższych celów? Która partia zaryzykuje atak na swój najwierniejszy elektorat?

W moim mieście jest Miejski Urząd Pracy – kilkadziesiąt etatów, Powiatowy Urząd Pracy – kilkadziesiąt etatów, Wojewódzki Urząd Pracy – pewnie też coś koło tego. Dodać prywatne biura pośrednictwa, fundacje itd. Co najmniej kilkaset osób troszczy się o mnie, a ja... a ja wciąż jestem chętnym do pracy bezrobotnym.

–…

– Później? A trochę się działo. Łażę tam cały czas i przybyło mi mnóstwo życiowego doświadczenia w temacie rynku pracy. Wysłałem setki CV i listów motywacyjnych. Odbyłem dziesiątki rozmów telefonicznych i bezpośrednich spotkań z pracodawcami. Przeszedłem castingi na operatora wózka widłowego, magazyniera, pracownika hali, piaskarza, montera szyb i w innych, w egzotycznych zawodach, których nazw czasami już nie pamiętam. Gotowy byłem do wyjazdów, delegacji i pracy za, ubliżające godności, pieniądze (np. tysiąc pięćset złotych lub stawka godzinowa pięć dwadzieścia i tym podobne). Nic. Odpowiedź damy panu za miesiąc (Na Boga! Przecież to nie była aplikacja na prezesa, tylko zwykłego robola), a nawet nie raczyli powiedzieć, że nie. Dzwonili pośrednicy z Anglii, Niemiec, Czech, z zachodu Polski, a z mojego miasta – nikt.

Gdybym chociaż komunikatywnie znał język, nie byłoby problemu, ale niech pani powie, czy o to chodzi?

 

Poszła.

 

Mam pięćdziesiąt lat i chyba nie ocaleję prowadzony na rzeź – stwierdziłem ponuro, patrząc jak odchodzi.

Znowu deszcz. Kałuże odbijają i rozwarstwiają światło latarń. Czysty Afremov.

Jest gorący i parny wieczór czerwcowy.

– Trzeba znowu będzie wyjechać do Germańców. – Stałem nad lustrem bajorka, wpatrując się w migające refleksy.

Wszędzie lustra, a w żadnym nie ma mojego odbicia.

Ale wcześniej muszę się napić. Zajrzę jutro do Andrzeja.

Średnia ocena: 2.9  Głosów: 11

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (90)

  • Karawan 16.06.2018
    Młodości ty nad poziomy nie wylatuj. To opowi. Tu ledwo kilka osób wie jak jest różnica między walcem wiedeńskim a pokojem ryskim. Tu komuna prl i te rzeczy to epoka Tutanhamona. Tu żyje się lub rzyje się chwilą, szuka paraboli i za przeproszeniem od rzeczy p... do rymu. Gdyby zapytać "o czym do mnie napisałeś" to odpowiedzią będzie "a zinterpretuj se jak chcesz", bo nie ważna treść, ale forma. Nie ważne o czym ale z akcją, bluzgiem, modnie... Że bełkot bez sensu - nieważne!! Skoro nie rozumiesz znaczy głupek, niedokształcony, nie na czasie, leń, nieuk etc. etc. Bo my tu sobie (SOBIE!!) piszemy. Ja też! Pozdrawiam i dziękuję za ziarenko sensu. 5!! z przytupem!
  • puszczyk 16.06.2018
    Trochę mnie załamałeś, Karawan. :Dzięks.
  • Hypokryta 17.06.2018
    Gdybym wiedział, że jesteś tak dobry w prozie (życia?) - nie pastwiłbym się tak nad Twą poezją, zachęcając do wyciskania z niej więcej i osiągania szczytów. W prozie jesteś tysiąc razy lepszy... (Emil Zola też przecież pisał i wiersze i dramaty - ale to przecież jego proza jest tym co naprawdę przetrwało - po Teresę Raquin i Spadkobierców pana Rabourdin sięgają pewnie tylko zagorzali "Zoliści" ;-) )
    Obawiam się, że Karawan niestety może mieć rację i tekst Twój zrozumieli tylko nieliczni odwiedzający ten portal starcy. Pamiętam jak kiedyś bolałeś nad tym, że parafrazy Gombrowicza u Ciebie nikt nie zrozumiał, obawiam się, że teraz nikt nie ma pod powiekami roziskrzonych ferii kolorów Afremowa, które budujesz jednym zdaniem. Tak jednym zdaniem obraz potrafił Puszkin zbudować, ale któż dziś czyta Puszkina?
    Podoba mi się ten dialog zamieniony w monolog. Bo w sumie cóż istotnego mogła powiedzieć ta paniusia? O co mogłaby spytać? Zwierzę zupełnie innego gatunku... Kiedyś dużo młodszy mój współpracownik, gdy przeczytałem coś przy delegacji Bułgarów w ich języku (bułgarskiego nie znam, ale bukwy są podobne do rosyjskich) zdziwił się, że rozumiem to "pismo obrazkowe". To był dla mnie szok - sam tak spostrzegam arabski czy hebrajski - jak pismo z innej planety - ale przecież cyrylica składa się z bardzo podobnych do łacińskiego pisma znaków, a jeśli ktoś zna grekę, to staje się ona wręcz oczywista... Ale nie, dla pokolenia smartfonów nie jest - dla nich to język obrazkowy z innej planety.
    Jeśli coś mi się nie podobało - to zbytni dydaktyzm i miejscami zbytni patos (przyganiał kocioł garnkowi - sam tak prozę często piszę) - no a jak już wmieszałeś tu Różewicza to mimo powagi tekstu prawie, że parsknąłem śmiechem. Pewnie zrobiłbym tak, gdyby nie żal i smutek jaki jednak towarzyszy czytaniu tego... no właśnie czego? Opowiadania? Felietonu?
    No i abstrahując od samej tkanki życia, dramatu bezrobocia, biurokracji i beznadziei (Kafką mi tu zawiało, ale bynajmniej nie espresso ani latte) widzę u Ciebie ten sam smuteczek, co u mnie - że kiedyś były czasy, a teraz nie ma czasów, poziom nie tylko edukacji, ale poziom człowieka - spada drastycznie.
    Jako historyk pewnie wiesz, że według dokładnych badań pojemności czaszek - o ile ewolucja prowadząca do powstania homo sapiens faworyzowała istoty o większych mózgach i pojemność mózgoczaszki wciąż rosła - to swoistym paradoksem jest, że od czasu prapoczątków cywilizacji - około 10 tysięcy lat temu - następuje proces odwrotny. Nasze czaszki (średnio) są mniej pojemne niż czaszki Rzymian, a te z kolei (też średnio oczywiście) - są mniej pojemne niż Egipcjan, a Ci z kolei mieli mniejsze czaszki niż nasi przodkowie zamieszkujący jeszcze jaskinie... Stąd może i rację mają przeszłe pokolenia, że głupiejemy i że złoty wiek dawno minął, razem ze srebrnym, a i brąz już teraz jakiś taki gówniany. A im życie jest łatwiejsze, tym to głupienie postępuje szybciej. Wspominałem o "języku obrazkowym" - do takiego języka już wróciliśmy... a teraz wracamy do dotykowego. Niedługo zapomnimy w ogóle jak się pisze i mówi, bo przestanie nam to być potrzebne - wystarczy tylko stuknąć i przeciągnąć... np. bezrobotnego z jednego okienka do drugiego.
    Dość ględzenia - mocno umotywowane 5/5 za ten tekst.
  • puszczyk 17.06.2018
    Już chyba tu wspominałem, że poezję popełniam z lenistwa.
    Krótka i mniej wysiłku potrzeba.
    Z Zolą trafiłeś. Pozostałem miłośnikiem Nany czy Germinalu i zapewne to przebija w mojej prozie, o ile ktoś zna tę literaturę.
    To był kiedyś felieton, ale przerobiłem go na taką formę dialogu - monologu. Zapewne jest w tym patos i jojczenie, ale wtedy taki miałem nastrój i byłem szalenie rozgoryczony biurokracją i światem.
    Zmieniają się czasy, okoliczności i technikalia.
    Człowiek się nie zmienia. Tylko powinien się dostosować.
    A co, jak nie daje rady?
  • Hypokryta 17.06.2018
    Zola to było oczywiście pierwsze skojarzenie - ale Puszkina też tam widziałem nie tylko przez podobieństwo kreacji świata na poziomie tkanki zdaniowej - tekst przywodzi mi ogólnie całą tą ruską elitę, którą katowano nas za młodu, a którą doceniłem dopiero na starość - a więc i Puszkina, i Lermontowa, Niekrasowa, a przede wszystkim chyba Turgieniewa i tą dziewiętnastowieczną koncepcję bohatera typu "lisznij cziełowiek".
    A więc mówiąc "po polskiemu" człowiek zbędny, niepotrzebny, wystawiony poza nawias. Bohater tego tekstu to właśnie taki człowiek nikomu niepotrzebny - i choć ma więcej w sobie zdolności do czynu i mniej zagubiony jest w życiu niż Oniegin - to jednak myślę, że bez szkody żywcem można by go przenieść na karty rosyjskich powieści dziewiętnastowiecznych. Zmieniły by się tylko dekoracje, ale rozdźwięk między inteligentnym człowiekiem a bezdusznym, zbiurokratyzowanym światem - widzi mi się ten sam.

    Przypomniał mi się tak z głupia frant taki stary dowcip, o Rosjaninie-wynalazcy ten tekst mi też takie skojarzenia budzi:

    Pewien Rosjanin wymyślił specjalną automatyczną maszynkę do golenia, której nie trzeba nawet prowadzić. Miała ona postać pudełka, do którego się wkładało głowę, a tam już brzytwy ruszają w ruch...
    -A jak pan rozwiązał problemy projektowe? - spytał zagraniczny inżynier pracujący nad podobnym projektem.
    -Jakie problemy?
    -No to na przykład, drogi kolego, że każdy ma inny kształt twarzy...
    -No niby tak, towarzyszu, ale tylko za pierwszym razem!
  • Ten żart jest trochę smutno-makabryczny, ale zdecydowanie ma swój urok.

    Co do tekstu: wydaje mi się, że wszystko zrozumiałam, mimo że nie jestem jeszcze aż tak drastycznie stara, a mesje Hypokryta (słuszną zresztą, statystycznie patrząc) awersję do ludzi niedrastycznie starych wyznawał powyżej, jak i w ich moce umysłowe wątpił :p.

    Rzeczywiście jest tam kafkowskie nieco przytłoczenie absurdem świata biurokracyjnego, małość człowieka przy wielkości irracjonalnej papierologii, kolejek i pokrętnych systemów, które paradoksalnie utworzono niby po to, by lepiej było i łatwiej.

    Dla mnie jednak spójność z Kafką jest tylko tematyczna, bo sposobem ujęcia i nastrojem - wg mnie nie. Za mało niepokoju, senności, swoistego mindfucka i głębokiego zamysłu całościowego, by przyrównywać.

    Mnie się tekst podobał, ''Zapewne jest w tym patos i jojczenie'' - patosu moim zdaniem nie ma. Też kwestia, że dobry patos nie jest zły; to zły patos jest śmieszny, i to cała filozofia się patosu tycząca. Jojczenie jest na poziomie, miejscami zabawne, podszyte ironią. Też jest jojczenie i jojczenie, jojczenie z klasą i jojczenie śmieszne, i tu - jest spoko.

    Nie rozumiem zupełnie gwiazdkowej oceny tego tekstu. Choć zazwyczaj nie zwracam uwagi na tę skalę, to tu jej absurdalność i paradoksalność jest wprost proporconalna do absurdalnego klimatu opowiadania. Dorzuciłam *****.

    Nie znam się na malarstwie, więc Afremova wrzuciłam sobie w google, no ale - nie mam oporów by się przyznać, że nie wszystko wiem od razu.


    Dobre opowiadanie, ale zupełnie nie ma startu do Twojego numeru jeden, który mnie urzekł, ale te 'Trzy bułki i serek' chyba po prostu zostaną już moje ulubione.


    Pozwolę sobie odnieść się jeszcze do zaczątków dyskusji, która się urodziła:

    ''głupiejemy i że złoty wiek dawno minął, razem ze srebrnym, a i brąz już teraz jakiś taki gówniany. A im życie jest łatwiejsze, tym to głupienie postępuje szybciej.'' - wydaje mi się, że to życie jest łatwiejsze, czy raczej - tak ukształtowane, by wywrzeć na człowieku taki a nie inny efekt, i że zmieniamy się i głupiejemy na skutek kształtu czasów, w których przyszło nam żyć, jak..plastelina przybieramy taki a nie inny kształt.

    A czasy z kolei, jak forma - są przygotowywane tak, by uzyskać na masie określony kształt. Nikt tego nie może uniknąć w mniejszym czy większym stopniu, no bo nie potrafimy istnieć bez odnośnika jakim jest świat, i cokolwiek robimy, myślimy, jacy jesteśmy - jest to w jakiś sposób do niego się odnoszące i z nim połączone, jak i polaryzacja społeczeństwa też nieunikniona.

    No dobra.
    Chyba tyle. Pozdrawiam.
  • Ozar 17.06.2018
    Bardzo dobrze opisałeś bezsens tej instytucji. Ja to znam z życia niestety, ponieważ byłam prawie rok na bezrobociu. Ten cały urząd a szczególnie placówki regionalne pracują w zasadzie same dla siebie, a bezrobotni są tylko bardzo upierdliwymi i trującymi dupę dodatkami. Cała ta inicjatywa pod nazwą Urzędu Pracy to totalne nieporozumienie. Po pierwsze traktują bezrobotnych jak przeciętny człowiek muchy czy komary. Po drugie mają zawsze racje, nawet jak mówią całkowite bzdury. Po trzecie dla nich najważniejsze są statystyki, pisma, druczki, czyli: w zeszłym roku znaleźliśmy prace dla ..... co jest lepszym wynikiem o 3 koma 5% niż w poprzednim roku. W zeszłym roku przeprowadziliśmy 0 6 koma 5% więcej szkoleń i tak dalej ble ble ble ble. Jednak w tym wszystkim nie ma człowieka, nie ma problemów bezrobotnego są tylko liczby, suche i bezpłciowe. Wygląda to tak, jakby tam wszystko obsługiwały roboty (tu gwoli prawdy – są osoby chcące pomóc, ale i one po pewnym czasie rozkładają ręce – mówiąc, że nie ma kasy, nie ma procedur, nie ma tego czy tamtego – ważne, że słupki idą do góry). Po czwarte albo mają totalny burdel, albo celowo nie podają bezrobotnym informacji. Przykład. Po kolejnej wizycie jako bezrobotny zapytałem, czy nie mają jakichś kursów. Pani odpowiedziała, że nie, bo nie ma funduszy. Wyszedłem i kilka pokoi dalej widze na drzwiach napis: kurs komputerowy dla bezrobotnych. Wszedłem i pytam. Pani potwierdziła, że jest i nawet są wolne miejsca. Tak załapałam się na kurs. Kiedy Pani mnie zapisała zapytałem jak to jest z tym kursem, bo pani kilka pokojów obok powiedziała mi, że żadnych kursów nie ma? Kobieta z rozbrajającym uśmiechem odparła, że to całkiem możliwe, bo oni są innym działem, takim zajmującym się właśnie szkoleniami. Kopara mi spadła, ale się zamknąłem, bo bałem się, że jak ja wkurzę to mnie wykreśli z kursu.
    Bezrobocie to straszne miejsce. Ktoś kiedyś powiedział, że cmentarze są smutne, nie tam jest znacznie więcej życia niż na bezrobociu. Byłem nie raz i nikomu tego nie życzę. To miejsce uczy pokory i pokazuje, gdzie Państwo ma swoich bezrobotnych.
  • Nuncjusz 17.06.2018
    Ty byłeś rok, a ja kilkanaście lat. W końcu dorwałem byle jaką pracę i się jej trzymam. W UP nawet się nie zarejestrowałem, byłem raz, zażądali tony papierów, więc olałem. Pracę załatwiłem sobie sam - najgorszego autoramentu, tylko deko wyżej niż nurek śmietnikowy, ale mam z czego żyć bez niczyjej łachy.
    Nigdy nie pobierałem zasiłków, wolałem zbierać surowce wtórne niż żebrać.
  • Ozar 17.06.2018
    Nuncjusz O kurdę kilkanaście lat? To brzmi jak wyrok, masakra, ale jak mówi stary Żyd jak dają to brać i dlatego sie zapisałem.
  • Nuncjusz 17.06.2018
    Ozar spoko, nie oceniam nikogo. To co napisałem, to tylko mały fragmencik mojego, burzliwego życiorysu :)
  • Ozar 17.06.2018
    Nuncjusz To może opisz choć część czy to w formie artykułu czy kawałka prozy. Dla mnie wspomnienia są jednym z najważniejszych tekstów jakie można przeczytać.
  • Nuncjusz 17.06.2018
    Ozar napisałem już wspominki tyczące się szpitala
    O moim bezrobociu jak będę miał natchnienie ;)
  • puszczyk 17.06.2018
    To rzeknę - weźta się chłopy do roboty :)
  • Hypokryta 17.06.2018
    "Dalej jazda do roboty jebane nieroby!
    Toć roboty u nas ni ma, i co ty na to powiesz?"

    Kazik, 12 groszy

    Wiem, że o literacką a nie zarobkową robotę chodziło, ale tak jakoś mi się nasunęło :)
  • Pasja 17.06.2018
    Dzień dobry
    Przyciągnął mnie tytuł i muszę powiedzieć, że w punkt.

    Pani Procedura wariatka terroryzuje patrycjuszy. Wolny od lęku przed nim jest jedynie Pan Bezrobotny arbiter elegancji, człowiek mądry, znawca wszelkiej sztuki, miłośnik piękna.
    Dlaczego zawsze szukamy i wyładujemy swoją złość na tych z pierwszych ławek. Przecież ci pracownicy niczemu nie są winni.

    Jestem z tego pokolenia, gdzie praca czekała na absolwentów zaraz po ukończeniu studiów. Dostałam umowę na stałe z marszu i gotówkę na zagospodarowanie się. Pracowałam praktycznie 27 lat w jednym zakładzie pracy i w swoim zawodzie. Natomiast ostatnie 8 lat za porozumieniem stron przeprowadziłem się do innego miasta. I o dziwo nawet dostałam wyższe wynagrodzenie. Moim zdaniem nie jest tak źle. Trzeba szukać, i jak to mówią praca sama do ciebie nie przyjdzie.

    Świetny obraz niudolnej polityki państwa i bezradności bezrobotnych. Czy dziennikarka miała parasol?

    A teraz coś na wesoło. Najbardziej szczęśliwy bezrobotny i jego motto: Ferdynand Kiepski "w tym kraju nie ma pracy dla ludzi z jego wykształceniem"

    Pozdrawiam i miłego dzionka
  • Ozar 17.06.2018
    Dobrze puszczyk, może i masz rację co do wspomnień. napisze cos czego byłem świadkiem kiedy stan wojenny mnie złapał w jednostce wojskowej. Nie pisałem tego nigdy, ale mam opis (zawsze od kiedy pamietam opisywałem dziwne sytuację). To dla mnie bardzo traumatyczne przeżycie ale może warte opisania. Musze jednak to znaleźć wśród prawie 100 nagranym płyt za starociami.
  • puszczyk 17.06.2018
    Mnie też dopadł w wojsku.
    Okoliczności trochę inne były, ale każdy ma swoją historię, o której warto pisać, jeśli ktoś chce o niej czytać.
    Młodsi w zasadzie są z systemem pogodzeni. Nawet nie dostrzegają jego absurdów.
    Ja się wychowałem i zaczynałem zawodową karierę w czasie, kiedy skończyłeś studia, do roboty i nie ma problemu.
    Teraz jest, a taki pacjent nie umie się odnaleźć.
  • Ozar 17.06.2018
    To jak widzę puszczyk jesteśmy podobnego rocznika. ja powstałem z czeluści w 1963 roku, dla młodych to prawie jak faraon. Tu chyba starszy tylko Nuncjusz. Cieszę się że jesteś. Ludzie w naszym wieku mają troche inne spojrzenie na wszystko i im nas więcej tym lepiej bo jest z kim dyskutować merytorycznie, anie tylko teoretycznie. Zapraszam na moje ciekawostki, ciekaw jestem twojej opinii a jest w czym wybierać, bo jest ich koło 30 już.
  • puszczyk 17.06.2018
    Ozar , 64 i witaj mumio :)))
  • Nuncjusz 17.06.2018
    Ozar ile razy mam Ci to pisać? Jesteśmy rówieśnikami, nie musisz mnie postarzać
    Też jestem 63
  • Ozar 17.06.2018
    puszczyk hahahahahah no kurde dla takich jak Marg to jesteśmy juz zasuszonymi dziadkami.
  • Ozar 17.06.2018
    Nuncjusz Sorka to nie złosliwie. Ale nawet fajnie bo to wyjątkowy rocznik, jak dobre wino hahahahah
  • Ozar 17.06.2018
    Ozar To już jest nas trzech prawie jak muszkieterowie.
  • Pasja 17.06.2018
    Ozar możesz mi iść po zapałki
  • Nuncjusz 17.06.2018
    Ozar jeszcze Hypokryta, ale on chyba bardziej wiekowy
  • betti 17.06.2018
    Brzmi to wszystko jak Kabaret Starszych Panów.... no, ta radość Ozara.
  • Ozar 17.06.2018
    pasja oooooooooooo tu się zadziwiłem potężnie!!! Nie pytam o wiek, bo nie wypada, ale szacunek wielki, choć z twoich tekstów wynikał dojrzały wiek, ale rzadko trafiam na portalach na starszych ode mnie.
  • Ozar 17.06.2018
    betti Haaaaaaaaaa coś w tym jest, ale wiesz chocby taki stan wojenny czy inne takie. Większości z opowijczyków jeszcze nawet na świecie nie było i jak tu dyskutować.
  • Pasja 17.06.2018
    Ozar jeszcze karawan?
  • puszczyk 17.06.2018
    pasja , bo pogięło dziadków.
    Klub emerytów, cholera...
  • Ozar 17.06.2018
    pasja Tego pana nie...
  • betti 17.06.2018
    Ozar do tych piórem... żeby wiedzieli, bo jeszcze uwierzą, że Jaruzelski faktycznie nie miał innego wyboru jak być u ruskich na sznureczku....
  • Ozar 17.06.2018
    puszczyk No może założymy jakiś klub seniora i seniority hahahaha
  • Ozar 17.06.2018
    betti tu akurat mam inne zdanie, ale to zbyt długie żeby tu pisać
  • betti 17.06.2018
    Ozar to napisz w wątku, będziemy się kłócili...
  • puszczyk 17.06.2018
    Ozar uważam podobnie, ale pani indoktrynacja powiedziała inaczej.
  • Ozar 17.06.2018
    Ozar betti tak bardzo krótko. Porównaj sobie Wegry i ich powstanie krwawo stłumione przez ruskich, a nasz stan wojenny. Tam było 3000 zabitych i 13-15 tys. rannych.
  • Ozar 17.06.2018
    Ozar A potem krwawa rozprawa z narodem. Tam nie było internowania z piwami, panienkami i wódeczką, tylko albo kula w łeb, albo zsyłka do łagru, a to olbrzymia różnica.
  • puszczyk 17.06.2018
    Ozar , betti to młody glutek.
    Co może wiedzieć o tamtych czasach ? :)))
  • Ozar 17.06.2018
    puszczyk Toż właśnie ją uświadamiam historycznie.
  • Ozar 17.06.2018
    Ozar puszczyk od tego jesteśmy, żeby uczyc młodych prawdy, a nie bełkotu obcych mediów.
  • Ozar 17.06.2018
    Ozar Albo durnych fanatyków.
  • betti 17.06.2018
    Ozar ale chyba nie chcesz mi powiedzieć, że musiał być u sowietów na sznurku, to był jego wybór... sam przeszedł na ciemną stronę mocy, żeby lepiej mu się żyło... wykonywał ich rozkazy, tylko i aż.
  • puszczyk 17.06.2018
    Oj betti droga...
    To nie był tak prosty wybór jak w trylogii Lucasa.
  • Ozar 17.06.2018
    betti To nie jest temat na krótki post. W latach 1945-1953 czyli do śmierci wujaszka Józefa dowódcą polskiej armii był marszałek ZSRR Konstanty Rokossowski powołany na stanowisko Ministra Obrony i mianowany marszałkiem Polski opuścił nasz kraj wraz z około 1000 doradców w pażdzierniku 1956 roku. Wtedy nie było polskiego dowodzenia armią i każdy kto chciał zostać w WP musiał byc lojalny do bólu. Takie czasy.
  • Ozar 17.06.2018
    Ozar Nie było wyboru... żadnego... albo jesteś za albo wypad z armii, albo sfingowany proces tak jak generała Talara i innych.
  • Hypokryta 17.06.2018
    puszczyk
    W Trylogii Lucasa (oryginalnej, nie prequelach itd.) też aż tak prosty nie był.
    Ale puszczyk, Ozar - co tu tłumaczyć tamte wybory ludzikom urodzonym już po stanie wojennym? Dla nich świat jest teraz czarno-biały, z jednej szlachetni wyklęci, z drugiej źli aparatczycy...
    A moja rodzina za początków sowieckiej drugiej okupacji sama do siebie w poprzek się strzelała, bo jedni zrozumieć nie mogli, a drudzy rozumieli za dużo... I kto był po jasnej, a kto ciemnej stronie mocy?
    Nie wiem.
  • Ozar 17.06.2018
    Ozar Czy Skalskiego, genialnego pilota i prawdziwego bohatera.
  • betti 17.06.2018
    Ozar ja to wiem, ale ta lojalność, to zdrada.
  • Ozar 17.06.2018
    Ozar betti nie patrz na dzisiejszą propagandę tak wtedy było. Ja nie mówię że dobrze, ani sprawiedliwie, ale wtedy musiałaś być lojalna... Każdego obserwowali oficerowie kontrwywiadu, NKWD, i innych takich. Wystarczył cień niepewności i człek wylatywał, albo trafiał do więzienia.
  • Hypokryta 17.06.2018
    Ozar Skalski to w ogóle pewnego rodzaju wyjątek, bo można powiedzieć, że go ulgowo potraktowali...
    najpierw mu co prawda połamali palce i sadzali na nodze od taboretu, ale potem pozwolili robić co kochał najbardziej - czyli latać... inni nie mieli takiej szansy - Sosabowski, Zumbach itp.
  • Ozar 17.06.2018
    betti Hahahahah znowu upraszczasz bo tak patrząc trzeba by za zdrajców uznać przynajmniej 10.000 polskich oficerów z tamtych czasów. to nonsens.
  • Hypokryta 17.06.2018
    Ozar Dzisiejsza propaganda niestety małpuje propagandę ówczesną, tylko w drugą stronę.
  • Ozar 17.06.2018
    Hypokryta Witam kolejnego "starego dziadka " na opowi, podobno jesteś bliski naszemu rocznikowi 1963? Tak masz racje, ale kilku wyższych oficerów wstawiło się za nim.
  • Hypokryta 17.06.2018
    Ozar Dyskutowanie z nastoletnią dziewicą jest o tyle trudne, że nie jesteś w stanie pokazać kolorów i szarości, komuś, kogo oczy rozpoznają na razie tylko biel i czerń.
    Podobnie jak panienka betti nie dorosła jeszcze do poezji, to tak - tym bardziej - nie dorosła jeszcze niestety ani do historii ani do polityki.
  • betti 17.06.2018
    Czyli to byli dobrzy ludzie, tylko musieli być źli, bo taki podpisali cyrograf... ale czy ci ''dobrzy ludzie'' zrobili dla Polski coś dobrego?
  • Ozar 17.06.2018
    Hypokryta Dobrze powiedziane. Jednak ja mam taką głupią słabość, że zwsze staram się tłumaczyc historię młodym, oczywiście z różnym skutkiem.
  • betti 17.06.2018
    Hypokryta w którym miejscu nie dorosłam do poezji?
  • Hypokryta 17.06.2018
    Ozar Ja próbowałem tłumaczyć jej czym jest poezja. Z zerowym skutkiem.
    Do tego trzeba dojrzeć.
    Jak spojrzysz sobie w stadia rozwojowe to wyjście poza takie czarno-białe myślenie następuje dopiero w trzeciej dekadzie życia.
  • Ozar 17.06.2018
    betti Kurdę nie rozumiesz. Nie byli ani dobrzy ani źli. Żyli w chujowych czasach, gdzie jeden donos potrafił załatwić ci karierę a nawet życie. Oni po prostu chcieli być oficerami Polskiej Armii czyli WP i musieli grac tak jak im kazano, inaczej bardzo szybko kończyli karierę. Betti to trudno wytłumaczyć tak prosto, taki był system, wszędzie agenci, donosiciele, i ruscy przydupasi gotowi podkablować każdego. W takich warunkach nasi oficerowie trwali az do 1956 roku, później juz było troche lepiej.
  • betti 17.06.2018
    Hypokryta napisałeś prozę i kazałeś mi uwierzyć, że to poezja. Nie kupuję takich głodnych kawałków. To była dobra proza, z tym się zgodzę.
  • puszczyk 17.06.2018
    Hypokryta , te ludziki nie są głupie.
    Mają tylko inną mentalność i sposób patrzenia.
    Żal dupę ściska, kiedy patrzysz, jak są indoktrynowani i co im się wmawia.
    Jaruzel święty nie był, ale nikt nie zna jego położenia i dylematów.
    Co mogło się stać, gdyby nie jego decyzja.
    A co się stało później z Solidarnością?
    Tam dopiero wyszły z ludzi prawdziwe emocje i motywacje, których efekty łykamy do dziś.
  • Ozar 17.06.2018
    Hypokryta Hahahahahaha moim zdaniem nawet później. Ja dopiero od 3/4 lat nauczyłem sie pisac artykuły o historii na jakimś tam poziomie, a zaczynałem w latach 90-tycvh.
  • betti 17.06.2018
    Ozar oficerowie Polskiej Armii zginęli w Katyniu, albo byli w AK, oficerowie byli na wszystkich frontach w czasie II wojny i po zakończeniu nie mogli wrócić do Polski, bo czekały ich wiezienia. O jakich Ty mi polskich oficerach piszesz?
  • Ozar 17.06.2018
    puszczyk Bardzo dobrze to ująłeś. Trafnie. Gdyby nie jego decyzja większości tych obecnych bohaterów nie byłoby już w grudniu 1981, bo ruscy by sie nie pierdolili i ich po prostu rozstrzelali kulą w łęb tak jak w Katyniu. Wojtek kufa im dupy uratował.
  • puszczyk 17.06.2018
    Ozar, to był wybitny polityk, tylko zajmował miejsce po niewłaściwej stronie.
    Aż szkoda takiego marnotrawstwa postaci, choć z pewnością nie był marketingowym szołmenem.
    Drętwy, jak członek po burdelowych ekscesach.
    Ale ludzi pokroju jego, Mazowieckiego, Geremka, czy Bartoszewskiego po prostu brakuje.
  • Ozar 17.06.2018
    puszczyk Hm... Tych trzech panów, których wymieniłeś zrobiło szopkę z tajnymi służbami nazywaną Magdalenką a której skutki odczuwamy do dzisiaj. Tak w skrócie : my wam oddamy władze, ale wy nie trzepiajcie sie nas, naszej kasy itd. I tak powstały pierwsze fortuny w III RP, a do tego do dzisiaj nie mamy ustawy lustracyjnej.
  • Ozar 17.06.2018
    Ozar Ci panowie pozwolili służbą sie ustawić, przejąć banki, wkraść sie w biznes i sie na nowym ustroju wzbogacić.
  • Hypokryta 17.06.2018
    puszczyk @Ozar Postać Wojtka nie jest jednoznaczna - ani w jedną, ani w drugą stronę - ogólnie proponuję poczytać jego biografię, nim się go wrzuci do jakiegoś wora. Nienawidziłem kiedyś tego człowieka... teraz patrzę na to zupełnie inaczej... ale jest chyba jeszcze za wcześnie, by oceny stawiać...
    Już lepiej się zastanawiać, czy Konrad Mazowiecki był "zły" czy "dobry" sprowadzając Krzyżaków do Polski. Odsądzamy go dziś tropem starych kronikarzy od czci i wiary, ale zupełnie nie ujmujemy prawidłowości dziejowych, ograniczonej wiedzy i bieżących interesów - które kierowały wtedy księciem.

    Ponoć Amerykanie wiedzieli, że Sowieci, mimo zgromadzenia sił przy naszej granicy nie wkroczą. Ponoć nawet dali o tym znać Wojtkowi. Ale czy ja, będąc Wojtkiem zaufałbym w 100% Amerykanom i ich informacjom? A co jeśli sami Amerykanie zostali przez własny wywiad wprowadzeni w błąd? itp. itd.
    Osądzanie pochopnie - żywych ludzi, którzy podejmowali wielkie - czasem tragiczne, czasem błędne decyzje - pachnie komiksem.
    Inaczej: Czy Okulicki był zdrajcą, głupcem czy zbrodniarzem? - Tego też nie rozstrzygniemy łatwo.
    Czy Kościuszko przegrał wojnę - insurekcję - bo nadużywał alkoholu, czy też nadużywał alkoholu bo walczył w wojnie, w której nie dało się wygrać i wszyscy się od niego odwrócili?
    Czy Piłsudski ... itd. itp.
  • Ozar 17.06.2018
    betti O Polskiej Armii zwanej Ludowym Wojskiem Polskim po 1945 roku.
    Warszawski OW z siedzibą w Warszawie, obejmujący woj. warszawskie i białostockie,
    Lubelski OW z siedzibą w Lublinie, obejmujący woj. lubelskie i rzeszowskie,
    Krakowski OW z siedzibą w Krakowie, obejmujący woj. krakowskie i śląskie,
    Łódzki OW z siedzibą w Łodzi, obejmujący woj. łódzkie i kieleckie,
    Poznański OW z siedzibą w Poznaniu, obejmujący woj. poznańskie,
    Pomorski OW z siedzibą w Toruniu, obejmujący woj. pomorskie i Wolne Miasto Gdańsk”
    Śląski OW z siedzibą w Katowicach sformowany został w terminie późniejszym (do dnia 17 września 1945).
    Było ich w 1945 roku około 450 tys.
  • betti 17.06.2018
    Ozar ale to byli oficerowie strachu, oficerowie sowieccy - tam szkoleni do walki z polskim narodem, co gorliwie czynili, tych zdrajców nazywasz polskimi oficerami?
  • Ozar 17.06.2018
    Hypokryta Tu masz racje. Podobny dylemat czy Kukliński był bohaterem, czy zdrajcą. jako oficer LWP zdradził i tak mówiąc prosto był zdrajcą, Podobno tak, choć nie do końca ufali Wojtkowi, jednak dali mu wolną ręke. Okulicki był kretynem i głupcem. To on powiedział: Warszawa musi spłynąć krwią, żeby swiat zobaczył i zareagował" - kurwa kretyn przez którego zginęło 300 tys ludzi, a świat i tak miał to w dupie. A co do Piłsudskiego to zawsze byłem jego wielbicielem, ale po tym jak sie dowiedziałem, że mógł iśc na Moskwę, droga była otwarta a nie poszedł, ułatwiając bolszewikom pokonanie białogwardzistów sam juz nie wiem.
  • Ozar 17.06.2018
    betti Nadal nie rozumiesz. Nie myl fanatyków z UB, albo KBW, albo innych takich. ja mówie o zwykłych polskich oficerach, nie raz z rodowodem AK, którzy byli w LWP zwykłymi oficerami.
  • Ozar 17.06.2018
    Ozar Oni chcieli służyć w polskim wojsku i tyle. Nie wszyscy byli sowieckimi agentami, albo tchórzami. Jednak chcąc istnieć musieli dopasować sie do reguł tamtych czasów.
  • Hypokryta 17.06.2018
    Ozar Akurat tę decyzję Piłsudskiego dość łatwo zrozumieć. Rosja Biała - carska - była członkiem Triple Entente, czyli mówiąc po naszemu "ąntanty" - Trójporozumienia państw, które wygrały pierwszą wojnę światową. Miała za sobą Francję i Anglię, dla których ówczesna Polska była tylko taktycznym i mało istotnym sojusznikiem. Myślę, że Piłsudski doskonale wiedział, że Biała Rosja, wspierana przez zachód, gdyby zwyciężyła, byłaby o wiele dla nas groźniejsza niż Czerwona, która przynajmniej oficjalnie - żadnego wsparcia nie miała (pomijając "pożytecznych idiotów", niemieckich socjalistów i francuski żywioł uliczny).
  • puszczyk 17.06.2018
    Ozar to spiskowa teoria dziejów.
    Coś jest pewnie na rzeczy, ale dbajmy o szerszy kontekst.
    Nie miałem ochoty na rewolucję francuską i zatrudnienie wynalazku pana Guillotine.
  • Hypokryta 17.06.2018
    puszczyk @Ozar Oczywiście to co napisałem wyżej, nie znaczy, że jakoś wybielam Piłsudskiego. Był to z pewnością cham i prostak, który dla swoich interesów nie cofał się przed zdradą, podłością i podstępem, zachowywał się niejednokrotnie ślisko i niehonorowo, czasem wykazywał się tchórzostwem, przerostem ego, zarozumialstwem, ignorowaniem rzeczywistości, myśleniem życzeniowym, wyolbrzymianiem własnych zasług, pomijaniem cudzych itp.
    Podsumowując: był to wielki mąż stanu. I to nie mówię ironicznie ani prześmiewczo - bez tych cech - czasem podłych, czasem małych, czasem wręcz świńskich - nie osiągnąłby aż tyle. Bo inteligentom, biografom i współczesnym dziewczątkom nie stoi w głowie, że można być na przykład jednocześnie zdrajcą i bohaterem. I jeśli komuś mamy stawiać pomniki - to mimo, a może przez te wszelkie maleńkie podłości - właśnie Jemu.
  • Ozar 17.06.2018
    Hypokryta Wiem, że istnieje taka teoria i jest nawet dość sensowna, ale gdyby zajął Moskwę?
  • Ozar 17.06.2018
    Hypokryta Tu masz rację, to był chyba ostatni polski mąż stanu, nawet z jego słabościami i błędami. Teraz juz takich nie ma niestety.
  • ausek 17.06.2018
    Przeczytałam wczoraj - wieczorną porą. Świetnie przedstawiłeś tę instytucję. Mam wrażenie, że ona istnieje tylko po to, by dawać pracę SWOIM pracownikom... I tyle w temacie. ;)
  • puszczyk 17.06.2018
    Bo tak to wygląda.
    Moim, racjonalnym zdaniem.
  • Ozar 17.06.2018
    Idę spać bo jestem po imprezie - szwagier miał 50 lat. Jutro pogwarzymy dalej, bo dyskusja jest bardzo ciekawa.
  • kalaallisut 17.06.2018
    Dopiero teraz mam chwilę dłuższą i przeczytałam :
    Jakoś ten nasz naród jest jak rosół. Gotujesz i gotujesz, a szumowiny ciągle się pojawiają.
    No samo życie...
  • puszczyk 17.06.2018
    Tak bym to ujął.
    Joko rzekł dziadek Piłsudski - Naród wspaniały, tylko ludzie - kurwy.
  • kalaallisut 17.06.2018
    Kiedyś pracowałam w takiej podobnej strukturze związanej z projektami i wiem jak to wygląda od środka, to dopiero kosmos biurokracyjny ;) dwa razy korzystałam z UP i stażu jak miałam 18 lat to byl pierwszy, a drugi szybki się skończył, później nigdy się nie rejestrowałam, ktoś mi mówi, bo dalej nie jestem zarejestrowana, że nie będzie mi się to wliczać do emerytury ;) Zawsze poszukam ludzi, którzy wyjeżdżają za.... Nigdy nie ciągnęło mnie, by pracować i dorobić zagranicą, nawet jak był boom na wielką Brytanię, i tak na odwrót powiem, że Ci poza w jakiś stopniu też mają sprzedaną duszę i życie rodzinne na pewno.
  • kalaallisut 17.06.2018
    *podziwiałam za odwagę, życie w obcym kraju, bez najbliższych.

    Teraz jestem w takiej sytuacji z moim jeszcze ambitnym ego, że marze o własnej działalności....
  • puszczyk 17.06.2018
    I właśnie mają sprzedane i stracone wszystko.
    Nie twierdzę, Ze to norma, ale droga do upadku wywalcowana.
    Powinienem być w kraju, uczyć oporną młodzięż i tu funkcjonować.
    Ale się nie da. Brak wystarczająco rozłożystych pleców.
  • kalaallisut 17.06.2018
    Brak wystarczająco rozłożystych pleców :)))
    Ni uja nie polecisz.
    Chociaż jak mi to koleżanka ostatnio powiedziała, że teraz jest duuuuzo pracy, zebym wróciła obojętnie gdzie nawet do sklepu z ciuchami ;) bo tam gdzie chce też bez pleców nie wlecisz....aaa i że nie pracują tylko ci co naprawdę nie chcą - koleżanka pracująca w dużej korporacji po plecach ;)
  • kalaallisut 17.06.2018
    Wydaje mi się ża się da. Dam znać za rok dwa ;)) lub jak coś "wymyśle realnego ".
  • puszczyk 17.06.2018
    Wymyśl koniecznie!
    Ja już jestem za stary na powroty, czy rozpoczynanie od nowa.
    Pokiełbasiło się.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania