Rachunek sumienia
Jestem gruby, brzydki, krępy a na sadle mam rozstępy
Kiedy ścinam się na zero aparacyje mam przestępcy
Włosy są w kolorze marchwi, cera blada jak Golluma
No i zawsze był też ze mnie w wielu kwestiach tuman.
Nie mam grosza przy duszy, na co dzień rozpacz mnie dusi
Niczym astma która się objawia w towarzystwie ludzi
Nigdy nie miałem kobiety mimo dorosłego wieku
A na samą myśl o związku dostaje wypieków.
Rzadko pale papierosy, nie mam swoich tylko sępie
Ludzie w pracy poczęstują kiedy prośbą je wydębie
Są i tacy co mnie sami zabierają na palenie
To jedyni moi kumple, reszta dla mnie nie istnieje.
Lubie gry komputerowe, w których jeżdzę samochodem
A własnego auta nie mam, kierownicą jest kontroler
Lubie strzelać i się wspinać, biegać, skakać, konstruować
Tylko że w świecie fikcyjnym bo w prawdziwym boli głowa.
Produkuje książki za to w zawodzie introligator
A zarabiam taki pieniądz jakbym był do podłóg szmatą
W życiu nie miałem ambicji, aby marzeń czar się ziścił
Bo wolałem ponarzekać niż zabierać się za wyścig.
Miałem kiedyś dwóch przyjaciół, teraz nie mam już kontaktu
Sporadyczne wiadomości chociaż nie brak jest mi czasu
W życiu zero koleżanek, bo nie byłem zawadiacki
Tylko smutny i zgorzkniały, do tego tak często chamski.
Nie mam chęci czytać książek, nie uprawiam również sportu
Nie znosiłem zajęć wfu w towarzystwie reszty czortów
Lubie filmiki z kotami, racze się też pornosami
Zajadając się chipsami robiąc z żołądka dynamit.
Za pieniądze mógłbym zabić, myślę sobie momentami
Przy czym wnętrze mego serca delikatne jak aksamit
Nie uznaje żadnych bogów i nie wierze w ideały
Każde hasła są stworzone po to by dziś się sprzedały.
Chromolony humanista, głupiec co tak ciężko przyznać
Bo matematyka była dla mnie mniej niż oczywista
Wieczny gbur i pesymista, chociaż mam riposty cięte
Oraz żarty, które śmieszą tylko temu bo są wstrętne.
W mym języku masa bluzgów, jakbym królem był półmózgów
Zawsze czułem obrzydzenie do wszelkiej maści patusów
W szkołach byłem popychadłem jako ten spokojny chłopiec
Dzisiaj sam najchętniej chciałbym komuś w obronie swej dopiec.
I nie pisze tego wiersza, aby ktoś mnie pożałował
Raczej szczerze chce powiedzieć o sobie w tych prostych słowach
Moją dietą psychotropy, w przeszłości miałem kłopoty
Przez natręctwa oraz lęki nie brałem się do roboty.
Zieleń moich oczu barwą przypomina marihuanę
Którą paliłem za młodu i stąd mam w psychice szramę
Zamiast dostać to co zwykle otrzymałem dopalacze
Nigdy więcej nie dotknąłem ulicznego ścierwa zatem.
Stronie więc od alkoholu, nie spożywam narkotyków
Bo używki popychają ludzi do różnych wybryków
Chciałbym zmienić się na lepsze, ale nie mam na to siły
Świat jest zgniły i niemiły, tak zostanie do mogiły.
Mam cudowną siostrę, brata i mam rodziców pomocnych
Mojej mamie za mieszkanie mógłbym wybudować pomnik
Spłacam długi swoje własne, chciałem pożyć ponad stanem
Swej głupocie winny bardziej niźli gdy się zakochałem.
Krzywdziłem tych najczęściej którzy oddawali serce
I żałuję teraz tych decyzji przez które sam cierpię
Mam nadzieję że istnienie moje nie skończy się prędko
Choć tak często myślę o tym, by mnie pochłonęło piekło.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania