Radomskie klocki

Marcin był pasjonatem klocków Lego. Od dziecka lubił budować różne konstrukcje z kolorowych elementów i podziwiać swoje dzieła. Kiedy dowiedział się, że w Radomiu¹ ma się odbyć Mazowiecki Festiwal Klocków², postanowił się tam wybrać. Była to okazja, by zobaczyć niesamowite modele zbudowane przez innych fanów Lego i może nawet nawiązać nowe znajomości.

 

W sobotę 10 czerwca Marcin wsiadł do pociągu i po dwóch godzinach jazdy dotarł do Radomia. Z dworca udał się pieszo do Radomskiego Centrum Sportu³, gdzie odbywał się festiwal. Po zapłaceniu symbolicznej opłaty wszedł do hali, gdzie rozłożyły się stoiska z klockowymi konstrukcjami. Marcin był zachwycony tym, co zobaczył. Były tam modele samolotów, statków kosmicznych, zamków, miast i wielu innych rzeczy. Niektóre z nich były tak duże i szczegółowe, że trudno było uwierzyć, że zostały zbudowane z klocków.

 

Marcin spacerował między stoiskami i rozmawiał z wystawcami. Dowiedział się wielu ciekawych rzeczy o historii i technice Lego. Zdjęcia nie oddawały tego, co widział na żywo. Był szczególnie pod wrażeniem modelu Radomia¹, który wiernie odwzorowywał zabytkową zabudowę miasta i jego najważniejsze obiekty. Zapytał jednego z twórców tego modelu, jak długo pracował nad nim.

 

- To był projekt grupowy - odpowiedział mężczyzna o siwych włosach i brodzie. - Pracowaliśmy nad nim kilka miesięcy. Użyliśmy ponad milion klocków.

 

- To niesamowite - podziwiał Marcin. - A skąd macie tyle klocków?

 

- Większość pochodzi z naszych prywatnych zbiorów, ale część dostaliśmy od sponsorów i fundacji. Wiesz, Lego to nie tylko zabawa, to też sztuka i edukacja.

 

- Zgadzam się - przytaknął Marcin. - A czy mogę poprosić o zdjęcie z modelem?

 

- Jasne, nie ma problemu - uśmiechnął się mężczyzna i podał Marcinowi aparat.

 

Marcin stanął obok modelu Radomia i uśmiechnął się do aparatu. W tym momencie poczuł dziwne mrowienie w dłoniach. Spojrzał na nie i zobaczył, że trzyma w nich klocki Lego. Nie były to jednak zwykłe klocki, lecz miniaturowe ludziki o twarzach wystawców festiwalu.

 

- Co to jest? - zdziwił się Marcin.

 

- To nasze klocki - usłyszał za sobą głos mężczyzny o siwych włosach i brodzie. - A ty jesteś naszym gościem.

 

Marcin odwrócił się i ujrzał mężczyznę trzymającego w ręku aparat. Tylko że to nie był aparat, lecz duży klocek Lego z otworem na obiektyw.

 

- Co wy robicie? - krzyknął Marcin.

 

- To proste - odpowiedział mężczyzna. - Przekształcamy ludzi w klocki Lego.

 

- Po co? - spytał Marcin.

 

- Bo tak lubimy - zaśmiał się mężczyzna. - A teraz uśmiechnij się do aparatu.

 

Marcin poczuł, jak jego ciało kurczy się i staje się plastikowe. Próbował uciec, ale było za późno. Zanim stracił przytomność, usłyszał jeszcze jeden dźwięk: klik!

 

Mężczyzna o siwych włosach i brodzie podniósł aparat i spojrzał na ekran. Na zdjęciu widniała miniaturowa postać Marcina obok modelu Radomia.

 

- Świetne zdjęcie - powiedział do siebie. - Będzie pasowało do mojej kolekcji.

 

Włożył aparat do torby i poszedł do innego stoiska. Tam czekało na niego kolejne zdjęcie.

 

Marcin obudził się w ciemności. Nie wiedział, gdzie jest i co się z nim stało. Próbował się poruszyć, ale nie mógł. Czuł się jak sparaliżowany. Próbował krzyczeć, ale nie mógł. Nie miał ust ani głosu.

 

- Cześć - usłyszał w głowie głos.

 

- Kto to? - pomyślał Marcin.

 

- To ja, Tomek - odpowiedział głos. - Jesteśmy obok siebie.

 

- Tomek? - pomyślał Marcin. - Skąd cię znam?

 

- Z festiwalu klocków - powiedział Tomek. - Byłem tam wystawcą. Pokazywałem model samolotu.

 

- A co się z nami stało? - pomyślał Marcin.

 

- Zostaliśmy przekształceni w klocki Lego - wyjaśnił Tomek. - Przez tych szaleńców.

 

- Jak to możliwe? - pomyślał Marcin.

 

- Nie wiem - przyznał Tomek. - Mają jakąś maszynę, która robi zdjęcia i zmienia ludzi w klocki. Potem zabierają nas do swoich domów i bawią się nami.

 

- Bawią się nami? - pomyślał Marcin ze strachem.

 

- Tak - potwierdził Tomek. - Rozbierają nas, składają na nowo, łączą z innymi klockami, robią z nas dziwne rzeczy. To koszmar.

 

- Nie ma wyjścia? - pomyślał Marcin.

 

- Nie wiem - odpowiedział Tomek. - Jest nas tu więcej. Może razem coś wymyślimy.

 

- Gdzie jesteśmy? - pomyślał Marcin.

 

- W torbie tego siwego brodacza - powiedział Tomek. - Jedzie z nami pociągiem do Warszawy.

 

- A co tam będzie? - pomyślał Marcin.

 

- Nie wiem - przyznał Tomek. - Ale nie chcę się dowiedzieć.

 

Marcin i Tomek nie byli sami w torbie. Obok nich leżało kilka innych klocków Lego z twarzami ludzi. Byli to inni uczestnicy festiwalu klocków, którzy zostali porwani przez siwego brodacza. Niektórzy z nich byli wystawcami, inni zwiedzającymi. Wszyscy byli przerażeni i bezradni.

 

- Czy ktoś wie, co to za maszyna? - pomyślał jeden z klocków.

 

- Nie mam pojęcia - pomyślał inny. - Wyglądała jak zwykły aparat fotograficzny, ale musiała mieć jakąś ukrytą funkcję.

 

- Czy ktoś wie, kim są ci ludzie? - pomyślał kolejny.

 

- Nie wiem - pomyślał następny. - Ale słyszałem, że nazywają się Bracia Klockowi.

 

- Bracia Klockowi? - pomyślał Marcin.

 

- Tak - potwierdził Tomek. - To jakaś sekta fanatyków Lego. Są obsesjonowani klockami i chcą stworzyć idealny świat z nich.

 

- Idealny świat? - pomyślał Marcin.

 

- Tak - wyjaśnił Tomek. - Świat, w którym wszystko jest zbudowane z klocków Lego. W tym ludzie.

 

- To chore - pomyślał Marcin.

 

- Zgadzam się - pomyślał Tomek. - Ale oni tak nie uważają. Uważają się za wybrańców i misjonarzy Lego.

 

- A co z nami? - pomyślał Marcin.

 

- My jesteśmy ich ofiarami i zabawkami - odpowiedział Tomek. - Chcą nas wykorzystać do swoich celów.

 

- Jakich celów? - pomyślał Marcin.

 

- Nie wiem dokładnie - przyznał Tomek. - Ale słyszałem, że mają jakiś plan.

 

- Jaki plan? - pomyślał Marcin.

 

- Nie wiem - powtórzył Tomek. - Ale chyba chcą coś zbudować.

 

- Coś zbudować? - pomyślał Marcin.

 

- Tak - potwierdził Tomek. - Coś wielkiego i strasznego.

 

Marcin i Tomek nie wiedzieli, co Bracia Klockowi chcą zbudować z klocków Lego. Nie wiedzieli też, czy mają jakąś szansę na ucieczkę. Byli bezsilni i przestraszeni. Nie mogli liczyć na pomoc nikogo.

 

Pociąg dojechał do Warszawy. Siwy brodacz wysiadł z torbą pełną klocków Lego i udał się do metra. Po kilku minutach jazdy wyszedł na stacji Centrum. Tam czekało na niego dwóch innych mężczyzn o siwych włosach i brodach. Byli to jego bracia - Bracia Klockowi.

 

- Witaj, bracie - powiedział jeden z nich.

 

- Witajcie, bracia - odpowiedział siwy brodacz.

 

- Czy masz ze sobą klocki? - zapytał drugi.

 

- Tak, mam - potwierdził siwy brodacz.

 

- Świetnie - ucieszył się pierwszy. - To znaczy, że możemy kontynuować nasz plan.

 

- Tak, możemy - zgodził się siwy brodacz.

 

- Chodźcie, pokażemy wam nasze dzieło - zaprosił drugi.

 

Siwy brodacz podążył za swoimi braćmi do pobliskiego budynku. Była to stara kamienica, która wyglądała na opuszczoną. W środku jednak panował ruch i hałas. Na każdym piętrze byli inni Bracia Klockowi, którzy pracowali nad czymś wielkim i strasznym.

 

Był to model Warszawy zbudowany z klocków Lego. Ale nie był to zwykły model. Był to model żywy i świadomy. Każdy klocek Lego był częścią tego modelu i miał w sobie duszę człowieka. Ludzie ci byli ofiarami Braci Klockowych, którzy porwali ich z różnych miejsc i zamienili w klocki Lego. Niektórzy byli mieszkańcami Warszawy, inni turystami lub podróżnymi. Wszyscy byli nieszczęśliwi i cierpieli.

 

Model Warszawy był wielki i szczegółowy. Odwzorowywał wszystkie ważne obiekty i ulice miasta. Były tam Pałac Kultury i Nauki, Zamek Królewski, Stadion Narodowy, Łazienki Królewskie i wiele innych. Były tam też ludzie - ludzie z klocków Lego. Chodzili po ulicach, jeździli samochodami, pracowali w biurach, robili zakupy w sklepach. Wyglądali na normalnych, ale nie byli. Byli marionetkami Braci Klockowych, którzy sterowali nimi za pomocą zdalnego pilota.

 

Bracia Klockowi byli dumni ze swojego dzieła. Uważali się za bogów Lego i twórców idealnego świata. Świata, w którym wszystko było zbudowane z klocków Lego. W tym ludzie.

 

- To jest piękne - powiedział jeden z nich.

 

- To jest doskonałe - powiedział drugi.

 

- To jest nasze - powiedział trzeci.

 

- A co z Radomiem? - zapytał siwy brodacz.

 

- Radom? - zdziwił się pierwszy.

 

- Tak, Radom - powtórzył siwy brodacz. - Skąd mamy te klocki?

 

- Ach, Radom - westchnął drugi. - To małe i nieistotne miasto.

 

- Nie ma znaczenia - stwierdził trzeci.

 

- Nie ma znaczenia? - zdziwił się siwy brodacz.

 

- Nie ma znaczenia - potwierdził pierwszy. - Nasz plan nie dotyczy Radomia.

 

- Nasz plan dotyczy Warszawy - wyjaśnił drugi.

 

- Nasz plan dotyczy świata - dodał trzeci.

 

- Jaki plan? - spytał siwy brodacz.

 

Bracia Klockowi spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się tajemniczo.

 

- Plan ostateczny - odpowiedział pierwszy.

 

- Plan genialny - odpowiedział drugi.

 

- Plan nie do powstrzymania - odpowiedział trzeci.

 

Siwy brodacz poczuł dreszcz niepokoju. Nie wiedział, co jego bracia mają na myśli. Ale miał złe przeczucie.

 

W tym momencie model Warszawy zaczął się poruszać. Nie tylko ludzie z klocków Lego, ale cały model. Budynki, ulice, mosty, drzewa - wszystko zaczęło się skręcać i zmieniać kształt. Model Warszawy zmieniał się w coś innego. W coś wielkiego i strasznego.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania