Rajd walterowski

Jesteśmy dobrzy w stawianiu pomników. Stawialiśmy je za ancien régime ku czci różnych bohaterów, a potem składaliśmy pod nimi kwiaty przy dźwiękach patriotycznych pieśni. Po latach o wielu z nich zapomnieliśmy, bo bohaterowie okazali się być be.

Teraz mamy nowych bohaterów, im stawiamy pomniki i ku ich czci składamy kwiaty przy dźwiękach patriotycznych i kościelnych pieśni. Za jakiś czas pewnie coś się zmieni, będą inni bohaterowie i inne pomniki, bo "my, Polacy, my lubim pomniki" – jak pisał poeta.

Jeden taki zapomniany pomnik stoi do dzisiaj w bieszczadzkich Jabłonkach. Wzniesiono go w miejscu, gdzie zabito generała Świerczewskiego – "Waltera". Kiedyś pomnik ten był celem tzw. "rajdów walterowskich".

Pod koniec marca uczestnicy tych rajdów dowożeni byli zakładowymi autobusami z miejscowości odległych nawet o dwieście kilometrów. Dla części z nich była to możliwość pochodzenia po Bieszczadach, a dla innych okazja do darmowej przejażdżki i napicia się wódki w "pięknych okolicznościach przyrody". Jedni i drudzy spotykali się potem pod tymże pomnikiem, gdzie odbywały się uroczystości ku czci generała.

Byłem na dwóch takich rajdach. Pierwszy, jednodniowy, był nieudany. Walił śnieg z deszczem i iść w góry nie było sensu. Skończyło się na piciu wódki w autobusie i kacu na koniec dnia.

Drugi był pięknym, nocnym przejściem ze Smereka do Cisny przez połoniny Okrąglika i Jasła. Brnęliśmy po kolana w rozmiękłym śniegu, pełny księżyc oświetlał góry i nad ranem szczęśliwie dotarliśmy do Cisny. Tu już śniegu nie było. Rozpaliliśmy ognisko nad brzegiem Solinki i przy nim czekaliśmy dnia i autobusu, który miał nas zawieźć pod pomnik generała. Miałem przemoczone buty, więc zdjąłem je i postawiłem przy ogniu. Zjadłszy i wypiwszy co nieco, zawinąłem się w śpiwór i usnąłem. Po przebudzeniu zobaczyłem, że buty mam prawie spalone.

Kilkanaście lat później z kolegą dotarliśmy znowu pod pomnik w Jabłonkach. Usiedliśmy na przypomnikowym murku, kolega zapalił papierosa, a mnie zebrało się na wspomnienia o owych rajdach sprzed lat.

Zajęci rozmową, nie zauważyliśmy, że ktoś się do nas zbliża.

– Dajcie ognia – usłyszeliśmy za plecami.

Za nami stał niewysoki mężczyzna w przewodnickiej kurtce i wojskowych spodniach wpuszczonych w takież buty. Z wieku mógłby być naszym ojcem.

Kolega podał mu zapałki, nieznajomy zapalił papierosa i usiadł obok nas.

– Słyszę, że wspominacie rajdy walterowskie – zagadnął. – Pewnie mi nie uwierzycie, ale ja byłem tu parę dni po śmierci Waltera.

– A nie bał się pan? – zapytałem.

– Nikt mnie o to nie pytał – odpowiedział. – Byłem wtedy w szkole oficerskiej w Krakowie. Generał wizytował nas kilka dni wcześniej. Widziałem go tak, jak was widzę. Najpierw była defilada, a potem spotkanie z nim w świetlicy. Rozmawiał z nami jak ojciec. Dla nas wtedy był to człowiek legenda i bohater. Zaraz po jego śmierci zrobiono nam alarm, wydano broń i przywieziono tutaj. Ruszyliśmy w góry szukać jego zabójców i... pomścić śmierć naszego generała. Gdyby nam wtedy kazano wystrzelać pół Baligrodu, wystrzelalibyśmy. W górach nie znaleźliśmy nikogo i po kilku dniach wróciliśmy do jednostki.

– To pan pewnie wie, co tu się wtedy stało – zapytał kolega.

– Prawdy nikt się nie dowie. Oficjalnych wersji możecie poszukać w książkach Gerharda i w raportach różnych komisji. Zobaczycie, że każda z nich jest inna. Na mój gust żadna z nich nie trzyma się kupy. Nawet nie wiadomo, która sotnia go napadła. UPA na pewno wiedziała, że generał był w Baligrodzie, bo miała tam swoich ludzi. Jakby go chciała zabić, to zasadziłaby się na drodze do Leska, bo tam miał jechać. O wyjeździe do Cisny generał zdecydował podobno w ostatniej chwili, więc nie było czasu na zrobienie zasadzki tutaj. A może tej decyzji "w ostatniej chwili" nie było i Cisna była w planie inspekcji? Wtedy UPA mogłaby tu zrobić zasadzkę.

Nasz rozmówca zapalił drugiego papierosa i kontynuował:

– Od wyjazdu generała z Baligrodu wszystko szło jakoś dziwnie. Tuż przed napadem zepsuł się jeden z samochodów obstawy i połowa żołnierzy została w tyle. Zaraz potem zaczęła się ta dziwna strzelanina. Każdy głupi wie, że strzela się w tę stronę, gdzie wróg jest najsilniejszy. Ogień musiałby więc iść na samochód z żołnierzami. Tam powinny były być zwrócone wszystkie oczy i lufy. Tak jednak nie było, bo żołnierze powyskakiwali z auta, pochowali się i strzelali z rzadka. W takiej sytuacji człowiek wyskakujący z innego pojazdu był łatwym celem. Ja wiem, że w bitwie kule latają różnie, ale nie wierzę w aż trzy zabłąkane kule. Napastnicy strzelali z tamtej strony – pokazał palcem za siebie – a do generała strzelano z przeciwnej. Strzelający dobrze wiedział, kto był celem i jak wyglądał. O ile wiem, nie wiadomo też, z jakiej broni dostał generał. Może z pistoletu, z bliska? Za dużo tych zagadek, za dużo – zakończył.

– Czyli, to było zaplanowane – podsumowałem.

– Tak, ale to są tylko moje domysły. Tylko domysły – usłyszeliśmy w odpowiedzi.

– A komu nie pasował Świerczewski? – zapytał kolega.

– Wielu. Ruskim, bo jakimś cudem uchował się od samej rewolucji i przeżył stalinowskie czystki wśród komunistów walczących w Hiszpanii. Współpracował też z sowieckim wywiadem i może za dużo wiedział. Nie lubili go towarzysze broni z ostatniej wojny, bo po pijanemu namarnował ludzi pod Budziszynem. Niebezpieczny był dla swoich kolegów z partii i rządu, bo był za bardzo popularny. Miał w sobie coś. Gdy wtedy, w Krakowie, mówił do takich smarkaczy jak ja, tośmy mu wierzyli. Mógł być niewygodny i niebezpieczny dla wielu.

Nasz rozmówca zamilkł, a my siedzieliśmy zaskoczeni tym niezwykłym wykładem z historii. Ciszę zakłócił zatrzymujący się na szosie samochód.

– Przyjechali moi koledzy. Muszę się zbierać. Do zobaczenia kiedyś na szlaku – powiedział nieznajomy. – I pamiętajcie, że wszystko, co mówiłem, to są tylko moje domysły – dodał na odchodne.

Samochód odjechał, a my zostaliśmy sami... z pomnikiem ku czci generała. Na tablicy przy pomniku był napis:

"Nie o każdym śpiewają pieśni, lecz to imię opiewać będą.

Ono potrafi się wznieść ponad historię legendą".

Patrzyliśmy na pomnik i tablicę, rozmawialiśmy o domysłach nieznajomego i zgodziliśmy się, że zamach na generała mógł być zaplanowany.

Jeśli tak było, to na tablicy powinna znaleźć się trawestacja wiersza mistrza Ildefonsa:

"Bo żywy generał, to był kłopot dziki.

A my, Polacy, my lubim pomniki."

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Lucinda 13.08.2016
    Kolejny świetny tekst. Bardzo przyjemnie czyta się takie opowieści, w dodatku ładnie rozpoczęte i zakończone. Tu akurat przewinął się ten cytat, który zamykał całość w klamrę, no ale coś w jego treści chyba faktycznie jest. Ciekawie została przedstawiona rozmowa, a właściwie opowieść nieznajomego, bo to ona zajmowała jej większą część. Bardzo lubię sam sposób, w jaki cała historia została przedstawiona, dobór słów i lekki styl. No i co ja mogę więcej napisać, po prostu uwielbiam te opowieści :) Błędów samych w sobie nie zauważyłam, ale tutaj: ,,To pan pewnie wie, co tu się wtedy stało - zapytał kolega" - skoro zapytał, to przydałby się ten znak zapytania, bo w tej chwili wygląda to bardziej na stwierdzenie albo ewentualnie przypuszczenie, ale wtedy zostałby wykorzystany inny czasownik. To tyle, jeśli chodzi o jakieś uwagi. Zostawiam 5 :)
  • Marian 14.08.2016
    Dziękuję za Ci za przeczytanie, dogłębną analizę i wysoką ocenę. Bardzo cenię sobie Twoje opinie. Co do znaku zapytania, to raczej skłaniałbym się do wersji z przypuszczeniem i dlatego zostawiam to bez zmian. Pozdrawiam
  • ausek 13.08.2016
    Czytając, miałam przed oczami zielone lasy, kręte drogi, Solinkę i piękną miejscowość jaką jest Cisna. Dziękuję za ciekawy tekst i przywołanie jednych z najlepszych wakacji, jakie tam spędziłam. :) 5
  • Marian 14.08.2016
    Piękne góry z piękną historią. Dziekuję Ci za przeczytanie i opnię.
  • Zbigniew 14.08.2016
    My Polacy lubimy pomniki ale mimo to potrafimy je niszczyć mimo ze setki tysięcy żolnierzy radzieckich oddało życie na naszej ziemi , mimo ze obojętne im było czy walczą "za nasza czy wasza wolnośc" niestety dla równowagi ozdabiamy kraj pomnikami , tablicami wdzieczności ludzi których sami za nic kreujemy na bohaterów by za jakiś czas o nich zapomnieć. Brawo Marian za tekst powyższy , gratuluje , ciekawe strony naszego życia warto popularyzować dla ludzkiej wdzięcznej pamieci
  • Marian 14.08.2016
    Masz sto procent racji. Niestety, u nas "politycy" kreują historię. Pozdrawiam serdecznie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania