Rajski ogród
W pewnym małym gospodarstwie żył sobie gospodarz. Miał on ogród — nie byle jaki, lecz cudowny. Kiedy przychodziła wiosna, ogród rozkwitał tak pięknie, że wydawało się, jakby sam raj zstąpił na ziemię. Pszczoły zbierały nektar, biedronki przylatywały ze swoimi dziećmi, aby pokazać im to czarodziejskie miejsce. A ptaki… takich koncertów nie można było usłyszeć nigdzie indziej — śpiewały tak pięknie, że nawet wiatr milknął, by posłuchać.
W ogrodzie rosły morele, grusze, śliwy, czereśnie i wiśnie różnych odmian.
Pośrodku ogrodu stała jedna jedyna — okazała jabłoń, niczym królowa wśród kwiatów.
Jej gałęzie pokrywały się różowo-białym kwieciem, a gdy nadchodziła jesień — wszyscy podziwiali jej plony. Jabłka były duże, błyszczące i słodkie, jak krople słońca.
I pewnego dnia inne drzewa zaszumiały z urazą.
— Dlaczego wszyscy patrzą tylko na jabłoń? — burknęła grusza, potrząsając gniewnie liśćmi.
— A ja też tak pięknie kwitnę! — powiedziała śliwa, kołysząc gałęziami.
— A ja daję najsłodsze owoce! — zawołały czereśnie.
— I ja kwitnę cudownie, ale nikt na mnie nie zwraca uwagi! — dodała cicho wiśnia.
Tak w ogrodzie narodziła się zazdrość. A zazdrość — to nie dobra przyjaciółka. Jest zła, chuda, rozczochrana i kapryśna, zawsze coś szepcze niemiłego i psuje wszystkim nastrój.
Nazywano ją Zazdrochą. Pojawiła się Zazdrocha między drzewami, zakręciła wietrzykiem, zaszeleściła liśćmi i wyszeptała:
— A po co wam kwitnąć dla innych? Niech jabłoń sama się cieszy!
Od tego czasu drzewa przestały uśmiechać się do słońca, nie chciały wyciągać gałęzi w górę i nie czekały ani na pszczółki, ani na ptaki. Zazdrocha tylko śmiała się swoim piskliwym śmiechem. Wiedziała, że kiedy serce jest pełne zazdrości — tam nie rośnie radość.
I rzeczywiście, w ogrodzie zrobiło się smutno. Piękne drzewa, kiedyś dumne ze swego wyglądu, przestały o siebie dbać. Nie zachwycały się już liśćmi, nie cieszyły się kwiatami ani owocami. Ich owoce stały się twarde, mniej błyszczące, mniej słodkie i soczyste niż dawniej.
Pszczoły przelatywały obok — nie było czym się częstować. Ptaki szukały innych miejsc do śpiewu. Nawet słońce jakby skryło się za chmurką, bo ogród stracił swoją radość.
A Zazdrocha chodziła między gałęziami, chichotała i szeptała:
— Tak wam trzeba! Kto zazdrości, ten już nie potrafi się cieszyć!
Ogród milczał. Liście nie szeleściły, ptaki nie śpiewały. Gospodarz chodził między drzewami smutny, bardzo smutny.
— Co się stało z moim ogrodem? — wzdychał. — Jeszcze niedawno było tu tak pięknie, a teraz wszystko jakby zamarło…
I wtedy łagodna jabłoń cicho odezwała się do swoich sąsiadów:
— Moi drodzy, nie trzeba zazdrościć. Wszyscy jesteśmy różni, ale każdy z nas sprawia, że ogród jest wyjątkowy. Kiedy wszyscy kwitniemy razem — ogród staje się najpiękniejszym miejscem na świecie! Wtedy cieszy się nasz gospodarz, ludzie, którzy przyjeżdżają, by spróbować naszych owoców, oraz ptaki, które wiją gniazda na naszych gałęziach.
A słoneczko raduje się, widząc, jak pięknie potrafimy się przyjaźnić. Drzewa słuchały jabłoni — i zrobiło im się wstyd. Przypomniały sobie, jak dawniej razem wyciągały się do światła, jak wesoło brzęczały pszczółki i jak promyki słońca tańczyły między liśćmi.
Postanowiły więc przegonić Zazdrochę z ogrodu.
Zerwał się lekki wiaterek, zaszumiały liście, pąki się otworzyły — i już następnego ranka cały ogród pokrył się kwiatami! Pszczoły znów zabrzęczały, ptaki wróciły, a gospodarz uśmiechnął się ze szczęścia. Zazdrocha przestraszyła się, zatkała swoje długie uszy i uciekła daleko — tam, gdzie ciemno i gdzie nikt nie chce się przyjaźnić.
Od tej pory drzewa już się nie kłóciły. Wiedziały, że radość rodzi się tam, gdzie jest przyjaźń, a nie zazdrość.
I znów ogród stał się rajski — cichy, ciepły i szczęśliwy.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania