Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Rany ostre
Na pewno była poprzedniego dnia w pracy. Ruch w kawiarni był słaby, co należało do reguły. Kawa w niej smakowała gorzej od ropy. Podawane śniadania prędzej od uniesień kulinarnych, przyprawiały gości o kamienie żółciowe. O napiwkach można było pomarzyć, ale personel nigdy nie narzekał na nadmiar obowiązków.
Pracownicy rozpowiadali plotki, że knajpa służy za pralnie brudnej forsy. Wszyscy się dziwili, kto chciałby o zdrowych zmysłach, pompować kasę w żywy jak zombie biznes. Tym “kimś” był Scyzoryk. Wpadł do kawiarni podczas warty Jowity. Wręczył załodze koperty z honorarium. Na konta dostawali jedynie symboliczne przelewy. Zgodnie z folwarcznym zwyczajem prawdziwa wypłata była pod stołem.
— Cóż, mamy za młyn dzisiaj, pewnie nie wiecie, w co ręce włożyć — krzyknął teatralnie właściciel, po zobaczeniu dwóch klientów na sali. Uśmiechał się szeroko na cały świat. — Spokojnie, zaraz mam spotkanie w interesach. Przygotujcie się na ten sztorm. Będą aż trzy bony na raz.
Mężczyzna zajął swoje ulubione miejsce pod oknem, z widokiem na plac budowy. Tam budowlańcy krzyczeli do siebie we wszystkich językach świata.
Szef należał do gatunku człowieka, który z kijka oraz sznurka wyczaruje helikopter. Był w średnim wieku i miał bliznę nad lewą brwią. Na szyi wytatuowany drut kolczasty. Mógł przypominać Sycylijczyka, gdyby przymknąć oko.
— Znalazłaś już narzeczonego? — zapytał szef Jowity, która niosła mu jego ulubioną kawę po irlandzku.
— Kandydatów brak — odpowiedziała ze sztucznym uśmiechem. Okrągłą dobę myślała o byłym partnerze. Myśli dręczyły ją gorzej niż gruźlika kaszel.
— Teraz chłopcy są głupie skurwysyny. Gdybym był mniej zardzewiały, ożeniłbym się z tobą jutro. Wiesz, ile czasu minęło między pierwszym spotkaniem mojej żony a zaręczynami? Miesiąc, nawet mniej. Gdy chłop ma jaja i wie, czego chce, nie potrzebuje się zastanawiać. Psem poszczuć takich. — Scyzoryk zrobił znak krzyża i pociągnął haust ze szklanki. Zostały mu wąsy z bitej śmietany, które oblizał.
— Powinien pan otworzyć akademię dla nich — zasugerowała pracowniczka — Są dość popularne obecnie szkoły podrywu albo różne szkolenia dla facetów.
— Moja droga, gdybym tylko zobaczył takie pokraki, kazałbym pod ścianą ich postawić. Oboje wiemy, w jakim celu. — Właściciel złożył palce w pistolet.
Do kawiarni weszło dwóch mężczyzn. Pierwszy w długim do kolan płaszczu, z twarzą idealną do roli Świętego Mikołaja. Drugi nosił niebieski komplet dresowy i skórzaną kurtkę. Miał wiecznie wkurwioną minę.
Przysiedli się do Scyzoryka, kelnerka dostała przykaz podać wszystko, co najlepsze w menu.
— Szefa goście wyjdą głodni — zażartowała i natychmiast zniknęła na zapleczu. Przybyły w dresie wykrzywił wargi w grymas podobny do uśmiechu.
Ze strzępów rozmowy kelnerka była pewna, że pomimo sprawiania pozoru kryminalistów, nie mogli nimi być. Faceci wspominali dawne czasy lub rzucali żartami z brodą. Rozważali założyć spółkę, żeby otworzyć siłownie w centrum. Scyzoryk chwalił się, że jego nowa knajpa znosi złote jaja. Jowita o lokalu słyszała niewiele. Wiedziała tylko, że istnieje i ma dziwaczną nazwę, która brzmiała „Nogi Koguta”.
Po obsłużeniu kumpli właściciela wyszła na fajkę. Przed znalezieniem tej pracy brzydziła się nikotyną. Szybko się nauczyła, że fajka jest glejtem na przerwę. Pozwala na bezczynność. Immunitet palacza jest niepodważalny i ponad każdą okoliczność respektowany. Ludzie palą nie dla smaku, haju, tylko dla przywileju.
Dzień ciągnął się ślamazarnie. Walczyła ze sobą, aby nie napisać do Leona. Nie potrafiła przypomnieć sobie, kiedy się poznali. Miała wrażenie, że żyli obok siebie od zawsze. Była w kilku dziwnych związkach przed nim, ale dopiero, jak go spotkała, spadł na nią deszcz szczęścia. Przedtem miewała wrażenie, że ten stan jest jej zakazany. Mogła mówić wyłącznie o mżawkach zadowolenia. Najgorsze jest, że nie umiała wyjaśnić tego fenomenu. “Co takiego Leon miał w sobie?” Poszukiwanie odpowiedzi na tę pytanie było skazane na porażkę.
Czasami ludzkie serce pozwala, żeby ktoś w nim zamieszkał. Rzadko kiedy na początku myślimy, że będzie to ktoś wyjątkowy w naszym życiu. Z dnia na dzień zadomawia się coraz bardziej. Rozpala ogień w kominku. Dba, aby płomień się rozrastał. Chłód pozostał za drzwiami. Przyzwyczajamy się do ciepła, które nas żywi i pozwala rozkwitać. Gdy nagle pozostaje żar, a gospodarz zmienia meldunek, czujemy, że zaczyna nas krępować bicz ze szronu. Tęsknimy, jesteśmy gotowi do tarzania się w błocie. Zachowujemy się, jakby zgasło nad ziemią słońce. Wiemy, że postronni świadkowie z nas kpią albo patrzą z żalem. W kelnerce obrzydzenie do samej siebie mieszało się z silną potrzebą przywrócenia utraconego stanu.
Na domiar złego przy śmietnikach spotkała kucharza Jacka. To przypadek kolegi równie nudnego, co żadnego. Po sekundzie, w ciągu której znika z pola widzenia, zapomina się o jego istnieniu. Każdy w życiu ma swojego Jacka.
— Może wyskoczymy razem do klubu? — Poklepał się po wypchanej kopertą kieszeni. — Ja stawiam. — Ćmił szluga i oślizgłym wzrokiem gapił się na koleżankę.
— Może innym razem, mam okres — skłamała jak za każdym razem, gdy zapraszał ją na randkę. Bywała dumna z ilości wymyślonych wymówek.
— Zgodzisz się któregoś dnia? — zapytał.
— Wiesz, że jestem po zerwaniu.
— Trochę czasu już minęło.
— Szczerze przyznam, że jesteś natrętny — rzekła oschle.
— Bo mnie zbywasz zawsze.
— Więc może czas się domyśleć i spróbować z kimś innym.
— Jestem jakiś szczególnie chujowy? Jako kobiety macie kosmiczne wymagania. — Rzucił kiepem w kałużę, natychmiast wyjął kolejnego z paczki.
— Nie jestem wszystkie, chyba pomyliłeś mnie z terapeutą.
Wypaliła papierosa do końca i wróciła do środka.
Sala główna była wystrojona pstrokato. Pomarańczowe ściany była ozdobiona, w co Scyzoryk wygrzebał na targach staroci. Były tam repliki znanych obrazów, afrykańskie maski, skończywszy na figurkach Buddy. Przy odrapanych stołach głównie zasiadali emeryci albo pracownicy z pobliskiej noclegowni.
Jowita zwróciła uwagę na czarnowłosą klientkę. Zauważyła ją podczas polerowania sztućców. Gdy ruch w knajpie zanikał, znajdowała sobie jakiekolwiek zajęcie. Nadawanie połysku srebrom pozwalało też wyładować złość i nie rzucić się natrętowi do gardła.
Dziewczyna siedziała przy otwartym laptopie, miała duże słuchawki na głowie. Wyglądała na dwadzieścia parę lat. Jednak jej twarz była poważna, zaś w oczach miała iskierki. Często drapała się po greckim nosie. Co jakiś czas też w zapomnieniu podgryzała skórki u palców. Gdy się nad czymś zastanawiała, kręciła pukiel włosów wokół nich.
W kelnerce narodziła się zazdrość do brunetki. Siedziała sobie wygodnie w kawiarni, nie ciułała napiwków, nosiła śliczną biżuterię. Nie mogły boleć ją całymi nocami stopy ani dokuczać upierdliwi goście. Sprawiała wrażenia osoby, której kawa nigdy nie wystyga, a kasjerka zawsze ma dla niej grosik. Jeździła pewnie zawsze z rodzicami na zagraniczne wakacje. Musiała dostać auto z salonu na osiemnaste urodziny. Żaden nudziarz nie odważyłby się do niej podchodzić. Przez iskierki w jej oczach, które ostrzegały, że mogą obrócić szkodnika w proch.
Kiedy klientka błyskawicznie stukała w klawisze, podniosła wzrok. Spojrzenia obu kobiet się skrzyżowały. Trwało to zbyt długo, kelnerka zaczęła się rumienić. Żeby ratować się z sytuacji, podeszła do brunetki.
— Podać coś dla pani? — zapytała wysokim głosem. Odmawiał jej posłuszeństwa. Nie wiedzieć, czemu uderzyła ją fala gorąca.
— Kanapkę z wyciskanym sokiem pomarańczowym — odpowiedziała.
Chwyciła za kubek zimnej latte, chciała dopić, ale przechyliła go za bardzo i brązowa plama odbiła się na jej lewej piersi. Spod plamy na bluzce było widać, że odstaje brunetce sutek.
— Kurwa — zaklęła pod nosem.
— Mogę pomóc, zaprać sodą oczyszczoną.
— Dziękuję, ale nie mam nic pod spodem.
— Rozumiem — Skinęła głową, udała, że nie zauważyła tego faktu wcześniej. —
Mogę użyczyć bluzki.
— Byłabym bardzo wdzięczna.
Poszły razem na zaplecze do toalety pracowniczej. Kelnerka przyniosła klientce swoją zapasową czarną koszulę. Poplamioną bluzkę włożyła pod wodę i potarła mydłem. W odbiciu lusterka widziała nagi tors klientki, która za jej plecami zapinała guziczki. Powiesiła mokre ubranie na grzejniku, brunetka wróciła do pracy.
Reszta dnia w pracy minęła niezauważenie, wydawało się, że niczym wyjątkowym nie zaskoczy. Popołudni zjawił się drugi kelner do pomocy. Ruch na dwie ostatnie godziny trochę się wzmógł. Przyszły pary staruszków na ciastko i robotnicy, którzy mają fetysz jedzenia śniadań na obiad.
Zaczęło lać, kiedy dziewczyna przebierała się na zapleczu. Ludzie z ulicy cali mokrzy wbiegali do knajpy. Trzęśli się z zimna i zamawiali litry herbaty. Jowita nie ukrywała zadowolenia, że właśnie teraz dobiegł koniec jej zmiany.
Stanęła w drzwiach, potrzebowała przejść przecznice do przystanku, ale ściana deszczu ją odstraszała. Rozważała wezwanie Ubera, ale nadszarpnęłoby to jej miesięczny budżet.
Stała wpatrzona w ulewę, liczyła, że magicznie zaraz wyjdzie słońce. Czyjaś dłoń musnęła jej ramię. Była to ręka brunetki, która przedstawiła się jako Laura. Zaproponowała podwózkę.
Auto przypominało kawalerkę po domówce. Pełne było kartonów po fast foodach, przez co wnętrze pachniało tekturą. Na tylnych siedzeniach leżały dwie walizki. Z jednej wystawała głowa pluszaka. Chwilę po wyjechaniu z parkingu, coś zaczęło dudnić w podwoziu.
— Przeprowadzasz się? — zapytała Jowita.
— Krążę od znajomych do znajomych, jeżeli u kogoś znajdzie się wolna kanapa. Jak nie znajdę, nocuje tutaj — odpowiedziała, hamując gwałtownie cal przed pieszymi na pasach. Kiedy chciała ruszyć, silnik zgasł. Kierowca za dziewczynami gwałcił klakson. Udało się odpalić chwilę przed kolejnym czerwonym światłem.
— Może byś chciała pójść ze mną do klubu? — zaproponowała kelnerka, nieśmiało, jakby znów była nastolatką.
— Nie wiem, czy to dobry pomysł… to znaczy, nie zrozum mnie źle, to nie głupia wymówka, ale mam wstręt do klubów. Bardzo źle się w nich czuję.
Zaczęło się ściemniać, auto wjechało w wąską uliczkę, wzdłuż której ciągnął się sznur zaparkowanych pojazdów. Były zmuszone jechać na drugim biegu. Ponownie brunetka nieoczekiwanie zahamowała. Jowita odbiła się głową od zagłówka.
Facet w granatowej kurtce klęczał przy krawężniku. Trzymał coś w dłoniach, nieczuły na myśli, że rozpędzony wariat zmieliłby go oponami na krwawą miazgę. Laura obniżyła szybę i zapytała gościa, czy byłby łaskaw zjeść im z drogi. Nie zareagował. Ściskał słuchawki przewodowe, które spuścił między żebrami kratki włazowej.
W końcu facet smarknął przeraźliwie głośno. Był przemoknięty, drżał z zimna. Między bełkotem a spazmami pociągał za przewód słuchawek. Jowita, pomyślała, że szajbus łowi w ściekach złotą rybkę. Nie wiedziały, co począć. Po kilku minutach facet wstał z kolan i podszedł do okna auta.
Opowiedział, że zapomniał wyciągnąć z pudełeczka z pierścionkiem zaręczynowym metki z ceną. Robił to w biegu, śpieszył się na lotnisko, gdzie miał zaskoczyć swoją ukochaną. Wylatuje ona na półroczny staż do Kanady, mężczyzna kupił bilety na ten sam lot. Zaplanował oświadczyny dziesięć kilometrów nad ziemią.
Niestety romantyczny plan zniszczyło małe potknięcie o krzywy chodnik. Pierścionek wart więcej od wakacji w Tajlandii wpadł do kanalizacji. Romantyk próbował go złowić na słuchawkę z magnesem, ale nie brało.
Na koniec rozmowy poprosił Laurę, czy mogłaby go rozjechać. Odmowa go rozbiła doszczętnie. Z twarzą zasmarkaną oraz mokrą od łez poszedł sobie. Kobiety nie zdążyły dobrać słów do pocieszenia.
Jechały dalej, zbliżały się do bloku Jowity, która wierciła się na fotelu. Nie była zadowolona, że przejażdżka dobiega końca.
— Jeżeli nie klub, może wejdziesz do mnie na drinka. Urządzimy babski wieczór. Potrzebuję towarzystwa, bo zostawiona sama z myślami, chyba, zwariuję. — Zebrała się na szczerość, bo odkąd usiadła w fotelu, myśli o byłym chłopaku wypłowiały. Towarzystwo Laury przenosiło ją w czasie do liceum. Jej obecność miała w sobie kojącą moc. Intensywnie myślała, aby tylko ten stan przedłużyć. Rozwałkować sekundy na minuty, minuty rozciągnąć na godziny.
— Też w sumie chciałam cię zaprosić w jakieś miejsce, ale wstyd mnie powstrzymał. — Zaśmiała się głośno z nerwów. — Bardzo to głupie, gdy przyjmowałaś zamówienie, pomyślałam, że chciałabym cię poznać bliżej.
— Niepotrzebnie się wstydziłaś.
— Jutro muszę pojawić się w firmie, a nawet nie wiem, gdzie będę spać — przyznała z jedną ręką na kierownicy, drugą kręcąc pukiel włosów.
— U mnie się prześpisz i o północy grzecznie zgasimy światła.
— Okej, Mieszkasz sama? — Twarz jej pojaśniała.
— Nie, ale współlokatorka nocuje u chłopaka. Musisz wiedzieć, że jest bardzo kochana, gdyby nie spała u niego, napiłaby się z nami i jeszcze zrobiła rano śniadanie.
— Pytam, bo nie chcę, żebyś zjadła na śniadanie mój mózg jak Jeffrey Dahmer.
— Też się bałam, że skończę poćwiartowana w bagażniku.
— Masz farta, już zajęty — powiedziała z grobową powagą. Po czym obie wybuchły śmiechem.
Komentarze (18)
https://youtube.com/shorts/TwsC82Ja3gk?si=U22MIXGWY5w1uhBh
"Pełne było kartonów po fast foodach, przez co wnętrze pachniało tekturą." - dobrze, że tylko tekturą...
"Rzucił kiepem w kałuże, natychmiast wyją kolejnego z paczki." - dwie literówki w jednym zdaniu to trochę za dużo. Ogólnie trochę tych machnięć jest, tekst sprawia wrażenie niedopracowanego przez to
"Pierścionek warty więcej od wakacji w Tajlandii " - wart
Podsumowując treściowo super, ale ilość baboli mocno przeszkadza. Stąd daję 4, a nie 5.
Pozdrawiam ~
Technicznie opowiadanie trochę kuleje. Literówki, błędy interpunkcyjne, czasem dziwna składnia (np. "Zainteresowała Jowitę brunetka"). Kwestia bardziej uważnej korekty i pewnie sam byś to wszystko wyłapał.
Czy ciąg dalszy będzie można przeczytać? Chętnie się dowiem, co dalej wydarzyło się z Jowitą i Laurą. :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania