Ratunek [Saga Roderycjańska III]

Gdy zaledwie upadł kurz po boju kompanii najemników z wojskiem Radeona, na odsłonięte flanki jego wojsk spadł atak przeprawionych sił marszałka Hardenberga i konetabla de Fuise. Było to uderzenie śmiertelne i w przeciągu minut cała armia Radeona Pontyjskiego rozpierzchła się, a nad jego obozem zatrzepotały czerwone sztandary zwycięskiego Rudolfa, drugiego pretendenta do cesarskiego tronu. Bitwa nad Isenną roku pańskiego 922 była skończona.

 

Wydarzenia te były jednak obojętne dla Roderyk. Najważniejsze dla niego było w tej chwili to, że wybrnęli z piekła na brzegu Isenny. Lecz dręczył go smutek z powodu śmierci kapitana Roseburga i nie tylko jego. Wszyscy pasażerowie bezwolnie płynącego z nurtem rzeki promu wpatrywali się bezimiennie w ciało poległego dowódcy.

- Co teraz? - W końcu ktoś odważył się zadać te pytanie.

- Ciężko cokolwiek powiedzieć - Odparł Lothar, nie opuszczając wzroku z martwego Roseburga.

- Należy pochować go a w pierwszej kolejności dobić do cholernego brzegu i zebrać z powrotem kompanie - Odezwał się Roderyk, stanowczym głosem. Czuł w sobie odpowiedzialność za swych kompanów, czuł brzemię narzucone mu przez umierającego kapitana.

- Co chcesz zbierać? Ledwo nas garstka została - Wtrącił Lothar, wyraźnie podupadły na duchu ostatnimi zdarzeniami - Bez Roseburga kompania straciła powód do istnienia, dezerterzy z cesarskiej armii, pozbawieni dowódcy, czyli inaczej bezpańskie psy - Skwitował, odwracając się do Roderyka, Limeryka i sześciu innych zbrojnych będących na pokładzie plecami. Wszyscy bacznie słuchali jego słów, gdyż darzyli go prawdziwym szacunkiem, równemu czasem Roseburgowi, za liczne rany i i doświadczenie. Wielu z nich uważało tego rycerza za drugi filar kompanii, po samym kapitanie, z którym on od wielu lat walczył ramię w ramię. Jego słowa wywołały więc zrozumiałe zdziwienie i poszeptywanie.

- Oddziału nie tworzy jeden człek, lecz garść, których łączy braterstwo broni i tradycja służby pod jednym sztandarem -Roderyk pojął się polemiki z przyjacielem, występując do skupionych wokół ciała Emila przodem, z dumnie wysuniętą piersią. Nauki z akademii nie poszły w las - Musimy zebrać całą kompanie i podjąć ważkie decyzje - Powtórzył, wpływając na wszystkich oprócz Lothara, że pokiwali głowami że zrozumieniem. Sam Lothar nic nie odpowiedział, jedynie z dezaprobatą machnął ręką, odwracając się w stronę burty.

- Los nam sprzyja - Wtrącił nagle Limeryk, wskazując ręką wysunięty na przód punkt. Rzeka dotychczas rwąca i szeroka, poczęła się zwężać a nurt słabnąć - Wykorzystali to najemnicy płynący wcześniej, którzy przybili do prawego brzegu i teraz zauważywszy kolejny prom, wybiegli na brzeg, wymachując rękami.

- To nasi! - Padł radosny okrzyk wśród żołnierzy. Po chwili złapali linę rzuconą umiejętnie z brzegu, do którego momentalnie zostali przyciągnięci siłą ludzi z plaży. Wysiąwszy z promu najemnicy rzucili się na ląd, obejmując w przyjacielskich uściskach odnalezionych kompanów, czekających już na nich.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania