razem znaczy osobno
Chciała, żebym wszedł w nią cały. Z głową i ramionami. Tamtędy. Sylaby rozkosznie wypływały z jej ust, jak kaskady gorącej czekolady. Przyciągała mnie do siebie z całych sił, próbując przezwyciężyć niemożliwe. Dotarliśmy do granicy, której nie potrafiliśmy przekroczyć: granicy bliskości. Pragnęliśmy być jednym: łapać oddech jednymi ustami, widzieć świat jednymi oczami. Chcieliśmy mieć jedno serce. Jakaś nieznośna intuicja pchała nas w to szaleństwo. To nie mogło się dobrze skończyć. Bliskość ma pewne ograniczenia. Trzeba się ich nauczyć. Mieliśmy po 15 lat.
Potem nastąpiła codzienność. Rutyna rozcieńcza największą namiętność, studzi każdą gorączkę. Uczyliśmy się siebie powoli i boleśnie - żmudna, nudna robota. Docieranie na niecierpliwych żarnach nastoletniej rzeczywistości. Chwilę temu oboje oddalibyśmy nasze dusze, by zrealizować niepohamowaną żądzę bliskości, by stopić się w jedno, a tu proszę – każde z nas wyznacza swoje granice, zajmuje terytoria, wznosi mury. Dojrzałość? Na tym to polegać? A wszystko po to, byśmy mogli być razem. Razem, znaczy obok siebie. Ile razy trzeba spróbować, by się tego nauczyć, ile daremnych prób podjąć?
Jedność z drugim człowiekiem jest chyba najcudowniejszym i najbardziej złudnym uczuciem pod słońcem. Szalonym, nierozsądnym, skrajnie nietrwałym. Ma w sobie zbyt wiele energii, by dało się z niej cokolwiek stworzyć, rozsadza każdą formę, w którą spróbuje się ją zamknąć. Jest to uczucie, o którym nie da się zapomnieć, do którego zawsze chcemy wracać, a ono wciąż będzie nam umykać, gdy tylko poczujemy się zbyt pewnie.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania