RedFlour - 1 - Plotki, kłamstwa i inne przysmaki życia

Leżałam na trawie. Na mokrej ziemi, której chłód wyrównywał temperaturę mojego rozpalonego ze złości ciała. Czułam jak moje dłonie zaciśnięte w pięści drżą i uderzają rytmicznie o glebę, co z każdą chwilą zaczynało mnie co raz bardziej irytować. Ale nie potrafiłam przestać.

Wszystko zdawało się robić mi na przekór. Wiatr wiał za mocno psując starannie ułożoną fryzurę. Ptaki pomimo późnej pory nie przestawały ćwierkać i huczeć. A Bijąca Wierzba machała swoimi elastycznymi gałęziami na wszystkie strony robiąc przy tym okropny szelest, który uniemożliwiał skupienie.

Chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że w normalnej sytuacji żadne z wymienionych wcześniej przykładów nie przeszkadzałoby mi w jakiś szczególny sposób, to nie dopuszczałam do siebie myśli, że moja okropna złość jest wywołana tylko i wyłącznie przez pewnego kretyna.

Znałam siebie na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że najmocniejsze emocje wywoływali we mnie jedynie ludzie, którzy są mi najbliżsi. Tyle, że on nie był i nigdy nie będzie mi bliski. Co denerwowało mnie jeszcze bardziej. Przez głupie dowcipy pana Pottera traciłam kontrole nad własnymi emocjami. Nie mogłam pozwolić, żeby coś takiego się powtórzyło.

- Wszyscy cię szukają Lila - usłyszałam nad sobą męski głos. Niechętnie otworzyłam oczy i spojrzałam na stojącego nade mną bruneta.

- Z jakiej to okazji? - burknęłam pod nosem z powrotem zamykając oczy i próbując się uspokoić.

- Dobrze wiesz - zdziwił się. - Masz rację, tym razem naprawdę przegiął, ale spróbuj go zrozumieć. On nie miał pojęcia, że...

- Że wkurzę się gdy rozpowie całej szkole, że mu uległam? - wybuchłam. Byłam wściekła, a ta rozmowa nie wydawała się w najmniejszym stopniu zmierzać w dobrym kierunku. - Remus nie broń go. Rozumiem, że jest twoim przyjacielem, ale proszę cię... - spojrzałam na niego błagalnie - choć raz w życiu go nie broń.

Zapadła między nami cisza. Nie było słychać ptaków ani szelestu Wierzby Bijącej. Czułam jedynie przyspieszone bicie własnego serca, które miało już dosyć. Najzwyczajniej w świecie miało już dosyć gierek Jamesa Pottera. Nierozgarniętego dzieciaka, które nie znało granic i bawiło się całym światem.

- Chodź. Wracajmy, bo się przeziębisz - odparł Remus kucając przy mnie.

Niechętnie wyciągnęłam w jego stronę dłoń, żeby pomógł mi wstać i o drobinę spokojniejsza wróciłam do zamku.

Starałam się ignorować drwiące spojrzenia mijanych nastolatek. Większość z nich albo nie lubiła mnie za to w jaki sposób traktowałam ścigającego Gryffindoru albo nienawidziła za to, że jak głosiła plotka: ,,Uległam Jamesowi Potterowi, w którym skrycie kochałam się od paru lat, tylko udawałam niedostępną''. Nie wiem czy wolałabym usłyszeć jeszcze inne, równie popularne wersje tego samego kłamstwa, które rozpowiedział nie kto inny jak ,,ten, któremu uległam''. Mam nadzieję, że chociaż niektórzy z moich znajomych mieli na tyle rozumu, żeby nie wierzyć w te bzdury.

- Dyniowe paszteciki - chłopak podał hasło i puścił mnie przodem.

Wzięłam głęboki oddech i weszłam do Pokoju Wspólnego. Było to spore, okrągłe pomieszczenie znajdujące się w jednej z najwyższych wież Hogwartu. Wnętrze było wykonane zgodnie z barwami domu Godryka Gryffindora. Ściany, dywany i gobeliny były czerwone, złote lub burgundowe. Na prawo ode wejścia znajdował się duży kominek, wokół, którego ustawione były pufy, fotele i ogromna, wygodna kanapa. Przy oknach stały małe stoliki, przy których zazwyczaj uczyli się starsi gryfoni. A całość oświecał złoty żyrandol.

- Jesteś z siebie dumny? - po pokoju rozniósł się zdenerwowany, dziewczęcy głos. - Odbudowałeś swoje głupie ego?

Przed kominkiem stała grupka kłócących się szóstoklasistów. Nie musiałam widzieć twarzy, żeby wiedzieć, że stojąca tyłem do mnie blondynka to Grace Cletics, moja współlokatorka i jedna z nielicznych osób w tej szkole, które są w stanie ze mną wytrzymać.

Chłopakiem, na którego krzyczała był nie kto inny jak mój dręczyciel, James Potter. Wysoki i dobrze zbudowany szatyn o ciemnej karnacji i orzechowych oczach. Był wściekły co dało się bez problemu wyczytać z wyrazu jego twarzy i zaciśniętych dłoni.

- Zrozum, że to... - podniósł ton robiąc krok w stronę dziewczyny, ale wtedy przypadkiem zobaczył mnie stojąca parę metrów za nią. Chciał coś powiedzieć. Otworzył buzie, ale nim zdążył cokolwiek wydusić z siebie wyprzedził go jego przyjaciel, Syriusz Black łapiąc go za ramie i szepcząc coś na ucho.

W pokoju na nowo zapadła cisza, której nikt nie potrafił przerwać.

Patrzyłam to na przyjaciółkę, to na Remusa albo Syriusza. W końcu Grace podeszła do mnie i bez słowa pociągnęła w stronę dormitorium. Nikt nie zareagował. Dopiero gdy zamknęłam drzwi od sypialni wydawało mi się, że usłyszałam kolejne krzyki.

- Przepraszam - wydukała siadając na najbliższym łóżku.

Spojrzałam na nią pytająco. Rozumiem jeszcze gdyby to Remus mnie przepraszał, albo Syriusz, bo po Potterze nie spodziewałam się nawet najmniejszego gestu czy słowa skruchy. Ale Grace? Zdecydowanie była na samym końcu mojej listy osób, które powinny mnie przeprosić.

- Namawiałam cię, żebyś go polubiła i dała szanse, kiedy ty miałaś mnóstwo argumentów przeciw. I miałaś rację. On... on nigdy nie dorośnie - zakryła twarz dłońmi. - Ja tylko myślałam, że on się zmienił. Chciałam, żebyś była szczęśliwa. Wydawało mi się, że może podczas tych trzech lat szczeniackich starań o ciebie coś sprawiło, że naprawdę się zakochał, ale...

- Już w porządku. Nie musisz mnie przepraszać - usiadłam obok niej przytulając mocno do siebie. - On nigdy nie dojrzeje. Nie ważne jak bardzo byśmy tego chciały.

 

Ciąg dalszy: red-four.blogspot.com

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania