Rękodzieło

Leoś, od kiedy pamiętam, zawsze miał problemy z pracami technicznymi, a prawdę mówiąc, był kompletną nogą w wykonywaniu nawet najprostszych czynności. Winę za to z pewnością ponosiła jego mama, która wychowując samotnie syna, nie potrafiła mu pokazać, w jaki sposób wymienia się zwykłą żarówkę. Przebywanie z innymi dziećmi i wspólne zabawy z pewnością czegoś nauczyłyby go, choćby stawianie babek z piasku, czy udziału w grach zręcznościowych. Niestety nie chodził do żłobka i przedszkola, więc na początku nauki szkolnej był mocno osamotniony. Zdecydowana większość dzieci poznała się wcześniej albo miała wspólnych przyjaciół i szybko nawiązała ze sobą relacje. Chłopiec przez dłuższy czas stał na uboczu i nie potrafił przełamać niechęć pozostałych do siebie. Pierwsze lekcje stawiania liter, cyfr pogłębiły jeszcze bardziej jego odizolowanie od pozostałych. Leon umiał nie tylko pięknie i z naturalną swobodą perfekcyjnie umieszczać je w wyznaczonych liniach, lecz jeszcze łączył w słowa albo rozwiązywał proste zadania arytmetyczne. Nie było to wszystko, na co było go stać, potrafił znacznie więcej. Jednak już wtedy zdawał sobie sprawę, że wykazanie się wiedzą ucznia trzeciej klasy przysporzy mu wrogów. Jedynie nie ukrywał swojego talentu w rysowaniu, ponieważ nie potrafił mazać po kartce jak rówieśnicy. Babcia utalentowana malarka całą swoją wiedzę podczas kilkuletniej ośmiogodzinnej opieki przelała na wnuka. Dlatego jego umiejętności graficzne w pierwszej klasie szkoły podstawowej były przyrównywane do prac uczniów liceum plastycznego. Tak bardzo odbiegały poziomem od pozostałych, że nigdy nie dopuszczono ich do żadnego konkursu organizowanego w szkole. Dystans jego między rówieśnikami zmniejszył się, gdy w piątej klasie poznał dziewczynę, która uciekła z poprawczaka. Nastolatka dwa lata starsza od niego, przez pewien czas wykorzystała jego naiwność i zauroczenie nią. Krach przyjaźni nastąpił, gdy została ujęta na kradzieży i została ponownie umieszczona w miejscu odosobnienia. Chłopiec wtedy przeżył swoje pierwsze załamanie nerwowe i opuścił się w nauce. Okres ten na jego szczęście trwał dość krótko i ponownie pogrążył się w zdobywaniu wiedzy. Od tamtej pory to nauka była jego bezpiecznym azylem i miejscem odosobnienia, do którego zmierzał, gdy świat realny jego przytłaczał.

 

Jako trzydziestolatek też miał swoje lepsze i gorsze dni. Pewnego dnia, gdy siedział przy swoim biurku zawalonym różnymi niepotrzebnymi szpargałami, jak mawiała jego żona, doznał swoistego olśnienia. Przeważnie tak było po awanturze domowej, gdy uciekał w zakamarki swojej jaźni i tam szukał enklawy spokoju.

 

Powód do wojny domowej narastał latami i był bardzo długo niezauważalny. Jako głowa rodziny zdawał sobie świadomość, że w dużej mierze przyczynił się do jego powstania. Zaczęło się niewinnie zaraz po ślubie, on przeglądał stare zapiski, wertował opracowania uznanych autorytetów z dziedzin, którymi się zajmowali i nie miał czasu dla nowo narodzonego dziecka. Zapracowana żona została zmuszona, wbrew sobie, do zajęcia się całym domem. Poświęciła się dla męża, pogrążonego w pracy naukowej i nic niedostrzegającego poza nią. Chcąc mieć czas na gotowanie, pranie, sprzątanie, dziecku do zabawy dawała laptop. Coś takiego dla rodziny nie wyszło na dobre, dwulatek w niewyjaśniony sposób dokonał operacji bankowych i jej dwie wypłaty wyparowały z konta. Później wolała nie ryzykować i podczas kryzysu do zabawy dawała tablet lub smartfona.

 

Tatuś Leon po wywiadówce w drugiej klasie, w której po raz pierwszy wziął udział, nagle przebudził się po słowach wychowawczyni.

 

- Pana syn ma słabo rozwiniętą siłę i zręczność, przez co nie potrafi prawidłowo utrzymać i posługiwać się długopisem, o piórze nawet nie wspomnę.

 

- Mój syn? – wyrwało się zaskoczonemu Leonowi i po chwilowym zastanowieniu dodał – niemożliwe.

 

- Niemożliwe, a jednak – przedrzeźnia nauczycielka i już ugodowo dodała – proszę mi uwierzyć, że mam poważny problem z uczniami. Rodzice od najmłodszych lat do zabawy zamiast klocków, samochodzików, lalek, plasteliny i kredek dawali urządzenia elektroniczne. Nadmiar czasu spędzania z nimi doprowadził do rozleniwienia mięśni i umysłu. Jeżeli pan nie wie, to panu powiem, że mózg też potrzebuje treningu. Pański potomek jak wielu rówieśników wyręcza się technologią, przestaje liczyć, analizować, tworzyć i używać wyobraźni, a jego mózg zanika.

 

Leoś nic nie pozostawiał przypadkowi i zaczął zgłębiać problem. Wnioski nasunęły się same, dzieci mają coraz większe problemy z odręcznym pisaniem. Poinformował żonę o problemie, lecz ona zajęta gotowaniem obiadu. Potraktowała jego słowa jako zarzut do niej i w złości wykrzyczała.

 

- A gdzie w tym czasie był tatuś?

 

Chciał w tym momencie powiedzieć — ojciec zajmował się ważną pracą naukową i nie trzeba mieć doktoratu, żeby zrozumieć, jak bardzo był i jest zajęty — tylko dobrze się stało, że tego nie zrobił. Czasami każdy powód do kłótni jest doskonały i trwanie przy swoim przynosi znacznie więcej zła niż dobra w relacjach rodzinnych. Dlatego Leon nic nie powiedział i dla ostudzenia emocji, wylądował w swoim gabinecie. Tam miał ciszę i bez przeszkód rozmyślał. Dość szybko dostrzegł podobieństwa staroegipskich hieroglifów, z emotikonami. Zaskoczyły go podobieństwa obu systemów znaków, które dzieli tysiące lat. Niczego wspólnego między nimi nie znalazł, oprócz podobieństw. Piktogramy zastępowały w starożytnym Egipcie wielojęzykowemu niepiśmiennemu społeczeństwu znaki mowy i pisma, ponieważ miały to samo zastosowanie. Tylko u antycznych Egipcjan obowiązywały szczegółowe zasady ich stosowania. Natomiast dzisiejszy użytkownik urządzeń elektronicznych decyduje sam o użyciu konkretnej ikonki i ma możliwość tworzenia własnych. Tylko nie wiadomo, jeszcze jak długo taka możliwość będzie istniała i czy wkrótce nie zostanie stosowanie emotikonów dla dobra ogółu uregulowane.

 

Leon nie jako naukowiec, tylko ojciec, stawiając siebie za przykład, miał uzasadnione obawy o przyszłe pokolenie. Zwłaszcza o radzenie sobie w sytuacjach kryzysowych, związanymi choćby z niewielkimi awariami w mieszkaniu. Bardzo często bezskutecznie trudził się z braku umiejętności, w wykonaniu prostych prac i był zmuszony korzystać z usług fachowca, któremu te czynności zajmowały kilka sekund.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Bożena Joanna 19.04.2020
    Problemy współczesnej młodzieży zadufanej w technologii. Ciekawe porównanie emotikonów i hieroglifów. Obydwoje mają ten sam problem: brak umiejętności manualnych. Trochę ich rozumiem, też mi trudno, gdy nawali światło, telefon lub inne urządzenie. Podejrzewam, że sprawa klawiatura kontra długopis nie raz jeszcze pojawi się w szkolnej rzeczywistości. Pozdrowienia!
  • Pasja 27.04.2020
    Ciekawe rozważania wychowawcze. Wiele czynników ma wpływ na rozwój intelektualny dziecka. Wiadomo, że pewne talenty przekazujemy naszym dzieciom w genach. Ale trzeba pomóc im się rozwijać. W tym przypadku ojciec i syn wykazali się brakiem manualnych umiejętności. U Leona jeszcze zaważyły sytuacje losowe. Technologia zastepuje w szkole pewne akcesoria.
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania