Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Re-medium – rozdział IV

Gatunek: Thriller kryminalny z elementami komedii i erotyki. Może zawierać brutalne i kontrowersyjne sceny.

 

IV

 

„Ile można wygżdulić herbaty?! To już pod herbatoholizm podchodzi!”.

– Tak ją lubisz, czy cię po czymś suszy? – rzuciłem nurtujące pytanie, przyglądając się po raz nie wiem który, jak Neska siorbie z kubka brązowy czaj. – Pierwszy raz widzę, by komuś tak smakował Earl Grey.

– Nie pijam kawy. Tylko herbatę. Z nią związane są ostatnie wspomnienia z rodzinnego domu.

– Chwileczkę… przecież mieszkałaś w sierocińcu?

– Tak, Sherlocku. Ale nie od urodzenia. – Obdarzyła mnie ironicznym uśmieszkiem znad parującej cieczy. – Moi starzy zginęli w wypadku. Ojciec miał firmę zajmującą się renowacją łódek. Któregoś dnia przewozili z mamą jedną z nich nad jezioro. No i mieli „bum” z ciężarówką. Nie było czego zbierać. Aż im łby poodpadały…

– Jezu, dziewczyno. Musisz tak obrazowo? – skrzywiłem się, zniesmaczony przywołaną scenką. – Nie masz żadnych uczuć, że opowiadasz to tak bez emocji?

– Przecież czasu nie cofnę. – Wzruszyła ramionami. – Sprawcy też nie złapię, bo zwiał. A nad rozlanym mlekiem płakać nie zamierzam. Byłam za mała, by ich dobrze pamiętać. Kojarzę natomiast kilka scenek z dzieciństwa. Nie umiem jednak przywołać obrazu samych rodziców. Psychiatra z bidula stwierdził, iż ich wyparłam z pamięci, czy jakoś tak.

– A te wspomnienia, które posiadasz? Opowiesz o nich?

– Nie masz ciekawszych rzeczy do roboty, tylko prowadzić przesłuchanie? Mieliśmy szukać twojej matki…

– Dzisiaj na to za późno. Jest mokro oraz ciemno, zatem nie mam innego wyjścia, jak zaproponować ci nocleg. Jutro pojedziemy do Wojewa i zobaczymy, co uda nam się zdziałać.

– Nam? Od kiedy to tworzymy team?

„No, nie mogę z tą babą… Irytuje mnie do imentu, ale nie mam innego wyjścia, niż grać z bździągwą w tej samej drużynie”.

– Wiesz, że zachowujesz się tak, jakbyś chciała mieć ciastko oraz zjeść ciastko? A to nie jest możliwe. Nawet jak odgryziesz tylko ociupinkę, i tak smakołyku w dłoni ubędzie. Przyjechałaś tutaj, żeby mi pomóc, prawda?

– Yhy – wybąkała od razu, zerkając spode łba.

– Nie masz, co ze sobą zrobić, zgadza się?

– Owszem – przytaknęła równie szybko, jak poprzednio.

– Masz świadomość, iż jeśli mnie okradniesz, znowu wylądujesz na ulicy?

– Niestety, tak… – Na ustach pojawił się grymas, ale pokiwała głową.

– Zatem opowiedz coś więcej o sobie, zanim pożałuję decyzji pozwolenia ci tutaj przekimać.

– Grr… – skwitowała, po czym odstawiła kubek na blat. Wstała i zdjąwszy po drodze płaszcz, podreptała do przedpokoju. Odwiesiła odzienie na drewniany wieszak koło drzwi wejściowych, poprawiając przy okazji swoje buty ociekające na wycieraczce. Dopiero teraz zauważyłem jaka jest szczupła. Ubrana w czerwony sweter z golfem oraz czarne przylegające legginsy, od tyłu sprawiała wrażenie elfa Świętego Mikołaja. Do tego te biało-czerwone skarpetki w paski. Gdyby tylko jeszcze…

„No, nie! Ależ ona ma cycki!” – odezwała się męska natura, kiedy dziewczyna wyprostowała ciało, kierując kroki w moją stronę. „Do kurwy nędzy, Cyprian! Przecież to jeszcze dziecko!” – przywracał do porządku rozum. „Fakt, jest młoda” – skwitowałem w myślach, obserwując małolatę siadającą na krześle. „Jednak dziewięć lat różnicy, to jeszcze nie taka znowu przepaść”.

– Skończyłeś się ślinić? – Słowa Vanessy w końcu przywróciły mnie do porządku. – Myślisz, że dlaczego noszę takie workowate ciuchy? Z moją figurą każdy napotkany bej, chciałby pójść na bara-bara. Dlatego nie nakładam tapety oraz maskuję sylwetkę.

– W sumie, logiczne – chrząknąłem i zerknąłem na swoje dłonie, desperacko próbując oderwać ślepia od parki wybrzuszeń pod czerwoną wełną. Bezowocnie. W końcu wstałem oraz zmusiłem się do spojrzenia prosto w oczy rozmówczyni. – Jesteś może głodna?

– No… coś bym „ojebała”. – Uśmiech zakwitł na buźce dziewczyny, co wprawiło mnie w jeszcze większe zakłopotanie. Te błyszczące ślepka i wyszczerzone białe ząbki tylko pogłębiły mętlik w dziennikarskiej głowie.

– Na co masz ochotę? – palnąłem bez zastanowienia, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, iż rzucone pytanie mogło zabrzmieć nieco dwuznacznie. Gonitwa myśli zaczęła wywieszać transparent z pytaniem: „A co jeśli łasica powie, że na ciebie?”. Byłem boleśnie świadomy, iż jest do tego zdolna.

– Na jajecznicę.

– O wpół do jedenastej wieczór?!

– Lubię jajka.

– Chryste… – Nie komentując dalej, odwróciłem się na pięcie i podreptałem do kuchni. Kilka minut spokoju podczas kulinarnej krzątaniny powinno mi dobrze zrobić.

– Ale poproszę mocno ścięte. Bez szynki, pieczarek, czy innych warzyw. Na kromce chlebka z masełkiem. Tylko posól mocno oraz dobrze popieprz…

Przystanąłem w pół kroku, tak że drepcząca tuż za mną dziewucha wpadła na moje plecy. Nie zważając na rzucone w lekkiej złości: „co ci?” i „ała!”, zacisnąłem pięści oraz spuściłem dłonie po bokach. Wówczas resztkami silnej woli zapytałem:

– Panno Lalu, możesz sprawdzić, czy nie ma cię w drugim pokoju?

– Okeeej. Czaję bazę. – Niechętnie zabrzmiało za mną. – Działam ci na nerwy. Za dużo gadam. Rządzę się. Jestem irytującą małolatą, a na dokładkę jeszcze cię podniec…

– Plisss?

– No idę, już idę! – wyburczała, po czym wracając na poprzednie miejsce zaczęła gadać głośno pod nosem. – No, myślałby kto? Złodziejkę do salonu samą wygania! Nie boi się? Chory jakiś? Oferuje nocleg i jeszcze jej żarcie przyrządza? Jak nic, jebnięty...

„Słowo daję, ukatrupię ją kiedyś”. – Ta myśl przyświecała smażeniu jajec według złożonego zamówienia. „W sumie tania jest w utrzymaniu”. – Prychnąłem lekko pod nosem. Niektóre babki łatwiej przeskoczyć niż obejść, a takie chuchro wykarmić, raczej nie będzie problemem. Jeśli na dodatek „Naska-fe” pomoże mi odnaleźć matulę, to już w ogóle działanie razem będzie strategią „win-win”.

– Smacznego. – Kładąc na stole przed nowo nabytą sojuszniczką talerz, suszyłem szeroko ząbki, puszczając w niepamięć jej wszelkie utyskiwania. Znaleźliśmy się w niecodziennej sytuacji, jednak zamierzałem wycisnąć z omawianego współdziałania ile da radę. Jak cytrynkę. Do ostatniej kropelki soczku!

– Najsss… – Rozmówczyni pokiwała głową, zabierając się do szamania. – Ty wiesz, że wyszło całkiem penggg?

– Czyli? – Poprosiłem o objaśnienie, bo czasami mówiła, jakby pochodziła z innej planety.

– Mniamuśne! – Pokiwała głową, wgryzając się w wielgachną kromkę, jaką wytargałem jej ze środka chleba.

– Fajnie, iż mi na „dupce” nie dałeś. Nie masz węża w kieszeni. W sumie jesteś całkiem spoko, jeśli akurat nie zrzędzisz.

– Sztos… – Zabrzmiała moja odpowiedź. „Oj, ciężka będzie ta współpraca. Oj, ciężka”.

– O, widzisz! „Naumiałeś” się czegoś. Będą z ciebie ludzie.

Podniosłem zmęczone oczy na dziewczęcą buzię. Akurat brała „gryza”. Fura z jajek dotknęła jej nosa, przez co zostawiła na koniuszku plamkę z pieprzu. Nes szybko przełknęła, odstawiła kanapkę na talerz i uroczo kichnęła…

„Uroczo, kurwa?!”. Takie słowa o tym „zaflukanym” nieszczęściu wycierającym sobie właśnie gile w rękaw? Cypek, idź już lepiej spać…

– No dobra, podjadłam. W ramach podziękowania mogę ci opowiedzieć, co pamiętam z dzieciństwa. Skoro już mamy wzmocnić nasze team-building…

– Zamieniam się w słuch.

– Ciekawa bestyjka. – Puściła oczko, po czym kontynuowała. – U nas w domu zawsze była ciepła herbata. Tata nastawiał wielki termos. Pewnie miał z dwa albo trzy litry. Wrzucał po kilka torebek z „herbą” i nalewał mi, kiedy tylko poprosiłam. Najbardziej lubiłam cytrynowego Earl-Grey’a…

– Chcesz cytryny? Mogę przynieść?

– Nie.

– Ale…?

– Nie lubię herbaty z cytryną.

– Przecież przed chwilą powiedziałaś…

– Nie lubię ze świeżą cytryną. Tylko cytrynową z suszoną skórką.

– A to jakaś różnica?

– Diametralna!

– Okej. – Uniosłem ręce w obronnym geście. – Siorb, co podano.

– Dzięki. A kawy nie tykam dlatego, iż ostatnią rzeczą, jaką pamiętam, gdy mi opowiedziano, że rodzice zginęli, było dopicie resztek po „Jakobsie” z tatusiowego kubka. Koszmarnie zimnego „ulepu” z fusami. Do dzisiaj mam wrażenie, iż stoją mi one w gardle.

– Czyli chcesz powiedzieć, że od śmierci rodziców, nigdy nie napiłaś się kawy?

– Exactly.

– Dziwna jesteś.

– I mówi to kreator „Ścieżki zniknięć”. – Rzuciła rozbawione spojrzenie. – Panie czarodzieju, fotki ci się „chwieju”.

– Nadal nie wyjaśniłaś, o co chodzi z tymi całymi „wizjami”. – Przerwałem dziewczęce „podśmiechujki”. – Jesteś jakimś medium, czy coś?

– W żadnym wypadku – zaprzeczyła od razu. – Nie pamiętam swoich snów. Wydaje mi się jednak, że niektóre rzeczy przychodzą niczym „déjà vu”. Tak było z tobą. Czytałam pewnego dnia gazetę, ujrzałam twój artykuł oraz zdjęcie pod spodem. No, i któregoś ranka „jeb”! Jakby mi ktoś z dechy w łeb wyjechał. Zobaczyłam ciebie stojącego w piwnicy oraz przypatrującego się twarzom zaginionych. Tak po prostu. Z totalnej dupy!

– Masz świadomość, iż to, co mówisz jest mega nieprzekonujące?

– No przecież. Wcale się nie dziwię, że masz mnie za wariatkę.

– Od jak dawna to trwa?

– Nie umiem dokładnie powiedzieć, lecz ostatnio przybiera na sile. Tym sposobem poznałam numery twojego domu. Mało jest ulic Rośnych w okolicy, więc bez trudu cię odszukałam.

– Momencik. Przecież powiedziałaś, iż widziałaś w wizji, jak ganiałem kaczki…

– Skłamałam. Ujrzałam to na żywo, gdy już tutaj zawitałam. Adres był w tej samej wizji, co piwnica. Reszta odbyła się na „live”.

– Boszzz… – Złapałem oburącz za głowę. – W jaki sposób mam z tobą pracować skoro bez przerwy kłamiesz?!

– A co miałam powiedzieć, gdy już otrzymałam miano stalkerki? Że owszem, obserwowałam, jak czochrałeś ptaszki, ale sorry… adres podał mi na tacy mój zryty baniak? Przecież i tak chciałeś wywalić sojuszniczkę na zbity pysk!

– Dobra, stop! Chwilunia! – przerwałem jej wywód. – Ułóżmy to do kupy. Czyli najpierw zamieszkałaś u jakiegoś gościa. Karmił cię i dawał nocleg. Potem zaś olał oraz zostawił gazetę z wywiadem. Pobiegłaś jego śladem. Wpadłaś na matulę. Zakosiłaś portfel. Widziałaś, jak odjechała z tym typem. A potem, co?

– Wróciłam do mieszkania, bo wetknęłam w drzwi długopis. Zjadłam śniadanie, po czym przeczytałam wywiad.

– I co, nagle „bang”, a następnie zobaczyłaś mój numer domu?

– No, gdzie tam. Przecież minęło pół roku. Jak kimałam wczoraj na dworcu, to wytargałam gazetę z torby. Przykryłam nią głowę, żeby mnie lampy nie oślepiały. Można powiedzieć, iż spaliśmy twarzą w twarz, boś był ostatnim, co widziałam przed zaśnięciem.

– I rano miałaś „bang”?

– Tak. „Bang-bang, man down”. „Rum-pum-pum-pum!” – Nes zaczęła mieszać słowa piosenek oraz wygłupiać się, podczas gdy mi wcale nie było do śmiechu.

– Skąd zatem ten Harry Potter?

– A to już zagadka stulecia. – Złączyła dłonie, imitując lot na miotle. – Pojawił się znienacka i jakby w akcie desperacji śmignął na „Nimbusie 2000” przed moimi oczami, gdy chciałeś wystawić złodziejkę na wycieraczkę.

– I to ja podobno jestem jebnięty… – wymruczałem pod nosem.

– Fakty są, jakie są. Nie walczmy z tym. Na normalnych nie trafiło. Co zrobisz, jak nic nie zrobisz? Możemy się tylko łączyć w bólu.

– Okej. To chyba za dużo na jeden raz. – Pomasowałem skronie. – Łazienka jest tam. Ale już o tym wiesz, bo mnie przecież podglądałaś. – Zadrwiłem. – Tutaj masz sofę. Przyniosę pościel.

– A ty, gdzie śpisz?

– Jak najdalej od twojego ciekawskiego spojrzenia.

– Po co te nerwy?

– Po prostu to dla mnie zbyt wiele na jeden wieczór. Kapewu? Resztę obgadamy jutro. Bądź proszę dobrą dziewczynką oraz idź grzecznie spać.

– Tak jest, „pse” Pana – zasalutowała, czym mimowolnie mnie rozbawiła. Wyciągnąłem więc do niej rękę.

– Cyprian jestem.

– Nes. – Ujęła moją dłoń i uścisnęła.

– Dobrej nocy, Teammate.

– Ale jutro mi pokażesz?

„Matko! O czym ona tym razem?!”.

– Aż się boję zapytać, co masz na myśli?

– Tablicę.

– Po co?

– Muszę coś sprawdzić.

– To znaczy?

– No, jak bardzo są do ciebie podobni.

– Czyli, że kto?

– Ci goście z fotek.

– Do mnie? Niby dlaczego?

– Nie mów mi, iż nie zauważyłeś żadnej analogii pomiędzy zaginionymi, a tobą? Serio? Ja rozumiem, że można być ślepym, ale do tego stopnia?

Patrzyłem oniemiały, uświadamiając sobie, iż mój organizm faktycznie nie pracował, jak należy. A wszystko za sprawą smarkuli, stojącej przede mną.

Chęć snu natychmiast szlag trafił.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Dekaos Dondi 11.01.2022
    Kocwiaczkowa↔Coraz bardziej zagmatwane, z racji owej... tajemniczej... i odpowiednio urwane na końcu.
    Ale to dobrze, że tak:))↔Dialogi też takie... na luzie:)↔Będę czytać dalsze części:)↔Pozdrawiam:)↔%?
  • Kocwiaczek 11.01.2022
    Dialogi mają pomóc im we współpracy. Neska ma swoją manierę i niestety, ale Cypek musi się dostosować, bo inaczej zginie marnie. Chociaż, jak tak patrzę, to chyba mu się to nawet podoba... ;) Tajemniczość teraz zaprezentowana, to dopiero mgła nad górą lodową. Postaram się nie stracić tym razem zapału i szrajbnąć coś niebawem, co by... jeszcze bardziej zagmatwać. Mam nadzieję, że nudy nie będzie:D Raz jeszcze dzięki śliczne za zaglądanie do mnie. Motywujesz moją głowę i ręce do pracy:) Pozdrowienia!
  • Vincent Vega 13.02.2022
    Dwa nie przytające do sobie charaktery, które muszą współpracować należą do moich ulubionych tropów. Ty świetnie sobie radzisz z prowadzeniem tej relacji, mogę spokojnie dużo powiedzieć o charakterze Nes jak i Cypriana. Plusem moim zdaniem jest też to, że nie śpieszysz się z intrygą, tylko właśnie pozwalasz zżyć się nam z bohaterami.

    Mała drobna uwaga, razcej pytanie :)
    "Czytałam pewnego dnia gazetę, ujrzałam..."
    W jakich latach dzieje się akcja? Bo Nes wydaje mi się postacią, która raczej gazety traktuje jako rozrywkę dla boomerów.

    Pozdrawiam serdecznie:)
  • Kocwiaczek 13.02.2022
    Witam, Panie Vincencie ponownie:) Czasy są dzisiejsze, jednakże wątek gazety został jako tako wyjaśniony. Nes jej nie kupiła, a dostała od nieznajomego, który zostawił jej śniadanie i pisemko. Początkowo dziewczyna go nie przeczytała, jednak zwróciła uwagę na wywiad Cypriana. A może właśnie tylko na bohatera;) Później ta sama gazeta wpadła jej w ręce podczas snu na dworcu. Zresztą słowo "czytanie" trzeba poddać tu pewnej wątpliwości. Zwróciła uwagę właśnie na Cypriana. Miała już jakiś czas portfel, zapewne z dokumentami jego matuli, toteż dodała (w końcu) jeden do jednego. Z tego co o niej wiemy lubi kłamać i kombinować, nieco plącząc zeznania. Sama na pewno by jednak gazety nie kupiła. Jak widać ktoś umyślnie podetknął jej ją pod nos. A jaki był w tym cel? Domysły pozostawiam czytelnikowi;)

    Dziękuję ślicznie za pamięć i ponowne odwiedziny. A także dobre słowo. To szalenie miłe:). Staram się nie spieszyć i budować zarówno relację bohaterów, jak i coraz więcej odkrywać kart ukrytej historii. Bo przecież nie można tak "sruu" i do celu. Gdzież byłby wtedy cały "fun" wodzenia czytelnika za nos :D Pozdrowienia i mam nadzieję do ponownego razu:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania