Resztki — margines
[Zostaw sobie chociaż jeden kęs, którego nie musisz udawać.]
Święta wycofują się z mieszkania jak wojsko.
Na stole resztki sałatek, śledź w taktycznym odwrocie.
Choinka jeszcze świeci, ale to już dogrywka.
Talerze czekają na zmywarkę jak na sąd ostateczny.
Jedna miska ma wyszczerbiony rant – nikt się nie przyznaje.
Z kuchni ktoś rzuca: „zabierzcie jedzenie, bo się zmarnuje”.
Mówię: zaraz. Wychodzi ciszej, niż planowałem.
Od tygodnia marnujemy się wszyscy. Litość budzi tylko żarcie.
Telewizor wyrzuca Kevina, jakby czas też się zapętlił.
W rogu kanapy śpi dziecko, wciągnięte w koc jak w prywatny azyl.
Z ust pachnie mu makiem, nie presją.
Kciuk na chwilę szuka telefonu, trafia na ucho kubka.
Stawiam go na blacie. Herbata już nieświąteczna.
Stary kubek z obitym uchem, torebka, wrzątek – i nic nie musi być „wyjątkowe”.
W kuchni podjadam ziemniaka z miski.
Nie składam nikomu życzeń.
Trzymam jedną myśl: łatwiej uwierzyć w ciepły kubek w dłoni niż w cud na zawołanie.
Przykrywam dziecku stopy kocem, poprawiam poduszkę.
Nikt nie patrzy, nikt nic nie komentuje.
Jeśli istnieje „szczęśliwego nowego”, mieści się tutaj – między kocem a oddechem.
Światło choinki mruga, lodówka w korytarzu mruczy swoje.
Dwa – wdech nad parą znad kubka.
Dwa – pauza, gdy dziecko porusza się pod kocem.
Cztery – wydech w pokój, w którym pierwszy raz od dawna nikt niczego nie udaje.
Z korytarza ciągnie chłodem.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania