Riina
Riina jest wysoka i ma długie ręce. Nie raz obserwuje ją, gdy idzie korytarzem. Mam wtedy nieodparte wrażenie, że koniuszkami palców zbierze kurz z podłogi, jednak jakby zbyt szerokie, rozkołysane biodra rozpędzają ramiona na boki, chroniąc nieskazitelnie czyste paznokcie. Gdyby nie te braki w proporcjach zapewne mogłaby zostać modelką. Wzrostu z całą pewnością jej nie brakuje, tylko ten chód taki ciężki, jakby cała była zbyt przywiązana do ziemi i poukładanych w równych rządkach cierpień, które wyryły się nawet na twarzy w postaci okręgu - od delikatnych zmarszczek pod oczami, aż po głębokie wokół opadłych kącików ust. Jest inteligenta, ale niestety dała się osaczyć, bo Riina ma wrogów.
Jednym z nich jest gluten. Unika go jak ognia, bo nawet najmniejsze ilości przyprawiają ją o bóle całego ciała. Celiakia w tym przypadku objawia się bardzo radykalnie. Kiedyś po zjedzeniu kilku pulpetów o niewłaściwym składzie przez tydzień nie chodziła do pracy. Dlatego czyta wszystkie etykiety, kupuje produkty z przekreślonym kłosem, używa skrobi kukurydzianej lub ziemniaczanej do zagęszczania potraw, zjada kruszące się w ustach bezglutenowe bułeczki i wciąż wyszukuje nowe przepisy. Długimi rękami sprawnie wyrabia ciasto na własne wypieki, a spod smukłych palców wyłaniają się idealnie równe, małe chlebki. Riina nie uległa modzie bezglutenowej, nawet nie przyszłoby jej to do głowy, bo nigdy niczego nie udaje, robi, co trzeba. Nie ukrywa też smutku, mimo że dla otoczenia nie jest proste, borykanie się z nim każdego dnia. Czasem mam wrażenie, że coś rozpyla wokół siebie, tworzy własną atmosferę, która w dziwny sposób przepuszcza jedynie sprawy poważne, zawodowe, a te zabawne, opowiadane przy kawie, spala się już na starcie. Po dłuższym czasie w jednym pomieszczeniu razem z Riiną nawet zatwardziały optymista zaczyna szukać ubytków w szczęściu, żeby w ten sposób zbudować jakiś most pomiędzy własnym uśmiechem a jej głęboko depresyjną naturą. Nie można jednak oskarżać, tej wciąż młodej kobiety, o zamierzoną toksyczność, to byłoby bardzo niesprawiedliwe, bo w swym rozgoryczeniu jest bardzo rzeczowa. Opowiada o cierpieniu jak o przedmiocie, który trzyma w ręce i ogląda z każdej strony. Rozpoznaje ostre krawędzie, ale ich nie omija. Wie, że w środku czai się jedynie smród, ale i tak otwiera. Nie uważam, żeby znęcała się nad sobą, robi jedynie to, co uważa za słuszne.
Wrogiem Riiny są błędne wybory. Doskonale wiedziała, że podejmuje niewłaściwą decyzję, wiążąc się z Jarko dziesięć lat temu, ale on wkroczył w jej życie pełen energii - młody, przystojny, spontaniczny i pozwolił się objąć długim ramionom. Całował nadgarstki i cierpliwie pokonywał całą drogę aż do wyraźnie zarysowanych obojczyków. Riina zgadzała się na wszystko, choć podskórnie czuła, że ją zwodzi i jedynie oblepia skórę słodkościami, nie wnikając nigdy głębiej. Był głuchy na jej pragnienie macierzyństwa, w kłótniach palił kolejno domy, które ona chciała budować wspólnymi siłami. Przez dziesięć lat nie postawiła nawet cegły i dopiero wtedy się obudziła. Potem przez długi czas niechętnie otwierała oczy w ciasnym wynajętym mieszkaniu, gdzie samotność zajmowała znacznie więcej miejsca niż jej wszystkie rzeczy.
Nie pijący, nie palący, chętny do założenia rodziny – takie miała kryteria. Proste, ktoś mógłby powiedzieć banalne, ale one były zwyczajnie szczere, jak nie wyprasowana koszulka czy szlafrok noszony w południe. Niestety po trzydziestce, pracując z samymi kobietami i nie chodząc po barach dość trudno poznać tego jedynego. Postawiła więc na internet. Później było już jak w tym programie, gdzie pary dobrane według spisanych na papierze predyspozycji spotykają się po raz pierwszy przed ołtarzem. To było to. Nie pije, nie pali, chce założyć rodzinę. Chce razem zamieszkać. Wszystko działo się bardzo szybko. Przepełniona samotnością kawalerka odpłynęła wraz z nurtem szukać nowego lokatora, a Riina już nie budziła się sama. Myślała sobie, że teraz już nie ma czasu na przemyślenia - zegar biologiczny tyka, zmarszczek przybywa, więc z zapałem i nieznaną sobie wcześniej euforią wkroczyła w nowy związek.
Juho faktycznie posiadał odpowiednie cechy, niestety wcześniej nie wspomniał o swoim zamiłowaniu do… wspominania. Zupełnie nie przyszło mu do głowy, żeby wzrokiem objąć Riinę i wspólną przyszłość. Skrzyły się jedynie, gdzieś na krańcach pola widzenia, wypełnionego nierozwiązanymi problemami, niewypowiedzianymi słowami i wszystkim tym, co się nie wydarzyło, choć jego zdaniem powinno. Zadręczał swoją nową partnerkę opowieściami o poprzedniej, roztrząsał jej podłość jak rozwydrzone dziecko, rozrzucające klocki po dywanie – a wiadomo, że nie sposób wszystkich posprzątać. Mówił, że ma do tego prawo. Zastanawiał się, jak powinien był zareagować, kiedy piętnaście lat temu brat oskarżył go o zaniedbanie matki, dlaczego nic nie powiedział? Takie i inne tematy wyparły teoretycznie prawdziwe plany na założenie rodziny. Delikatnie wypchnęły je poza okręg zainteresowań, jak wzrokiem odprowadza się niechcianego gościa do drzwi.
W wieku trzydziestu pięciu lat Riina została sama. Z braku innych rozwiązań opowiada świeżo poznanym osobom w pracy o swoim życiu, szczerze jak to ona. Nie wysila się na wstępy, nie prowadzi słuchacza za rękę na grząskie tereny, tylko mówi, nie czeka nawet na kontakt wzrokowy, a słowa zwyczajnie płyną, rozlewają się po pomieszczeniu, czają w postaci łez na krańcach powiek i cichutko wracają wraz z głębokim oddechem do właścicielki. Słuchacze też oddychają ciężko, zerkają na zegar, chcą czymś zająć ręce, ale nie ma czym, bo Riina już wszystko zrobiła.
Tylko raz widziałam jej uśmiech, który zupełnie mnie zaskoczył. Pojawił się niespodziewanie, gdy dziękowałam za udaną współpracę. Pomyślałam, że w tym uśmiechu mieści się wszystko to, co chciałyby objąć jej długie ramiona.
Komentarze (14)
Pozdrawiam!
Nie miała czasu znaleźć sobie faceta, a dla dziecka będzie miała czas? Czy samo się będzie wychowywało? Nie kupuję tego.
Tyle na moją obronę, ale oczywiście rozumiem brak przekonania. Ten tekst to bardziej taka zajawka, ćwiczenie opisania kogoś na podstawie obserwacji.
Dziękuję Ci za wizytę i komentarz.
Pozdrawiam
Trudno, lekcja do tornistra i do przodu:)
Dzieki za uwage:)
Na przykład to zdanie:
„Nie pijący, nie palący, chętny do założenia rodziny – takie miała kryteria.”
To nie są kryteria. To jest absolutny brak wymagań czegokolwiek od partnera. Tylko krańcowo zdesperowana kobieta może się decydować na tak beznadziejny wybór. Dlatego trudno mi sobie ją wyobrazić. Zredukowana do kilku najmniej ciekawych cech, które sama wyolbrzymia.
Nawet jeśli jest to prawdziwa historia to, żeby uwiarygodnić, należy ją nieco podkolorować, wzmocnić element dramatyczny, wzbogacić o detale.
Cóż, pisanie to niefortunne zajęcie :) Pozdrawiam.
Dziękuję za poświęcony czas i pozdrawiam
Nie wszystko musi być dopowiedziane, gdyż każdy człek, innym jest, innymi kryteriami się kieruje,
a my zazwyczaj, porównujemy do siebie.
A każdy niepowtarzalny. I nigdy do końca nie zrozumiały. Może jej decyzje, zachowanie, mowa, był dziwne,
ale nie dla niej. Tak samo mogła by rzec, że cała reszta jest dziwna:)
Tak mnie jakoś naszło, po przeczytaniu↔Pozdrawiam:)↔%
Pozdrawiam!
Pozdrawiam!
Podoba mi się też styl. Bardzo fajnie piszesz. Chętnie przeczytam od Ciebie coś jeszcze.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania