Rogale marcińskie

Był sobie raz pewien piekarz, który bardzo lubił piec różne rodzaje pieczywa i ciast. Miał w swojej piekarni bagietki, biszkopty, bochenki, bułki, chałki, chleby, ciasta, ciastka, croissanty, drożdżówki, grahamki, herbatniki, rogale, rożki, suchary, sucharki, weki i wiele innych wypieków. Był dumny ze swojej pracy i zawsze starał się, żeby jego produkty były świeże, smaczne i piękne.

 

Jednak pewnego dnia, gdy piekarz poszedł do swojej piekarni, zobaczył coś strasznego. Wszystkie jego wypieki zniknęły z półek i lady, a na ich miejscu leżały tylko okruchy i okruszki. Piekarz był przerażony i zły. Ktoś musiał włamać się do jego piekarni w nocy i zjeść wszystko, co tam było. Piekarz postanowił znaleźć i ukarać złodzieja.

 

Piekarz zaczął szukać śladów i tropów, które mogłyby go doprowadzić do sprawcy. Zauważył, że na podłodze były odciski butów, które prowadziły do drzwi z tyłu piekarni. Piekarz poszedł za nimi i odkrył, że drzwi były otwarte na oścież. Piekarz wyszedł na zewnątrz i zobaczył, że odciski butów ciągnęły się dalej, aż do pobliskiego parku. Piekarz postanowił je śledzić.

 

W parku piekarz zobaczył coś dziwnego. Na jednej z ławek siedział mężczyzna, który miał na sobie fartuch i czapkę piekarza. Obok niego leżał kosz pełen pieczywa i ciast, które wyglądały tak, jakby pochodziły z piekarni piekarza. Piekarz podszedł do mężczyzny i zapytał:

 

- Przepraszam, skąd pan ma te wypieki?

- Z piekarni - odpowiedział mężczyzna, nie patrząc na piekarza.

- Z mojej piekarni? - zapytał piekarz, podejrzliwie.

- Nie wiem, z jakiejś piekarni - odpowiedział mężczyzna, wzruszając ramionami.

- A dlaczego pan je ukradł? - zapytał piekarz, oburzony.

- Bo byłem głodny - odpowiedział mężczyzna, prosto.

- Ale to nie usprawiedliwia pana kradzieży! - krzyknął piekarz, złośliwie. - To jest moja praca, moje pieniądze, moje życie! Pan nie ma prawa zabierać mi tego, co jest moje!

- A pan ma prawo zabierać mi to, co jest moje? - zapytał mężczyzna, spokojnie.

- Co pan ma na myśli? - zapytał piekarz, zdziwiony.

- Pan wie, co mam na myśli - odpowiedział mężczyzna, patrząc na piekarza. - Pan wie, kim jestem i dlaczego to zrobiłem.

 

Piekarz spojrzał uważnie na mężczyznę i zdał sobie sprawę, że zna go. To był jego brat, który zniknął kilka lat temu, po tym, jak ojciec piekarza zmarł i zostawił im piekarnię. Piekarz i jego brat mieli wtedy kłótnię o to, kto ma przejąć piekarnię i jak ją prowadzić. Piekarz chciał kontynuować tradycję ojca i piec tradycyjne pieczywo i ciasta, a jego brat chciał wprowadzić nowości i eksperymenty. Nie mogli się dogadać i rozstali się w gniewie. Piekarz nie widział swojego brata od tamtej pory.

 

- Ty... to ty jesteś? - zapytał piekarz, niepewnie.

- Tak, to ja - odpowiedział mężczyzna, smutno. - Wróciłem, żeby z tobą porozumieć się.

- A dlaczego ukradłeś moje wypieki? - zapytał piekarz, nie rozumiejąc.

- Bo chciałem ci pokazać, że nie masz racji - odpowiedział mężczyzna, stanowczo. - Że twoje pieczywo i ciasta są nudne, stare i bez smaku. Że ludzie nie chcą ich jeść i kupować. Że tracisz czas i pieniądze na coś, co nie ma sensu.

- A ty myślisz, że masz rację? - zapytał piekarz, oburzony. - Że twoje nowości i eksperymenty są lepsze, nowocześniejsze i smaczniejsze? Że ludzie chcą ich jeść i kupować? Że zarabiasz na nich fortunę i sławę?

- Tak, tak myślę - odpowiedział mężczyzna, pewnie. - I mam dowody na to, że tak jest.

 

Mężczyzna wyciągnął z kieszeni gazetę i pokazał ją piekarzowi. Na pierwszej stronie była wielka fotografia mężczyzny i nagłówek: "Geniusz piekarnictwa - rozmowa z twórcą rewolucyjnych wypieków". Piekarz przeczytał artykuł i dowiedział się, że jego brat jest sławnym i bogatym piekarzem, który wynalazł i opatentował wiele nowych rodzajów pieczywa i ciast, które podbiły rynek i podniebienia klientów. Piekarz nie mógł uwierzyć w to, co czytał.

 

- To... to ty zrobiłeś? - zapytał piekarz, zdumiony.

- Tak, to ja zrobiłem - odpowiedział mężczyzna, dumnie. - To są moje wypieki, moje pieniądze, moje życie. I są lepsze niż twoje.

- A dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wcześniej? - zapytał piekarz, zraniony.

- Bo nie chciałem cię obrażać ani zasmucać - odpowiedział mężczyzna, szczerze. - Bo wiedziałem, że nie zrozumiesz i nie zaakceptujesz. Bo wiedziałem, że nadal jesteś przywiązany do tradycji i przeszłości. Bo wiedziałem, że nadal jesteś moim bratem.

 

Mężczyzna spojrzał na piekarza i zobaczył, że ma łzy w oczach. Piekarz spojrzał na mężczyznę i zobaczył, że ma uśmiech na ustach. Oboje poczuli, że coś się zmieniło między nimi. Że może jest jeszcze szansa na porozumienie i pojednanie. Że może są jeszcze braćmi.

 

- Co teraz zrobimy? - zapytał piekarz, cicho.

- Nie wiem - odpowiedział mężczyzna, cicho. - Ale może... może moglibyśmy spróbować coś zjeść razem?

- Coś zjeść? - zapytał piekarz, zdziwiony. - Co byś chciał zjeść?

- Nie wiem - odpowiedział mężczyzna, zamyślony. - Może... może coś z twojej piekarni?

- Z mojej piekarni? - zapytał piekarz, zaskoczony. - Ale przecież ukradłeś wszystko, co tam było.

- No tak - przyznał mężczyzna, spuszczając głowę. - Ukradłem wszystko, co tam było. I bardzo mi przykro.

- Nie, nie - zaprotestował piekarz, łapiąc mężczyznę za ramię. - Nie przejmuj się tym. To nie ma znaczenia. Ważne, że jesteś tu ze mną. I że chcesz spróbować moich wypieków.

- Naprawdę? - zapytał mężczyzna, podnosząc głowę. - Naprawdę chcesz się ze mną podzielić?

- Oczywiście, że tak - odpowiedział piekarz, uśmiechając się. - Przecież jesteś moim bratem. I ja też chcę spróbować twoich wypieków.

- To... to bardzo miło z twojej strony - powiedział mężczyzna, wzruszony. - Dziękuję ci.

- Nie ma za co - powiedział piekarz, przytulając mężczyznę. - Chodź, pójdziemy do mojej piekarni. Mam tam jeszcze trochę zapasów. Znajdziemy coś dla nas.

 

I tak piekarz i jego brat poszli razem do piekarni, gdzie zjedli wspólnie śniadanie. Piekarz spróbował nowych wypieków swojego brata i był zaskoczony, jak bardzo mu smakowały. Jego brat spróbował tradycyjnych wypieków piekarza i był zaskoczony, jak bardzo mu smakowały. Oboje zauważyli, że mają wiele wspólnego i że mogą się wiele nauczyć od siebie. Oboje poczuli, że znaleźli w sobie brata i przyjaciela.

 

I tak się zakończyła smutna i śmieszna historia o dwóch piekarzach, którzy kłócili się o pieczywo i ciasta. A może to nie jest koniec, ale początek nowej i lepszej historii? Kto wie, co się stanie dalej? Może piekarz i jego brat zaczną współpracować i stworzą najlepszą piekarnię w mieście? Może piekarz i jego brat zaczną podróżować i poznawać inne kultury i smaki? Może piekarz i jego brat zaczną pisać książki i opowiadać o swoich przygodach i doświadczeniach? Może piekarz i jego brat zaczną żyć szczęśliwie i spokojnie, ciesząc się sobą i swoimi wypiekami?

 

Tego nie wiem. Ale wiem jedno. Piekarz i jego brat na pewno nie będą się już kłócić o pieczywo i ciasta. Bo wiedzą, że to nie jest ważne. Ważne jest to, co jest w sercu. A w sercu mają miłość. Miłość do siebie, do pieczenia i do życia. I to jest najpiękniejsze i najsmaczniejsze, co może być.

 

I tak piekarz i jego brat żyli długo i szczęśliwie, ciesząc się sobą i swoimi wypiekami. A ludzie, którzy ich znali i lubili, cieszyli się z nich i z ich wypieków. I nikt już nigdy nie kłócił się o to, co jest lepsze: tradycja czy nowość, biszkopt czy ciastko, drożdżówka czy herbatnik, suchar czy sucharek. Bo wiedzieli, że to nie jest ważne. Ważne jest to, co jest w sercu. A w sercu mają miłość. Miłość do siebie, do pieczenia i do życia. I to jest najpiękniejsze i najsmaczniejsze, co może być.

 

Koniec.

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania