ROTACJA. Prolog cz. 1

Akcja opowiadania toczy się w ocalonym po wojnie światowej, mającej miejsce pięćdziesiąt lat wcześniej zjednoczonym państwie, Kanula. Z biegiem czasu ludzie zaczynają buntować się przeciwko coraz bardziej rygorystycznym postępowaniom rządu, którego nie interesują prawa obywateli, a jedynie władza absolutna nad nimi.

Prolog rozpoczyna się cofnięciem o miesiąc i zostanie podzielony na pięć części, opisując losy piątki głównych bohaterów z perspektywy każdego z nich, a następnie wprowadza w czas teraźniejszy.

Po obaleniu władz przez zdesperowanych obywateli, świat zalewa fala przestępstw i samozwańczych przywódców, którzy werbują ludzi do swoich oddziałów.

Miasta dzielą się na sektory, a ci co odmawiają przynależności uważani są za największych wrogów i giną. Życie staje się piekłem, z którego wydaje się nie być wyjścia, aż do momentu, w którym zatrzymuje się ziemia.

 

 

MIESIĄC WCZEŚNIEJ

Gina Dowell

 

Koniec studiów. Koniec nauki. Koniec wiecznej łaski rodziców, mówiących co dla mnie najlepsze. „Filozofia?!”, tak zareagowali na wieść o tym, co według mnie było dostatecznie interesujące. Nadal jest, ale teraz patrzę na to zupełnie inaczej. Kiedyś sądziłam, że jest to tylko poznawanie sfer życiowych i duchowych, teraz myślę, że należy dodać tworzenie strategii na podstawie ludzkich odczuć, reakcji i mentalności.

Na wykładach profesor często odnosił się do tego, co kierowało ludzkością w czasie wojny i tuż przed nią. Wieczny pęd, kariera, pieniądze, wyniszczający wpływ człowieka na faunę i florę, ciągła chęć doskonalenia i tak doskonałych rzeczy, aż w końcu pożądanie władzy absolutnej.

No właśnie – władza. W domu często o niej mówiło. Moi rodzice należeli do naczelnego organu administracji państwowej, a ci mieli decydujący głos, co do ustalania praw i obowiązków obywateli, jednakże „Szara masa”, tak nazywał ich ojciec, nie posiadali żadnego przywileju w przeciwieństwie do rządzących, którym było wolno dosłownie wszystko.

Kanula przez pierwszych trzydzieści lat była państwem rozbitków, którzy przeżyli wojnę i zjednoczyli się ku chwale wolności i nowego początku. Odnaleźli ziemię gotową dać im nowy dom i zaczęli go budować cegła po cegle, tworząc świat, o jakim marzyli. Nie przypominał on w niczym tamtego, opisywanego przez najstarszych mieszkańców. Był raczej zalążkiem ich wspomnień, na których opierała się cała nowa konstrukcja.

Sielskie życie skończyło się z dniem nadejścia pierwszych, poważnych konfliktów, które jak mnie uczono musiały nastąpić. Ludzka natura nigdy się nie zmieniła i zawsze kierowało nią pożądanie bycia lepszym, ważniejszym, doskonalszym. Żeby zapobiec zamieszkom, mędrcy powołali troje ludzi, którzy musieli zapanować nad tłumem i stworzyć nowe prawo. Na początku zdawało to egzamin, ale na krótko. Każdy chciał zostać kimś więcej, niż zwykłym obywatelem. Odzyskać niezależność. Wtedy powstał zakazany krąg gotowy obalić troje wybrańców i tak się stało. Pięćdziesięciu buntowników wdarło się nocą do domów, pozbawiając życia ich oraz ich rodzin, twierdząc, że aby nastąpił nowy początek muszą zginąć wszyscy, którzy widzieli koniec starego i trwa to dziś, jednak dwadzieścia lat później ludzie, w tym moi rodzice, stworzyli prawdziwą potęgę, nie uznającą sprzeciwu, a takowy jest karany śmiercią.

Stałam przed budynkiem, który kazano mi nazywać domem. Z nieukrywaną nie chęcią ruszyłam w jego kierunku, delektując się promieniami słońca padającymi na twarz. Zazwyczaj wejście do niego było pozbawione straży, wystarczyła ochrona wewnętrzna, przez którą i tak nikt nie zdołałby się przebić, ale tego dnia drzwi pilnowało dwóch rosłych mężczyzn. Na mój widok wyprostowali się i stanęli bliżej siebie, jakby zależało im na zasłonięciu przejścia.

Ostatni taki przypadek pamiętam z dzieciństwa, wtedy nie rozumiałam, co się działo, że właśnie ojciec w swoim gabinecie wymierzał sprawiedliwość, odbierając życie. Nigdy nie dowiedziałam się kim był ten człowiek i co takiego zrobił. Starałam się wyprzeć te wspomnienie z pamięci, jednak ono tkwiło gdzieś we mnie i mimo usilnych prób, nie odchodziło.

- Dzień dobry panienko – przywitał się jeden ze strażników, kiedy stanęłam naprzeciw nich.

- Dzień dobry – odpowiedziałam grzecznie, i ścisnęłam mocniej uchwyt od czarnej torebki trzymanej w dłoni. – Rodzice są w domu?

- Panienki matka, ale dostaliśmy rozkaz, aby nikogo nie wpuszczać. – Może pochopnie oceniłam sytuację.

- Nawet mnie? – zdziwiłam się.

- Owszem.

- W takim razie poczekam tam. – Wskazałam palcem na ławkę stojąca pod jedynym drzewem, jakie rosło na posesji. Żołnierz przytakną i chyba poczuł ulgę, bo minimalnie się rozluźnił.

Nie miałam zamiaru zrobić tego, co powiedziałam, miało to na celu zdezorientować pilnujących i kiedy uśpiłam ich czujność, biegiem rzuciłam się w stronę wejścia. Na szczęście dom nie był zamknięty i głównym korytarzem dobiegłam pod gabinet ojca. Bez zastanowienia otworzyłam duże mahoniowe drzwi i ujrzałam matkę stojącą nad skrępowaną, młodą kobietą, umazaną własną krwią i walczącą o oddech. Rodzicielka obróciła się w moją stronę, a jej wyraz twarzy wskazywał na niezadowolenie, które emanowało z niej i wydawało się prawie namacalne.

- Wynoś się stąd! – krzyknęła. Ja jednak nie potrafiłam wykonać żadnego ruchu. – Straż! Zabierzcie ją do jej pokoju i zamknijcie.

Mężczyźni chwycili mnie pod pachy i mimo moich protestów, wlekli jak szmacianą lalkę. Uderzałam stopami o marmurowe podłoże i płakałam, przerażona tym, co działo się tuż obok mnie. Nigdy wcześniej nie czułam się równie bezsilna i równie zdeterminowana jak teraz.

 

Nie wiem ile czasu minęło od chwili zamknięcia mnie tutaj, ale za oknem ogród zalała zmętniona

szarość. Siedziałam na łóżku z podkulonymi nogami, opierając wilgotną od łez twarz o kolana. Po mimo zdrętwiałych mięśni, ta pozycja dawała mi złudne poczucie bezpieczeństwa.

Kiedy tylko zamykałam oczy, przypominałam sobie te należące do zakrwawionej kobiety. Były duże i zielone, to jak na mnie patrzyły, jak wyrażały wołanie o pomoc. Czułam, że wzbiera we mnie złość i rozpacz jednocześnie. Żołądek zacieśniał się w supeł, a zaraz po tym jego zawartość zaplamiła duży, błękitny dywan.

Ten dzień miał być wyjątkowy i taki był, zmieniając moją filozofię życia. Teraz wiedziałam co znaczy naprawdę nienawidzić.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Pasja 29.08.2017
    Ciekawie i tajemniczo nakreśliłaś fabułę opowiadania. Giną tak naprawdę nie była świadoma co jej rodzice robią. To co zobaczyła, czy pozna prawdę i kto to ta kobieta. Czekam na jeszcze.Pozdrawiam 5
  • Marzycielka29 29.08.2017
    Dziękuję serdecznie. Fajnie, ze dostrzeglas cos w tej kobiecie, bo ona poniekąd będzie miała znaczenie w opowiadaniu.
  • Tanaris 30.08.2017
    Kiedyś sadziłam, że jest to tylko poznawanie sfer życiowych... – literówka "sądziłam"
    a ci mieli decydujący głos co, do ustalania praw... – jakoś tak przecinek wydaje mi się, że nie w tym miejscu ma być (ale może się mylę, takie tylko mam odczucie)
    Zabierzcie ją do jej pokoju i zamknijcie go. – zamknijcie go? Tak miało być? Może bez tego, na słowie "zamknijcie" bym skończyła to zdanie.

    Ciekawie się zapowiada, jednak to wszystko zależy od ciebie, jak to rozwiniesz. Także czekam z niecierpliwością na kolejną część. 5
  • Marzycielka29 30.08.2017
    Dziękuję i zaraz poprawie.
  • NataliaO 07.09.2017
    Ten dzień miał być wyjątkowy i taki był, zmieniając moją filozofię życia. Teraz wiedziałam co znaczy naprawdę nienawidzić. - To zdanie mnie trochę dało mi do myślenia. Zobaczymy, co planujesz, ale dobry pomysł, ciekawie się zapowiada. 5:)
  • Marzycielka29 07.09.2017
    Dziękuję i miło, że wpadłaś! :*
  • NataliaO 07.09.2017
    Marzycielka29 jakoś zawsze tu wracam ahhh ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania