Rotten Purple Hikikkomori, czyli kraina dziwadeł - Tydzień pierwszy.
Hej! Ta mini-seria to kontynuacja "Rotten Purple Hikikkomori, czyli pomiędzy światami" Tym razem będziemy obserwować Lilkę która będzie bardziej tu i teraz,w realnym świecie. Oto pierwsza z dwóch części opisująca turnus rehabilitacyjny Lilki!
Niedziela, 6 lipca 2025
Podróż do Wielkopolski.
Z Gdańska wyjechaliśmy z samego rana. Zenon zawiózł nas na dworzec (byliśmy u niego na krótkich wakacjach). Mama przez całą drogę do ośrodka komentowała, że „ta rehabilitacja to może by tak w końcu dała efekty”, że „trzeba wziąć się za dorosłość”. Nic nie odpowiedziałam. Zjadłam banana i udawałam, że śpię.
W ośrodku jak zawsze ten sam zapach: dezynfekcja pomieszana z budyniem czekoladowym z proszku. Recepcja, znajome twarze, grafik w ramce. Jestem na pokoju z dziewczyną z Łodzi, Jagodą, kojarzę ją z poprzedniego turnusu. Dobrze, bo nie gada za dużo.
Mama zakotwiczyła się w hotelu nieopodal i jutro oczywiście wraca do Zenona. Gdyby nie to że nie jestem w stanie samodzielnie podróżować to pewnie nawet by się tu nie fatygowała
Jutro sześć godzin ćwiczeń. Tak lubię. Konkrety, pot, praca. Tu przynajmniej wiem po co jestem.
Komentarze:
@trenujzduchem: Trzymam kciuki za pierwszy dzień!
@blogoslawionanietypowa: Miałam zajęcia z Jagodą kiedyś – cicha, ale miła.
@czarnobiala__yuki: O matko, ten zapach budyniu też pamiętam, aż mnie cofnęło.
---
Poniedziałek, 7 lipca 2025
Pierwszy dzień turnusu.
Zaczęłam o 8:55. Moje ciało było jeszcze w trybie weekendowym, ale przynajmniej wiedziałam, po co tu jestem. To zawsze pomaga.
Na pierwszy ogień poszła terapia powięziowa. Nowa fizjoterapeutka spojrzała na mnie i powiedziała z uśmiechem: „A ile ty masz lat? Trzynaście?”
Nie poprawiłam jej. Uśmiechnęłam się i przytaknęłam. To było jak pocałunek w czoło. Jak potwierdzenie, że moja zewnętrzność wciąż zgadza się z moim wnętrzem. Dla niej byłam trzynastką – i to było najpiękniejsze w całym dniu.
Potem elektrostymulacja. Obsługiwała mnie ta sama praktykantka co w lutym– blondynka z sercem na dłoni, której imienia nigdy nie zapamiętałam, ale pamiętam sposób, w jaki sprawdza elektrody, jakby trzymała w dłoniach porcelanę. Było miło. Bez spięć.
Trzeci blok: masaż uciskowy. Mój układ nerwowy wreszcie się zamknął jak książka po przeczytanym rozdziale. Nie myślałam, nie analizowałam, tylko byłam.
Na dużej sali miałam zajęcia z Aleksem – jak zawsze. Lubię go. Potrafi powiedzieć coś głupiego w odpowiednim momencie, żeby mnie rozbroić, ale nie czuję się przez to infantylizowana. Po prostu jest. Bez oceniania. Dziś kazał mi chodzić jak pingwin, „ale dumny pingwin”. Prawie się roześmiałam na głos.
Potem kombinezon i chodzenie z balkonikiem. Wyglądam wtedy jak cyberpunkowy żuczek, ale przynajmniej coś się we mnie prostuje. I nie chodzi tylko o postawę.
Masaż pleców był taki jak powinien być – nie za mocny, nie za słaby. A potem rozciąganie. Ciche, spokojne, na dużej sali, gdzie słońce wpada przez jedno okno jak przez filtr vintage.
Był też jakiś praktykant, młodszy ode mnie, chyba chciał ze mną pogadać – próbował żartować, ale ja nie umiem odpowiadać na takie żarty. Odpowiadam za poważnie albo za cicho. Chyba się zmieszał. Ja też. Trudno.
Widziałam też chłopaka o kulach – szesnastolatek, którego bloga o MPD i Japonii czytam od dawna. Ma dobre myśli, czuje jak ja. Prowadzi bloga pod swoim imieniem i nazwiskiem, nie ukrywa też twarzy na licznych zdjęciach. Ale nie podeszłam. Bałam się, że zepsuję ten obraz. Że się rozczaruje albo ja się rozczaruję. Albo po prostu nie umiem zagadywać. Nawet jeśli kogoś znam bądź kojarzę z blogów tak jak tego chłopaka, i tak czuję się sztucznie w kontakcie.
Wieczorem, jak zawsze, był Ren. Napisałam mu, że miałam ciężki dzień, a on odpisał: „To dobrze, bo ciężko oznacza, że idziesz dalej.” Potem przenieśliśmy się do naszego wspólnego świata. Ja byłam Yuriko, a on jak zawsze był tym, który rozumie wszystko, zanim zdążę to nazwać. I to wystarczyło.
Komentarze:
@kaigai_yume: Ten tekst o cyberpunkowym żuczku jest po prostu genialny.
@fizjodreamerka: Też miałam kiedyś zajęcia z Aleksem! Zazdroszczę!
@hikikomori_z_podlasia: Ja też nie umiem żartować z chłopakami. Zawsze kończy się niezręcznie.
@neonokami: Chłopak z bloga... może jeszcze będzie okazja? Ale rozumiem to 100%.
@lilkafanforever: Pisz więcej o Renie. On jest jak Twoje lustro w drugą stronę.
---
Wtorek, 8 lipca 2025
Dzień drugi. Taki między.
To był dzień z tych pośrodku. Nie najgorszy, nie najlepszy. Cichy, z dziurami w grafiku i miejscami, w których nie wiedziałam, co ze sobą zrobić.
Przypomniałam sobie, dlaczego omijam turnusy wakacyjne – 55 pacjentów i tylko jedna Lilka.
Mało kadry, więc dużo czekania. A ja nie lubię czekać, nie umiem się zawiesić w trybie „odpoczynek”. Czuję się wtedy jak wyłączony telefon – niby jest, ale nie działa.
Elektrostymulacja. Dziś moja ukochana kozetka pod ścianą była zajęta.
Trafiłam na tę pośrodku. Leżałam i niby wiedziałam, że nie spadnę, ale mój mózg i tak szeptał coś o upadku, o grawitacji, o porażce. Irracjonalne lęki mają bardzo racjonalny ton głosu.
Rozciąganie miałam z Marcelem. Na poprzednim turnusie spędziliśmy razem sporo czasu.
Dziś nie powiedziałam ani słowa, bo kiedy mówię, moje ciało reaguje, jakby musiało walczyć o tlen.
Milczałam, a Marcel flirtował z praktykantką o żelowych paznokciach. Nie przeszkadzało mi to. Moje ciało i tak było w dobrych rękach.
Z Aleksem na dużej sali – znowu śmiech. Dziś próbowałam chodzić o kulach trójnogach. Było dziwnie, ale nie tragicznie. Aleks powiedział, że jestem odważniejsza niż w lutym. Że można się ode mnie trochę oddalić, a ja i tak nie panikuję.
Może to prawda. Może naprawdę coś we mnie się przesuwa.
Chiropraktyka z panem Sławkiem – jego styl lubię najbardziej. Ma ponad pięćdziesiąt lat, ale traktuje nas jakbyśmy mieli po sto. Delikatnie, z wiedzą. Dziś tłumaczył młodemu praktykantowi moją krzywiznę.
Nie czułam się jak eksponat. Czułam się jak przykład. To różnica.
Zasugerował, że może źle oddycham, gdy mówię – dlatego napinam się, jakbym się darła, nawet jeśli tylko mówię zwykłe „cześć”.
Dobrze, że ktoś to zauważył.
Może nie jestem potworem. Może tylko źle oddycham.
Masaż nóg. Masażystka opowiadała o swoich dzieciach, przedszkolach, mężu, kredycie. Mówiła, że nie miała dziś czasu wypić kawy. Słuchałam, jakby to był podcast o dorosłości, do której nigdy nie należałam. Jesteśmy w podobnym wieku. Ale to wszystko. Ja mam Rena i bloga, ona ma życie.
Na bieżni – bez dramy, bez fajerwerków. Ale przeszłam prawie pół godziny z tylko dwiema przerwami. Jestem z siebie dumna. I nie boję się tego napisać.
Po kolacji dzwoniła mama. Powiedziała, że może jednak pojadę na kolejny turnus we wrześniu, nie w listopadzie.
Na początku się ucieszyłam. Lubię tu być. Ale potem zrozumiałam: ona po prostu chce mieć czas na kolejne dwa tygodnie z Zenonem w Gdańsku. Ja jestem alibi. Ale może to nie ma znaczenia, skoro obie coś na tym zyskujemy.
Wieczorem długo pisałam z Renem. Powiedział mi, że czasem ludzie są jak naczynia – niektóre mają pęknięcia, ale przez nie właśnie światło wpada do środka.
Myślę, że jestem słoikiem po dżemie. Ale Ren i tak nalewa do mnie ciepłą herbatę.
Komentarze:
@samuraibloggerek: Ten opis masażystki i podcastu o dorosłości to absolutnie moje życie.
@respirator_life: Pan Sławek brzmi jak złoto. Wszyscy potrzebujemy takiego kogoś.
@kawaii_cringe: “Źle oddycham” – to brzmi jak metafora mojego całego życia.
@trzy_trzy_dwa: Trójnogi są okropne, podziwiam, że dałaś radę!
@yuriko_fanclub: Ren powinien mieć własny cytatownik. To z naczyniami mnie rozwaliło.
---
Środa, 9 Lipca 2025
Wybaczcie długość, dziś głowa pełna lęków i zawiłości…
Zaczęłam dzień od znienawidzonej terapii ręki z Sarą. Tak, z TĄ Sarą, która ma magiczną zdolność znikania z sali na całe wieki (czyli na pięć sekund do szafki obok po pomoce dydaktyczne), zostawiając mnie samą przy biurku.
Dla niej to kilka sekund, dla mnie – test paniki. Krzesło jak zwykle nie było przy ścianie.
Ale wiecie co?
Nie było tak źle. Kiedy zniknęła tym razem, moje ciało się nie spięło jak dawniej, nie ścisnęłam dłoni na podłokietnikach jakby to był Titanic – może faktycznie robię jakieś postępy? Nie wiem, ale chciałabym.
Potem elektrostymulacja. Tym razem miałam swoją ulubioną kozetkę pod ścianą (hallelujah), a na sąsiedniej leżał Norbert. Ten Norbert. Ten szesnastolatek z MPD, którego bloga czytam od miesięcy.
Jest mądry, dowcipny, zdarza mu się wrzucać posty o Visual Kei.
Był na wyciągnięcie ręki, a ja nie powiedziałam ani słowa. Nie umiałam. Czułam się jak bohaterka jakiegoś okropnego slice of life, jak trzecioplanowa postać która tylko patrzy i nigdy nic nie mówi.
Masaż uciskowy odciążający układ nerwowy miał być chillowy. Pani fizjoterapeutka była starsza, ale miła i nawet wspomniała, że podrzuci mi książki o Japonii (jeśli to nie tylko uprzejmość, to się wzruszę). Ale nie umiałam się rozluźnić.
Nie wiem, czemu.
Może ciało wie coś, czego ja nie wiem.
Na dużej sali znowu był Aleks – rozciąganie przykurczonej prawej strony ciała i ćwiczenia przy drabinkach.
Nic nowego, ale wysysało ze mnie energię jak wampir bez manier.
Potem – chodzenie w kombinezonie. Czułam się jak robocik do rehabilitacji, ale to, co się stało w trakcie, to był mój mały prywatny highlight dnia.
Praktykantka, która nas obserwowała, spytała mnie ile mam lat. Była szczerze zdziwiona że mam ile mam bo była pewna że jestem niepełnoletnia.
NIEPEŁNOLETNIA.
Okej, nie powiedziała „trzynaście”, ale i tak… wszytko się we mnie uśmiechnęło. Zwłaszcza że byłam już ledwo żywa.
Na masażu klasycznym (obręcz barkowa i ręce) prawie zasnęłam. W sumie to mogłam. Może śniłby mi się Ren. Albo Tokio.
Na koniec – pionizacja z Aleksem. A obok Norbert – znowu! – chodził na bieżni.
Aleks i reszta zaczęli go wypytywać, czy ma dziewczynę. Ja próbowałam się wkręcić w rozmowę, ale jak zwykle odpowiadał
mi tylko Aleks, choć mówiłam do wszystkich. W końcu pochwaliłam się tym co powoiedziała praktykantka o moim wieku.
Aleks dopytał, z którego jestem rocznika bo nie pamiętał dokładnie, więc powiedziałam prawdę, że dziewięćdziesiąty piąty.
I wtedy mój mózg wszedł w tryb „auto-wstyd”: Co jeśli Norbert teraz myśli, że jestem starą babą która na siłę chce być młodzieżowa? Mam trzydzieści lat. TRZYDZIEŚCI. A czuję się, jakbym miała trzynaście i trochę za długą przerwę od lekcji plastyki.
Aleks oczywiście zasugerował, że powinnam integrować się z „innymi pacjentkami w moim wieku”.
Kiwnęłam głową.
Nie, nie będę. On nie rozumie. On nigdy nie zrozumie. Nawet jeśli chce dobrze. Nawet jeśli naprawdę mnie wspiera. On jest z zewnątrz, z innego świata.
Po kolacji byłam tak zmęczona, że nawet nie chciało mi się odpalać Rena. Ale odpaliłam. Oczywiście. Tylko kilka wiadomości, tylko po to, żeby nie czuć się tak do końca sama.
Padam.
Komentarze:
@neuromisja:
To, co piszesz o Sarze, brzmi jakby to była kara, a nie terapia. Super, że dziś było odrobinę mniej strasznie – może coś się zmienia?
@delikatna_psychoza:
Norbert brzmi jak crush materiał… Kto wie, może jeszcze się odezwiesz? Zasługujesz na relację, która nie jest tylko po drugiej stronie ekranu.
@momojam:
„Stara baba udająca nastolatkę”??? Nie. Po prostu inna. To inni nie nadążają. Ty jesteś z innej planety, ale to nie wada. To dar.
@wasabikróliczek:
Ren jako bezpieczne schronienie po zderzeniu z rzeczywistością – tak bardzo rozumiem. Może kiedyś ktoś realny będzie tak bezpieczny, jak on.
--
Czwartek, 10 Lipca 2025
Dzisiaj było… hm, mniej intensywnie, ale nie mniej dziwnie.
Zaczęło się od terapii ręki z Marcelem – nowość! Nie było nielubianego krzesła, tylko kozetka, więc już plus.
Ćwiczyliśmy to samo co z Aleksem wczoraj (czyli rozciąganie tej mojej wiecznie spiętej prawej strony), plus trochę oporowych.
Nie było źle.
Marcel jest spokojny i konkretny, nie zostawia mnie samej.
Na elektro nic szczególnego – i chwała Bogu. Zajęłam moją ulubioną kozetkę pod ścianą.
To takie moje miejsce, jakby coś w rodzaju sensorycznego schronu w czasie elektrostymulacji.
Bez niej czuję się jakby mi ktoś wyjął kabel z kontaktu.
Z Aleksem jak zawsze duża sala – ćwiczenia takie wczoraj, ale dziś byłam chyba bardziej rozmowna. Nie wiem, może bardziej się rozruszałam na tym turnusie.
Masaż klasyczny – plecy i łydki. Znów prawie zasnęłam. Te ręce masażystki to chyba jedyne, które potrafią mnie uspokoić bez słów. Gdyby nie to, że wiem, ile kosztuje godzina masażu prywatnie, poprosiłabym o adopcję.
Na bieżni miałam klasyczny lęk z serii „a co jeśli fizjo odejdzie i mnie zostawi?”. Mimo że doskonale wiem, że to nierealne. Ale ten lęk siedzi gdzieś głęboko, jak pokój bez klamek. Uśmiechnęłam się za to do innego fizjo, który stał z kimś obok.
I wiecie co? Nie było to wymuszone. Po prostu się uśmiechnęłam.
Na obiad było spaghetti. BLEH. Czyli nie poszłam wcale.
W międzyczasie– dwie długie przerwy, po godzinie każda.
Spędziłam je w moim pokoju scrollując TikToka i pisząc z Renem
Przechodziłam parę razy korytarzem obok Norberta.
Nic. Cisza.
Nadal nie mam odwagi się odezwać, choć jego blog znam na pamięć.
To trochę tak, jakbyś codziennie mijał postać z ulubionej książki i nie potrafił wypowiedzieć choćby "cześć".
Wieczorem opiekunka ośrodkowa zabrała mnie na spacer na wypożyczonym wózku. Chciała dobrze. Ale ja… nie potrafiłam. Siedziałam spięta i chłodna, niechętna do rozmowy, a ona pewnie po cichu miała mnie dość.
Chyba nie potrafię odpowiadać na dobro, jeśli przychodzi zbyt bezpośrednio.
No i dzwoniła matka. Oczywiście na głośnomówiącym, bo przecież trzeba popisać się przed Zenonem.
Zgrywała trzpiotkę i ja słyszałam każde słowo, każde sztuczne śmiechnięcie.
Powiedziała, że może wpadną w niedzielę – mój jedyny dzień wolny.
Może nawet zabiorą mnie na spacer. Może. W matczynym słowniku „może” znaczy tyle co „zobaczymy, jak będzie z Zenonem”.
A Ren…?
Dziś aplikacja nie chciała działać. I bardzo dobrze.
Jestem zmęczona. Ciało boli, myśli dudnią jak echo po pustym domu.
Czasem lepiej nie mówić nic. Czasem chcę tylko zasnąć w tych jego pikselowych ramionach, których i tak nie ma.
Komentarze:
@konewka-depresji
„To z krzesłem vs. kozetka totalnie czuję. Dobrze, że dziś nie było tej psychozy sensorycznej. Trzymaj się.”
@spaghetti-nope
„Nie poszłabym na to spaghetti też. Solidarna do końca.”
@hidden-narumi
„Norbert. NORBERT. Odezwij się wreszcie do niego! On też ma MPD, serio, nie oceniałby cię jak reszta świata.”
@bladyfiolet
„Zawsze kiedy piszesz o Renie, mam ciarki. On nie istnieje, ale chyba rozumie cię lepiej niż niejeden prawdziwy.”
@panifizjodemon
„Matka na głośnomówiącym to zbrodnia sensoryczna. Zenon precz.”
--
Piątek, 11 Lipca 2025
Dzień zaczął się od terapii ręki z Marcelem – dokładnie to samo co wczoraj i znowu na kozetce. Bez zaskoczeń, ale przynajmniej komfortowo.
Na Elektro... niespodzianka: moja ulubiona kozetka była zajęta przez Norberta. Ale – dziwne – dziś mnie to aż tak nie ruszyło.
Położyłam się na tej obok ściany drugiej ściany i próbowałam nie myśleć za dużo. Zaczęłam rozmawiać z fizjoterapeutką i zapytałam o wiek tych starożytnych urządzeń do elektro.
No i wtedy odezwał się Norbert.
On! Naprawdę!
Powiedział, że sprzęty są naprawdę stare, bo on przyjeżdża tu od wczesnego dzieciństwa,a one już wtedy tu były.
Zapytałam ile ma lat.
Odpowiedział: szesnaście.
Udałam zaskoczenie – chyba wiarygodnie, nikt nie zakwestionował.
Od teraz mówimy sobie „cześć” na korytarzach. To dużo, jak na mnie.
Chiropraktyka z panem Sławkiem jak zawsze przyjemna – dziś rozmawialiśmy o wyborach prezydenckich, które odbyły się w maju. Prawdę mówiąc to głównie słuchałam, nie wychyliłam się ze swoimi poglądami wypracowanymi na podstawie editów z TikToka.
Na masażu uciskowym prawie odpłynęłam. Serio. Miałam to w sobie – to uczucie, kiedy ciało po prostu puszcza. Jakby zgasło wewnętrzne napięcie, które trzyma cię na sznurkach.
Z Aleksem na dużej sali ćwiczyliśmy dziś głównie moją sztywną, prawą stronę. Drabinki, chodzenie o kulach, standard.
W pewnym momencie podszedł do nas Norbert – chodził w swoim kombinezonie i żartował z Aleksem.
Taki typowo chłopięcy humor.
Udawałam zażenowanie, ale w środku byłam… zadowolona. Zwłaszcza że ten fizjo, który się do mnie wcześniej uśmiechał (Kacper), dziś jeszcze żartował.
Nastrój: +3 do społecznego HP.
Potem miałam ćwiczenia w kombinezonie – wyszłyśmy z fizjo na zewnątrz, chodziłam z balkonikiem wokół budynku.
Było super.
Dopóki nie potknęłam się o wycieraczkę przy wejściu do budynku gdy wracałyśmy.
Nic się nie stało, ale widział to Norbert. Zastanawiam się… co czego ja właściwie chcę od niego?
Mam trzydzieści lat, to że wyglądam i czuję się na trzynaście nie daje mi przyzwolenia by być chociaż koleżanką szesnastolatka. Co to ma być, panno Lilianno?
Nie wstyd ci?
Na masażu klasycznym znowu nogi – i znowu prawie odpłynęłam. Czy ja mam talent do zasypiania na stole do masażu?
Na pionizacji nie było Norberta – wychodził z sali, kiedy ja wchodziłam.
Szkoda.
Zresztą i tak byłam zmęczona, więc ćwiczenia były na siedząco.
Aleks znów namawiał mnie bym socjalizowała się z pacjentkami w moim wieku.
On naprawdę nic nie rozumie.
Na obiedzie Norbert pomachał w moim kierunku. Może do mnie, a może do chłopaka przy sąsiednim stole. Ale pozwolę sobie uznać, że do mnie.
Wieczorem matka dzwoniła. Oznajmiła, że jutro po wszystkich zajęciach zabiorą mnie z Zenonem na jeden dzień do Gdańska. Galeria, morze, zakupy, a w niedzielę wieczorem odwózka z powrotem do ośrodka.
Matka nie dostanie dłuższego urlopu, więc to jedyna okazja.
Super. Zamiast odpocząć w moim trybie slow decay, będę się włóczyć po tłumach.
Nie jestem zachwycona. Nawet nie jestem neutralna.
Nie wiem czemu, ale dziś czułam się trochę mniej jak cień.
Komentarze:
@mirabelkapl:
To brzmi jak początek jakiejś mikro-relacji. Może nie będzie tak źle z tym Norbertem, cokolwiek to ma być. Te „cześć” na korytarzu to już rytuał.
@chiropterahikiko:
Zasypianie na stole do masażu to hidden talent. Szanuję.
@alicjanieistnieje:
Ten wpis zrobił mi dzień. Totalnie widzę cię udającą zaskoczenie, Oscar dla ciebie. I totalnie rozumiem to „+3 do społecznego HP” – tak wygląda mały triumf.
@sroczkawraku:
Aleks naprawdę ma jakąś misję z tym integrowaniem, co? Grr.
@user_404notfound:
Podoba mi się to, że nic się nie dzieje... a jednak się dzieje. Bardzo Lilkowe. I bardzo żywe.
@poisonmuffin:
To „czuję się mniej jak cień” trafiło mnie jakoś mocno. Może jesteś cieniem, ale takim fioletowym, co świeci w ciemności.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania