Równanie na granicy imion
Jezioro Tarnobrzeskie — dawne *Machowskie* —
trzyma w toni szepty zatopionych map,
gdzie (x = frac{1}{2} imes 3):
pół imienia, pół wieku, pół prawdy —
a jednak całość, jak ta woda,
co dwie historie w jednym lustrze splata.
Wiatr pisze wzory na tafli, która pamięta:
łodzie rybackie o zmienionych nazwach,
krzyk mew, co trzepoczą się między echem a faktem.
Tu czas jest ułamkiem —
pół błękitu wiernego niebu,
pół zieleni, co już korzeniami
wsłuchuje się w dno, gdzie śpią kamienie
niosące daty sprzed powodzi.
Nad brzegiem trzciny szepczą wiersze
o tym, jak *Zalew* stał się *Jeziorzem* —
jak połowa duszy pozostała w mule,
a druga — w promieniach, co łamią się
na powierzchni, licząc żaluzje światła.
Nawet niebo tu ma dwa oblicza:
jedno dla ptaków, które odleciały,
drugie — dla tych, co przysiadły na trzcinie,
by zważyć ciężar nowego imienia.
A gdy zmierzch opada jak atrament,
woda dzieli się na frakcje:
połowa mieni się srebrem teraźniejszości,
połowa — czernią wspomnień.
I tylko nocne błyski ważek
próbują scalić równanie,
którego rozwiązanie
dryfuje gdzieś między brzegami
dwóch nazw, jednego serca.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania