Równonoc.

On to cegła na cegle, metafora metafor,

niemalże półbóg, ze złamanym palcem,

który oddał żeby móc jeszcze. Potrafić.

 

Kiedy odwiedza przestrzeń, ta niknie,

dławi się w sforze kotów spod szafy.

Te przykre, przykryte, wciąż mają znaczenie,

jak on - cegła na cegle, pośrodku mech -

spoiwo czasu i wyznacznik larwy.

 

Ona to motyl.

 

Ona to trotyl, proch, złamane żebro.

Wybucha przy najdelikatniejszej mżawce.

Zaledwie wczoraj jeszcze była dmuchawcem,

przymierzała zasłony do okien i stroiła skrzydła.

Te grały melodię dla wiatru i piasku,

cichły tylko kawałek od niego, kiedy stopił się

w słońce i stał niebem dla płatków śniegu.

 

On to sprawił.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Trzy Cztery dwa lata temu
    Czytam i czytam. Piękny wiersz.
  • Szalej. dwa lata temu
    Dzięki
  • Nuria dwa lata temu
    Nie ma co marudzić, bo piękny to utwór.
  • Szalej. dwa lata temu
    Dziękuję.
  • MartynaM dwa lata temu
    Czysta poezja... świetnie że tutaj publikujesz, brakowało tu światła. 6
  • Szalej. dwa lata temu
    Uhm :)
  • kikimora dwa lata temu
    Po prostu - Parnas!
  • Szalej. dwa lata temu
    :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania