Równonoc.
On to cegła na cegle, metafora metafor,
niemalże półbóg, ze złamanym palcem,
który oddał żeby móc jeszcze. Potrafić.
Kiedy odwiedza przestrzeń, ta niknie,
dławi się w sforze kotów spod szafy.
Te przykre, przykryte, wciąż mają znaczenie,
jak on - cegła na cegle, pośrodku mech -
spoiwo czasu i wyznacznik larwy.
Ona to motyl.
Ona to trotyl, proch, złamane żebro.
Wybucha przy najdelikatniejszej mżawce.
Zaledwie wczoraj jeszcze była dmuchawcem,
przymierzała zasłony do okien i stroiła skrzydła.
Te grały melodię dla wiatru i piasku,
cichły tylko kawałek od niego, kiedy stopił się
w słońce i stał niebem dla płatków śniegu.
On to sprawił.
Komentarze (8)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania