Roy
Słyszałam gdzieś o gościu, co go razy siedem –
siedem piorunów! – trzasło. A on żyw, choć jeden.
Siedem razy w nim było gorąco, i światło,
i przeżył, chociaż innym i raz, to nie łatwo.
Aż Roy uroił sobie, że jest zakochany,
że miłość spala go i rozrywa mu serce,
i chociaż przeżył starcie z siedmiu piorunami,
z rojeniem przegrał i żyć Roy nie chciał już więcej.
Człowiek jest niczym drzewo i krew w nim pulsuje,
a krew to ciecz, więc piorun w parę ją przemienia –
patrz! – stalowy parowóz przez świat z gwizdem pruje,
drzewo trzaska, a człowiek? To kwestia imienia...
...
Amerykanin Roy Cleveland Sullivan przeżył rażenie piorunem 7 razy, tym sposobem stając się prawdziwym rekordzistą. Urodził się 7 lutego 1912 roku, Od 1936 roku pracował jako strażnik w Narodowym Parku Shenando w Wirginii w USA. Podczas burzy w 1942 roku Sullivan schronił się na nowo wybudowanej wieży, w którą błyskawice uderzyły kilkakrotnie. Mężczyzna opuszczając wieżę został porażony w stopę. Piorun rozwalił mu duży palec. W lipcu 1969 roku po raz drugi Sullivan został trafiony, gdy jechał samochodem górską drogą. Stracił przytomność oraz brwi i rzęsy. Po niecałym roku piorun znów go poraził odrzucając go na kilka metrów. Doznał urazu ręki oraz licznych oparzeń. Czwarte rażenie miało miejsce 16 kwietnia 1972 roku. Wtedy piorun spalił mu włosy. Po raz piąty błyskawica uderzyła go, kiedy wysiadał z samochodu w trakcie zawieruchy. W 1976 roku podobna sytuacja miała miejsce. Szóste rażenie piorunem uderzyło Sullivana w nogę. Do ostatniego, siódmego uderzenia doszło w 1977 roku. W tym czasie mężczyzna łowił ryby w słodkowodnym stawie, a piorun trafił go w czubek głowy.
Wyładowanie przemieściło się w dół, powodując oparzenie brzucha i klatki piersiowej. Sullivan trafił do szpitala. We wrześniu 1983 roku Sullivan odebrał sobie życie w wieku 71 lat, prawdopodobnie z powodu miłości.
(Za: https://www.wprost.pl/456597/Piorun-trafil-tego-mezczyzne-7-razy-Jest-rekordzista)
Komentarze (22)
choć go piorun strzelił
on bez ceregieli
się zakochał ?
Szkoda chłopa, ech, życie.
A on: Dobra! Lecz i tak cię sobie wyśnię!
Świsnął go z wieczora, trzepnął w noc i z ranka,
lecz tylko po mrzonkach została mu ranka.
Aż przypomniała mi się scenka z Monty Pythona. Jeden facet mówi do drugiego, przedstawiając mu swoją partnerkę:
- A to moja żona. Stara Pierdziocha-Buc.
Dawno, dawno temu, w mej rodzinie, piorun kulisty wleciał przez okno do pokoju. Nigdzie nie uderzył... jeno zać wyleciał:)
Pozdrawiam:)↔%
Nigdy nie widziałam na żywo pioruna kulistego, ale pamiętam taki film, w którym pojawiła się w kilku scenach świecąca kula, która płynęła za jakimiś ludźmi. Lecz nie robiła krzywdy. Jej pojawieniu się towarzyszyło ciche buczenie. To był film rosyjski i bardzo poetycki. Może w reżyserii Tarkowskiego?
Było w nim dużo traw, zieleni, jakaś wieś. Nic więcej nie zapamiętałam oprócz zieleni i tej pojawiającej się kuli.
Bywa, że tak.
Pozdrawiam.
Mojego kuzyna,kiedy był dzieckiem też dosięgnął piorun, kiedy siedząc w domku letniskowym, opierał ramię o futrynę okna w czasie burzy. Pech chciał, że między jego ramieniem a ramą okna biegł cienki drucik w roli anteny do radia.
Gazeta, która czytał zapaliła mu się w rękach, koszulka i spodenki w drugiej kolejności.
Stracił przytomność.
Kilka miesięcy spędził w szpitalu.
Roy to prawdziwy szczęściarz.
Widziałam dom sąsiadów po przejściu pioruna kulistego. Wleciał przez otwarte drzwi, a wylatując zrobił mały, okrągły otwór w ścianie. Domownikom tylko włos się zjeżył. Też mieli szczęście.
Najgorzej być podczas burzy w górach, kiedyś w zawrotnym tempie ze znajomymi schodziliśmy z Giewontu, bo nagle raczyła przybyć.
Pozdrawiam.
Pozdrawiam
I ja pozdrawiam.
Pozdro:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania