"Błękitny mech" - Rozdział 1, część 3.
Zapraszam na bloga - właśnie tam zamieszczam to opowiadanie. Oto link: http://blekitny-mech.blogspot.com/#_=_
Ps: Gdyby kogoś zaciekawiła postać Fokalora - http://pl.wikipedia.org/wiki/Fokalor
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Nikola postanowiła oddalić się od miejsca zdarzenia. Pragnęła powrócić do rzeczywistości, nawet tej w której leży zakrwawiona pośrodku ulicy.
Z początku szła powoli, ostrożnie odchylając każdą gałąź i pierw sprawdzając teren przy pomocy patyka, którym wymachiwała w powietrzu, aby uniknąć spotkania z pajęczą siecią. W międzyczasie doszła do wniosku, że pobyt turystów wczesną wiosną, jak ta, na terenie tak obszernego i tajemniczego miejsca, jak to, jest niemożliwy. Powodem, dla którego tak uważała, był mróz, którego ludzie unikają jak marcepanu w czekoladkach. Im dłużej pozostawała w utwierdzeniu, że jej teoria jej słuszna, tym więcej obaw przestawało dręczyć jej umysł, chociażby ta pytająca o to „Dlaczego nie znalazła tropów wskazujących na obecność drugiej osoby?", ponieważ nawet nieznajomy, którego słyszała i potrafiła wyczuć jego dotyk, nie pozostawił odcisków stóp na piasku, przy brzegu jeziora.
W oddali spostrzegła pole, na którym rosły długie, niemalże afrykańskie, ciemnozielone trawy. Pobiegła w jego stronę, przeciskając się przez kujące dłonie iglaków, aż znalazła się poza obszarem lasu i zwolniła tempo. Zawahała się nad dalszą wędrówką, jednak wiedziała, że nie ma już nic do stracenia.
Szła przed siebie. Źdźbła delikatnie muskały ją w szyję, a kropelki potu tańczyły na jej czole. Z każdym krokiem czuła jak niepewność narasta, a chęć powrotu do lasu staje się jeszcze większa, niż wcześniej przewidywała.
Na jej drodze pojawiła się przeszkoda, o której istnieniu, Nikola przekonała się, gdy poślizgnęła się na niej i upadła pomiędzy trawy. Wylądowała na plecach. Ból przeszył jej ciało, a następnie sparaliżował. Spojrzała na swoje dłonie, nogi i brzuch — wszystko pochłonęła kałuża krwi, w której właśnie zażywała kąpiele. Kątem oka spojrzała na źródło owej cieczy, która spowodowała upadek — obok niej leżało masywne i brudne ciało niegdyś białego konia. Z jego rozprutego tułowia wylewała się krew, a wraz z nią jego wnętrzności, nad którymi wirowały setki owadów.
- Krew zwiastuje śmierć, a błękit melancholię. - usłyszała stłumiony i cichy szept. W pierwszej chwili uznała, że mieszkaniec zaświatów postanowił przemówić, jednak nic nie wskazywało na to, żeby jego usta chociaż drgnęły.
- Panie Koniu... Czy tak wygląda piekło? - wypluła resztkami sił, z nadzieją, że nie usłyszy odpowiedzi.
- Tak wygląda kraina Błękitnego Mchu, kochanie. - Szept przerodził się w ochrypły, nieco pewniejszy siebie głos.
Spośród tłumu much, modliszek i innych lotników, wyłonił się największy ze świerszczy. Podleciał do twarzy Nikoli, po czym przysiadł na czubku jej nosa i ponownie przemówił — Będzie dobrze...
- Czy tak wygląda moment umierania? Panie Świerszczu... Panie Śmiercio... Mój Panie... - Do oczu napłynęły jej łzy, jednak nie miała sił, aby zapłakać.
- Jelito. Po prostu Jelito. Pomogę Ci.
- Tak samo, jak pomogłeś Panie Koniowi? - histerycznie parsknęła śmiechem, opluwając przy tym twarz świerszcza. - Jelita to brzydkie imię... Nie jest wystarczająco godne, aby mógł nosić je ktoś taki, jak ty.
- Mówili mi Julita. Odkąd Fokalor wyłonił się z jeziora i postanowił tu zostać, uporządkował ją według swoich oczekiwań. Za sprawką jego panowania, większość zwierząt i jadalnych roślin pomarły, a ich miejsce zastąpiły kamienie i trawy, nicość. Widzisz, jestem zwierzęciem wszystkożernym, jednak dobrowolnie nie sięgam po padlinę... Teraz nie mam wyboru. Osiadam na jelitach wraz z innymi świerszczami, a następnie wspólnie dzielimy się każdym kęsem. Widzisz... Moi przyjaciele wymyślili mi pseudonim Jelita. Teraz kiedy oni są tam, w niebie, ponieważ wykończył ich głód, przezwisko Jelita kojarzy mi się z czasami, gdy jeszcze wspólnie osiadaliśmy na jelitach w ostatnich tygodniach z ich życia.
- Jelito, w jaki sposób trafię do domu?
- To jest twój dom.
- Proszę o jedno, zaprowadź mnie tam, gdzie nie kwitnie błękitny mech. Pomogę Ci, powstrzymam Fokalora.
- Zatem w drogę.
Jelita i Nikola powoli walczyły z zimnym oddechem powietrza. Odór zwłok rozprzestrzeniał się wraz z wiatrem.
Krew przyległa do bluzki dziewczyny, jednak to nie stanowiło dla niej przeszkody, bo tam, gdzie nie kwitnie błękitny mech, jej ubiór również powinien być nią ubrudzony.
Komentarze (3)
"Dlaczego nie znalazła tropów" - raczej "nie znalazłam" bo to w końcu jej myśl.
"kujące dłonie iglaków" - kłujące
"dłonie, nogi i brzuch — wszystko pochłonęła kałuża krwi" - w sensie że była zanurzona we krwi, czy może tylko umazana?
"Tak samo, jak pomogłeś Panie Koniowi?" - Panu. Komu, czemu - panu.
"postanowił tu zostać, uporządkował ją " - ją czyli co? Domyślam się że chodziło o "tą krainę" ale chyba umknęło.
Kolejna ciekawa, intrygująca i nieoczywista część. Mam nadzieję, że pojawią się następne.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania