Rozdział 11 - Nietykalni
- Sama tam poszłaś?! - Krzyk pani Ani zapewne usłyszeli wszyscy w promieniu kilku kilometrów.
- Nie poszłam. Czasem jechałam autobusem. Raz nawet znalazła się taka miła pani i zaproponowała, że mnie podwiezie. - Amelia nie widziała w tym nic złego.
- Co ci strzeliło do głowy?! Wsiadałaś do aut obcych osób!
- No tak, ale przecież nic się nie stało. Wrociłabym sama. Nie wiedziałam, że aż tak długo będę tam jechała. - Widziałam, że krzyki na nic się tu nie zdadzą, a winowajczyni po spotkaniu z moim ojcem już nigdy tam nie wróci. Sama nie poszłabym tam drugi raz.
- To nic nie da. Było - minęło. - Spojrzenie opiekunki natychmiast zamknęło mi usta. Gdyby to ode mnie zależało, nie zmuszałabym dziewczynki do odtwarzania ostatnich godzin. Jednak ja nie miałam tu nic do gadania.
Gdy już bezpiecznie wysiadłyśmy z auta i mogłyśmy w spokoju usiąść na kanapie doszło do "przesłuchania". Pani Ani bardzo zależało na poznaniu powodu ucieczki swojej podopiecznej, więc nie próżnowała. Natychmiast zaczęła wypytywać ją o te szczegóły, które mi nie przyszłyby do głowy. Najwyraźniej wydawało jej się, że wynowajczyni będzie skruszona i z chęcią odpokutuje. Była wielce zdziwiona, gdy Amelia okazała się być dumna ze swojego dokonania. Jednak nadal nie podała powodu tej niecodziennej wycieczki.
- Ja już nie mam siły... muszę sobie zaparzyć ziół. - Kobieta udała się w stronę, jak mogłam się domyślać, kuchni, mrucząc pod nosem coś, czego już nie dosłyszałam.
Gdy zostałyśmy same, zapadło niezręczne milczenie. Nie wiem nawet, kiedy Amelia przysiadła się do mnie. Zauważyłam jej obecność dopiero, gdy odezwała się.
- Lena... naprawdę chciałam dobrze. - Nieśmiało na mnie zerknęła, a w kącikach oczu dostrzegłam łzy. Zdecydowałam się nie przerywać, mając nadzieję na to, że w końcu dowiem się, co skłoniło ją do takich działań. - Zobaczyłam adres na kopercie w twoim salonie. I słyszałam trochę od opiekunek z Domu Dziecka o tobie i twojej historii. Myślałam, że kiedy pojadę do twojego taty, to się ucieszy. Powiedziałam mu, że każdy potrzebuje rodziców. Że to nie twoja wina, jaka jesteś, a to i tak bez znaczenia. - Nie wiem, czy to wspomnienia tego spotkania, czy może coś zupełnie innego zmusiło ją do płaczu, jednak mówiła, krztusząc się łzami. - Był bardzo zły. Bardzo. Mówił brzydkie rzeczy i dużo krzyczał. Kazał mi wejść do środka i do ciebie zadzwonił. Ja tylko chciałam, żebyś miała tatusia. - Swoje słowa podsumowała potokiem łez i serią szlochów. Nie wiedząc, co robić, zaczęłam uspokajać ją, obiecując, że już nigdy nie będzie musiała go widzieć.
- Ale to nie ten pan mnie interesuje. Chciałam, żebyś to ty była szczęśliwa. - Nie wyobrażam sobie, jak ogromny szok odmalował się na mojej twarzy. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego. Patrząc w jasne, szczere oczy Amelki wiedziałam, że nie może kłamać i wszystko, co mówi płynie prosto z serca. I właśnie to najmocniej mną poruszyło. Bezinteresowna chęć niesienia pomocy komuś, kto dla innych jest nikim to coś bardzo rzadkiego.
- Może to trochę pomoże. Jakiejś nerwicy się w końcu nabawię... - Żadna z nas nie zauważyła niezadowolonej opiekunki, która właśnie wchodziła do pomieszczenia. W dłoni niosła kubek, z którego unosiła się obiecująca woń ziół. Jednak sama kobieta wyglądała jak jedno wielkie nieszczęście. Niedługa podróż i nerwy nie sprzyjały jej. Włosy miała zmierzwione, ubrania pomięte, a na twarzy nieprzyjemny grymas.
Żółwim tempem dotarła do kanapy, w ogóle nie zwracając na nas uwagi. Nawet, gdy usiadła tuż obok dziewczynki, nie spojrzała na nią, zbyt pochłonięta monologiem o pierwszym siwym włosie, jaki na pewno pojawił się na jej głowie. Amelia przestała płakać i, tak jak ja, wpatrywała się w panią Anię. Dopiero po kilku chwilach, pewne, że niewarto przerywać jej rozmyślań, wyszłyśmy z pokoju. Dziewczynka wiedziała, gdzie iść, więc nie pytałam o nic. Mijałyśmy drzwi - jedne otwarte, drugie nie. Zatrzymałyśmy się dopiero przy tych ostatnich, na samym końcu korytarza. Chwilę później oślepiło nas słońce, a do naszych uszu dotarły krzyki i śmiech dzieci.
Komentarze (3)
"Patrząc w jasne, szczere oczy Amelki wiedziałam" - po "Amelki". Twój przecinek oddziela przymiotniki, natomiast trzeba jeszcze jednego do czasowników :)
"wszystko, co mówi płynie" - po "mówi"
"I właśnie to najmocniej mną poruszyło." - mnie*, mną to raczej wstrząsnęło
"komuś, kto dla innych jest nikim to coś " - przecinek po "nikim", bo tutaj mamy do czynienia z wtrąceniem
"Nawet, gdy" - bez przecinka, spójnik złożony
Powiem Ci, że w tej części widać postępy. Ładnie zapisane dialogi, większość tekstu bezbłędna, dopiero pod koniec coś zawiodło z tymi przecinkami. Pomimo to zdajesz się bardziej świadomie wypisywać wtrącenia. Ogółem bardzo dobra część, choć intencje kobiety zdały mi się... dziwne. W końcu nie bez powodu dziewczynka została zabrana od ojca. No ale cóż, 5 :)
Co do wtrąceń: język polski to przydatny przedmiot :)
Dziękuję za poświęcenie chwili na komentarz i ocenienie :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania