Rozdział 11. Drugie oblicze.

Nic co ludzkie nie jest wolne od trosk.

 

_________________________________________________________________________

 

Na podłodze leżała Hermiona. Całe ręce miała we krwi a jej twarz okalało wiele drobniejszych ran. Dookoła były porozrzucane kawałki szkła. Wyglądało to jakby ktoś rzucił lustrem w dziewczynę albo jakby ona w nie po prostu wbiegła. Cały ten przerażający widok nasuwał tylko jedną myśl. Granger chciała zrobić coś bardzo głupiego. Przyglądał się temu przez jakiś czas, może minutę może sekundę, sam nie wiedział jak długo, kompletnie nie mając pojęcia co zrobić. Czuł się tak jakby do jego żołądka wpadła wielka bryła lodu. Nim się obejrzał klęczał tuż obok rannej Gryfonki i nieświadomie modlił się w duchu, żeby to nie było nic poważnego.

 

- Granger, obudź się! - zaczął nią potrząsać, ale nie reagowała.

 

- Granger do cholery! - sprawdzając puls na jej szyi zauważył lekkie, charakterystyczne zaczerwienienie. Malinka? Czy ona kogoś ma? - zaczął się zastanawiać.

 

A co kochasiu, byłoby ci smutno?

 

Znowu ten denerwujący głosik, ale Draco stwierdził, że nie ma teraz czasu na zastanawianie się nad jego pochodzeniem, bo właśnie zauważył głęboką ranę na nadgarstku dziewczyny, która bardzo mocno krwawiła.

 

- Niech to szlag. - mruknął, po czym wybiegł z łazienki, żeby po chwili wrócić z różdżką.

 

- Curarent - szepnął a rana najpierw przestała krwawić, by kilka sekund później się zasklepić i całkiem zniknąć.

 

Ślizgon już zbierał się żeby zanieść Gryfonkę do skrzydła szpitalnego kiedy ta ocknęła się w jego ramionach.

 

- Malfoy? - zapytała szeroko otwierając oczy - Co ty robisz?

 

- Mogę ci zadać to samo pytanie Granger, ale później. Teraz idziemy do skrzydła szpitalnego - rzucił chłopak zmierzając w stronę drzwi a Hermiona zaczęła się wyrywać. - Nie ma mowy! Nigdzie nie idę!

 

- No racja, ty nie idziesz Granger. I nie wierć się, bo utrudniasz. Poza tym straciłaś dużo krwi a ja nie zamierzam cię znowu ratować.

 

- Dobrze, tylko błagam pozwól mi zostać tutaj. - Chłopak westchnął zastanawiając się czemu tak łatwo uległ pannie Granger. Na pewno dlatego, że nie chciało mu się paradować z nią na rękach przez całą szkołę. - wmawiał sobie.

 

No pewnie, tak sobie to tłumacz.

 

Zamkniesz się?

 

A czemu miałbym to zrobić?

 

Bo mnie wkurzasz.

 

Taką mam robotę, kochasiu.

 

Draco zaczynał już wątpić w swoją poczytalność, ale wolał się nad tym nie zastanawiać. Wiedział, że gadanie ze sobą nie wróży nic dobrego.

 

Położył Gryfonkę na kanapie i usiadł w fotelu obok nie spuszczając jej z oczu. Wyglądała jeszcze gorzej niż wcześniej. Teraz jej skóra była tak blada, że mogła uchodzić za przezroczystą. Uświadomił sobie, że wcale nie jest zmęczony noszeniem dziewczyny po całym dormitorium, chociaż wystarczyło się trochę przyjrzeć żeby wiedzieć czemu. Ubrania, które jeszcze niedawno tak zachęcająco opinały się na jej krągłościach teraz stały się wielkimi workami, którymi Hermiona mogła się owinąć dwa razy.

 

- Dobrze Granger, czy teraz możesz mi wyjaśnić co to wszystko miało znaczyć? - zapytał chłodnym tonem.

 

Ona tylko zamknęła powieki i ścisnęła wargi w cienką linię. Jednak nie udało jej się stłumić szlochu.

 

- Granger, odpowiedz mi. - chłopak patrzył na nią wyczekująco swoimi szarymi oczami.

 

- Nie, nie mogę. - szepnęła ledwie dosłyszalnie przykładając drobne dłonie do zapłakanej twarzy.

 

- Możesz. Wstawaj. - powiedział stanowczo podchodząc do niej po czym chwycił ją za ramiona i podniósł do pozycji siedzącej. Zmusił dziewczynę by na niego spojrzała. W ogóle nie przypominała dawnej Granger. Czemu? Wystarczyło spojrzeć w jej oczy, które tak niedawno były pełne radości a teraz ziały pustką, zmęczeniem i obojętnością. Wpatrywał się w te oczy aż uświadomił sobie, że wyglądają dokładnie tak jak jego własne.

 

- Nie - szepnął prawie bezgłośnie. - to niemożliwe.

 

- To przez Weasley'a? - zapytał już stanowczo marszcząc brwi. - Odpowiedz mi Granger, wiesz, że nie lubię się powtarzać. - przez cały czas ją podtrzymywał, bo nie był pewny czy dziewczyna znowu nie straci przytomności. Ta tylko znów zamknęła oczy próbując powstrzymać łzy. Nie udało się.

 

- Granger, albo mi powiesz co się dzieje, albo wejdę ci do głowy i sam sprawdzę, a wierz mi, że to nic przyjemnego. - ona tylko spojrzała na niego przerażona - Tak, potrafię to. No słucham, kto cię doprowadził do takiego stanu?

 

Nie mogła w to uwierzyć. Czyżby Malfoy się o nią troszczył - Kąciki jej ust lekko drgnęły, ale tylko na ułamek sekundy.

 

- Nie, nie mogę. - szepnęła opuszczając głowę czując, że do oczu napływają jej nowe łzy.

 

- Dobra, sama tego chciałaś. Legili? - Nie !- krzyknęła, po czym spojrzała na niego błagalnie. - Proszę, nie.. To Snape. On chciał mnie.. - złapała się za szyję a głos jej się załamał.

 

Nie musiała nic więcej mówić. Malfoy widział zaczerwienie na jej szyi, ale nigdy nie spodziewałby się takiego wyjaśnienia złego stanu Gryfonki. Ogarnęła go złość. Sam nie wiedział czemu, ale tak po prostu było. Zaczął chodzić nerwowo po całym pokoju aż w końcu zatrzymał się spoglądając na płomienie tańczące w kominku. Widać było, że Ślizgon intensywnie nad czymś myśli.

 

Hermiona poczuła ulgę, że w końcu komuś o tym powiedziała, jednak nie była pewna czy Malfoy to najlepsza osoba do takich zwierzeń. Minęło kilka długich minut zanim się odezwał.

 

- Granger, to nie była twoja wina, rozumiesz? - zapytał przez ramię, ale ona nie odpowiedziała wciąż wpatrując się w podłogę.

 

- Rozumiesz? - teraz całkiem się do niej odwrócił.

 

- Tak - szepnęła nie wiedząc czy sama wierzy w to co mówi. - gdy podniosła wzrok zobaczyła, że blondyn znajduje się bardzo niedaleko a raczej niebezpiecznie blisko. Wzdrygnęła się, ale jeśli on to zauważył to nie dał tego po sobie poznać.

 

- Teraz masz mi przysiądź, że od jutra wszystko wróci do normy. - wpatrywał się w nią przenikliwie a ona tylko pomachała głową na zgodę.

 

- Nie dosłyszałem, mówiłaś coś Granger? - spytał nadstawiając ucho.

 

- Obiecuję - powiedziała pewnie Hermiona podnosząc wzrok na blondyna.

 

- Wspaniale. W takim razie zacznij od naprawy lustra - Szlamo. - uśmiechnął się do niej ironicznie.

 

- Dupek - stwierdziła Hermiona, ale lekki uśmiech błąkał się na jej ustach. - Malfoy się odwrócił zmierzając w stronę wyjścia a kiedy doszedł do drzwi i położył rękę na klamce spojrzał na nią przez ramię i powiedział wyraźnie

 

- Pamiętaj, Granger, że obietnic nigdy się nie łamie. - I wyszedł zostawiając dziewczynę z huraganem myśli.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania