Rozdział 14. Zagadka
-Więc kimże w końcu jesteś?
- Jam częścią tej siły,
która wiecznie zła pragnąc,
wiecznie czyni dobro.
____________________________________________________________________
- Co ? Ale jak ? - zapytała Hermiona, gdy wreszcie odzyskała głos.
- Wykorzystałem zaklęcie Księcia Półkrwi. - szepnął i ukrył twarz w dłoniach a Hermiona patrzyła na przyjaciela z uchylonymi ustami nie mając pojęcia co zrobić, co powiedzieć. Chciała wyć, płakać, rozedrzeć coś na strzępy , właściwie sama nie wiedziała dlaczego.
Malfoy na to nie zasłużył, pomyślała i udała się do skrzydła szpitalnego.
~*~
Serce jej się ścisnęło, gdy go zobaczyła. Cały owinięty w białe bandaże, tak pasujące do niewiarygodnie bladej skóry i podkrążonych oczu. Jedynym kontrastującym kolorem była czerwień krwi prześwitująca spod opatrunków. Hermiona zajęła puste miejsce obok jego łóżka i przez dłuższą chwilę tylko przyglądała się spokojnej twarzy chłopaka. Czemu jesteś taki uroczy tylko gdy śpisz? - szepnęła i delikatnie się uśmiechnęła.
Milczała przez dłuższą chwilę zastanawiając się czy powinna tu przychodzić. Jednak w końcu znów się odezwała. Jej głos być cichy i zniekształcony jakby miała się za chwilę rozpłakać.
- Malfoy, pewnie mnie nie słyszysz, ale proszę, nie umieraj. Chyba znalazłam przejście do Miasta Cieni. Bez ciebie nie dam rady? Jesteś mi potrzebny? A poza tym? Nawet mi cię brakuje, więc proszę cię nie odchodź.. - nie była pewna co nią kierowało, ale uchwyciła delikatną acz bardzo męską dłoń arystokraty i uścisnęła ją nieznacznie uśmiechając się przy tym. - Przepraszam, że pobrudziłam cię szlamem, ale to za karę, że dałeś się załatwić.
I odeszła zostawiając nieprzytomnego chłopaka w skrzydle szpitalnym. Nie mogła znieść widoku jego bezsilności. To tak jakby podpora, z której korzystała przez ostatnie tygodnie nagle się załamała a na jej ramionach spoczął jeszcze większy smutek i żal. Nie mogła złapać oddechu. Chciała żeby wrócił ten silny, niezależny arystokrata, który był zawsze godnym przeciwnikiem do walki na słowa i na zaklęcia. Nagle nienawiść, która kumulowała się w niej od samego początku tej znajomości gdzieś się ulotniła, pozostawiając wyjątkowo dziwne uczucie, które boleśnie ściskało jej serce i wywracało resztę wnętrzności. Malfoy nie był już dla niej nędznym robakiem, całkiem zakochanym w sobie.
Można powiedzieć, że coś ich łączyło. Tylko co? Nienawiść to zawsze jakieś gorące uczucie.. Nie, to nie to. Może chodzi o Miasto Cieni? Malfoy naprawdę potrafił zaskoczyć, co wyjątkowo podobało się pannie Granger, jednak trudno było jej się do tego przyznać nawet przed sobą. Właściwie jakby to nie zabrzmiało, są partnerami. Nie. Wspólnikami. Co nie zmienia faktu, że powinni sobie ufać. Właśnie! Chodzi o zaufanie. Hermiona szła korytarzem całkiem zajęta swoimi myślami i nawet nie zauważyła kiedy dotarła do dormitorium, zamknęła się w pokoju, padła na łóżko i zasnęła. Śniło jej się zielone światło, które bezskutecznie próbowała dogonić. W końcu skryło się za drzwiami, które otwierała zagadka, na którą ona nie znała odpowiedzi.
~*~
Czy umrzeć można tylko raz? Bo jeśli tak to Draco Malfoy był martwy. Jego ciało było blade i zimne, wciąż nieruchome. Właściwie każdy kto by na niego spojrzał, bez wahania stwierdziłby, że nie żyje. Nikt, z wyjątkiem pani Pomfrey. Kobieta zabroniła wzywać magomedyków ze Świętego Munga. Co więcej, stwierdziła, że w jedną noc uzupełni zapasy krwi w organizmie chłopaka, bez niczyjej pomocy. Cóż miał zrobić profesor Snape? Zgodził się, wierząc w umiejętności pielęgniarki, która przecież ich nigdy nie zawiodła. Tak więc, Draco Malfoy żył wyłącznie według pani Pomfrey.
W pomieszczeniu było ciemno i pusto. Ślizgon leżał na ostatnim łóżku w kącie. Na szfce stała szklanka, butelka z jakimś lekiem i bandaż. Nagle ciszę przerwał oddech, a raczej gwałtowne wciągnięcie powietrza, które dopiero po chwili zostało spokojnie wypuszczone. Długie palce białej dłoni zadrżały lekko, jednak Draco nie zrobił nic więcej. Leżał nadal, a jedyne co klasyfikowało go do świata żywych była klatka piersiowa unosząca się miarowo w górę i opadająca w dół.
Umarłem, pomyślał blondyn. Chciał otworzyć oczy by móc dowiedzieć się gdzie jest, ale póki co ciało odmawiało mu posłuszeństwa. Poruszył palcami ledwie je czując i wziął kolejny głęboki wdech.
Niestety, nadal żyjesz kochasiu.
Draco jęknął zrozpaczony. Jeśli umarł jest w piekle. W niebie nikt nie dałby mu za towarzysza tego bezczelnego alter ego.
Cóż, piekło zapewne cię czeka, ale jeszcze nie teraz.
Ślizgon powoli rozchylił powieki. W jego oczy uderzyła ciemność, nieco rozświetlona blaskiem księżyca, który wdzierał się nieproszony do pomieszczenia przez wielkie, gotyckie okna. Z każdą sekundą wzrok chłopaka wyostrzał się coraz bardziej, dzięki czemu mógł dostrzec białą kołdrę a także bandaże owinięte wokół jego nadgarstków. Kilka sekund później zorientował się, że opatrunki są także na ramionach, klatce piersiowej i udach. Straciłem przytomność jako Draco Malfoy, budzę się jako mumia, cudownie, pomyślał z ironią. Po chwili jednak uderzyła go inna myśl. Jak długo tu leży? Czy to nadal ten sam dzień ? A może minął tydzień ? Miesiąc ? Serce zabiło mu mocniej.
Czyżby strach kochasiu?
Zamknij się!
~*~
Hermiona obudziła się wyjątkowo zmęczona, choć jak się okazało, spała do południa. Wyjątkowo zdziwiona tym faktem ruszyła do łazienki w celu odbycia "porannej" toalety. Kiedy skończyła dochodziła już pora obiadu, więc lekko się umalowała i zeszła na dół. Gdy odruchowo spojrzała na stół Slitherinu i nie zauważyła tam Malfoy'a całkiem straciła apetyt. Mimo to wiedziała, że musi coś w siebie wepchnąć, bo zrobią to za nią przyjaciele. Kiedy nareszcie dokończyła indyka i pieczone ziemniaki tłumacząc się złym humorem pobiegła do biblioteki. Jedynego miejsca gdzie ostatnimi czasy czuła się dobrze i bezpiecznie. Chcąc uspokoić natłok myśli zaczęła wodzić palcem po grzbietach grubych tomów. Przecież znalazła przejście do Miasta Cieni ! Musiała odszukać w książkach choćby wskazówkę na ten temat.
Nagle poczuła złość. Na Harrego, bo zranił Malfoy'a. Na Malfoy'a, bo dał się zranić. No i przede wszystkim na siebie, za swoją bezsilność. Bez Ślizgona nie da rady zbadać tych tuneli. Natrafiła na książkę o podziemnych stworzeniach, którą od razu zgarnęła z półki, z wielkim hukiem rozłożyła na stole i zaczęła czytać. Jednak nie docierała do niej żadna informacja zawarta w lekturze. Wszystkie jej myśli pochłaniał znienawidzony blondyn. W jednej chwili całkiem nieświadomie, zerwała się z krzesła i pobiegła do skrzydła szpitalnego.
Wpadła do pomieszczenia jak oparzona rozglądając się po całej sali. Zauważyła tylko pierwszoroczniaka, którego otaczała mała grupka innych dzieciaków. Pewnie złamał rękę gdy spadł z miotły, wywnioskowała z usłyszanych strzępków rozmowy młodszych uczniów, szybko zmierzając w stronę gabinetu pani Pomfrey.
- Przepraszam panią, co się stało z Draco Malfoy'em? - spytała pośpiesznie a pielęgniarka się do niej odwróciła.
- Pan Malfoy niedawno wyszedł na własne życzenie, ale nic mu nie jest, wyleczyłam go. - uśmiechnęła się - a czy ty przypadkiem nie potrzebujesz trochę eliksiru wzmacniającego, kochanie? - spytała bacznie jej się przyglądając.
Hermiona odetchnęła z ulgą. - Nie dziękuję, muszę już iść. Do widzenia. - nawet nie czekając na odpowiedz pobiegła prosto na piąte piętro. Poczuła niesamowitą lekkość, jakby cały smutek, który jej towarzyszył, zniknął. Prawie latała.
Gdy wpadła do dormitorium zobaczyła chłopaka siedzącego w fotelu i wpatrującego się w płomienie. Nie spojrzał na nią, nawet gdy do niego podeszła.
- Jak się czujesz, Draco? - spytała i poczuła chęć przytulenia arystokraty, jednak uznała, że nie jest to najlepszy pomysł, więc ograniczyła się tylko lub aż do nazbyt troskliwego tonu. Dopiero kiedy się odezwała chłopak przeniósł na nią swoje stalowe spojrzenie.
- Cóż Granger, jak widać ciągle żyję. Potterowi nie udało się mnie zabić. - powiedział lekko się krzywiąc a Hermiona nie miała pojęcia co odpowiedzieć. Harry był jej przyjacielem, to fakt, ale często działał pochopnie i zbyt gwałtownie. Lecz czy mogła go winić mając dokładnie ten sam problem ? Nagle sobie coś przypomniała.
- Malfoy, znalazłam przejście do Miasta Cieni !
- Gdzie? ? zapytał spokojnie blondyn. Za spokojnie. Sprawiał wrażenie jakby ta informacja nie zrobiła na nim żadnego wrażenia, jednak Hermiona była zbyt podekscytowana by się nad tym zastanawiać.
Opowiedziała mu wszystko. No, prawie wszystko. Przecież nie mogła powiedzieć, że podsłuchiwała jak kłócił się z Blais'em, a kiedy ten się zbliżał ona dosłownie przytuliła się do ściany, jakby miało jej to jakoś pomóc. Właściwie to pomogło. Uniknęła spotkania z Zabinim, ale nie to miało w tej chwili znaczenie. Wymyśliła na szybko, że zakręciło jej się w głowie, więc postanowiła to przeczekać opierając się o ścianę, która nagle się obróciła. W tym momencie Draco spojrzał na nią podejrzliwie.
- A dlaczego zakręciło ci się w głowie, Granger ?
- Malfoy, nie czas na takie pytania.
- Diabeł tkwi w szczegółach, wiesz?
- Dasz mi skończyć? Chyba, że to co powiedziałam do tej pory ci wystarczy.
Chłopak tylko uśmiechnął się ironicznie i jeszcze wygodniej rozsiadł w fotelu. Nic już nie powiedział co dla Gryfonki było znakiem, że może kontynuować.
- I pomyśleć, że zaczynałam się o ciebie martwić. - mruknęła, a pod wpływem satysfakcji malującej się na twarzy Ślizgona odchrząknęła i kontynuowała. - Cóż, chyba najgorsze było to uczucie, które towarzyszyło mi gdy tam zeszłam. Gorsze niż obecność dementora. Nie zapuszczałam się głębiej, bo najpierw chciałam się dowiedzieć co o tym sądzisz.
- Oj Granger, co ty byś beze mnie zrobiła. - westchnął i wstał. - Pójdziemy tam dzisiaj w nocy. - odwrócił się i podszedł do drzwi - I zaufaj mi Granger, że już nigdy nie dam się nikomu załatwić. Nawet Potterowi. - Na jego twarzy znów ukazał się ślizgoński uśmiech, gdy kątem oka zauważył ogromne zdziwienie dziewczyny. Nim zdążyła odpowiedzieć, wyszedł.
~*~
Czyli mnie słyszał, myślała zmierzając w stronę Pokoju Wspólnego Gryfonów. Na jej policzki spłynął szkarłatny rumieniec, kiedy raz po raz przypominała sobie sytuację w skrzydle szpitalnym.
gdy przekroczyła próg, ujrzała Harrego siedzącego przed kominkiem. Od razu do niego podeszła i zajęła miejsce obok. Przez dłuższą chwilę żadne się nie odzywało chcąc pozbierać myśli. W końcu odezwała się Hermiona.
- Harry, jak się czujesz? Wszystko w porządku? - zapytała z troską.
- Miałaś rację, nie powinienem używać zaklęć z tej książki. - powiedział odwracając głowę w jej stronę. - Przepraszam.
- A ja przepraszam, że wtedy wyszłam. Po prostu - zrobiła to przerwę - Po prostu nie mogę znieść faktu, że cały czas dzieje się coś złego. Wybacz Harry. - Przytulili się. Ot tak, przyjacielski gest. Nie zauważyli, że przyszedł do nich Ron. Hermiona była zszokowana jego wyglądem. Sprawiał wrażenie jakby nie spał przez tydzień. Błysk szaleństwa przeciął mu niezdrowo podkrążone oczy a ziemista cera i potargane włosy dodawały tylko uroku szaleńca kiedy bez powodu zaczął się na nich wydzierać.
- Co wy robicie?! - zagrzmiał jakby nakrył swoją żonę z innym mężczyzną.
- Nic ci do tego - odpowiedziała wściekła Hermiona i wyszła nie chcąc prowokować nowej awantury.
~*~
Wybiła północ a oni wyszli cicho na korytarz zamykając za sobą drzwi dormitorium. W zamku panowała niczym niezmącona cisza przerywana jedynie cichym pochrapywaniem postaci na obrazach. Doszli do pomnika Siedmiopalczastej Wiedźmy, a gdy Hermiona zbliżyła do niego różdżkę nic się nie stało.
- Cholera, i co teraz? - zaczęła się głośno zastanawiać.
- Przesuń się Granger i daj to zrobić specjaliście. - podszedł bliżej i wyciągnął swoją różdżkę. - Dissendium - szepnął a pomnik zaczął się bezszelestnie przesuwać aż ukazał niewielki otwór w murze. Gdy weszli do pomieszczenia a pomnik wrócił na swoje miejsce Hermiona wyglądała na zadowoloną.
- Wiedziałam, że możesz się przydać, Malfoy. - uśmiechnęła się. - Dobrze, teraz znajdźmy przejście do tego drugiego pokoju.
Hermiona dość szybko odszukała klamkę a gdy za nią pociągnęła drzwi uchyliły się z przeraźliwym skrzypnięciem. W tym pomieszczeniu panowała nieprzenikniona ciemność.
- Lumos - szepnęli równocześnie a końce ich różdżek zalśniły ukazując pokój. Draco uważnie się rozglądał podążając za Gryfonką a kiedy doszli do ukrytego przejścia pochylił się i bez większego trudu, za to lekko skrzywiony z bólu od magicznych szwów uniósł fragment podłogi co Hermiona skwitowała jedynie westchnięciem, przypominając sobie, że jej ta czynność zajęła dużo więcej czasu.
Gdy w końcu znaleźli się na dole Hermiona znów doznała tego okropnego uczucia. Uczucia gorszego niż najgorszy strach. Uważnie obserwowała bladą twarz Malfoy'a. W nikłym świetle różdżki wyglądał jak duch. Przeraźliwie blady a jednak dalej porażająco przystojny.
- Rozejrzyjmy się. - rzucił i zaczął wolno iść przed siebie starając się niczego nie przeoczyć. W końcu kiedy zdawało się, że niczego nie znajdą ukazały im się ogromne drzwi, na których widniał wiersz a pod nim tajemnicze znaki.
- Co to ma znaczyć? - spytała Hermiona samą siebie marszcząc brwi. - Wydaje mi się, że ten wiersz jest jakąś zagadką. - powiedziała, przysuwając różdżkę bliżej drzwi. - A te znaki to runy - dopowiedział Malfoy stojący obok niej.
- Zgadza się, ale nie jestem pewna czy dam radę je odczytać. - wpatrywała się w symbole przez dłuższą chwilę. - Dobra, tutaj jest napisane: "Kto próg przekracza, ten niech wie, że próżnym tutaj być jest źle. Podpisy tu, złożyli ci, co pod kapturem kryją brwi."
- A co do tej zagadki. - przeniosła wzrok na tajemniczy wiersz.
Woda go nie zmoczy,
ogień nie spali,
uderzenia pięścią nie odczuje.
Podepczesz - nie zwróci żadnej uwagi,
a i sto olbrzymów go nie podniesie.
- To jakiś żart? - spytał Malfoy ciągle przyglądając się runom.
- Wątpię. Raczej poważne ostrzeżenie.
- Daj spokój, przecież to jest rymowane. - uśmiechnął się ironicznie.
- To nie ma żadnego znaczenia Malfoy. - odpowiedziała Hermiona, której wcale nie było do śmiechu.
- Spokojnie Granger, wiem o tym. Staram się być uroczy nie tylko w śpiączce. - zignorował przerażone spojrzenie Gryfonki. - Dobra, spróbujmy się nad tym zastanowić, odpowiedź na pewno nie jest trudna.
Stali tak analizując poszczególne wersy zagadki jednak nie przyniosło to żadnego efektu. W końcu zrezygnowana Hermiona wyjęła piór i pergamin, co Malfoy skwitował lekkim gwizdnięciem.
- Granger, czy ty zawsze jesteś na wszystko przygotowana?
- Powiedzmy. - odpowiedziała, uśmiechając się pod nosem zadowolona, że tym razem to ona zaskoczyła blondyna.
Przez jakiś czas słychać było tylko ich równe, głębokie oddechy i skrobanie pióra o pergamin.
- Mam to. Dobra, spadajmy stąd wreszcie. Okropnie się tu czuję. I chyba muszę się napić.
- Granger, choć raz się zgadzamy.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania