Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Rozdział 4

[...]

 

Kilka dni później leżała na biurku w swoim biurze. Nie dopaliła cygara. Wypadło jej z ust, milimetry od papierów. Papiery rzeczone składały się z raportu i zdjęć do raportu. Zdjęcia przedstawiały męża klientki z lafiryndą. Misja osiągnięta. Zadanie wykonane.

Sprawa okazała się bardziej banalna niż wyglądała. Mąż klientki był idiotą w najgorszym tego słowa znaczeniu. Było to równoznaczne z tym, że nawet gdyby Amber zaparkowała wóz pod oknem motelu, w którym on gził się z kochanką i robiła zdjęcia stojąc w ich oknie, również nie byłoby ryzyka wzbudzenia jakichkolwiek podejrzeń. Nie zmieniało to faktu, że Amber robiła wszystko po staremu – zgodnie ze sztuką, jakby to ujęła. Siedziała w wozie zaparkowanym w bezpiecznej odległości, w bezpiecznej lokalizacji. Kamerę zamontowała w pokoju wcześniej. Leżała w samochodzie na tylnym siedzeniu. Jednym okiem oglądała mecz koszykówki, drugim co jakiś czas zerkała na akcję. Również zgodnie ze sztuką. Musiała wiedzieć, kiedy skończą, by wypracować sobie dobry moment na odebranie kamery.

W pewnym momencie złapała się na kilku rzeczach jednocześnie. Na pociąganiu z niedopitej butelki whisky, którą znalazła pod fotelem – nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że nigdy nie piła, będąc na tego rodzaju akcji, a już w ogóle będąc na tejże samochodem. Nie było to zgodne ze sztuką i nie zamierzała wtedy pić. Złapała się ponadto na tym, że bardziej niż na koszykówkę zerka na akcję, i że bardziej niż zerka, raczej ogląda.

Czuła się samotna. Samotność jej towarzyszyła, odkąd pamiętała, aż poznała Tima. Wróciła wraz z jego odejściem. Ze zdwojoną, nie – potrojoną siłą. Czasami, tak jak w tamtej chwili, docierał do niej intensywny okruch z całej mocy jej samotności. Okruch, który dawał jej szerszy, wyraźny obraz tego, jak bardzo samotna się czuła.

Seks, który, jak zdała sobie sprawę, oglądała na przeznaczonym do tego odtwarzaczu, oceniała jako bez polotu i bez fantazji. Dziwiła się, że w ogóle zawiesza oko na tej treści. Nie patrzyła na to jednak z uznaniem. Jakkolwiek kiepski był seks tych dwojga w jej odczuciu i ocenie, była to niemniej jednak forma bliskości, budząca skojarzenia, jakkolwiek odległe, z tym, co łączyło ją i Tima. A to, jak nędzne i mierne było to, co widziała, w porównaniu do tego, co było między nią a Timem, tylko jeszcze bardziej utwierdzało ją w wyjątkowości tego drugiego. Mówiąc prościej, ten obraz pospolitego, pozbawionego wyrazu i pikanterii seksu pogłębił jej już i tak dramatycznie bolesną samotność i niewypowiedzianą tęsknotę za Timem. Podkreślił tylko i unaocznił unikatowość ich związku, którego Amber miała nigdy nie zapisać na kartach przeszłości czy historii swojego życia, bo dla niej to była permanentna teraźniejszość. Zatrzymała się na Timie. Na tym, co ich łączyło. Nie potrafiła przejść dalej i wiedziała, że nigdy nie będzie w stanie tego zrobić.

Zdołała powstrzymać się od opróżnienia butelki do końca. Potrzebowała tych pieniędzy. I tak ledwo była w stanie pracować. Sprawa była banalna, na ukończeniu. Nie mogła pozwolić sobie na zawalenie tego. Zrobiła, co do niej należało, po czym wróciła do biura. Tam dokończyła butelkę i zasnęła na blacie biurka.

Jej depresja znajdowała odzwierciedlenie w ryzykownych, autodestrukcyjnych zachowaniach. Bezpośrednie samobójstwo mimo wszystko wykraczało poza jej możliwości.

Tim wiedział o niej wszystko i znał ją na wskroś, mimo swoich ograniczeń, intelektualnych i innego rodzaju. Stanowili przykład porozumienia dusz w najczystszym kształcie tego pojęcia. Nie zamierzała używać tego określenia przy Charlesie; i tak by nie zrozumiał; nie zmieniało to jednak faktu, że ich związek dokładnie tym był.

Tim wiedział wszystko o niej, a ona wiedziała wszystko o nim. Źródłem tej wiedzy nie były słowa. Te źródła nie były zewnętrzne.

Poznała na wskroś jego naturę; z wzajemnością. Osobom z zewnątrz jawiła się jako brutalna pokerzystka. Nikt nie podejrzewałby jej o delikatność, do jakiej była więcej niż zdolna wobec wrażliwego, tęskniącego za matczyną miłością Tima. Tylko on mógł wiedzieć, że nie potrafiłaby popełnić samobójstwa. Znał jej wnętrze.

Spędzali w łóżku całe weekendy, gdy ona nie pracowała, poznając siebie jeszcze bardziej, niż znali się od początku. Byli dla siebie stworzeni od początku wszechświata.

„- Trudno wiedzieć, co się robi, mając blisko 3 promile, jak wynika z raportu służb.

- Mi tego nie musisz tłumaczyć. Ale domyślam się, że to wytłumaczenie go nie przekonało.

- Nie chodzi o to, że go nie przekonało”.

Rzeczywistość była o wiele bardziej skomplikowana, niż komukolwiek, w tym Charlesowi, mogło się wydawać. To był jeden z powodów, dla których Amber nie chciała o tym z nikim rozmawiać.

Na niedługo przed ich rozstaniem miała miejsce pewna rzecz. W trakcie jednego ze swoich epizodów skrajnego upojenia alkoholowego Amber, według relacji innych uczestników zdarzenia, miała brać udział w incydencie, którego zupełnie nie pamiętała, a który miał obejmować coś w rodzaju zdrady, jakiej miała się dopuścić z jednym ze striptizerów z klubu. O tym podejrzewanym fakcie Amber została poinformowana po swoim otrzeźwieniu, przez Charlesa. Otrzeźwienie następowało w warunkach sformalizowanych, to jest w szpitalu. Nie, żeby Amber była w tym rekordzistką, ale udokumentowany poziom alkoholu w jej organizmie kwalifikował się już do tych zagrażających życiu. Tajemnicą pozostawało to, kto wezwał dla niej karetkę. Tajemnicą pozostawało praktycznie wszystko, nie licząc udokumentowanego poziomu alkoholu w jej krwi. Niemniej jednak pogłoski krążyły. Striptizer zniknął.

O tej sytuacji Tim dowiedział się bezpośrednio od niej; a gdyby mu tego nie powiedziała, on z całą pewnością nigdy by się o tym nie dowiedział. Gdyby nawet powiedział mu o tym ktokolwiek inny, on najzwyczajniej nie zarejestrował by tego, czy raczej, świadomie nie dopuszczałby tego do wiadomości. Jednak skoro powiedziała mu o tym Amber, fakt ten musiał po prostu przyjąć. Mógł go przyjąć do wiadomości tylko, jeśli ona bezpośrednio mu o tym powiedziała – i tak zrobiła, choć nie miała żadnej pewności co do samego faktu.

Nie zamierzała opowiadać o tym Charlesowi.

Nie zrozumiałby tego, ani on, ani nikt inny.

Po jej wyznaniu Tim się rozpłakał. Płakał naprawdę często, z błahych powodów, czego nie dało się powiedzieć o Amber; jednak ona w tamtym momencie również się rozpłakała. W tym samym czasie próbowała go pocieszyć, zapewniając o swojej miłości do niego.

On na nią nie nakrzyczał. Nie zażądał żadnych kolejnych wyjaśnień. Nie chciał znać szczegółów, nazwiska. Nie chciał wiedzieć, czy to na pewno prawda. Nie skomentował. Nic nie powiedział. Po prostu płakał. Nie tak, jak zwykle. Inaczej.

Nieskończenie wiele razy bardziej wolałaby, żeby zrobił to wszystko, czego nie zrobił i dodatkowo zdzielił ją w twarz i zwyzywał, niż żeby po prostu płakał tak, jak wtedy. Zasługiwała na każdy rodzaj kary, bez względu na to, czy opisywana sytuacja rzeczywiście się stała, czy nie. Niewysłowiony był ból, jaki odczuwała z powodu jego płaczu. W pewnym momencie, nie będąc w stanie go pocieszyć i dłużej tego znieść, po wypowiedzeniu kolejny raz z rzędu „kochanie, przepraszam”, spontanicznie zamknęła mu usta pocałunkiem. Spodziewała się, że ją odepchnie, ale pocałowała go w usta mimo to – to był impuls. Czekała na odtrącenie, ale ono nie przychodziło.

Zachował się inaczej niż zwykle, to prawda – bo zwykle jego nieśmiałość i uległość wobec niej powstrzymywała go od odwzajemniania uścisków, od inicjowania pocałunków czy ich aktywnego podtrzymywania. Wtedy objął ją. Oplótł rękami. Podtrzymał bliskość. Czuła w tym wyraźne żądanie. W całej tej sytuacji zażądał tylko tego.

Skonfrontowana z tym, całowała dalej, dodając kolejne gesty wynikające z rozbuchanej miłości do niego. Włożyła ręce pod jego białą koszulkę, by dotknąć jego białych jak mleko, gładkich, nagich pleców, smukłych i kształtnych, które uwielbiała bezgranicznie. Była skoncentrowana na przekazie, który jej też dostarczał mocnych wrażeń, i zanim się zorientowała, jego biała koszulka wylądowała gdzieś na jej stosie raportów o zdradzających małżonkach – bo całe zdarzenie miało miejsce w jej biurze. Koszulkę zdjął sobie sam. Ona jeszcze nie zdążyła o tym wtedy pomyśleć. Nigdy wcześniej nie rozbierał się sam w okolicznościach poprzedzających ich stosunek. Do tamtej pory zawsze to ona stopniowo rozbierała go z ubrań, czule uprzedzając go przed każdym kolejnym ruchem.

Każda kolejna godzina dalszego biegu wydarzeń trwała w ich odczuciu może kilka minut. Spędzili razem resztę wieczoru, noc i kolejną dobę. I jeszcze kolejną. W całym tym czasie wypowiedzieli łącznie zaledwie kilka słów, jeśli nie liczyć imion, które, tak jak zwykle w tej sytuacji, padały z ich ust wielokrotnie. Większość z tych słów innych niż imię wypowiedział on, ponaglając Amber, domagając się kontynuowania przekazu lub zwiększenia jego intensywności, czego nigdy wcześniej nie domagał się słowami. Część z tych słów wypowiedziała ona, uspokajając go zapewnieniem spełnienia wyrażanych pragnień.

Przez te godziny i dni kochali się tak, jak nigdy wcześniej, choć i wcześniej ich seks przynosił im obojgu niesamowitą wręcz satysfakcję, szczególnie w kontekście, w którym oboje byli całkowicie pozbawieni jakiejkolwiek satysfakcji tego rodzaju w czasie poprzedzającym ich związek. W czasie, gdy żadne z nich nie mogło tej satysfakcji zaznać z nikim innym. Gdy każde z nich z osobna zastanawiało się, co jest z nim nie tak – dopóki nie poznali siebie i wszystko w jedną chwilę stało się tak boleśnie oczywiste…

Miała niesamowicie druzgocące poczucie winy, choć nie wiedziała, czy tamto zdarzenie w ogóle miało miejsce. Sam fakt, że nie była w stanie stwierdzić z całą pewnością, że to się nie zdarzyło, napawał ją żalem, który był równoznaczny z tym, co czułaby w obliczu niezaprzeczalnego faktu. To wszystko wywołało w nich obojgu, a zwłaszcza w Timie, pewnego rodzaju niemożliwy do opisania czy zrozumienia głód; łaknienie, tęsknotę bardzo trudną lub niemożliwą do zaspokojenia, którą ona próbowała jak tylko mogła zaspokoić, uciszyć, ukoić – ukochać.

Wyznała mu to, co usłyszała od innych, w piątek wieczorem. W niedzielę wieczorem, gdy ich ciała fizycznie odmawiały już im posłuszeństwa, odpoczywali w swoich ramionach, ze złączonymi w pocałunku ustami. Każde z nich głaskało czule i delikatnie drżące ze zmęczenia mięśnie swojego kochanka. Czekali bez większego efektu na uspokojenie, spowolnienie bicia mocno bijących serc.

W tej sytuacji Tim o coś ją zapytał, w sposób ponownie dość niezwykły dla niego. Bez cienia nieśmiałości, w sposób żądający odpowiedzi. To było pierwsze zdanie, jakie padło z jego ust, odkąd wyznała mu to, co słyszała.

- Czy z nim kochałaś się tak, jak ze mną?

Zaprzeczyła natychmiast – to znaczy, gdy tylko w ogóle przypomniała sobie, kim jest ten on, o którym mówi Tim – bo już dawno zdążyła o nim zapomnieć…

Nie musiała się zastanawiać. Miała pewność. Nieważne, ile wypiła i kiedy. Nieważne, czy to w ogóle miało miejsce. Jeżeli nawet, i tak znała odpowiedź na pytanie Tima. Dodatkowo to, co do niego czuła, sposób, w jaki pytał, powody, dla których zadał to pytanie – to wszystko sprawiało, że odpowiadała na to pytanie bez cienia wahania i wątpliwości. To było jak wyznanie miłości do niego. To, co ich łączyło, nie równało się nigdy z niczym i z nikim. Bez względu na okoliczności. Bez względu na wszystko.

Chciała rozwinąć wypowiedź, ale nie dał jej na to czasu.

- Robiłaś z nim to, co ze mną?

- Nie! Nigdy, z nikim…

Gorące, ciężkie łzy spłynęły jej po twarzy. Pocałowała go znowu, ultradelikatnie skubiąc jego dolną wargę, w wymowny sposób, przez nich tylko rozumiany.

- Nigdy tak nie myśl… – dodała, przerywając w tym celu pocałunek, nadal płacząc. – Nigdy, z nikim. Tylko z tobą robię te rzeczy. Tylko ja cię znam… tylko ty znasz mnie… tylko ciebie tak kocham… nigdy z nikim, w życiu…

Słowa przeplatały się z dalszymi sekwencjami pocałunków. Więcej pytań Tim już nie miał... po deszczu jej zapewnień znowu wyraził wobec niej zwięzłe żądania, podobne do wcześniejszych, takie jak „dotknij”, czy „mocniej”, do których spełniania ona natychmiast, posłusznie i służalczo się zabrała, nie zważając na to, że zwyczajnie nie miała już siły…

W którymś momencie zasnęli z wyczerpania, na sobie. Nadzy, w papierach, na jej podłodze. Zapomnieli o obowiązkach, pracy. Umówionych spotkaniach, bo pewnie takowe były – on pewnie miał rozmowę o pracę, ona klientów. O potrzebach fizjologicznych – jedzeniu w szczególności. Ona od czternastego roku życia była uzależniona od tytoniu. Przez cały ten czas ani razu nie sięgnęła po żadne jego źródło. Nie odczuwała głodu nikotynowego, gdy fizycznie byłoby to całkowicie normalne.

Względne ustabilizowanie sytuacji nastąpiło w ciągu kolejnych kilku dni. Zwieńczeniem tego procesu był jeden wieczór. Przyszła wtedy do niego; do jego zadłużonej, obskurnej kawalerki, z trzydziestoma trzema czerwonymi różami dla niego. Nie potrzebowała do tego żadnych okazji; każdy dzień z nim, każdy wieczór z nim, każda sposobność obcowania z nim była dla niej największym świętem – i od dawna już nie musiała mu tego tłumaczyć, bo było to jasne i oczywiste. Róż było trzydzieści trzy, bo tyle lat miał Tim w tamtym akurat czasie. Każdego kolejnego roku ich związku wielokrotnie, niezliczoną ilość razy, w przeróżnych dniach, przynosiła mu róże w liczbie równej liczbie jego lat w tym właśnie roku. A on za każdym razem miał wielkie łzy w oczach, gdy przyjmował od niej te kwiaty. Za każdym razem jego głos drżał lekko, gdy odpowiadał: „dziękuję” – tak po prostu, i tylko tyle. Żadnego „nie trzeba było”, bo wiedział, że wręcz przeciwnie, trzeba. Przede wszystkim ona tego potrzebowała, bo musiała dać upust, ujście swojej miłości do niego.

Za każdym razem to wszystko było takie, jak gdyby było pierwsze. Nie powszednieli sobie. Ich gesty miłości były zawsze takie świeże, bo były na wskroś prawdziwe, wynikające z serca i z niczego innego. Ona niczego od niego nie żądała. Nie liczyła na nic, choć była potwornie napalona, non stop. Po prostu chciała być z nim. Chciała móc na niego patrzeć. Oddychała nim. Nie mogła bez niego żyć. Bardzo często po prostu leżeli na kanapie; on spał w jej ramionach, ona głaskała go delikatnie po piersiach, tak jak najbardziej lubił, z rękami pod jego porozpinaną koszulą, i na tym polegał ich wieczór.

Tamtym razem tak bardzo siebie głodni, siebie spragnieni, przeszli od razu, bez słów, do jego maleńkiej sypialni, gdzie spędzili kilka godzin w jego jednoosobowym łóżku, na konkretnym, gorącym, namiętnym seksie. Resztę wieczoru spędzili pod kocem na starej kanapie przed średnio działającym telewizorem, w którym zresztą i tak nic nie oglądali. Oboje byli w dżinsach i wyciągniętych, nie pierwszej czystości, jak raczej wszystko w jego mieszkaniu, T-shirtach; oba należały do Tima. Leżał oparty o nią plecami. Dawał jej karmić się z ust truskawkami, które też mu przyniosła. Po większości takich kęsów bardzo długo się całowali. W tym czasie Amber delikatnie, dogłębnie badała wnętrze jego ust językiem. Po którymś z kolei pocałunku, a dokładniej po którymś z kolei jego delikatnym zakończeniu przez Amber, Tim, z zamkniętymi oczami, bardzo cichym szeptem, poprosił ją, żeby obiecała, że nigdy więcej nie poruszą tamtego tematu.

To tyle, jeśli chodzi o kwestię zdrady i tego, czy miała ona decydujący wpływ na ich rozstanie…

Rozstanie z Timem było czymś względnym w odczuciu Amber – to znaczy, nie miało nigdy miejsca, bo rozstać się z nim nie potrafiła. Była jak cień człowieka. Była jak ktoś na wpół umarły. Ktoś, komu wyrwano serce, a kto jednak nie może umrzeć. Funkcjonowała z wielkim trudem, balansując na granicy, narażając się na ryzyko, w nadziei, że zdarzenie częściowo losowe przyniesie kres i tym samym ulgę w cierpieniu.

Za każdym razem, gdy się budziła, jej ręce szukały jego delikatnego ciała. Budząc się, niejednokrotnie myślała, że to on ją obudził – często miał koszmary, a wtedy szukał u niej ukojenia, pocieszenia. Była niezastąpiona w zapewnianiu mu bezpieczeństwa.

Widziała go w swoim zaprawionym alkoholem śnie. W jej pogrążonym we śnie mózgu odtworzyło się bez jej świadomego udziału wspomnienie. Leżeli w lesie. Pamiętała tę rozmowę tak dobrze. Tak często do niej wracała we własnych myślach.

Następne częściRozdział nr bez znaczenia

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania