Rozdział 8 - Toujours Pur (Harry Potter Fanfiction)

Jeszcze przez jakiś czas Melody leżała z zamkniętymi oczyma. Plecy bolały ją od upadku i jedyne o czym marzyła to wygodne łóżko. Czuła, jakby dopiero co się obudziła, a ciało nie do końca zgadzało się z wolą mózgu. Wokół niej słyszalne były rozmowy. Gdzie nie gdzie ludzie się śmiali. Tylko czemu? Śmierciożercy napadli na pociąg, nie ma powodu żeby się chociaż uśmiechnąć, a osoby tutaj czuły się tak swobodnie.

- Black, wstawaj z tej ziemi! Nie mamy czasu na wygłupy! – krzyknął ktoś z oddali. – Potter, ty też!

Melody natychmiast zmusiła swoje powieki do otwarcia się. Od zbyt szybkiego podniesienia, w jej głowie zaczęło niebezpiecznie wirować. Ludzie przed nią dwoili się i troili, kiedy na nich patrzyła, a oni wcale nie zwracali na nią uwagi. Byli pogrążeni we własnym świecie. Jakaś para nastolatków siedziała kilka metrów przed nią, niedaleko nich młodsze dzieci zgromadziły się w grupie. Osoba, którą jednak szukała znajdowała się tuż za nią. Harry ociężale podnosił się z ziemi, poprawiając spadające okulary. Jego włosy były w jeszcze większym nieładzie niż zwykle., a twarz umazaną miał od ziemi. Z resztą to samo stało się z ubraniem. Mel wiedziała, że nie wygląda lepiej, ale i tak lekko zaśmiała się pod nosem. Podeszła do przyjaciela i delikatnie starła brud z policzków.

- Melody, gdzie my do cholery jesteśmy? – spytał Harry, rozglądając się na boki.

- Nie wiem, ale uwolniliśmy się od sługusów Voldemorta.

- Co z Ronem i Hermioną? – Mel choćby chciała, to nie wiedziała co mogło im się przytrafić. Miała nadzieję, że zdążyli uciec i zawiadomić kogo trzeba. Nie martwiła się tylko o nich, ale także o spanikowanych uczniów, którzy nie mieli zielonego pojęcia, z czym mają do czynienia.

- Zaklęcie ich nie dosięgło. Byli daleko od nas.

- Nie wiedziałem, że jakieś zaklęcie jest w stanie przenieść nas z jednego miejsca w inne.

- Ja też nie.

Oni tam zostali.

- Harry?

- Hmm?

- Myślisz, że wszystko z nimi w porządku?

- Nasza grupa nie raz uniknęła większego bagna. Hermiona jest inteligenta. Znajdzie jakiś sposób. Może być jej trudniej z Ronem, bo jest ranny, ale na pewno się uda. – Potter mówił to z dużą ilością wiary w głosie, jednak nie patrzył wtedy na przyjaciółkę. Wzrok miał skupiony na starszej kobiecie, która stała przy wejściu do ogromnego budynku. Jej twarz pokrywały delikatne zmarszczki i nienagannie nałożony makijaż. Każdy kosmyk jej włosów był idealnie i ciasno spięty w niskiego koka. Czarne wąskie okulary sprawiały, że jej buzia wyglądała surowo.

Kobieta przyglądała się każdemu dookoła ze stoickim spokojem i lekkim uśmiechem. Z jej postawy biła władza i nawet Melody poczuła się mała, gdy jej spojrzenie trafiło właśnie na blondynkę.

Dziewczyna jak najszybciej odwróciła wzrok i dopiero wtedy zauważyła w jak złej sytuacji znajduje się razem z Harry’m. Wokół nich rozciągał się wysoki betonowy mur. Swój początek i koniec miał po obu stronach budynku. Black zgadywała więc, że znajdują się tylko i wyłącznie na małym fragmencie posesji, a ogrodzenie tak naprawdę ciągnie się dalej na innej części.

Za plecami starszej kobiety znajdowała się dostojna budowla. Liczyła sobie 4 piętra, każde okno zakrywa solidnie wyglądająca krata. Melody nie wiedziała co ma o tym myśleć. Żadna z rzeczy, które zobaczyła, nie uspokajała jej ani trochę. Nie miała pojęcia gdzie się znajduje. Osoby, których nigdy nie widziała znają jej imię. To zdarzało się wcześniej, ale tylko dlatego, że jej ojca oskarżono o morderstwa. O jej istnieniu wiedzieli jedynie czarodzieje. Ludzie będący tutaj musieli być mugolami. Jakiekolwiek pojęcie mogli mieć o starszym Blacku, ale jej obecność nie robiła tu na nikim wrażenia. Dziewczyna nie zauważyła, aby ktoś uciekał w popłochu, gdy tylko na nich spojrzy.

- Mel? Hej, Melody! Słyszysz mnie? – Dłonie Harry’ego zacisnęły się na ramionach przyjaciółki, kiedy ta nie odpowiedziała na żadną jego próbę zwrócenia uwagi.

- W co my się wpakowaliśmy, Harry? – spytała Melody, pocierając twarz dłońmi.

- Nie wiem, Mel, ale na pewno znajdziemy odpowiedź.

- Od kiedy jesteś takim optymistą? Uda się nam, uda się Ronowi i Hermionie. Nie wiesz tego. Cholera, my nawet nie wiemy gdzie jesteśmy!

- Melody, uspokój się. Ludzie zaczynają się patrzeć. Weź wdech. No dalej. – I Melody posłuchała. Powolnie pozwoliła nabrać swoim płucom tlenu, a następnie wypuściła go ze świstem. Dziewczyna rozumiała, że nie może pozwolić sobie na takie ataki. Racjonalne myślenie to jedyne czym powinna się kierować.

- Czy wasza dwójka potrzebuje specjalnej pomocy w wykonywaniu poleceń?

Mel i Harry w błyskawicznym tempie obrócili się w stronę głosu. Kolejna starsza kobieta pojawiła się na podwórzu placówki. Była ubrana całkowicie na biało, w pasujące do siebie spodnie i T-shirt. Jedyne co wyróżniało się w jej stroju to czarne guziki w mlecznej marynarce. Melody skojarzyła ten ubiór ze strojem pielęgniarki ze Świętego Munga.

- Co? Przecież my nie…

- Terapeuta czeka na ciebie, panno Black. Za to pan Collinson oczekuje ciebie, panie Potter – powiedziała kobieta, nawet nie patrząc na Melody. – Wstawajcie szybko, nie mamy całego dnia.

***

Nastolatka czekała w gabinecie swojego „terapeuty”. Kilka minut temu, po kłótni z Margaret Morgan – pielęgniarką, która rozdzieliła Harry’ego i Melody, dziewczyna została posadzona na drewnianym, niewygodnym krześle. Przed nią znajdowało się ogromne biurko, na którym leżało mnóstwo teczek, segregatorów i osobnych papierów. Za ławą stał elegancko wyglądający fotel. Ściany pomieszczenie zostały pomalowane na mdławy, zielony kolor. Mel czuła dyskomfort, siedząc samotnie i nie wiedząc kto zaraz wejdzie przez drzwi. Niepewność wzmagała się w niej z sekundy na sekundę, a dziewczyna nic nie mogła z tym zrobić, więc kiedy usłyszała kliknięcie zamka za swoimi plecami – znieruchomiała, a każda komórka w jej ciele była gotowa, by zmusić ciało do ataku. Odgłos kroków rozchodził się gabinecie, gdy osoba powolnie zmierzała do swojego celu.

- Gotowa na sesję, panno Black? – męski głos rozbrzmiał w całym pomieszczeniu.

- Oczywiście. Jak zawsze, panie… - Melody robiła wszystko, aby jej głos brzmiał jak najbardziej pewnie. Musiała dowiedzieć się wszystkiego, co jest potrzebne.

- Widzimy się tyle razy w tygodniu i zapomniałaś jak się nazywam, Mel? – Mężczyzna zaśmiał się dźwięcznie, ale dziewczyna nie zareagowała. Nadal tępo wpatrywała się w ścianę, na której wisiało mnóstwo zdjęć. Na wielu z nich znajdowały się dzieci, zarówno młodsze, jak i starsze. Wszystkie miały uśmiechy na twarzach, choć nie zdawało się, że są kompletnie zadowoleni. Kilka dziewczyn było zupełnie pozbawione włosów, ich skóra wygląda blado, a pod oczami widniały duże sińce. Na innej fotografii znajdowali się nastolatkowie, a w ich grupie przebywały osoby z zabandażowanymi nadgarstkami lub całymi przedramionami. Gdzie indziej widoczni byli ludzie z tak chudymi ciałami, że na ich ramionach dało się zobaczyć ciągnące żyły, a obojczyki prawie przebijały się przez skórę.

- To może przytrafić się nawet najlepszym.

- Riddle.

- Słucham? – spytała Melody, z wyjątkową dawką szoku w głosie. To mógł być tylko zbieg okoliczności, ale jednak.

- Tom Riddle. Tak się nazywam. Mam nadzieję, że teraz zapamiętasz.

Melody powoli zaczęła odwracać się na swoim krześle i błagała wszystkich bogów, aby to był tylko nieśmieszny żart. Znała to imię aż za dobrze. Osoba, która je nosiła zabiła jej matkę, rodziców jej przyjaciela i setki innych osób. Już raz mieli okazję spotkać się na drugim roku. Albo może raczej Melody, Harry i Ginny mieli możliwość spotkać jego wspomnienie.

 

- Ginny, nie bądź martwa! Błagam cię nie bądź martwa! – Dwunastoletni Harry Potter padł na kolana przed ciałem rudej dziewczynki. – Mel, pomóż mi ją podnieść. Musimy się stąd wydostać.

- Dalej, Ginn. Musisz się obudzić. Oni na ciebie czekają. Ron odchodzi od zmysłów. Obudź się – mamrotała Mel, klękając obok młodszej koleżanki. Jej długie, ryże włosy okalały drobną twarz. Szata już dawno przesiąkłą brudną wodą.

- Ona się nie obudzi – wyszeptał ktoś za plecami drugoklasistów. Młody, czarnowłosy chłopak, który mógłby być tylko kilka lat starszy niż pozostała trójka, stał oparty o jedną z kolumn. Cała jego postać była zamglona i zamazana. Na jego twarzy widniał zadowolony uśmieszek.

- Kim jesteś? – spytała Melody.

- Riddle. Tom Riddle? – powiedział Harry, choć jego głos nie był pewny i zabrzmiało to bardziej jak pytanie.

- Co oznacza, że ona się nie obudzi? Czy ona… czy ona jest…

- Wciąż żyje – odpowiedział Riddle. – Ale jak długo to potrwa?

- Jesteś duchem? – zapytał Harry.

- Wspomnieniem. Wspomnieniem, które żyło w dzienniku przez wiele dziesiątek lat.

 

W powietrzu pojawiły się świetliste litery, które ułożyły się w imię:

TOM MARVOLO RIDDLE

Długo jednak nie zajmowały swojego miejsca. Po kilku machnięciach różdżką litery zaczęły zmieniać swoje pozycje i powstał nowy napis.

I AM LORD VOLDEMORT

 

Melody z przerażeniem przyglądała się, jak bazyliszek rozpościera swoją paszczę i rusza w stronę Harry’ego. Tom, który stał z boku, przyglądał się wszystkiemu z zafascynowaniem i zadowoleniem.

Jego uśmieszek szybko został zmyty z twarzy, gdy młody Gryfon zanurzył miecz Godryka w węża. Wielkie cielsko zastygło, a następnie upadło na posadzkę komnaty.

 

Harry wyciągnął kieł bazyliszka z dziennika i chwiejnie wstał z podłogi. Mel pospiesznie pomogła mu i razem ruszyli do powoli budzącej się Ginny. Wszystko było z nimi w porządku, a po Tomie Riddle’u został tylko skórzany, zniszczony dziennik.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Natalia 07.10.2017
    Cześć zapraszam na pierwszy rozdział na www.odkupienie.blog.onet.pl pozdrawiam ! :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania