Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Kiri: Embrace of Fate. Rozdział I Część II : Biblioteczka
Droga do domu wydawała się być znacznie dłuższa niż zazwyczaj, czy to jego własne myśli nie nakładają pętli na czas, spowalniając każdą chwilę? W takich momentach często zadawał sobie te pytania. A jednak dobrze mu było w towarzystwie wszechobecnej ciszy i mroku, z kolejną minutą coraz mocniej spowijającej wioskę. Zerkając na lewo był w stanie spostrzec małą grupkę dzieciaków, które były zaganiane przez rodziców do domu, zawsze gdy widział bardziej młodszych od siebie mieszkańców zadawał sobie pytanie. - "Ciekawe czy jakikolwiek dzieciak w przyszłości tak jak ja, nie będzie w stanie uwolnić swojego Kiri?" - Wbijając wzrok głębiej w otwarte chaty przez matki, zauważał ciepły kolor od palenisk i małych latarenek tlących w środku. Widok ciepła domowego ogniska z jednej strony ogrzewał go od środka, lecz z drugiej owijał w poczucie nieprzyjemnego zimna i chłodu. Dym unoszony przez prowizoryczne kominy, w każdym budynku wybudowane z innej strony dachu, sprawiał wrażenie, iż każdy domek to inna historia.
Codziennie wracał tą drogą do domu.
Codziennie czuł smutek pomimo pozytywnego podejścia.
To była jego słabość, samotny powrót.
To była jego codzienność.
Po chwili, trwającej jakby pięć razy dłużej, doszedł do swojej chaty, otwierając bramkę zobaczył kwiaty we własnych grządkach.
- No tak, jak zwykle nikt nie podlał, będzie trzeba się tym zająć - Powiedział na głos z lekkim uśmiechem na twarzy, razem ze wzrokiem skierowanym ku parze dużych drewnianych drzwi z metalową rączką, zdobioną w fikuśne, na wzór złota znaczki. Chwycił ją, aby wejść do środka, usłyszał dobrze znany mu dźwięk skrzypiących zawiasów. Azura przekroczył próg swojego domu, gdzie nie było nikogo innego oprócz ciszy i wrażenia samotności, byli oni tak natarczywi w swojej intensywności, że przeobraziły się w kompana, którego dobrze znał od wielu lat.
- Wróciłem! - Odparł.
Rzucił pusty notes na lekko zakurzony stół i przeszedł do drugiego pokoju, zauważył tam rodziców, jak zawsze w tym samym miejscu co zwykle. Podszedł bliżej, wziął jedwabną szmatkę i prostym ruchem wypełnionym miłością przetarł ramki, gdzie znajdowały się ich zdjęcia. Zapalił przygaszone już świeczki obok nich.
- Mamo, tato..to już za miesiąc, turniej, moja szansa! Wiem, że zawsze we mnie wierzycie, nie zawiodę was, dam z siebie wszystko co tylko mogę i jeszcze więcej. Tak tak.. wiem, dalej nie przebudziłem Kiri, ale to tylko kwestia czasu! - uśmiechnął się z błyskiem w oku - A gdy już przebudzę.. wszyscy będą w końcu mnie respektować! Trafię do najlepszej gildii w kraju i każdy pozna moją siłę!
Odszedł od starannie rzeźbionej komody, przeszedł przez ciemne pokoje, które jedyne źródło światła jakie pozyskiwały to ledwo tlące knoty od świeczek. Przedarłszy przez przenikający mrok, postawił nogę na ogródku tuż za jego domem. Po chwili namysłu zacisnął swoje pięści i chwycił krótki mieczyk obok ławki, przybrał waleczną postawę, przez kolejne trzy godziny trenował, aż księżyc nie wzleciał na widoczny horyzont. Wyrzucał w powietrze zamachy, ruchy podbródkowe, wyobrażał sobie Somę , jak bezradnie porusza ramionami, nie potrafi kompletnie nic zrobić, a sam Azura miażdży go tylko za pomocą swojego krótkiego oręża, od czasu do czasu myśląc sobie o własnym ciele spowitym w Energii Błyskawicy, co nadawało impetu jego ruchom. Fantazjował o tym we własnej głowie z trzeciej osoby, strzelające stopy od Błyskawic podczas przeskakiwania z jednej na drugą nogę, oczy rozbłyskały elektrycznością.
Kiedy trening dobiegł końca, schował swój miecz do pochwy.
- Uda nam się, może jesteś krótki i niezbyt ostry.. ale damy radę, obiecałem to rodzicom. - Na końcu parsknął śmiechem, przez jego mimo wszystko zawsze wesołe nastawienie.
Kierując nogami do sypialni zerknął raz jeszcze na zdjęcia, dzięki nim nie czuł tak bardzo samotności, mimo, iż były to tylko obrazki. Przez przypadek ruszył ręką zbyt chaotycznie, szturchnął komodę, która po uderzeniu zrzuciła ramkę i stłukła szkło, zdjęcie powolnie wypadło z leżącej oprawy, jednak to, co przykuło najbardziej uwagę Azury, była dziwna notatka, sięgnął ręką, zadając sobie pytanie dlaczego nic o niej nie wiedział. Rozchylił oba rogi skrawka papieru, początkowo szybko przeskanował ją oczami, zauważył podejrzane inicjały.
„T.S."
Mówiło mu to coś, czuł, że wie, zna te inicjały, nie może jednak przypomnieć sobie skąd. Reszta tekstu brzmiała.
„Unica veritas latet in umbra, abscondita ubi nullus lux attingit."
„jatęimaP .ćahcok ęiC ymęizdęb ezswaZ .S.P
.tnemom net łdezsdan eż ,azcanzo ,zsatyzc ot ileżej ,ąkzcetoilbib az wócizdor ainlaipyS"
Azura doznał wręcz szoku, wiele pytań zaczynało kotłować w jego głowie. Tyle lat było to pod jego dachem i dopiero teraz to znalazł? Ale co ważniejsze, czym jest ta notatka? Czym są te słowa i kogo dokładnie są to inicjały?
Posprzątał stłuczony przedmiot i wsunął papier do kieszeni, odszedł kawałek dalej, aby usiąść do stołu, odpalił na nowo knot świeczki wgapiając swoje oczy w nieznane mu litery, próbując odgadnąć ich sens.
Długi czas, dokładnie dwie godziny później, chłopak zrozumiał, że sentencja jest ułożona metodą odbicia lustrzanego, koniec końców po takim czasie jego dotąd pusty notes do czegoś był przydatny. Odszyfrował go, odkrył ukrytą zawartość i przekaz za nią idący.
„Sypialnia rodziców za biblioteczką, jeżeli to czytasz, oznacza, że nadszedł ten moment.
P.S. Zawsze będzięmy Cię kochać. Pamiętaj"
Przygryzł wargi, łzy naleciały mu do oczu, w chwili, gdzie był na skraju płaczu otrząsnął się, wytarł powieki i policzki naciągniętą wcześniej skórzaną koszulką w szarym kolorze, szybko wstał z krzesła wywracając je przy okazji.
- Biblioteczka..pokój rodziców.. „T.S".... Jaki moment?! - Zaczął mamrotać pod nosem, jednak nie zatrzymało go to. Pobiegł w stronę schodów, które prowadziły do pokoju nie odwiedzanego od lat.
Szybko przekroczył próg, zauważył niemalże pustkę, ciemność i cisza były głównymi mieszkańcami. Rodzice zginęli w nieznanych dla niego okolicznościach jedenaście lat temu, jedenaście lat nikt tutaj nie przebywał, a on tyle samo lat próbuje dowiedzieć się, dlaczego tak szybko go opuścili.
Podwójne łóżko, stolik, piękne lecz stare zasłony do okien i biblioteczka, zapełniona różnymi książkami. Podszedł do niej.
„Poradnik do kuchennej walki na rondle.", „Pierwsze kroki w Kiri.", „Czerwona Kraina i jej zakamarki.", „WYJMIJ"
Ostatnia pozycja zwróciła uwagę Azury, nigdy nie widział książki tego typu, po prostu jedno słowo na krawędzi. Była szansa, że jest to jakiś prestiżowy autor i jego wymysł, jednakże to bardzo podejrzane.. Chwycił tę pozycję, wyciągnął jednym ruchem, kurz, który spadł na podłogę po wyciągnięciu przykuł jego wzrok i mimowolnie go opuścił na spadające pyłki, powolnie wędrowały ku dole zabierając chłopakowi możliwość choćby kątem oka zerknięcia na to, co było za wcześniej zajętym miejscem.
Błysk, dziwna poświata, w bardzo szybkim tempie podniósł głowę, widział ze szpary wyłaniający się taniec kolorów, reszta książek, uniesiona przez nieznaną mu na ten moment siłę ponad jego głowę, trzymane tym samym tanecznym ruchem barw. Azura ledwo mógł spostrzec co powoduje te efekty, po chwili jednak kolory zaczęły blednąć, tak jakby zostawały schwytane przez mrok, mrok tak ciemny, że aż posiadał swoją własną kolorystykę. Powstały dziwaczne linie trzymające wszystkie książki, były one czarne, poszarpane, jednak w swojej okazałości niesamowicie przyjemne. Diament, może inny kamień, wyleciał z nowo powstałej magicznej nicości. Bez chwili zawahania, co dziwne na obecny stan rzeczy, chłopak niewinnie sięgnął po niego, nim tylko zetknął jeden palec z nieznajomym obiektem usłyszał głos w głowie.
- Unica veritas latet in umbra, abscondita ubi nullus lux attingit. - Było to takie samo zdanie jak te zawarte w notatce, nie znał, nie słyszał nigdzie w swoim życiu tego języka, jednak głos był mroczny, demoniczny, a w swojej powolności działał na niego uspokajająco. Z nieznanych mu powodów, umysł samoistnie nasunął tłumaczenie tego tekstu.
- Jedyna prawda leży w cieniu, ukryta tam, gdzie nie dociera światło. - słyszał to tym samym głosem, co usłyszał poprzednio, po sekundzie kontynuował. -
W głębi Ciebie nie ma światła, tylko ciemność, która nigdy nie zgaśnie.
Zamarł.
Obiekt będący wcześniej wśród magicznych promieni został roztrzaskany, kolory zniknęły pozostawiając w powietrzu przez moment czarne smugi. Azura upadł na ziemię i stracił przytomność.
Przez okno przebijało słońce, noc już dawno przeminęła, a Azura czuł miękki materiał za głową oraz na sobie. Znajdował się we własnym pokoju, przykryty kołdrą. Nie pamięta niczego, jak mógł tam dotrzeć. Jedyne co ma w pamięci to moment utraty przytomności. Nigdy nie lunatykował, więc dlaczego?
Opierając swoje dłonie na wygodnym łożu próbował wstać. Ciało nie stawiało oporu, był nadwyraz wypoczęty, po chwili poczuł dziwne swędzenie w okolicach dłoni, gdy tylko ją chwycił, aby zobaczyć co tak bardzo go tam uwiera, zauważył dziwny czarny znak, jakby wyryty prosto w jego skórze, przypomniał sobie, że jest to właśnie te same miejsce, gdzie dotknął go pod koniec ten obiekt z poprzedniej nocy. Po chwilowym zastanowieniu stwierdził, iż sensu nie ma dłuższa dywagacja na ten temat, postanowił odłożyć na później dociekanie i zwyczajnie poszedł do szafy, aby wziąć nowe, czyste ubranie, w końcu był koniec tygodnia, dokładnie sobota, czyli dzień, w którym umówiony był na spotkanie z Reiną, wieloletnią przyjaciółką z dzieciństwa, posiadaczką Kiri Wody, w przeciwieństwie do reszty mieszkańców wioski, nie wytykała go nigdy palcem.
Minęło pięć godzin od pobudki, bez marnowania czasu, po ówczesnym przebraniu w dość podobny strój, nie odbiegał od normy swoich ulubionych kolorów jakimi były różne wariacje czerni, opuścił chatę w zwyczajnej koszulce barwnie przypominająca lekko wyblakłe odcienie magii widzianej poprzedniej nocy. Nie myślał o tym, na całe szczęście, aczkolwiek chodzi za nim wrażenie, iż będzie musiał w końcu zderzyć się z tym czymś.
O godzinie dwunastej dotarł na umówione miejsce, środek wioski połączony dróżkami oraz wręcz przyklejone chatki do nich, pełne kochających rodzin, wspólnie wspierających w codziennych życiowych zmaganiach. Jednak nie przyszedł tutaj oglądać swawolnie biegających dzieci podczas południa, czy też szeleszczących na wietrze liści przymocowanych do drzew, jakby ktoś je skleił na najpotężniejsze Kiri Kleju, choć o takim nie miał pojęcia. Reina.. czekał na Reine.
Kilka chwil później zauważył swoją przyjaciółkę, dominującą nad wszystkimi innymi obiektami, które mógł zauważyć.
- Hej Azura! wybacz, że nie byłam na czas, w drodze tutaj zauważyłam dzieciaka, chyba dostał karę od rodziców i nie uwierzysz, ale kazali mu podlać wielki ogród. Totalnie samemu! No więc pomogłam mu, wiesz, zwyczajny strumień wody działa idealnie na takie coś! - Zaczęła Reina, podchodząc do chłopaka z uśmiechem na twarzy, oczy lśniły od niemal przytłaczających promieni słońca, a powiew wiatru tylko potęgował niezaprzeczalne piękno, jakie jej towarzyszyło, długa biała sukienka tańczyła razem z nieokiełznaną energią wiatru w powietrzu. Była jak zwykle pomocna każdej napotkanej przez nią istocie.
- Nie ma sprawy Reina, nie czekałem zbyt długo. To jak, idziemy tam? Bardzo dawno nie odwiedzaliśmy tego miejsca! - Lekko zarumieniony z powodu dziewczyny postawił krok na przód z uśmiechem skierowanym prosto na nią.
Przytaknęła i razem ruszyli na niewinną wędrówkę kawałek za wioską, przechadzka trwała nieopodal wolno płynącego potoku, z którego raz na jakiś czas wyskakiwały szczupaki, od mniejszych do naprawdę dużych, mimo ich wielkości mogły niebawem spodziewać się przybycia lokalnych rybaków, chcących je złowić. Ścieżka wyłożona kamieniami wydawała być idealnym miejscem, bezpiecznym i pełnym radosnych chwil, gdy oboje bohaterów wspominało jak spędzali tutaj swoje dzieciństwo.
Nagle Reina zatrzymała swoje nogi na skraju ścieżki, przerwanej początkiem mostku nad rzeką.
- Chciałam Ci powiedzieć to od dłuższego czasu, nie mogłam znaleźć dobrego momentu, więc super, że udało nam w końcu się spotkać! Ostatni miesiąc w szkole jest naprawdę przytłaczający. - Zaczęła nieśmiało, po czym kontynuowała z narastającym wigorem. - Białe Lilie.. - Azura podszedł bliżej, aby poszukać wcześniej wspomnianych roślin, jednak ich nie dostrzegł, dziewczyna widząc co robi niewinnie parsknęła śmiechem. - Głupek, nie takie lilie, Białe Lilie to gildia, jedna z trzech najpotężniejszych w kraju! Dostałam dwa tygodnie temu list, wysłali mi zaproszenie.. czy to nie cudowne?! Wyobraź tylko sobie, moje Kiri Wody razem z nimi.. - Podczas rozmowy jej mimika twarzy zaczęła nabierać jeszcze większej radości niż przedtem.
- Lilie.. Aaah tak! Pamiętam, widziałem ich plakaty rozwieszone na tablicach w mieście.. Łał.. - Patrzył uśmiechnięty na spokojne chmury - To nieprawdopodobne, tuż przed turniejem ktoś dostrzegł Twoją siłę, dodatkowo to jedni z najlepszych.. Nawet nie wiesz jak bardzo miło to usłyszeć! - Nie kłamał, pomimo braku Kiri, potrafił cieszyć się z tych rzeczy, tym bardziej takich, które spotykały jego bliskich, choć nie miał ich wielu. - W końcu ciężka nauka daje Ci efekty! - Zagryzł wargi jakby hamując kolejne zdanie, bił myśli w swojej głowie, czy powiedzieć jej o wydarzeniach poprzedniej nocy. Lecz ta wtrąciła.
- Za miesiąc będę musiała wyjechać, do stolicy - Przerwała. - Wyobrażasz to sobie? Wielkie budynki, najlepsi z najlepszych, możliwość trenowania pod ich okiem.. nie mogę sobie tego nawet wyobrazić! Martwiąca jest tylko wizja bycia ciężarem podczas zadań.. - zakończyła zaniepokojona lekko ściskając swoją pięść.
Azura również zrobił to ze swoją, myśl o samotnym pozostaniu we wiosce, braku chętnych na jego umiejętności wprawiała go w zakłopotanie, przekonywał sam siebie jednak, "Brak Kiri to nie koniec świata".
- Dasz radę! Po turnieju dołącze do Ciebie, haha.. Jestem ciekawy jaka gildia podejmie rękawicę i mnie weźmie, nie będę ukrywać, jak tylko gdzieś dołącze, w mgnieniu oka wejdę na szczyt hierarchii! - Powiedział szybkim, pewnym głosem dalej spoglądając w ten sam punkt, tym razem z nią. Nic tam nie było, jednak dawało im to wrażenie ulotnej radości, zdawała odrywać ich od ziemskiej, monotonnej codzienności.
Spędzili tam niecałe dwie godziny, w ciszy i spokoju od hałasów wioski. Chwilę później usłyszeli trzaski, dźwięki jakby smoka. Zerwali się z klęczków biegnąc czym sił w nogach w głąb lasu skąd przybywały. Krótką chwilę później dobiegli w rejon pełen wysokich, krzaczastych roślin, przechodząc ciałami pomiędzy nie, zerknęli zachowując poczucie bycia w cieniu.
- Naprawdę kurwa myśleliście, że dacie mi radę?! Wychodzi na to, że nie każdy uczeń jest takim pierdolonym słabiakiem, co?! - Wydarł Soma, stojący naprzeciwko dwaj zakapturzeni mężczyźni trzymając swoje miecze skierowali szydercze uśmiechy w jego stronę..
- Widzisz go? Jaki chojrak? Tacy są najlepsi, dawaj go nie ma sensu marnować czasu na dzieciaka - rzucił mrocznym uśmiechem do kompana przybierając pozycję, która dawała znać, iż są gotowi do przeprowadzenia ataku.
- Taa, racja.. ciekawe ile z niego wyciągniemy. Takie młodziki są świetnym źródłem.
Po sekundzie jeden z napastników rzucił się na chłopaka, ruch niewidoczny dla zwyczajnego śmiertelnika, jedynie ziemia pod nim była w stanie zatrzymać jakiekolwiek ślady, zostawiony czarny odcisk po bucie. Jakby latał, oczy wrzały mu od napływu Kiri, a całe ciało spowite było powietrzem. Był użytkownikiem Kiri Powietrza. Wyrównał krok przeskakując za Somę i złożył ręce w geście inkantacji czaru, gdyby nie byli w środku walki można byłoby powiedzieć o modlitwie. Kilka długich i jakże gęstych smug widocznego powietrza nabrało na sile znad jego głowy i wyfrunęło z piskiem, chłopak odskoczył powodując obrót ciała o sto osiemdziesiąt stopni. Drugi z najeźdźców spokojnego lasku wyprostował rękę utrzymując ją równo na poziomie obojczyków. Zaczęła oplatać go zielona energia, formując kolczaste łodygi, po chwili sięgnęła nadgarstek ściskając go mocno, przemieniła końcówkę w smoczą głowę nie mniejszą, od połowy wilczej czaszki. Wygląd był tylko strukturą, bez wypełnienia, wyglądało to jakby wprawny ogrodnik stworzył cudo z wielkiego pęku różanych łodyg - Ruszała się bez niczyjej ingerencji, żyła własnym życiem, otworzyła paszczę i wyrzuciła z siebie chmary cienkich, lecz ostrych igieł.
Soma skupił energię w swoich dłoniach standardowo formując ją w wielkie ogniste rękawice, zwinnym ruchem robiąc zamach spalając czar.
- Nasze Kiri Wiatru i Natury nie jest dobrym pomysłem na tego szczyla, powinniśmy.. - Przerwał zakapturzony nieznajomy kierujący słowa do drugiego. - Soma wyrwał przerywając rozmowę.
- Niezła próba, nie wiem kim wy kurwa jesteście, chociaż nawet jakbym wiedział, to nie zmieni waszego losu! - Naładował prawą dłoń swoim Kiri i uderzył w ziemię powodując trzęsienie ziemi w obrębie sześciu metrów, na zaatakowanej powierzchni zaczęły wyrastać ogniste żyły skierowane w dwójkę, przed którymi się bronił.
Oboje z nich zniknęli, można było odnieść wrażenie, że oberwali mocno, jednak ani śladu po żadnych obrażeniach, ani po nich samych. Azura i Reina oglądali całe zdarzenie ze zmartwieniem oddaleni tak bardzo, że nie można było ich zauważyć. Kim oni mogli być? O co chodziło ze "źródłem"? Spoglądając we wcześniejsze miejsce skąd zniknęli, zauważyli kawałek papieru z dziwnym znakiem - Przekrzywioną koroną ze spływającymi łzami. Leżało tam coś jeszcze, oderwany, zakrwawiony kawałek ręki.
Nie chcąc ingerować w sytuację dalej, pełni strachu i niepewności, wycofali się bezszelestnie. Zmierzając w stronę swoich wioski.
Doszli do bram wejściowych.
- Nie wiem kim byli i czego chcieli, ale nie daje mi to spokoju.. - Odparła Reyna.
- Pewnie jacyś bandyci, którzy mieli poczucie bycia najsilniejszymi na świecie, chociaż nie powiem, teraz wizja walki z Somą na turnieju sprawia, że jednak będę musiał lekko bardziej potrenować! - Powiedział Azura z jak zwykle optymistycznym wyrazem twarzy chowając niepokój.
Po chwili poszli w strony swoich domów rzucając uśmiechy na pożegnanie.
Przekraczając próg domu spojrzał na książkę leżącą na stoliku, nie było jej tam gdy wychodził, a fakt mieszkania samemu utwierdzał tylko w przekonaniu, że coś tu się wydarzyło pod jego nieobecność.
Podszedł do niej i chwycił do rąk, otwierając pierwszą stronę spostrzegł ten sam inicjał.
Wcześniejszy głos nie powracał, czuł jego obecność mimo wszystko, choć może nie był to głos tylko coś kompletnie innego.
Czytając kartki, jedna po drugiej, zauważył wzmianki o swoich rodzicach i o kimś jeszcze, było tam wielu innych członków rodziny. Patrząc chwilę dłużej spostrzegł rozwinięcie skrótu, był to „Terin Sow", dalszy tekst mówi o straceniu Kiri przez wcześniej wspomnianego. Okazuje się również, że Terin jest jego dziadkiem.
, zaginął on w niewiadomych okolicznościach. Gdy tylko dotarło to do jego głowy, momentalnie poczuł chłód na swoim ciele, pierwszy raz o nim słyszał.
Po kilku minutach potrząsnął głową, odszedł na bok stojąc przy krześle i nie wiedząc co zrobić, poszedł na miejsce swojego treningu, aby wygłuszyć myśli.
Minęło wiele dni, wiele tygodni spędzonych na intensywnym polepszaniu własnych umiejętności, brak Energii nie odsuwał go od morderczego ćwiczenia, nie chciał rozmyślać, wyczekiwany moment był zbyt blisko.
Dzień turnieju nadszedł.
________
Hej! Druga część wyszła trochę dłużej niż przewidywałem, była ona częścią związująca wszystkie ważniejsze aspekty, które chciałem zawrzeć w pierwszy rozdziale. Kolejny pojawi się niedługo. Dziękuję każdemu kto przeczytał go do końca. Z wielką przyjemnością przeczytam co o nim sądzicie. Miłego dnia!
S.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania