Rozdział I "Nazywam się Maria"

Nazywam się Maria i jestem uciekinierką. Wraz z grupką innych osób przemierzam lasy w poszukiwaniu chłopaka- który zniszczył nasze życie.

Część ludzi ma skazy. Tak władza nazywa nasze umiejętności. Jestem nastolatką u której dwa lata temu wykryli taką "skazę" i zabrali na szereg skomplikowanych eksperymentów które w założeniu miały mi pomóc. Jednak jedyne co zrobiły to zryły mi banię tak do końca. Pamiętam krzyczące małe dzieci, i pamiętam również że byłam jedyną która nie wydała dźwięku. A nie płakałam tylko dlatego że nie mogłam, mój głos zabija i nikt nie może się o tym dowiedzieć. Wiecie, większość młodych ludzi ma sekrety, i są to tajemnice które ukrywamy przed rodzicami czy nauczycielami. A ja chciałabym na przykład tak jak inni ukrywać wódkę w bieliźnie a za kanapą fajki. W sumie to nawet nastoletnia ciąża z tym pajacem z naprzeciwka byłaby lepsza od tego co chowam teraz.

Wypowiem jedno słowo, które jedna osoba usłyszy i będzie to pierwsza i ostatnia rzecz którą ten człowiek będzie mógł posłuchać. Byłam najpopularniejszą dziewczyną w szkole, najbogatszą w mieście. Ale pewnego dnia czary mary i straciłam wszystko. Ludzie których kocham umarli lub odeszli, a ja przestałam się odzywać. Tik tak. Czas mija a ja trwam nie żyję. Bo wiecie co ? Rano, tego dnia, pokłóciłam się z mamą. Ale miałam powód ! Nie chciała mnie puścić na tą genialną imprezkę u mojego chłopaka. Miałam już nawet kupioną sukienkę- króciutką, odsłaniającą moją cud miód malinka pupkę ! Powiedziałam wtedy mojej matce że jej nienawidzę i dobrze by było gdyby umarła. I wtedy pierwszy raz się to stało. Moja skaza zadziałała. Przypominam sobie pisk opon. Potem otworzyłam oczy już tylko na chwilkę, i ujrzałam zakrwawioną mamę. Wszystko mnie bolało i nie mogłam się poruszać. Chciałam jej tylko powiedzieć że ją przepraszam i naprawdę mocno kocham. Ale było na to za późno.

Wszystko to miało tragiczne skutki. Najpierw tata się powiesił bo nie mógł znieść śmierci żony. Moi bracia popadli w nałogi. Starszy zaćpał się na śmierć. Młodszy... Nie mam zielonego pojęcia co się z nim stało. Tak więc: Witaj szczęśliwa rodzino ! Wtedy już było tylko gorzej. Myślałam w prawdzie że nic straszniejszego już mi się nie przydarzy. A jednak.

Oddech. Wydech. Kap kap. Szur szur. Oddech. Wydech. Kolejna bezsenna noc.

Budzę się. Ha ha ha ha... Tak naprawdę powinnam powiedzieć że wstaję z łóżka. Bo już od dawna nie pamiętam co to znaczyło "obudzić się". Mieszkam teraz tutaj. A tutaj znaczy... W poprawczaku. Tak tak... zrobiło się parę złych rzeczy. Zaczynając od mazania murków i spożywczaków kończąc na kradzieżach drogich torebek i sprzedawaniu tym plastikom za szkołą. Wstydzę się za siebie. Ale w sumie dobrze w końcu spotkała mnie kara. Tkwię tutaj już dobre pół roku i oczywiście na papierach które wypełnia mój psycholog, pisze : "Maria czuję się coraz lepiej", szkoda że ta blondyna ani razu nie słyszała jak do niej mówię. Tylko prowadzi te swoje gatki szmatki sama do siebie, po czym wychodzi dumna twierdząc że : "wkrótce dziewczyna znów rozkwitnie jak mała stokrotka na wiosnę". Brednie, ale jeżeli jej to sprawia jakąś satysfakcję niech żyję sobie w tym magicznym kwiatkowym świecie dowoli. Kieruję się do łazienki, zgarniając parę kosmetyków. Mogę grać złą ale to nie znaczy że muszę się bawić w bezdomnego od którego cuchnie na kilometr. Tak więc marsz pod prysznic ! Bo kto nie kocha co rano oglądać spleśniałych kafelek i dziur w suficie.

Prysznic i gorąca woda to coś co od zawsze mnie odpręża, kiedy stoję pod natryskiem czuję że moje życie staję się choć trochę czystsze- do czasu aż wyjdę spod natrysku. Ale dzisiaj jest ten jeden z gorszych dni. Wychodzę z kabiny i trafiam na tych chłopaków co od paru dni proszą żebym im obciągnęła. Staram się udawać że ich nie widzę i w samym ręczniku kieruję się umyć zęby. Te mięśniaczki nie dają się tak łatwo spławić.

-Ruda ! Może teraz grzecznie zajmiesz się moim małym ? - Blondyn który ma więcej pryszczy niż skóry przybliża się, ja natomiast staram się oddalić. Nie udaję mi się.

Nie daję rady uciec.

Zerwał ze mnie ręcznik. Przykłada moją głowę do swojego... Znowu! Łzy ciekną po mojej twarzy. Chwila i to się skończy. Świecie dlaczego mi to robisz? Chyba wiem.

Nie zgwałcili mnie w ten normalny sposób. Tam jestem czysta. Ale jak długo ? Jak długo będzie sprawiało im przyjemność patrzenie na moją zapłakaną, krzyczącą twarz ? Ile czasu nikt nie będzie zwracał uwagi na moje rozpaczliwe jęki ? Wiem że miałam się nie odzywać ale jak mam nie wydać dźwięku kiedy to tak boli ? A niech oni umrą !

Zostawiają mnie samą w łazience. Te gnojki budzą postrach w innych i dopiero teraz ktoś odważył się wejść do łazienki. Zbieram swoje rzeczy i jakby nigdy nic ubieram się, myję zęby i czesze swoje włosy. Patrze w odbicie... Niegdyś świetlista skóra teraz odznacza się zapadniętymi policzkami i sińcami pod oczami. Niebieskie oczy straciły swój dawny blask a piegi prawie wszystkie zniknęły. Mimo tego moje rude włosy nadal się kręcą, nadal są długie i świetliste. Wyglądają jak doczepione do szkieletu. Moja piękna figura zniknęła. Teraz składam się w sumie tylko z kości i skóry. Nie potrafię już jeść ani pić. Nie rozmawiam z ludźmi. Trwam. Mimo że nie chcę. Ale śmierć byłaby błogosławieństwem na które nie zasługuję.

Schodzę do pani która z założenia ma mi pomóc. A niech cię blondyno kiedy ci się znudzi próbowanie poskładać moich kawałków w całość ? Ale teraz w gabinecie jest ktoś inny. Mężczyzna koło trzydziestki. Nie mówi mi dzień dobry, nie uśmiecha się sztucznie jak inni. Nawet mi się nie przedstawia. Zachowuję się raczej tak jakby bał się mnie dotknąć. Podaję mi kartki i długopis i karze wypełnić.

Nie przyjmuje ich. Bo po co ? Nie chce mi się. Patrzy na mnie wymownie. Wprowadzają do pomieszczenia kogoś jeszcze, staram się grać obojętną więc nawet się nie odwracam. Nagle czuję ręke na swoim ramieniu ! Podskakuję z przerażenia. Łzy zaczynają cieknąć po moich policzkach. Błagam niech mi nie robi krzywdy ! Błagam! Ale chyba ta blondyna od stokrotek nie pozwoliłaby mnie skrzywdzić... Tak ona tryskająca tęczą nie pozwoliłaby aby na jej oczach można było kogoś skrzywdzić. Ale ja tak się boję.

Ktoś dotyka mnie delikatnie po policzku. Otwieram oczy widzę wpatrzone we mnie zielone spojrzenie.

-Spokojnie, czego się tak boisz ?- Kurde, jego głos jest równy tym jego tęczówkom koloru lasu iglastego.

Sięgam po formularze i długopis a następnie zapisuję: "Nic nie wypełnię". Po czym dopisuję : "Nie róbcie mi krzywdy" po czym szybko przekreślam. Boję się że ich to zdenerwuję.

-Kurwa! Odezwiesz się?- starszy mężczyzna, zbliżył się do mnie. Nie dotykaj mnie !-A moze powiedziałaś kiedyś coś... Co może kogoś skrzywdziło? Może kogoś z twojej rodziny? Może...Hmmm... może mame? - On wie ? Ale jak? Skąd on może widzieć.

Zielone oczy wpatrują się we mnie.

-To ona. Bierzemy ją.

Kartka... Gdzie ona jest ? Kurwa ! GDZIE ONA JEST? Tak ! Mam ją! Zapisuję: "Nigdzie nie idę !" i wybiegam tak po prostu. Jestem jedyną osobą która zna ten budynek lepiej od karaluchów. Znam każdy zakamarek. Uciekająć czuję się tak jakbym próbowała zgubić swoją przeszłość.

Znajduję się obok komina i staram się oddychać. Wdech. Wydech. Otwieram oczy. Obecnie jestem jakieś dwadzieścia pięć metrów nad ziemią. Na dachu i pada na mnie deszcz. Rozglądam się po okolicy... Widzę ogromny budynek z czerwonej cegły. A wkoło niego tylko lasy, na parkingu stoi autobus który zawsze przyjmuje szczęśliwców którym nadarzyła się okazja zamieszkania w tym cudownym miejscu które ma "na nowo stworzyć w nich poprawnych obywateli". Jak zawsze przyjechali tylko mężczyźni. Może i nie jestem najpiękniejszą kobietą świata ale no sory mam metr sześćdziesiąt wzrostu i cycki więc chyba zauważyli że nie jestem chłopakiem. To czemu jestem jedyną dziewczyną tutaj staram się zignorować. I tak nie zawieram tutaj znajomości. Patrze dalej... Daleko za lasem rozpościera się miasto. Widzę budynki, i wyobrażam sobie że mogę się tam przenieść. Zerkam na dół z powrotem na grupkę nowych osób. Patrze i napotykam czyjś wzrok. No ba ! Przecież każdy zwraca uwagę na dziewczynę na dachu ! Nie serio jeszcze nikt mnie tu nie zauważył, tak więc ten oto osobnik jest pierwszym który poznał moją kryjówkę. Szlag! Ten dzień może być gorszy ? Zaczynam trząść się z zimna ale muszę tu zostać póki tamten zielono oki facet sobie nie pójdzie. Tak więc miłego obserwowania parkingu przez najbliższe godziny !

Zasnęłam. A w śnie widzę swoje dawne życie. Swojego chłopaka, rodzinę, przyjaciół... Ktoś klepie mnie w ramię otwieram oczy. Zielono oki siedzi obok mnie. Zabić dziada !

-Mam nadzieję że nie przeszkadzam.-ten bezczel uśmiecha się jakby nigdy nic- Jestem tu po to żeby podawać ci eksperymentalne leki na hmmm... sama wiesz co.- Ten typ dalej się uśmiecha.

-Nie dziękuję- Staram się oddać pełen nienawiści uśmiech. Po czym zasłaniam usta dłonią. Nie zapanowałam nad odruchem. Nie!

-Spokojnie, spokojnie. Nic mi się od tego nie stanie. Też jestem taki jak ty. No prawie taki.

-Hm śmiem wątpić ? Nie przyjmę leków, to błogosławieństwo a ja go nie chce otrzymać.- spuszczam wzrok, tak dawno z nikim nie rozmawiałam.- Rozejrzyj się... Widzisz to niebieskie niebo ? Nie chcę do niego trafić, to miejsce dla wybrańców. Więc nie przyjmę żadnej pomocy.

-Mądra dziewczynka. Też uważam że jesteś nic nie warta. Ale przynajmniej nie będę miał cię na sumieniu. Te leki nie leczą tylko zabijają. Stworzono je żeby zabić osoby ze skazą.- wstał i poszedł, tak po prostu. I jak ja mam to zrozumieć ?

Skoro i tak zna moją kryjówkę, stwierdzam że mogę wejść do środka. Trzęsę się z zimna, każdy mój krok słychać najprawdopodobniej w całym budynku, a na podłodze zostają mokre ślady. Tak ten dzień był gorszy od wszystkich innych. Idę. I czuję czyjś wzrok na sobie. Obracam się. I widzę wpatrzonego w siebie tego chłopaka. Tego który pozbawił mnie kryjówki. Ale widzę również blondyna. O nie ! Pora się chować. On mnie chyba jeszcze nie zauważył. Rozglądam się. Kurde ! Nie ma nigdzie kryjówki. Chłopak podchodzi.

-Siema Świrusko! Powiem ci że lody robisz zajebiste-dotyka mnie, wkłada mi rękę za bluzkę. Cała drżę, nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Nagle koszmar się kończy. Ręka zniknęła. Teraz widzę ją bezwładną na podłodze. Chłopak który mi się przyglądał teraz uderza pięściami blondyna. Nie! On nie może nic mu zrobić ! Będzie już tylko gorzej przez to, nie ! Staram się zdjąć chłopaka. Pryszczaty facet wykorzystuję sytuację i ucieka. A ja zaczynam płakać tak po prostu. Mój bohater stara się mnie pocieszyć ja mimo wszystko od niego uciekam. Czyli robię to co przez całe życie ćwiczę-biegnę.

Wdech. Wydech. Szur szur.Kap kap. Witaj kolejno nieprzespana noco ! Dawno się nie widziałyśmy!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • KarolaKorman 25.05.2015
    ,,Witaj kolejno nieprzespana noco'' - kolejna nocy. wiem dziwnie brzmi, ale jest poprawnie. Opowiadanie super. Postać bohaterki widzę moją wyobraźnią, tak szczegółowo ją opisałaś. Pomysł ciekawy, ładnie napisane, innych błędów nie zauważyłam 5 :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania