Rozmowy na rehabilitacji

Na niewielkiej sali rehabilitacyjnej ćwiczyła młoda dziewczyna pod okiem rehabilitantki, wykonywała jej polecenia.

- I co tam w przedszkolu? - zapytała rehabilitantka.

- A, była mała awantura. Jeden chłopiec usiadł na nie swój nocniczek i dziewczynka ugryzła go w pupę. No i on się rozpłakał.

- Też pracowałam w przedszkolu i wiem, że dzieciaki są nie znośne.

- Tak. Czasami są nieznośne – przyznała dziewczyna - Jeden chłopczyk ciągle biega. Tak szybko, że nazywają go „pershing'em”. Trzeba go gonić, on się chowa...

- Z dziećmi trudno się pracuje.

- Ale są kochane.

- Kochane... jak śpią i jak ich nie ma. Dobra Ewelina zmienimy ćwiczenie.

W tym momencie weszła pięćdziesięcioczteroletnia kobieta.

- Oj przyszłam za szybko – stwierdziła i jakby się tłumacząc, powiedziała – byłam tu w galerii, obok, ale nie chce mi się już chodzić, więc... Czy mogę?

- Proszę, proszę.

- A może ja jednak zaczekam tu... na korytarzu?

- Nie, no proszę wejść – zachęcała rehabilitantka - To może na rowerek, a my z Eweliną dokończymy. Taki kwadransik można pojeździć.

- O świetnie pani Karolino, jak pani ładnie dziś wygląda.

- O. dziękuje.

- A ta młoda dama, pani Ewa...

- Ewelina, pani Ewelina.

- O. przepraszam. A pani Ewelina taka młoda. Pani pracuje? - zainteresowała się kobieta.

- Pracuje, pracuje. Przy dzieciach w żłobku i w przedszkolu – odpowiedziała Ewelina.

- Właśnie rozmawialiśmy o tej pracy...

Tu rehabilitantka przerwała zmieniając ponownie ćwiczenia. A kobieta już kręciła pedałami stacjonarnego roweru. Rehabilitowana dziewczyna przełożyła się przez duży kwadratowy, klocek.

- Ja też pracowałam w przedszkolu i wiem jak się dziecku podciera tyłki.

Dokończyła rehabilitantka. Kobieta zaś popatrzyła na wypięte przez Ewelinę pośladki, które były zasłaniane przez zginającą się raz lewą, a raz prawą nogę.

- Jak się lubi swoją pracę to i tyłki podcierać można.

Powiedziała kobieta i jakby chcąc potwierdzenia dodała.

- Nie Ewa?

- Ewelina – poprawiła dziewczyna – Tak, dzieci są milutkie, tylko czasami rozrabiają.

- Ja pracowałam w przedszkolu i wiem jak nieznośne mogą być dzieciaki - upierała się rehabilitantka – Wiesz co to jest za praca?

- Wiem. Pracowałam jako pielęgniarka... W przedszkolu to nie, ale w żłobku to miałam tylko jeden dzień praktyki, jak jeszcze uczyłam się w liceum medycznym. Mierzyłam, ważyłam, też pocierałam tyłki, a wiesz co to podcieranie tyłków starszym... to dopiero jazda. Albo zrobienie lewatywy?

- Nie – odpowiedziała krótko rehabilitantka i zwracając się do Eweliny, powiedziała – Teraz do drabinek i przysiady.

- Tyle co zawsze? - zapytała dziewczyna.

- Tak – skinęła rehabilitantka.

Dziewczyna podniosła się by zrobić piętnaście przysiadów.

- Jak zrobisz lewatywę to pogadamy...

Wróciła do rozmowy kobieta - jakby licytowała się z rehabilitantką i zorientowawszy się iż podniosła poprzeczkę dość wysoko, powiedziała

– O przepraszam, każdy robi to co lubi. To moja sprawa kim byłam. Ty na pewno swoją prace lubisz i robisz dobrze, a ja jak byłam młoda to byłam tak napalona, żeby być pielęgniarką i zostałam. A pocieranie młodych tyłków to nic, starych to dopiero zadanie. Byś to widziała... Tak po siedemdziesiątce....

Rehabilitantka popatrzyła spokojnym wzrokiem i równie spokojnym głosem powiedziała.

- Coś mi tam mama opowiadała. Też była pielęgniarką.

- Ja swoim dzieciom też opowiadałam. Mój syn to nie lubił tego. Może zbyt obcesowo opowiadałam, a on potem został... księdzem. Ale dziewczynki lubiły.

- Proszę pani, zrobiłam te przysiady – przerwała wypowiedź Ewelina.

- No, to dobrze. Możesz się przebrać. A ty Dorotko... pokręć jeszcze. Przyjdę zaraz. Zrobię sobie herbatkę i kanapki.

Kobieta została sama. Dalej pedałując siedząc na rowerze stacjonarnym, przeniosła się o czterdzieści lat. Jak po szkole podstawowej, przekroczyła próg medyka. Wybrała liceum medyczne, bo jako mała dziewczynka często odwiedzała babcię w szpitalu. Wówczas nie jedna pielęgniarka podczas wizyty pogłaskała po loczkowatej jasnowłosej główce. A „siostra” Małgosia zdjęła nawet czepek by pokazać a nawet założyć na główkę. Tak to było jej pierwsze czepkowanie. Więc jak w szóstej klasie był bal karnawałowy to przebrała się w pielęgniarkę, a w siódmej gdy wychowawczyni powiedziała; za rok, uczniowie muszą już wiedzieć gdzie i na kogo będą się kształcić, to ona już wiedziała; będzie pielęgniarką.

Proszę panią już wybrałam; Liceum Medyczne. Będę pielęgniarką.

Wyrwało jej się teraz, po latach. Dobrze że nie tak głośno, bo w tym momencie z kantorka wyszła przebrana Ewelina.

- Pani Karoliny nie ma?

- Nie. Poszła coś spożyć i zrobić sobie herbatę.

-Miałam chyba coś podpisać, a to następnym razem. Do widzenia.

- Pa ! Miłego dnia.

- Ja również tobie życzę miłego dnia.

Po wyjściu dziewczyny, wróciła do wspomnień.

Wychowawczyni pochwaliła ten wybór. Załatwiła nawet by szkolna pielęgniarka pokazała co mogła. Pani higienistka nie tylko pokazała co jest w gabinecie pielęgniarki,, ale i opowiadała o nauce w medyku i choć też przestrzegała, że będzie trudno i... łatwo nie było. Lecz wiedziała czego chce. Z czasem na czepku pojawiały się czarne pionowe paski. Pierwszy rok to właściwie praca podobna do pracy salowej. No właśnie; szmata, kubeł, schrubber

W tym momencie wróciła rehabilitantka.

- Ewelina już poszła?

- Poszła.

- Miała podpisać listę.

- Tak coś mówiła ale ja nie wiedziałam gdzie ta lista.

- Tu na parapecie. To schodź z rowerku i też podpisz się.

Kobieta zeszła z roweru stacjonarnego i usiadłszy na kozetkę podpisała się na liście obecności. Następnie położyła się na kozetkę. Rehabilitantka złapała ją za lewą nogę i raz do przodu, raz do tyłu.

- Ładną mamy pogodę.

- Ładną, październikową.

Taka była gdy po raz pierwszy poszła na praktyki. Idź do pacjenta, zobacz czy czegoś nie potrzebuje, albo weź szmatę, kubeł, schrubber. Biegała od sali do sali, od pacjenta do pacjenta biało-granatowym fartuszku, przynosząc im basen lub kaczkę i odnosząc zawartością. Kiedyś zaprowadziła „dziadka” do WC. Starszy człowiek zapytał; „Je tu kto” i otrzymał odpowiedź; „Tu się nie je, tu się sra”. Rozśmieszył ją ten krótki dialog, powstrzymywała się z trudem. „Co za dzisiejsza młodzież – oburzył się starszy pan – choć ty siostrzyczko jesteś taka miła”. Dobre słowo zawsze podnosi na duchu.

- Ostatnio byłam na zastrzyku - przerwała wspomnienia rehabilitantka – No i pielęgniarka miała mi zrobić prosty zastrzyk. A ona wbiła mi igłę, a potem, kręci tam, szuka żyły, czy coś. Nie wiem, co ona myślała. Cholera mnie już brała. W końcu mówię jak pani nie umie to niech pani to zostawi...

- E! bo to te młode, pewnie mają licencjaty, ale nie miały takiej szkoły jak liceum medyczne. U nas w szkole, było by to nie możliwe. Może jeszcze na początku, potem by wyleciała. I co zrobiła ci w końcu ten zastrzyk.

- Zrobiła. Pielęgniarka co nie umie trafić w żyłę. Co za kobieta! Włożyła mi igłę w rękę i kręci tą igłą i kręci, a ma pretensje do mnie, że to ja, ja się kręcę. Bo mnie kurwa boli...

- Niestety zdarza się. Może gdyby miała dyplom liceum, tam lepiej uczyli. Te młode mają chyba za mało praktyk. W naszej szkołę byłoby to nie możliwe. Nie wypuścili by takiej.

Następnie kobieta przez pięć minut wychwalała swoją szkolę i opowiadała o swojej nauce i praktykach.

- Co tam jeszcze dobrego słychać? - rehabilitantka pytaniem chciała zmienić temat

- Taaaak to była dobra szkoła. No a co słychać? A wnuczka nam się rozchorowała, więc nic dobrego.

- Ta od Małgosi?

- Nie, Kornelia. Od Patrycji, tej policjantki. A ona idzie na patrol, to muszę się nią zajmować, bo jej mąż pojechał w interesach.

- Ta Patrycja to jakby po tobie też w uniform założyła tylko niebieski mundurek.

- No, a syn czarną sutannę. Katarzyna też przez pewien czas była kelnerką, i jakby nie było też miała ciemnoniebiesko-biały fartuszek. A teraz ten butik prowadzi.

- A Patrycja w jakim jest w stopniu?

- Młodszy aspirant, ona szybko awansowała. Zdolna jest, po mamusi. Pierwszą belkę otrzymała za uratowanie dwójki dzieci. Były na łódce lina przytrzymująca pękła i łódka odpłynęła na środek zbiornika czy stawu, a matka dopiero po chwili się zorientowała. Zaczęła krzyczeć, Pati była w pobliżu i skoczyła by uratować dzieci wieku 8 i 5 lat.

- To piękna historia. Dobra. Dorota spotykamy się za tydzień.

Weszła do kantorka by się przebrać, kiedy wyszła, był już następny pacjent. Podpisała listę.

- Do widzenia, miłego dnia.

- Do widzenia Dorotko i spotykamy się za tydzień.

 

KONIEC

 

Przemysław P.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • 8 tekstów. 1 komentarz.

    Takimi autorzynami nie warto zawracać se czaszki.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania