Rozmyślania nad niebem
Zbiór luźnych myśli, trochę chaotyczny.
*********************************************************
Unieśmy się ponad nas, całą naszą naturę, ponad słabości, zalety, które nie zawsze nimi są. Próba bycia zrozumianym przez ludzi, istoty, które powinny znać nas najlepiej, w końcu razem żyjemy, mamy taką samą budowę ciała, mózgi funkcjonujące w ten sam określony sposób. Gdzie pojawia się więc rozbieżność, przez którą ja jestem mną, a ty jesteś tobą? Czy to wina wychowania? Może w pewnym stopniu tak, zdaję sobie sprawę, że gdybym żyła gdzieś indziej, z kimś innym, sama stałabym się osobą, o której w tym momencie nie mam jakiegokolwiek pojęcia, nie mam do niej wglądu. Choć czasem myślę, że powinnam wiedzieć, co straciłam, jakie możliwości były, są i będą, w jaką układankę złoży się to, że dziś powiedziałam komuś dzień dobry, czy też nie odpisałam na czyjąś wiadomość.
Najbardziej użyteczną czynnością w życiu jest patrzenie na niebo, to, które znajduje się nad naszymi głowami. To, które nasze proste rozumowanie nie jest w stanie pojąć. Nie jesteśmy w stanie zrozumieć samych siebie, a co dopiero pchać się do ogarnięcia tego, co dzieje się poza nami. Wszelkie próby zmierzenia się z czymkolwiek, poznania natury jakiegoś bytu, nie odnoszą skutków, chociaż nie, zawsze są jakieś skutki. Pozostaje jedynie zastanowić się, czy o taki rezultat właśnie nam chodziło. Jeden nieostrożny krok może zepsuć całą tę baśniową krainę, którą próbujemy urozmaicić o coraz to nowe szczegóły.
A mi wystarczy tylko niebo, czy może aż niebo. Na pozór spokojne, stanowi nieskończone źródło wszystkiego, czego człowiekowi potrzeba, o ile nie rozbudzi swojej chciwości. Wolno poruszające się chmur przemierzają świat, widzą miejsca, którym my być może nigdy nie będziemy w stanie zobaczyć. Białe obłoki, które możemy utożsamiać dosłownie ze wszystkim, w naszych oczach mogą stać się tym, czym zechcemy. Z odrobiną wyobraźni jesteśmy w stanie dopisać historię, stworzyć życiorys, dosłownie zbudować cały świat. Ale w sumie jaki byłby tego sens, skoro mamy nasz świat?
Zapytałam kiedyś księdza na religii, jakie jest jego stanowisko wobec świadomych snów. Jego odpowiedź była jednoznaczna - to jest złe. Pewnie wszelcy fanatycy takich właśnie doznań zaczęliby się wykłócać, co do słuszności jego opinii, ale tak naprawdę po co? Czy to, że ktoś przedstawi mu zalety, z jakimi wiąże się świadome śnienie, zmieni sposób, w jaki patrzy na świat? Pewnie nie, to co jest w nas głęboko zakorzenione, trudno jest zmienić i nawet jeśli argumenty byłyby wprost nie do odrzucenia, dla tej właśnie osoby, byłyby one bez pokrycia. Tak jakby dla jednych stanowiły dopełnienie, uzupełnienie brakującej wiedzy, a dla innych niepotrzebny aspekt życia, z którym i tak nie wiążą swojej przyszłości.
Jak wiele rzeczy można i tę sytuację porównać do szklanki z wodą. Ludzie, którzy podążają za swoimi ideami przez wiele lat, są jak te pełne wody, na dnie których znajduje się lód. Ludzie, którzy żyją z dnia na dzień, nie mając określonego celu, próbując wszystkiego, co wyda się interesujące, są jak szklanka, czasem pusta, innym razem pełna. Ciecz, która się w niej znajduje często się wylewa, pozostawiając miejsce nowej.
Która z postaw jest dobra? Dla każdego to indywidualna sprawa, a ja jednak i tak wolę patrzeć w niebo.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania