Rozszczepienie prawdy | Star Wars

Jest to teks w odpowiedzi na wyzwanie jednostrzałowych opowiadań. Wiem, że coś takiego miało na Opowi miejsce a ja zostałem do niego nominowany przez TheRebelliousOne'a i dopiero teraz podołałem zadaniu. Po fakcie bo po fakcie jednak życzę wszystkim miłego czytania.

~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~

 

— O najjaśniejsza władczyni, jesteś pewna, że chcesz tam wejść sama?

— Tak, to sprawa między mną i energią… i chyba kimś jeszcze.

— Któż ośmieliłby się wtargnąć na nasze ziemie i to jeszcze do świętego miejsca?

— Mam nadzieję że to wszystko to tylko złudzenie. Zostań tu i oczekuj mojego powrotu.

Cyjanoskóra mikkianka położyła rękę na ramieniu swojej zastępczyni. Uważała Ferx e Triz za najlepszą kapłankę jaką widziała planeta Qirinee i szczerze liczyła, że kobieta o żółtym kolorze skóry będzie jej godną następczynią.

Zabrała rękę i zapięła guziki grubego, zimowego płaszcza. Raz jeszcze spojrzała zelotce w oczy po czym odwróciła się i opuściła pięknie zdobiony kosmiczny jacht, schodząc po wysuwanym trapie na kamienny plac znajdujący się przed starożytnym obserwatorium. Przez ramię przerzuconą miała płócienną torbę przez którą przebijał się delikatny biały blask. Poczekała aż właz statku się za nią zamknie, odcinając pozostającą na pokładzie Ferx i dwóch pilotów od mroźnych podmuchów górskiego wiatru. Sięgnęła po jaśniejący kryształ. Pryzmat Wiedzy Elementarnej wisiał nad jej otwartą dłonią, co chwila unosząc się i opadając. Matriarchini zacisnęła niebieskie palce na artefakcie i skierowała swoje kroki do szerokiego wejścia do świątyni.

Wiekowe wrota rozwarły się wpuszczając do wnętrza kamiennej wieży języki mroźnego wiatru i kłęby niesionego przezeń śniegu. Białe światło kryształu rozjaśniało ciemny korytarz ukazując wyryte na jego ścianach zdobienia i powykuwane w kamieniach płaskorzeźby. Mikkianka ruszyła długim korytarzem do centralnej części wracając wspomnieniami do niedawno doświadczonej wizji.

Minionego dnia jeszcze nigdy w życiu nie poczuła tak ogromnego cierpienia. Wydawało jej się, że po raz pierwszy w życiu energia pragnęła przekazać jej informację o sprawach znacznie większych niż los planety Qirinee. Czuła jakby setki tysięcy gardeł wołały o pomoc w obawie przed tym co miało dopiero nadejść. Wizja była jednoznaczna, nadejść miał mrok.

Ustawiła się na środku sześciokątnej platformy i spojrzała w górę. Wystające ze ścian niewielkie fragmenty kryształów zaczęły błyszczeć, oświetlając cały pion wieży. Matriarchini skupiła się i poczuła jak kamienna podstawa pod jej nogami zaczyna się unosić. Po chwili ciemny tunel zniknął a oczom mikkianki ukazało się okrągłe pomieszczenie z wielkim teleskopem na samym jego środku. Pomimo śnieżnej zawiei we wnętrzu panowała przyjemnie ciepła atmosfera.

Kobieta rozpięła futro i rozluźniła palce. Pryzmat Wiedzy Elementarnej ponownie zawisł nad jej otwartą dłonią, wypełniając pomieszczenie własnym blaskiem. Niebieskie oczy władczyni spoczęły na tym świetlistym kształcie przez dłuższą chwilę obserwując jego niespieszny ruch.

Wróciła rozmyślaniami do wizji. Każdy urodzony na Qirinee uczony jest tutejszych zasad. Powtarza się mu o świętości energii lub też jak woli nazywać ją większa część galaktyki, mocy. Sama jako dziecko wychowywana była w nienawiści do świętokradczych Jedi i Sithów. Ci pierwsi wielokrotnie zaznaczają, że są strażnikami pokoju i równowagi w galaktyce a sami starają się utrzymać balans pomiędzy tak zwaną jasną i ciemną stroną. Trudno w to uwierzyć patrząc na ich obecne działania. Kiedyś nauki wyznawców energii i członków Zakonu były podobne, jednak na przestrzeni lat większość wyznawanych przez Jedi wartości uległa zmianie i choć sami Rycerze mogli tego nie zauważać ich obecne działania odbiegają od idei równowagi i strażników pokoju na każdym kroku. Dowodów nie trzeba daleko szukać. Wystarczy spojrzeć na obecnie panujący galaktyczny konflikt. Jedi stali się żołnierzami a nie strażnikami pokoju i wykorzystują moc do zagwarantowania sobie zwycięstwa w wojnie.

Nauki Sithów natomiast w żaden sposób nie pokrywały się z zasadami wyznawców energii. Użytkownicy ciemnej strony mocy uważali, że mogą ją wykorzystywać. Twierdzili, że otaczająca ich energia należy do nich i tylko dzięki emocjom a zwłaszcza nienawiści są w stanie nad nią zapanować. Dla matriarchini możliwość przejęcia władzy nad mocą była pojęciem abstrakcyjnym. To energia panowała pieczę nad zanurzonymi w niej istotami, nie na odwrót.

Musiała przyznać, że spośród wszystkich pozostałych świętokradców, jeżeli kiedykolwiek miałaby się z którymiś bratać, wybrałaby kogoś z Szarych Jedi. Według niej znajdywali się najbliżej stanu równowagi, balansując często na granicy jasnej i ciemnej strony, jednak nigdy nie wykorzystując mocy jako narzędzia. Wszelkich wyborów dokonywali zgodnie z sumieniem zawierzając ważne decyzję samej mocy.

Jej uszu dobiegł nagle odgłos kroków. Zupełnie jakby ciche stąpnięcia odbijały się od okrągłych ścian obserwatorium otaczając ją i nie pozwalając jednoznacznie określić kierunku z którego nadchodził nieznajomy. Mikkianka przewidziała jednak miejsce ukrycia tajemniczego przybysza. Wchodząc do pomieszczenia jedynym miejscem ukrytym przed jej wzrokiem był fragment pokoju przysłonięty ogromnym teleskopem.

— Proszę, proszę — skierowała słowa w stronę ogromnej lunety. — Nie spodziewałam się, że przyjdzie nam się spotkać. A jednak wizje nie kłamią.

— Również miło mi — odpowiedział głos starszego mężczyzny. Matriarchini zrobiła kilka kroków w bok tak by zobaczyć niedostępną do tej pory część pomieszczenia. Przy niewielkim oknie dostrzegła postać w czarnej szacie z głębokim kapturem naciągniętym na głowę i zakrywającym twarz przybysza.

— Nie specjalnie trudno było się domyśleć, że kiedy posłuszny piesek nie wykonał roboty, jego właściciel musiał pofatygować się osobiście. — Odpowiedział jej śmiech.

— Zatem wasza jasność domyśla się po co tu przybyłem?

— Po to. — Mikianka uniosła rękę z lewitującym nad nią kryształem. Poczuła jak niewidzialna siła zamierza odebrać jej artefakt. Szybko zacisnęła pięść, zamykając pryzmat w silnym uścisku.

— Naprawdę chcesz to utrudniać?

— Wiem jaka jest moja przyszłość. Wszystko wskazuje na to, że tej walki nie wygram — powiedziała z nutą smutku. Jej myśli znowu przywołały wspomnienia ostatniej wizji. Ciemność i mrok ogarniały całą galaktykę otaczając wszystko co żywe i niszcząc panującą od wielu lat równowagę. — Zanim jednak stanie się to co przewidziała energia, pragnę zamienić kilka zdań ze sławnym lordem Sidiousem.

— Nie powiedziałbym że tak sławnym. Wasza jasność może pochwalić się członkostwem w nielicznej grupie osób znających moje imię.

— A jednak czyż nie jest ono dostępne dla każdego? — mikkianka cicho zaśmiała się po czym gwałtownie odwróciła od Sitha i zrobiła parę kroków w stronę niewielkiego okienka. Wyjrzała przez nie a w oddali zobaczyła ledwo przebijające się przez śnieżną zawieję światła swojego kosmicznego jachtu. „Tak, Ferx e Triz będzie godną następczynią” pomyślała.

— Jedi są głupi. Zadufani w swojej potędze. Ukrycie mojej obecności przed tą bandą obrońców pokoju nie należało do specjalnie trudnych zadań.

— Czyli jest coś w czym się zgadzamy. Śmieszne to nawet. Jeszcze przed chwilą myślałam, że nie jestem w stanie zgodzić się z niczym co wypłynie z ust Sitha. A jednak jedna rzecz wciąż mnie zastanawia. Twój uczeń, hrabia Dooku, który jeszcze nie tak dawno doglądał działań wojennych na Qish, sam niegdyś był Jedi. Czyżbyś dostrzegł w nim potencjał?

— Dooku to tylko element układanki. Jest potężny jednak nie widzę w nim przyszłości dla Sithów.

— Ach tak, przecież! Potrzebujesz nowego ucznia, znacznie młodszego i potężniejszego. Czy ten uczeń nie będzie należał do Zakonu Jedi? Tej organizacji zadufanych w sobie i idiotycznych strażników pokoju — zacytowała mikkianka z nutą cynizmu w głosie.

— Wydaje się, że wszystko przejrzałaś. Twoja śmierć będzie naprawdę ogromną stratą. Razem moglibyśmy wiele osiągnąć. — Postać w czarnej szacie zrobiła kilka kroków stając w środku okrągłego pomieszczenia. Ręka mrocznego lorda spoczęła na wieczku przysłaniającym okular teleskopu. — Niezły sprzęt, muszę przyznać. Czuć w nim potęgę mocy towarzyszącej konstruującym go inżynierom. — Sith ponownie spojrzał na matriarchinię. Cyjanoskóra patrzyła na niego przez trzymany jeszcze przed chwilą w zaciśniętej dłoni pryzmat. Mleczne światło zdawało się emanować jaśniej niż poprzednio, przysłaniając postać władczyni.

— Anakin Skywalker — odezwała się niespodziewanie.

— Wasz artefakt istotnie daje wam wiele nowych możliwości, o najwspanialsza władczyni. — Mężczyzna nie dał po sobie poznać zaskoczenia. — Co takiego jeszcze pokazuje ten wspaniały kamień?

— Myślę, że doskonale wiesz na czym polega jego potęga — odpowiedziała kobieta odciągając biały kształt od oczu i umieszczając go bezpiecznie w swojej dłoni.

— Możliwość rozłożenia każdego problemu na jego podstawowe składowe jest wielce przydatna. Zwłaszcza jeżeli chodzi o określenie znajdującej się wiecznie w ruchu przyszłości. Wasza jasność, czyżbyś już poznała szczegóły planu?

— Poznałam znacznie więcej… kanclerzu.

Stojący na środku pomieszczenia mężczyzna cofnął się gwałtownie. Nie udało mu się opanować zaskoczenia na czas i tym samym zdradził swoją niepewność. Podczas zgłębiania wiedzy na temat potężnych artefaktów rozrzuconych po całej galaktyce napotkał na fragmenty poświęcone Pryzmatowi Wiedzy Elementarnej. Nie sądził jednak by tak potężne narzędzie znajdywało się na globie opanowanym przez jakiś odłam wyznawców mocy. Teraz matriarchini Xari e Anduri Kazito poznała jego osobowość. Nie mógł pozwolić by w tak prosty sposób zrujnować to nad czym tak długo pracował.

Czarna rękojeść miecza świetlnego pojawiła się w jego dłoni a czerwone ostrze zabarwiło pomieszczenie na krwawy kolor. Mikkianka odwróciła się od okna i spojrzała prosto w oczy nieprzyjaciela. Mężczyzna odrzucił kaptur ujawniając twarz najwyższego kanclerza Republiki.

— Po co te emocje — powiedziała podejrzanie spokojnym głosem. — Doskonale zdaję sobie sprawę, że dzisiejszego dnia ma nadejść mój koniec. Już po zakończeniu wizji przypuszczałam, że do tego dojdzie. — Stojący przed nią siwy mężczyzna nic nie odpowiedział. — Przez wszystkie lata panowania… — odwróciła się z powrotem w stronę okna — sądziłam, że to dzięki poświęceniu się energii znajdę równowagę i przeżyję najwspanialsze momenty mojego życia — westchnęła cicho. — Sądziłam, że to Qirinee jest wybranym miejscem w galaktyce i centrum mocy, które kiedyś pomoże przywrócić równowagę. Mijały lata a ja dalej żyłam w tym przekonaniu. Jednak teraz doskonale widzę i nie potrzebuję do tego pryzmatu. Cała walka rozegra się pomiędzy jasną i ciemną stroną w swych najbardziej oczywistych postaciach; Jedi przeciwko Sithom. Kiedyś sądziłam, że tak oczywiste rozwiązanie jest wręcz głupie. Chciałam aby obie walczące strony w końcu wyginęły, pozostawiając sprawy równowagi energii tym, którzy faktycznie poświęcają jej całe swoje życie. Jakże głupie myślenie. — Ponownie odwróciła się i spojrzała na Palpatine’a. Czerwone ostrze zgasło przywracając pomieszczeniu naturalny kolor. Kanclerz mierzył władczynię wzrokiem, po czym skierował spojrzenie na sufit obserwatorium. W kopulastym dachu zobaczył całą serię płaskorzeźb a w centralnej części okrąg z wyrytą marmurową, białą twarzą. Kamienna postać była obdarzona uśmiechem rozciągającym się od ucha do ucha a nienaturalnie wielkie usta wypełniały setki drobniutkich zębów.

— Abeloth? — spytał Sith, jednocześnie chowając czarną rękojeść miecza pod szatę.

— Tak. Matka.

— Czy nie jest czasem utożsamiana z ciemną stroną mocy? — spytał nadając swojemu głosowi mroczniejszej barwy.

— Przede wszystkim z równowagą. Na Qirinee nie czcimy jednak samej Abeloth. Wierzymy w równowagę. W równowagę, którą masz zamiar zburzyć.

— Wiesz jednak, że to nieuniknione.

— Owszem.

— Wasza jasność, proszę oddać mi zatem pryzmat i zakończyć tę gadaninę.

Mikkianka uniosła zaciśniętą w pięść dłoń i zwolniła uścisk. Mleczy blask ponownie oświetlił ściany obserwatorium a biały kryształ zawisł nad niebieską skórą kobiety. Palpatine zrobił krok naprzód kiedy niespodziewanie stojąca przed nim władczyni wykonała zamach i cisnęła artefaktem z całej siły o ziemię. Brzdęk wypełnił pokój a śnieżny pył rozproszył się po podłodze. Zarówno Xari jak i Sheev poczuli uciekającą z kryształu moc.

— Głupia! — wrzasnął Sith. Czarna rękojeść pojawiła się w jego dłoni a czerwone ostrze znów zabłysło. Mroczny lord wykonał szybki skok a krwawa klinga przebiła pierś stojącej spokojnie matriarchini. Mikkianka gwałtownie wypuściła powietrze i położyła obie dłonie na ramionach mężczyzny. Palpatine zgasił miecz.

— Nie potrzebujesz… tego pryzmatu — wyszeptała zbliżając usta do ucha mężczyzny. — Wszystko to… co w twoim planie… się wydarzy. Jednak… — mówiła z trudem — równowaga mocy zostanie przywrócona a ty upadniesz.

Czerwony błysk znowu wypełnił pomieszczenie a wisząca na kanclerzu kobieta zajęczała z bólu. Ostrze zgasło i ponownie się zapaliło po raz trzeci przeszywając ciało matriarchini. Mikkianka osunęła się na ziemię i w nienaturalnej pozie ułożyła na zimnych kaflach. Jej oczy były otwarte a wyraz twarzy zdawał się sprawiać wrażenie pewnego siebie.

Palpatine naciągnął kaptur na głowę. Czuł wzbierającą w nim złość. Kiedy postawił pierwszy krok w stronę wyjścia usłyszał jeszcze cichy szept władczyni.

— Ferx e Triz będzie wspaniałą następczynią…

Po tych słowach najjaśniejsza matriarchini wyzionęła ducha.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Kapelusznik 26.09.2020
    *Bez oceny*

    Wybacz ale to zupełnie mnie nie przekonało.
    Sidius był świetny w znajdowaniu i przejmowaniu artefaktów - gdyby scena przedstawiła jak Matiarhini próbuje zniszczyć kryształ, a Sidius jednym ruchem go zabiera i następnie ją zabija - dałbym 5, ale to... eeee - mnie nie przekonało.
  • Pontàrú 26.09.2020
    Nie zawsze wszystko idzie po myśli wielkiego lorda Sithów. Czasami i on zaliczał pewne porażki

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania