Rozważania u kresu życia
Niewątpliwie już piękne lata swojego życia przeżyłem. Czasy tańców na dansingach i fikuśnych ruchów w rytmie Bitelsów czy Rolling Stones'ów już minęły. Czasy Big Bitu, które zrodziły tyle niesamowitych chwil i doznań... I miłości...
Szczególnie do tej jedynej. Elżbiety z domu Jawor. Spędziliśmy z sobą przepiękne czterdzieści lat małżeństwa i wychowaliśmy wspaniałych dwóch synów, z których jestem taki dumny. W końcu jeden ukończył studia na Uniwersytecie Jagielońskim i dziś jest wziętym prawnikiem. Oglądam go czasami za "szklanym ekranem", w wiadomościach, gdy wypowiada się na temat nurtujących społeczeństwo problemów. Wychować autorytet i to przez duże "A", jest chyba spełnieniem każdego rodzica.
Wojtek, choć może tak dużego sukcesu w życiu nie osiągnął, ma jednak dwójkę wspaniałych dzieci. Przyjeżdżają do mnie od czasu do czasu i umilają chwile swoimi roześmianymi od ucha do ucha buźkami. Cieszę się z tego, że jest świadomy, iż nie jest idealny. Jak każdy popełnia błędy i stara się wyciągnąć z nich jakieś wnioski. Może jednym razem lepiej trafione. Innym razem mniej... Nie stara się jednak być tym nieomylnym i idealnym.
Obojga synów starałem nauczyć się wiary we własne możliwości i odwagi do szukania własnej drogi i szczęścia. Z wiekiem człowiek coraz bardziej zaczyna je doceniać. Szczęście... Tak ulotne...
Ile lat w swoim własnym życiu zmarnowałem w poszukiwaniu rzeczy, które w ogólnym rozrachunku nie miały większego znaczenia? Doświadczenie, jakie zdobyłem, nauczyło mnie, że tylko ono się liczy. A teraz...
Teraz, skoro go nie mogę znaleźć w pustym mieszkaniu na siódmym piętrze, może czas zrobić krok we właściwym kierunku i skoczyć z tego okna, zamiast siedzieć na tym przeklętym parapecie?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania