Ruchome piaski Rozdział I Alicja i Marcin

Marcin podniósł się z łóżka z okropnym bólem głowy. Natychmiast ruszył do okna i otworzył je na całą szerokość, wpuszczając do środka masę świeżego, wiosennego powietrza. Zachłysnął się nim łapczywie, co pozwoliło mu oprzytomnieć, po kolejnej zarwanej nocy. Rzucił spojrzenie na tarczę starego zegara ściennego w drewnianej obudowie – cenną pamiątkę po babci – jedyny, zachowany w całości przedmiot w ascetycznie i niedbale urządzonym pokoju. Reszta sprzętów kończyła żywot - w wysłużonej, ustawionej vis-a-vis okna wersalce, sprężyny dawno odmówiły posłuszeństwa, a zdezelowane i chwiejące się biurko zyskało podporę ze stosu książek – tych akurat było pod dostatkiem. Jedynie stojące przy biurku krzesło trzymało jako taki fason, choć leżąca na nim pasiasta poducha była mocno sfatygowana. – Za pół godziny muszę być w szkole – jęknął i ruszył do łazienki, naciągnąwszy wcześniej na siebie szarą, dresową bluzę i luźne w kroku jeansy – akurat te, w przeciwieństwie do bluzy, były w dość dobrym stanie, wyszperał je w pobliskiej ciuchbudzie i nabył po okazyjnej cenie - tym razem szczęście mu dopisało. Palcami ujarzmił burzę ciemnych włosów, ochlapał twarz wodą, przepłukał zęby i wpadł na chwilę do kuchni, nie oczekując, że znajdzie tam coś porządnego do zjedzenia. Nie mylił się – lodówka, jak zwykle, świeciła pustkami, za to na kuchennym blacie walały się niedopałki papierosów, brudne szklanki z niedopitą herbatą, słoik po ogórkach i kilka musztardówek (zamiast kieliszków). – Sprzątanie nie ma sensu – mruknął pod nosem i zabrał się za przetrząsanie szuflady, do której zwykle chował pieczywo. Został kawałek bułki! –  pomyślał  z ulgą i pochłonął ją w sekundę, popijając zimną wodą prosto z kranu. Przed wyjściem z mieszkania zajrzał jeszcze do matki, która w paskudnym stanie spała na rozklekotanym tapczanie, okryta nie pierwszej czystości szlafrokiem. Nachylił się nad nią, ale zaraz gwałtownie oderwał głowę – odór alkoholu, połączony ze smrodem niedomytego ciała zbyt mocno podrażnił mu nozdrza. Mimo to zgiął się ponownie, pogłaskał ją po zbitych w strąki włosach i w pośpiechu wyszedł, schylając się w przelocie po wysłużoną szkolną torbę. Za plecami dobiegł go jeszcze bełkot ojca: - Gów... niarzu! Nie waż się wrócić bez pie... niędzy!

 

 - Maleńka, wstawaj! Już czas! – Alicja została wybudzona ze snu czułym pocałunkiem matki. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, bo maleńka już dawno nie była, ale matka tego nie zauważała – krzątała się chwilę później w przestronnej kuchni, przygotowując pożywne śniadanie dla swojej córki, żeby ta, zdążywszy je zjeść przed wyjściem do szkoły, kipiała energią przynajmniej do południa. Alicja ociągała się jeszcze chwilę zanim wygrzebała się z wygodnego, ciepłego łóżka, prztyknęła w nos sympatycznego misia – przytulankę z dzieciństwa i przystąpiła do porannej toalety. Potem stanęła przed obszerną komodą, której półki uginały od nadmiaru modnych ciuchów i pasujących do nich dodatków. Zastanawiała się dość długo, wreszcie sięgnęła po grafitowe rurki oraz jasny, mocno dopasowany sweterek. Jeszcze tylko chusta w kontrastowym kolorze na szyję i gotowe! Z zadowoleniem przejrzała się w lustrze, wprawnym ruchem związała gęste, ciemne włosy w kucyk i usiadła przy kuchennym stole. Matka podsunęła jej pod nos kubek gorącego kakao i talerz naleśników z owocami. - To na dobry początek dnia! - uśmiechnęła się do niej i delikatnie musnęła jej głowę palcami. Pół godziny później dziewczyna opuściła mieszkanie i skierowała się w stronę szkoły. Matka, przyklejona do szyby, odprowadziła ją wzrokiem, a zaraz po tym wzięła się za porządki – ogarnęła łóżko córki i sprzątnęła po śniadaniu.

 

Alicja, przekraczając próg szkoły, natknęła się na Marcina, który zdyszany wpadł do środka przez dwuskrzydłowe, przeszklone drzwi. Z obu stron padło zdawkowe: - Cześć i nastolatki udały się w milczeniu do klasy. Chłopak nie był zbyt popularnym kolegą, nie miał komórki ani też nie był aktywny na żadnym z portali społecznościowych. A ten jego ubiór… Nic ciekawego. Po prostu nie mógł domagać się czyjegokolwiek zainteresowania. Przed klasą czekały już grupki dziewcząt i chłopców, z ożywieniem rozprawiających o dzisiejszym wyjściu po szkole, do galerii handlowej na lody, z okazji urodzin Kaśki, a potem do parku, żeby powłóczyć się trochę, ciesząc się urokami ciepłej, słonecznej wiosny. Kaśka z ulgą przyjęła odmowę klasowego odludka, nie bardzo wyobrażała sobie sytuację, w której chłopak ciągnąłby się za resztą towarzystwa, nie uczestnicząc w żartach ani w wygłupach. Jakiś dziwny ten Marcin. W ogóle do nich nie pasuje. Całe szczęście, że nie zgodził się iść z nimi, wymawiając się innym zajęciem w tym czasie. Rozmyślania dziewczyny przerwała niezbyt lubiana przez młodzież nauczycielka informatyki, która znienacka pojawiła się na horyzoncie, energicznym krokiem zmierzając w kierunku klasy, wzbudzając powszechne niezadowolenie i inicjując pomruki.

 

Lekcje dłużyły się, młodzież niecierpliwiła się. Dałoby się jakoś wytrzymać gdyby nie przynudzająca historyczka i zbyt ambitny matematyk, który za cel postawił sobie zrobienie z przeciętniaków geniuszy. Nawet Maciek obdarowany wyjątkowo ścisłym umysłem miał dzisiaj dość i z niecierpliwością czekał na dzwonek obwieszczający koniec lekcji. Zajęcia wreszcie dobiegły końca i nastolatki wysypały się grupkami ze szkolnego budynku, kierując się w stronę galerii handlowej. Dziewczęta plotkowały, podjadając kruche ciasteczka, które dzień wcześniej upiekła Kaśka, chłopcy podążali za nimi, częstując się czipsami z paczki, przemyconej przez Krzyśka w szkolnej torbie. Krzysiek miał sporą nadwagę i w związku z tym zakaz napychania się tego rodzaju przekąskami, ale jak zwykle zlekceważył zalecenia rodziców. W użyciu były też telefony komórkowe (z dostępem do internetu, a jakże...), nie można było nie pochwalić się pomysłowym „selfie” i nie wzbudzić tym samym podziwu w oczach kolegów i koleżanek. Właśnie dotarli na deptak, tuż obok galerii, z fontanną ustawioną w centralnym jego punkcie, kiedy Magda przypomniała sobie świetny kawał i postanowiła podzielić się nim z resztą towarzystwa. Efekt był taki, że za chwilę wszyscy ryczeli ze śmiechu, a ci, co kawał już znali śmiali się podwójnie. Nieoczekiwanie Alicja wybałuszyła oczy i otworzyła usta usiłując złapać powietrze. Chwyciła stojącą tuż obok Magdę, która od razu zorientowała się, że koleżanka potrzebuje pomocy, jednak zamiast zachować zimną krew zaczęła przeraźliwie piszczeć, czym zwróciła uwagę pozostałych. - Kto wie jak udzielić pierwszej pomocy w przypadku zakrztuszenia?! - wrzasnął Maciek i podbiegłszy do Alicji klepnął ją mocno w plecy. Raz i jeszcze raz, bezskutecznie. Dziewczyna robiła się coraz bledsza, w jej oczach można było wyczytać błagalne wołanie o pomoc. Maciek nie zaprzestawał oklepywania pleców koleżance, obserwując kątem oka jak pozostali nerwowo przeczesują komórki w poszukiwaniu informacji. Niespodziewanie jakiś ciężar zwalił się na chłopca, odsuwając go na bok. Wprawne ręce objęły i zgięły Alicję wpół i naciskając przeponę uwolniły dziewczynę od kawałka kruchego ciasteczka, które wpadło jej do krtani podczas ataku śmiechu, skutecznie tamując oddech. Alicja osunęła się na chodnikowe płyty i uniosła głowę do góry, aby przyjrzeć się swemu wybawcy. Przed nią stał... Marcin. Ten niepozorny, zwykle nierzucający się w oczy chłopak, którego zresztą miało tu nie być. - Ja, może nie jestem właścicielem telefonu komórkowego, ale staram się używać szarych komórek, w przeciwieństwie do niektórych tu obecnych – powiedział z przekąsem i odszedł, schylając się po drodze po ulotki, które wypadły mu z torby. Miał jeszcze ich sporo do rozdania, żeby za zarobione pieniądze dało się kupić coś przyzwoitego do jedzenia.

 

Kolejnego dnia, gdy jak zwykle wpadł do szkoły dosłownie w ostatniej chwili, tuż przed lekcją biologii, wszystkie oczy zwróciły się ku niemu. - Ot i twój rycerz... – wyszeptała Magda Alicji wprost do ucha. - Chyba, chyba nie zdążyłam ci wczoraj podziękować – wystękała Alicja, której nie bardzo było na rękę, że to właśnie on stał się jej wybawcą. Co innego Paweł czy Piotrek, za którymi oglądała się przynajmniej połowa gimnazjalistek. Ale ten... byle jaki chłystek? Dziewczyna przełknęła ślinę i z nosem na kwintę zajęła miejsce w ławce. Będzie teraz przedmiotem żartów koleżanek przynajmniej przez miesiąc. Potrafią być złośliwe.

Godzinę później wyjęła ze śniadaniówki przygotowaną przez mamę kanapkę z sałatą i szynką. Nie wyszła na przerwę, nie opłacało się, bo w tej samej klasie miała odbyć się zaraz kolejna lekcja biologii w zastępstwie za historię - nauczyciel tego przedmiotu akurat rozchorował się. Dziewczyna skrzywiła się. - Znowu to samo? Ileż razy można jeść kanapkę z szynką?- zwróciła się do siedzącej obok przyjaciółki. Magda nie zareagowała, za to ni stąd ni zowąd przy ławce pojawił się bohater wczorajszego dnia. - Jak nie masz co z nią zrobić to chętnie skorzystam, ale niestety nie mam nic na wymianę. Alicja bez żalu podała koledze kanapkę, a ten pochłonął ją w trzy sekundy. - Dziękuję, bardzo smaczna – odezwał się półgębkiem, przełykając ostatni kęs. Przy okazji – mam do ciebie interes. Magda, mogłabyś zostawić nas na chwilę? - zwrócił się do rudowłosej przyjaciółki Alicji, a ta zmyła się jak niepyszna, bo niezmiernie paliła ją ciekawość co też taki Marcin wykombinował. - Wczoraj ja zrobiłem ci przysługę – powiedział, zajmując miejsce w ławce - teraz twoja kolej i będziemy kwita. Czy wpadniesz do mnie na chwilę po szkole? Nie zajmę ci dużo czasu. Chciałbym coś ci pokazać. Nic wielkiego, ale wymaga tego, żebyś poszła ze mną. Dziewczyna nie miała najmniejszej ochoty na przebywanie w towarzystwie zupełnie niepopularnego kolegi, ale jeżeli to miało ją od niego uwolnić... Poza tym zjadała ją ciekawość. Może będzie miała co opowiadać przyjaciółce, która wyraźnie lubiła tego rodzaju sensacje. Zgodziła się więc i tuż po skończonych lekcjach skierowali się w stronę domu Marcina, niewiele odzywając się do siebie bo i wspólnych tematów było zbyt mało. Tak naprawdę nie znali się zupełnie. Mieszkał kilka przecznic dalej, w czteropiętrowym bloku, którego elewacja pozostawiała wiele do życzenia. Weszli schodami na drugie piętro i zatrzymali się przed drzwiami, które wcale nie zapraszały do środka. Odrapane i brudne, odstraszały potencjalnego gościa swym wyglądem, czego więc można było spodziewać się po wejściu do mieszkania? Marcin nacisnął klamkę i lekko popchnął dziewczynę, która nie była zdecydowana, żeby wejść. Serce mu waliło, bo właśnie odkrywał przed kimś swoją największą tajemnicę, o której niewielu wiedziało, bądź zwyczajnie – nie chciało wiedzieć. Alicję ogarnęły mdłości zaraz po przekroczeniu progu – smród był tak nieznośny, że zasłoniła nos i usta ręką, aby nie zwymiotować. Z pokoju wyjrzała matka Marcina, oparła się jedną ręką o ścianę i wykrzywiła usta w dziwacznym uśmiechu. - Jeszcze nie zdążyła wytrzeźwieć – szepnął chłopak do siebie. - Co to, przyprowadziłeś koleżankę? - odezwała się matka, próbując przygładzić paskudnie tłuste włosy i okrywając się szczelniej czymś w rodzaju szlafroka, co było tylko jego brudną i zniszczoną namiastką. Jednak nigdy się z nim nie rozstawała. - O! Gówniarz wrócił! - Gdzie kasa? - wrzasnął ojciec, nie wychylając się z pokoju. - Ciii – kobieta za wszelką cenę usiłowała uspokoić męża, ale ten nie słuchał i coraz bardziej podnosił głos na syna, który skulił się w obronnym geście, choć ojca nie było w pobliżu. Alicja spanikowała, szarpnęła drzwi i znalazła się z powrotem na klatce schodowej. - Byle dalej stąd! - pomyślała i puściła się pędem w dół po schodach. - Alicja, Ala! Zaczekaj! - Marcin ciężko dysząc dogonił dziewczynę na półpiętrze i chwycił ją mocno za ramiona. - Ja... ja nie jestem taki zły, słyszysz? Spójrz na mnie. Nie chciałem cię przerazić! Chciałem tylko, żebyś zobaczyła jak wygląda moje życie i wreszcie doceniła te swoje kanapki z sałatą i szynką. Nie gniewaj się na mnie, proszę - patrzył jej prosto w oczy, daremnie szukając w nich zrozumienia i wybaczenia. Zszokowana Alicja nie chciała dalej słuchać, ostrym szarpnięciem wyrwała się z silnego uchwytu kolegi, zbiegła w dół i tyle ją widział. Spuścił głowę i wrócił do mieszkania, które przerażało go brakiem radości, miłości i ciepła. Był samotny.

 

W ciągu kolejnych dni w szkole nie działo się nic ciekawego. Wiało nudą, z przerwami na niezapowiedziane kartkówki. Te to ciągle były ciekawe, bo kiedy wydawało ci się, że nic nie wiesz, doznawałeś olśnienia, a kiedy myślałeś, że pozjadałeś wszystkie rozumy, zostałeś ściągnięty na ziemię złą oceną. Marcin, który i tak do tej pory był odludkiem, teraz na dobre zaszył się w sobie, ciężko było złapać z nim jakikolwiek kontakt. Nawet nauczyciel chemii patrzył na niego podejrzliwie, kiedy, zwykle bystry i inteligentny chłopak, teraz ledwo coś dukał przy tablicy Mendelejewa, która dla większości, pomimo starań nauczyciela, pozostawała czarną magią. Alicja również nie była jakoś specjalnie wygadana, a przyjaciółka nawet obraziła się na nią, że ta do tej pory nie zdała jej relacji z wyprawy do domu Marcina. - Phi, też mi tajemnica! - Magda wzruszyła ramionami, udając brak zainteresowania tematem, choć akurat było zupełnie na odwrót.

 

W sobotni poranek mamę Alicji wybudziły ze snu dziwne odgłosy dochodzące z kuchni. Przeraziła się i zaczęła szarpać męża, który właśnie przewracał się na drugi bok. - Janek, Janek, obudź się, ktoś jest w naszej kuchni! - Że co? - pan Sokołowski podniósł głowę i zaczął nasłuchiwać. - Nie przyszło ci do głowy, że to może być Alicja? - zapytał. - Alicja? Coś ty, nigdy nie widziałam jej w kuchni w sobotę rano. Do południa nie wstaje z łóżka. - To żeś mi zabiła ćwieka, idę w takim razie sprawdzić. - Uważaj tylko! - pani Sokołowska z niepokojem wypchnęła męża z sypialni i czekała na przebieg wydarzeń, ale żeby nie czekać biernie chwyciła w rękę mosiężny świecznik ze stolika tuż obok i zaczaiła się przy drzwiach. - Basiu, chodź no tu – usłyszała, wcale nie rozpaczliwe, wołanie męża, odstawiła więc świecznik na miejsce, narzuciła podomkę i weszła do kuchni. Doleciał ją zapach świeżutkich bułek i jajecznicy z boczkiem, której solidną porcję mąż właśnie nakładał sobie na talerz. Alicja stała obok i nalewała z dzbanka do kubka dopiero co zaparzoną, aromatyczną kawę - nie sposób było się oprzeć. Pani Sokołowska przetarła oczy ze zdumienia, usiadła obok męża dopiero wtedy, gdy ten wskazał jej miejsce. Nie odezwała się ani słowem, oczy miała mokre od łez. Była tak wzruszona, że ledwo co przełknęła śniadanie, każdy kęs rósł jej w gardle, za to pan Sokołowski nie stronił od dokładki, najadając się aż za bardzo. Gdy skończyli śniadanie matka Alicji podniosła się, aby posprzątać, lecz dziewczyna wyrwała jej z rąk brudne talerze zapewniając, że sama ogarnie bałagan na stole. Rodzice ucałowali Alicję i wycofali się do swoich zajęć, a nastolatka uśmiechnęła się i wyszeptała: - Dziękuję ci, chyba zrozumiałam co chciałeś mi powiedzieć.

 

Marcin zaszył się w kącie szkolnego korytarza, pomiędzy pracownią chemiczną, a gabinetem biologii i zagłębił się w lekturę książki, którą wypożyczył dzień wcześniej w osiedlowej bibliotece. Biblioteki, na szczęście, ciągle istniały, w przeciwnym razie miałby utrudniony dostęp do alternatywnego świata, będącego projekcją pisarskiej fantazji, a stanowiącego ucieczkę od marnej i nieciekawej rzeczywistości. Owszem, czasem zaglądał do antykwariatu przy ulicy Mariackiej, wpasowanego w zabytkową część miasta, ale nawet jeżeli ceny książek były tu przystępne to i tak wydanie każdej złotówki wymagało głębokiego zastanowienia. Zdarzało się bowiem, że kładł się spać ze ściśniętym z głodu żołądkiem – wtedy natarczywe ssanie budziło go w środku nocy, nie pozwalając należycie odpocząć. Cóż... Książkami się nie naje... Tak więc najczęściej odkładał ciekawie zapowiadającą się pozycję na półkę, po czym z żalem opuszczał antykwariat, obiecując sobie, że następnym razem z pewnością ją kupi, o ile jeszcze będzie dostępna. Tyle, że … następny raz rzadko nadchodził.

 

Alicja niemal zadławiła się kęsem bułki, którą mama przygotowała jej do szkoły, kiedy towarzysząca jej Karolina, obdarzona niewątpliwym talentem aktorskim, wcieliła się w postać flegmatycznego nauczyciela fizyki. Spowolnione ruchy, odpowiednia gestykulacja i wyraz twarzy dały tak komiczny efekt, że Alicja nie potrafiła powstrzymać się od śmiechu, chociaż nauczyciela tego przedmiotu darzyła dużą sympatią. Karolina za to była zbyt wyniosła i pewna siebie, aby ją lubić, jednak trzeba było przyznać, że parodiować potrafiła jak mało kto. Uśmiech zniknął z twarzy Alicji natychmiast kiedy dostrzegła Marcina pochylonego nad jakąś książką, zapewne arcyciekawą, bo chłopak z wypiekami na twarzy śledził tekst na poszarzałych kartkach opasłego tomiska. Zawahała się chwilę, po czym spławiła towarzyszącą jej koleżankę, wymawiając się nagłą koniecznością skorzystania z toalety. Kiedy Karolina zniknęła za zakrętem, zarzucając wcześniej sporych rozmiarów, lakierowaną torbę na ramię, odważyła się podejść do kolegi, zagłębionego w lekturze książki. - Co czytasz? - rzuciła w kierunku Marcina, a ten podniósł głowę i zawiesił wzrok na jej twarzy. - Po pierwsze: od kiedy to cię interesuje? - burknął niegrzecznie. - Po drugie: nie wstydzisz się, że ktoś może nas zobaczyć? - Nie, nie wstydzę się – skłamała, bo tak naprawdę wciąż miała problem ze zbliżeniem się do kogoś takiego jak Marcin – wyglądał jak wyglądał, był nikim na tle klasy, a może i nawet całej szkoły. - Co czytasz? - powtórzyła, choć wcale nie była ciekawa odpowiedzi – poświęcała książkom niewiele czasu i były to przeważnie lektury, z którymi zapoznawała się wyłącznie z konieczności podyktowanej chęcią zdobywania jak najlepszych ocen. Jej rodzice byli dobrze sytuowani, starali się spełniać wszystkie zachcianki długo wyczekiwanej jedynaczki, nie mogła zawieść ich kiepskimi wynikami w nauce. Tak więc, pytanie skierowane do Marcina nie miało głębszego sensu – żaden tytuł książki nie będzie jej się wydawał znajomy, ani też nie będzie budził żadnych skojarzeń. Zrobiła po prostu pierwszy krok do przezwyciężenia niechęci do tego dziwnego chłopaka – zbyt dziwnego jak dla niej i pozostałych dwudziestu sześciu osób w klasie.

 

Marcin niespiesznie otworzył drzwi mieszkania, które i tym razem nie były zamknięte na klucz – nie miałoby to sensu, bo w środku nie znajdowało się nic wartościowego, no może z wyjątkiem starego zegara w drewnianej obudowie, który tkwił na ścianie jego pokoju i był jedyną zachowaną pamiątką po zmarłej babci. Babcia odeszła cztery miesiące temu, wszystko co posiadała zostało spieniężone, kasy było na tyle mało, że nie starczyło na polepszenie bytu, ale na tyle dużo, żeby rodzice nie trzeźwieli. Ostro zaprotestował kiedy w domu zabrakło gotówki i ojciec ściągał zegar ze ściany, żeby wymienić go na przynajmniej dwa litry wódki. Oberwał przy tym potężnego kuksańca w głowę tak, że dojrzał mroczki przed oczami. Nie pierwszy raz... Matka, która akurat miała przebłysk trzeźwości stanęła murem za synem i uparła się, żeby zegar pozostał na swoim miejscu. Udało się... tym razem...

 

Dobiegły go bełkotliwe, agresywne męskie głosy z pokoju obok – ojciec i jego kumple rżnęli w karty, nie żałując przekleństw i obrażając się wzajemnie. Zajrzał do kuchni – krzątała się w niej matka, która drżącymi z przepicia rękoma przygotowywała kanapki ze smalcem. Znieruchomiała na chwilę i spojrzała na syna, ale zaraz ze wstydem opuściła wzrok na kuchenny blat i zaczęła układać kanapki na wyszczerbionym talerzyku. Chłopak przekroczył próg swojego pokoju, zrzucił plecak na wyblakły i mocno przybrudzony dywan, po czym walnął się na kanapę - sfatygowane sprężyny złowrogo zajęczały pod jego ciężarem. - Znowu to samo – cholerne dejavu albo dzień świstaka, jak kto woli – powiedział sam do siebie. - Kiedy to się wreszcie skończy? - Kiedy obudzę się z tego koszmaru? Założył ręce pod głowę, zamknął oczy i zaczął marzyć... o normalnej rodzinie i normalnym życiu, o tym, czego inni nie doceniają, bo mają to na co dzień. - Gdzie tu sprawiedliwość?

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Marzycielka29 14.06.2016
    Fajne i na czasie, jak mogę tak to ująć :) Smutny początek i kontras jaki pokazałaś, dopełniał się. 4,5 czyli 5
  • AnkaaknA 14.06.2016
    Do Marzycielka29: Jestem bardzo wdzięczna za komentarz (każdy jest cenny). Cieszę się, że się spodobało :-) W takim razie piszę dalej.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania