Rymy Orła w Koronie II
Polityka
RYMY ORŁA W KORONIE II
Co chceta – poeta!
Rafał Wojaczek chlał gorzałę i modlił się do bufetowych. Edward Stachura siłą woli zatrzymywał pociągi. Ryszard Milczewski-Bruno ruszał w miasto i wdawał się w bójki. Zygmunt Jan Prusiński, wieszcz narodowy, który talentem bije powyższych artystów na głowę, zasypuje sądy pozwami.
Zduszeni polityką
Pan Zygmunt mieszka w Ustce. Mieszka i tworzy zapamiętale. Nie bez kozery mówi o sobie, że jest jedynym poetą narodowym. Bo taki Marcin Świetlicki – zamiast zająć się
narodem, tworzy modernistyczne powieści o degeneratach i ćmach barowych. A Zygmunt Jan nad tkanką narodową czule się pochyla. I w trakcie tych pochyleń rodzą się kawałki przejmujące. Oto w utworze „Pozwoliliśmy im, my, naród...” twórca z Ustki pisze:
Krwawimy zduszeni inwalidzką polityką
tyle obrzydzenia do skrajnej korupcji wylewa
rzeka z wszystkich ust przegranych czasem. (...)
No cóż świat się zawalił pod ciężarem...
polski komunizm wre – niby uciekamy
od tego straszydła – a on nas goni...!
Cena za takie pisanie jest wysoka. W Polsce nie szanuje się narodowego poety, prędzej ma się go za oszołoma! Jednak nie martwi mnie to, bo ktoś musi pisać wiersze o Ojczyźnie i dla Ojczyzny. Pisać bezpieczne temaciki można zawsze i wciąż, bez okazji. Jednak pisanie o inwalidce – jaką jest moja Polska, to już co innego. I za to mnie nie lubią, bo pokazuję... rdzę, truciznę, brud, syf! (...) Sławy nie żądam, bo jej nie ma. Nikogo też nie namawiam, by drukował moje wiersze, wolę je rozdawać lub specjalnie gubić, na alei, na ławce, w budce telefonicznej – skrobnął wielki poeta z Ustki we „Wsi Tworzącej”, dodatku literackim do periodyku „Powiat Słupski”.
Bush z Husajnem
Wiadomo – prawdziwi poeci muszą krwawić. I pan Zygmunt ochoczo toczy strumienie gęstej ojczyźnianej juchy, by z radością cierpieć za miliony. Lecz co tu kryć – takie krwawienie to nie jest lekki chleb. Zdarza się, że ustecki Mickiewicz ma dość funkcjonowania w ciasnych budkach telefonicznych. Bywa, że pragnie, by świat cały spijał strofy z jego ust. Wtedy zabiega o druk swych utworów. Rzecz jasna konwencjonalne łażenie po wydawnictwach zakończyłoby się klęską sromotną. Dlatego ima się sposobów niekonwencjonalnych. Na przykład listownie prosi o finansowe wsparcie prezydenta USA. Proszę, by to Pan, wielki Prezydent Ameryki pomógł mi w wydaniu antologii „Biały blues poezji”. To tylko 4 tysiące dolarów! Będę Panu Prezydentowi (nawet i w niebie) wdzięczny! A gdyby Pan planował wizytę w Polsce, moje skromne mieszkanie w gościnie czeka – napisał.
Wielki prezydent Ameryki grosza poskąpił. Może zapoznał się z utworem Zygmunta Jana Prusińskiego o Saddamie Husajnie. Leci on tak:
Ty nie jesteś moim wrogiem
bym miał powód Cię przeklinać.
Znamy wspólnego wroga,
który rujnuje cywilizację.
A może dowiedział się, że Zygmunt Jan w magistracie złożył wniosek, żeby jedną z ulic w Ustce nazwać imieniem Husajna. W tej samej Ustce, do której zaprosił prezydenta Ameryki. Bush spacerujący po ulicy Saddama Husajna wyglądałby nie dość poważnie.
Samuraj globalizmu
Pieniędzy na wydanie swych dzieł poeta narodowy szuka głównie w sądach. Arcybiskupa Gocłowskiego pozwał za antypolskość, a szczególnie za to, „że ten samuraj globalizmu przekroczył wszelkie normy nie tylko swoich uprawnień, ale i przyzwoitości powszechnej, usiłując za wszelką cenę zniszczyć kapłana Henryka Jankowskiego”. Poecie nie jest jednak obce uczucie litości. Dlatego uprzejmie stworzył alternatywę: albo arcybiskup płaci odszkodowanie, albo wydaje jego wiersze. Podobnie postąpił z literatem Pawłem Huelle, który – jak głosi poeta z Ustki – z literaturą polską ma jedynie tyle wspólnego, że pisze po polsku, podobnie jak niedawno zmarły Litwin, poeta Czesław Miłosz. Huelle miał dwa wyjścia: buli pięć kawałków albo wydaje tomik Prusińskiego pt. „Grzesznicy z Kryształowego Sadu”.
Na liście pozwanych przez narodowego wieszcza znalazł się również generał Wojciech Jaruzelski. Pan Zygmunt żądał od niego zadośćuczynienia za krzywdy moralne, których – jak uważa – doznał po wprowadzeniu stanu wojennego. Krzywdy polegały na tym, że poeta w tym czasie przebywał w Wiedniu, małżonka zaś w Polsce. Przymusowa rozłąka, jak twierdzi wieszcz, zaowocowała rozwodem. Niestety twórca znowu nic nie wskórał, bo sąd zażądał podania adresu pozwanego. Poeta obdzwonił całą Warszawę, ale nikt mu namiarów na generała podać nie chciał.
Depresja z połówką
Do sądu Zygmunt Jan Prusiński zapragnął też zawlec Aleksandra Kwaśniewskiego. A to z powodu gestów Siwca i Jedwabnego.
Po tym jak Polska przegrała z Ekwadorem na Mistrzostwach Świata w piłce kopanej, od Pawła Janasa zażądał 10 tys. zł. Bo naraził go na straty moralne, a także materialne. Te Prusiński detalicznie wyliczył w pozwie. Mianowicie przed meczem zakupił pół litra wódki, trzy piwa, półtora kilograma kiełbasy, ogórki, pieczywo i chrzan. Co świadczy o tym, że przygotowywał się do świętowania. Tymczasem reprezentacja zafundowała Polakom niewartą takich wydatków stypę. Na dodatek kolega poety w trakcie meczu ze złości cisnął sokiem pomidorowym i zabrudził świeżo malowaną ścianę. W tej sytuacji pozew był słuszny i uzasadniony.
Za to, że odmówiono mu zorganizowania demonstracji w Słupsku, pozwał miasto oraz wojewodę pomorskiego. Z prostej matematyki od każdego pozwanego po 100 000 złotych plus odsetki – zażądał. Gdy Sąd Apelacyjny w Gdańsku nie przyznał mu racji, postanowił pozwać sąd. Domagał się 100 tys. zł za doprowadzenie mnie do nerwicy i depresji, za odwalenie amatorszczyzny w tym procesie, gdzie stałem się pośmiewiskiem w lokalnej społeczności.
W sumie artysta Prusiński wysmażył ponad 50 pozwów cywilnych. W prokuraturach złożył zaś grubo ponad setkę zawiadomień o popełnieniu przestępstw.
Paragraf członka
Nic dziwnego, że obok Polski i polskiego narodu w dziełach usteckiego poety występują wątki sądowe. Aktu zemsty i rozliczenia twórca dokonał w utworze „Pod godłem smutnego orła z koroną”. Z przyczyn niesamowitej inteligencji jaką okazała Przewodnicząca Kolegium przy Sądzie Rejonowym w Słupsku Dzierżyńska Edyta, ku roztropności na przyszłość wiersz ten o niej napisałem:
Rozdzwoniła się biodrami
(moja w głębi serca ułożona) Edyta Dzierżyńska
że jest gwiazdą nad gwiazdami
z wilczym biletem oddania
w mój próg erotycznej wyobraźni, by ją skruszyć
paragrafem członka.
W przerwach pomiędzy licznymi procesami Prusiński jest artystą czujnym i zaangażowanym. Gdy Gross opublikował swój „Strach”, natychmiast zażądał od Rady Miejskiej w Ustce, by ta uznała autora książki obrażającej wszystkich Polaków za persona non grata. Rajcy podeszli do projektu poety wyjątkowo poważnie. Okazało się, że nadanie Grossowi miana osoby niepożądanej jest niemożliwe z powodów prawnych. Ale ten pomysł narodowego wieszcza, w przeciwieństwie do innych planów, zyskał znaczną akceptację społeczną.
Autor: Maciej Mikołajczyk
Tygodnik NIE - nr 20/2009
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania