Rysa na szkle
Dni tańczą na słowach,
kołyszą się z wiatrem aż zamykamy
oczy od nadmiaru nas na kolejnych kartkach,
jeszcze białych,
choć zabarwionych atramentem, który
wypływa z żył, jak lawa. Wtedy płonie ostatni
most i uciec można jedynie
w głąb siebie. Do pierwszego bólu, pod warunkiem, że pamięta się drogę.
A ja nie wiem czy pamiętam. Zgasły przecież
wtedy latarnie.
W mroku nie widziałam, gdzie zaczyna się,
a gdzie kończy lśnienie.
Jakby noc była we mnie i na granatowo
znaczyła obecność.
Tymczasem zawsze byłam tylko kredą.
Komentarze (18)
Ciasne ramy przecież nie dla nas.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania