Sąd ostateczny (nieco rozszerzony )
Po ogromnych eksplozjach, błyskach i świstach nadszedł długo oczekiwany koniec świata, a po nim oczywiście sąd ostateczny.
Na pierwszy rzut poszli Neandertalczycy.
- Byłem głodny, a nie nakarmiliście mnie, spragniony, a nie napoiliście mnie, nagi, a nie przyodzialiście mnie. Niech was piekło pochłonie - oznajmił stanowczym głosem Syn Boży.
I zaraz ziemia zaczęła drżeć, wśród Neandertalczyków zaczął narastać coraz większy niepokój. – Wrzzzzy!!! Gdrrrr!!! – Tak brzmiały ich ostatnie odgłosy, potem grunt się pod nimi zapadł i wpadli w czeluść.
Przyszła kolej na człowieka pierwotnego. Z ust Syna Bożego padły te same słowa, pierwotni krzyknęli – Aaaa!!! I przepadli.
Potem przyszła kolej na pospolitych złoczyńców, którzy potrafili już się konkretnie tłumaczyć, kłamać, udawać skruszonych, niestety wszystko na nic, skończyło się przeraźliwym Nieeee!!!
- Kogo tam jeszcze mamy? – zapytał Syn Ojca.
- Teraz wchodzą ci najgorsi, wiesz kogo mam na myśli? – powiedział z lekką ironią w głosie.
- A! Oczywiście – powiedział uśmiechając się. – Dawać ich tu!
- Wiesz… zanim to nastąpi, chciałbym, żebyś zajrzał do poczekalni – powiedział Stwórca z lekką obawą w głosie.
- O co chodzi, co się tam dzieje? – zapytał zaskoczony słowami Ojca, Zbawiciel.
- Martwi mnie Augustyn, cały czas się modli, przecież wie, że jest zbawiony, bo mu powiedziałem, ale on spojrzał na mnie z wyrzutem, po czym zamknął oczy i dalej się modlił.
- No też? Najwyraźniej coś z nim nie tak, dobrze, pójdę spróbuję dowiedzieć się o co mu chodzi.
Wyszedł na korytarz, minął kilku potępieńców pilnowanych przez anioły z ognistymi mieczami, potem jeszcze paru, co nie wiadomo jeszcze, dokąd trafią, rozmawiali bardzo zestresowani, ze swymi skrzydlatymi stróżami. No i wreszcie on, samotny na kolanach z rękami złożonymi do modlitwy.
- Augustyn? Co ty robisz, już po wszystkim jesteś zbawiony. Wstań i idź, to tamte drzwi na prawo – Zbawiciel wskazał palcem. – Zapukasz, Piotr ci otworzy, wejdziesz i będziesz wiecznie szczęśliwy.
Augustyn spojrzał na niego podejrzliwie, po czym podniósł się z kolan i powiedział:
- To wszystko jest nieuczciwe!
- Słucham??? - Ledwo wydusił z siebie Zbawiciel.
- Spotkałem tu kilka godzin temu niejakich fizyków i opowiedzieli mi, co nieco o rzeczywistości – powiedział zdenerwowanym tonem Augustyn.
- No masz!? Ktoś nie dopilnował by się nie stykali ludzie z różnych epok, będę musiał pogadać z dowódcą straży. No, ale co, co oni ci takiego powiedzieli?
- Jak se pomyślę, że wszechświat jest taki ogromny, a my w nim niczym nawet nie mrówki… mam uwierzyć, że niby to na obraz i podobieństwo…
- Bóg jest wszędzie także i w tych najmniejszych – wszedł mu w słowo Zbawiciel.
- Teraz mówisz jak hinduista!
- Co!? To ich też spotkałeś?
- Też, ale oni to pół biedy, ci fizycy dwudziestowieczni mnie zaintrygowali. Mówili, że przyszłość może mieć wpływ na przeszłość i strasznie mnie to zafascynowało. Dlatego teraz się modlę, bo chcę, żeby przeszłość potoczyła się zupełnie inaczej.
- Jak? – Zbawiciel spojrzał na niego z przerażeniem.
- Chcę, żeby wszyscy byli zbawieni – odpowiedział i zamknął oczy pogrążając się w modlitwie.
Zbawiciel przerażony, pobiegł czym prędzej na salę sądu ostatecznego.
- Ojcze! Ten Augustyn kombinuje coś przeciw nam!
- Co takiego? – Zapytał Ojciec lekko poirytowanym głosem.
- Tam na korytarzu panuje totalny chaos, jakim cudem on zetknął się z tymi szarlatanami!?
- Nie wiem o co chodzi? Mów jaśniej, synu – powiedział zniecierpliwiony Ojciec.
- Augustyn rozmawiał z… no z tymi fizykami od wszelkiej względności.
- Co? Jakim cudem? – Stwierdził ze zdziwieniem Wszechmocny.
- To ja się pytam! – krzyknął Zbawiciel.
- Hm… porządku tam pilnuje Szemkel – powiedział po dłuższym namyśle Ojciec.
- Szemkel!!! Ten niedojda, który byle komu daje się zbajerować?
- Daj spokój, to trochę taki nieszczęśliwy archanioł, dobra z niego istota – odpowiedział ciepłym głosem Ojciec.
- To naiwniak, nie nadaje się do pilnowania porządku, widzisz co teraz się stało, ten Augustyn… Ojcze czy to jest możliwe, żeby przyszłość miała wpływ na przeszłość?
- Hm… zasadniczo to nie, ale w teorii względności, stworzonej przez tego diabelskiego Einsteina, to niczego nie można być pewnym.
- Cholera! A tyle razy powtarzałem, że nauka to zło, a Ty nic z tym nie robiłeś.
- No może i miałeś rację, ale gdybym ich tak tylko karał i karał, to ten nasz sąd nigdy by nie zaistniał.
- A teraz, to jego prawo może być względne – stwierdził sfrustrowany ta sytuacją Zbawiciel.
- Musimy działać natychmiast, chyba jeszcze mamy przewagę czasową, jego modlitwy chyba jeszcze nie przebiły się do rzeczywistości kwantowej, wszystko jeszcze trwa w superpozycji – oznajmił Ojciec z nadzieją w głosie.
- No to działaj, w końcu jesteś wszechmogący – odpowiedział z lekką drwiną Zbawiciel.
I zaraz pojawili się przed nim psychopatyczni mordercy i wszelkiego rodzaju zboczeńcy.
- Dla was oszczędzę moich wywodów, bo szkoda na to czasu, powiem krótko, niech piekło was pochłonie…
I ziemia zaczęła drżeć…
- Chwileczkę! – odezwał się jeden z psychopatów.
- Czego chcesz draniu? – Syn Boży spojrzał na niego z lekkim niesmakiem.
- Żeby było sprawiedliwie, to musiałbym mieć wolną wolę, a ja jej nie miałem, byłem zdeterminowany genetycznie, jakiś błąd się wdarł podczas tworzenia mojego kodu… no tego, no… DNA – powiedział oburzonym głosem psychopata.
- Co!? – Syn Boży spojrzał na niego z przerażeniem. – Więc jest już za późno – pomyślał kręcąc głową.
- A ja miałem poród kleszczowy, uszkodzono mi coś w mózgu odpowiedzialnego za moralność i od urodzenia jestem amoralny – stwierdził jeden ze zboczeńców.
Zbawiciel podszedł do tronu, na którym siedział jego Ojciec.
- Cholera, niestety chyba modlitwy Augustyna zaczęły działać – powiedział podłamanym głosem Zbawiciel.
- Może jeszcze nie do końca, nie trać wiary mój synu.
- Skoro tacy kretyni coś o niej wiedzą. A ten drugi! Poród kleszczowy!? No i masz… a przecież umawialiśmy się, Ty stworzysz ludzi a ja zbawię tych dobrych i co teraz?
- No cóż synu, tych psychopatów i zboczeńców trzeba będzie wpuścić do nieba, ale zostali jeszcze hitlerowcy, może z nimi się uda?
- Mam nadzieję, że większość nie miała kleszczowych porodów.
I w mgnieniu oka pojawili się przed obliczem Sądu Ostatecznego, hitlerowcy.
- Wasze zbrodnie są przerażające, więc wyrok jest oczywisty – oznajmił Syn Boży.
- Chwileczkę! – odezwał się facet z małym wąsikiem.
- O!? I ty masz czelność jeszcze coś mówić – stwierdził z oburzeniem Ojciec, podnosząc się z tronu.
- Ten sąd jest niesprawiedliwy, bo żeby kogokolwiek skazywać na wieczne potępienie, to każdy musiałby mieć identyczne warunki. Ja dokonałem tych wszystkich zbrodni, bo miałem władzę absolutną, a jak wiadomo, ona psuje absolutnie. Gdybym jej nie miał, to byłbym zwykłym, żałosnym nieudacznikiem, być może wzbudzałbym litość? – oznajmił płaczliwym głosem Hitler.
Syn Boży spojrzał na niego, pokręcił głową i znowu podszedł do tronu.
- Ojcze? – powiedział zmęczonym głosem.
- Niestety, tych też trzeba będzie wpuścić do nieba i całą resztę wyciągnąć z piekła. W końcu jesteśmy sądem sprawiedliwym, prawa i zasady to my – stwierdził wzruszając ramionami Ojciec.
- U nas nie może być wszystko względne, jak w tej fizyce z piekła rodem – stwierdził ze smutkiem Zbawiciel.
- No właśnie, Synu u nas jest wszystko bezwzględne, ostateczne – odpowiedział wzruszając ramionami Ojciec.
- Czyli, nierealne… – pokręcił głową Zbawiciel.
Komentarze (1)
Tematy dwa:
- Apokatastaza
- Beczka Diogenesa
Czas do jutra - północ! Sto słówek tylko!
Wszystkiego dowiesz się na Forum: https://www.opowi.pl/forum/lbnd-19-tematy-konkursowe-w1339/
Liczymy na Ciebie!!!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania