Sałatka z oliwek
Sałatka z oliwek
Oliwek było mnóstwo i uważnie brała do ręki opakowania.
-Niech pani uważa na te czarne – wysoka kobieta wskazała zafoliowany woreczek.- Kiedyś kupiłam takie w Grecji i okazały się zepsute.
Kobieta miała na sobie skromny top bez napisów i szare dżinsy.
-Polka – pomyślała.- Trzeba jej zaufać.
Jeszcze raz obejrzała woreczek prześwietlając go wzrokiem na wylot. Nie, nie wzbudzał podejrzeń.
Zielone oliwki były bez zarzutu. Kupiła oba opakowania.
Na bazarze zapadał zmierzch. Było gorąco. Masa południowych owoców wciąż zachęcała. Wielkie arbuzy i melony przyciągały chłodem. Brzoskwinie pękały niemal od soku a pomarańcze lśniły jaskrawą barwą.
Ale ją interesowały tylko oliwki. Chwilę wahała się, czy nie wziąć jeszcze jednej paczki.
- Nie – zdecydowała. - On i tak wolałby świeże. Szkoda, że to nie sezon – pomyślała.
- Twoja wycieczka wydaje się ciekawa i na pewno taka będzie - napisał do niej przed wyjazdem. - Chciałbym móc kiedyś tak polecieć i nacieszyć się słońcem i miejscową kuchnią. Jak wiesz jestem wegetarianinem, a kuchnia śródziemnomorska obfituje w ciekawe warzywa i owoce. A już świeże oliwki... Ech, rozmarzyłem się. U nas można kupić co najwyżej takie zamarynowane w słoiku, wszystkie smakują tak samo. Kiedyś jadłem prawdziwe w Niemczech, w greckiej knajpie. Na początku mi nie smakowały, ale z czasem doceniłem ich smak i od tego czasu oliwki (niestety te ze słoika) są dla mnie ulubionym składnikiem wielu potraw. Skorzystałbym zapewne też ze świeżej oliwy. Musi być wyborna.
Świeżej oliwy też było mnóstwo ale nie chciała ryzykować. Trzepnie gdzieś bagażem i oliwa stanie się tylko tłustą plamą.
Od kilku miesięcy chorował i porozumiewali się tylko mailami. Rzadziej telefonicznie lub poprzez sms-y. Podobnie zresztą jak wcześniej w pracy, gdzie w ogóle prywatna rozmowa nie wchodziła w grę.
- Przywiozę ci z Włoch te oliwki – zapowiedziała triumfalnie przed wyjazdem.
Nie wyraził wielkiego entuzjazmu. – Będziesz miała kłopot z przewiezieniem…- pisał. - Zresztą ja też wyjeżdżam…
Puściła to mimo uszu.
- Mam oliwki! – napisała sms-a, zaraz z targu, ale pozostał bez odpowiedzi.
Wiozła je z Włoch jak największy skarb. W długiej, nudnej drodze wyobrażała sobie, jak ofiaruje mu te oliwki i jaki będzie wtedy szczęśliwy.
Zadzwoniła zaraz po powrocie.- Mam oliwki!
- Taak?- zawahał się. –No to może zostaw w pracy…
- W jakiej pracy?- zirytowała się. – Przecież jesteś na zwolnieniu! One się zepsują.
- No to może kiedyś podjadę do ciebie…
- Kiedyś? Zepsują się! – nastawała.- Przyjedź może jutro na herbatę?...
- Dobrze, we wtorek będę wracał od dziecka to podjadę.
Kupiła poziomki i lody. Ale nie przyjechał. Późnym wieczorem wysłała pytającego smsa.
-Gorzej się dziś czułem- odpisał.
- Przyjedziesz po oliwki? – napisała nazajutrz.
- Kiedyś podjadę – przeczytała.
- Co z oliwkami?- spytała za kilka dni.- Nie mogą długo leżeć.
- Nie wiem, jak je od ciebie odebrać – tłumaczył.
-Wiedziałam, że tak będzie! Wiedziałam! - wołała w komórkę.- Dlaczego mi to robisz?!
- Zawracasz mi głowę a ja pracuję! – odpisywał. Jako rekonwalescent mógł już pracować w domu.
- Zejdź na dół ze swojego mieszkania – błagała.- Przywiozę ci je. - Nie chcę już tych oliwek! - odpisał.
Rozpłakała się.
- Przekażę ci je przez …przez twoich rodziców! - napisała wreszcie. Nie odpowiedział.
Adres rodziców znalazła bez trudu. Książka telefoniczna była trochę nieaktualna ale…
W niedzielę – wtedy ludzie są w domach – chwyciła paczkę i wsiadła na rower.
Pod blokiem zawahała się jednak. Zadzwoni i co?
Domofon był zepsuty, drzwi zastała otwarte. Po schodach zbiegał młody człowiek z psem. Obejrzał ją jakby ze zdziwieniem.
Na drzwiach tabliczka była zdjęta. Nikt nie reagował na stukanie.
Zadzwoniła do sąsiadów. – Czy państwo Z. już tu nie mieszkają? zapytała. Polecili jej zejść niżej.
- Szukam rodziców kolegi z pracy – powiedziała z bijącym sercem. –Kolega jest na zwolnieniu. A ja mam dla niego prezent z wycieczki.
- Nie, nie, już tutaj nie mieszkają - sąsiadka była rozmowna. –Wie pani, oni się rozeszli. Matka… Matki to już długo nie widziałam. Ojciec ma sklep. Kuchnie gazowe, lodówki, pralki…Znajdzie pani, bo to przy dawnych Zakładach.
- Znajdę! – zawołała. -Dziękuje pani…
- Chwilę! Ja zaraz zadzwonię do jego ojca, żeby był w sklepie..
-Niech pani tego nie robi! – zawołała. - Niech pani…
-O, nie mam telefonu… Ale córka ma…Jak wróci…
- Dziękuję! Dziękuję! – wołała przerażona.- Niech pani nie dzwoni! Ja na pewno znajdę ten sklep!
Usiadła w pobliskim pubie żeby ochłonąć. Był upał. –„Byliśmy u rodziców na obiedzie…” mówił w pracy. Po co?... Piła colę kiedy usłyszała sms.
-Podobno jeździsz po osiedlu i mnie szukasz? –pisał wściekły. –Sąsiedzi donieśli już mojemu ojcu! Przyjechał do mnie przerażony z pytaniem co się dzieje! Chyba nie mogłaś zrobić już nic głupszego!
- O czym ty mówisz?- odpisała. – Siedzę w domu i gotuję obiad.
- A więc to twój sobowtór szuka po domach kolegi z pracy – A może sąsiedzi mieli halucynacje?!
Jego wściekłość narastała. Stwierdziła, że zrobiła głupstwo. Potworne głupstwo.
- Ja nic szukałam ciebie – napisała.- Tylko twoich rodziców! Wszystko ci wytłumaczę!
Nie odpowiedział.
- Kierownik w delegacji – powiedziała miła pani, kiedy na drugi dzień podjechała pod sklep.
Celem wizyty nie była zaskoczona. Skoro kolega w tej chwili nie pracuje, prezent z Włoch należy istotnie przekazać przez ojca.
– Tak, te oliwki naprawdę dobrze by było trzymać w lodówce - pani rozłożyła ręce. –Nie mamy.
- Dobra, przechowam je jeszcze u siebie i wpadnę - odetchnęła z ulgą.
Trzy dni do powrotu kierownika ciągnęły się jak guma. Rozżarzona guma, bo wstyd zapierał jej dech. - Nie wycofam się! – postanowiła. - Przecież je chciał…
- Miała pani szczęście – kierownik jest – powitała ją ekspedientka.
- Pan jest tatą kolegi…-, wyjąkała w kierunku wskazanego.- Ja mam dla niego oliwki z Włoch. Właśnie wróciłam z wycieczki
- To pani szukała mnie na osiedlu?- upewnił się kierownik.
Miał sympatyczną twarz i nie wyglądał na zdziwionego.- Sąsiadka mi mówiła…Ale syn już wychodzi z domu! – podkreślił z radością. –Jeździ nawet na rowerze! I pracuje w domu…
- Lecz nie pojechał nad morze?- spytała, bo pisał jej o takiej propozycji.
- Nie – twarz ojca posmutniała. – On nie może przecież być na słońcu. Był trochę nad jeziorem Białym, w Okunince, no bo gdzież w taki skwar siedzieć w bloku. - To wie pani – uśmiechnął się - wchodził do wody w bluzie, kapturze…
Zamilkli.
- Będzie dobrze – powiedziała, choć serce krajało jej się na wylot. Wyjęła paczkę.
- Dziękuję – powiedział. –Dziękuję w imieniu syna. Zaraz po pracy pojadę do niego.
- A to cudowne ziele?- roześmiał się biorąc do ręki zeschnięte gałązki.
-Nie – wyjaśniła. – To gałązka oliwna… Chciała dodać, „żebyśmy się z nim pogodzili” ale zabrakło jej słów.
Wybiegła ze sklepu po omacku wsiadając na rower. Łzy płynęły już strumieniem. Dojechała na skwer.
- Ja nie ciebie szukałam na osiedlu – napisała w mailu. Po co miałabym cię szukać? Szukałam twoich rodziców, by dać im dla ciebie oliwki.
Na opisaną ze szczegółami historię nie zareagował.
- Obraziłeś się? – pisała.- Napisz choć słowo, błagam.
Odpowiedzi nie było.
Wszystkie kolejne maile pozostawały bez odpowiedzi.
Przysłał jej tylko jednego smsa a, byli już razem w pracy, siedzieli w jednym pokoju.
- Kontakt tylko służbowy – przeczytała.
Maile wysyłała nadal. Chciała ratować choć resztki honoru.
- Mam dość twojego wariactwa! - odpisał wreszcie! - Może znów zamierzasz szukać mnie po osiedlu i wypytywać o mnie sąsiadów? Może znów odwiedzisz mojego ojca? Może zrobisz mi awanturę pod blokiem? Powiedziałem ci - kontakt tylko służbowy!
- Oliwki! – zawołała przyjaciółka, kiedy wybrały się kiedyś do kawiarni.- Uwielbiam je…cieszyła się przetrząsając sałatkę. Wybierała szczególnie te zielone.
A ty?- popatrzyła z niesmakiem na nią usuwającą oliwki na brzeg talerza.
- Nie lubię – wstrząsnęła się. I nagle się rozpłakała.
- Co się stało?- przeraziła się przyjaciółka.- Mózg przepalił ci się w tych Włoszech? Płakać przez oliwki?
PS. Ten dla którego wiozła oliwki zmarł 6 maja 2015 roku.To był czerniak.
-
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania