Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
sam chuj nie wie czyj będzie ostatni kęs
* Piszę to na leżąco, jedną ręką. Drugą trzymam w gaciach i bawię się jajcami. Właściwie to jednym, lewym.
* Usiadłem. Nie da się pisać na leżąco. W ogóle pisanie na kacu jest jak rozdrapywanie gówna. Fajne, ale po co?
* Swędzi mnie ręka i broda w czwartym wymiarze. Macie tak czasem? Drapiesz się po ciele, a ono znajduje się gdzieś w alternatywnej rzeczywistości.
* Jak zobaczyłem cenę truskawek na swoim ulubionym targu, to kidło mi z lachy. Sześć złotych za kilo! W żyłach płynie mi koktajl, mieszanina jogurtu, maślanki i trusek. Wczoraj dołożyłem jeszcze wino i w ogóle jest bajka. Od tej gwiazdki miałem zacząć, a tamte powyższe wpleść w opowiadanie, ale nie chcę mi się układać. Poznajecie teraz proces tworzenia pana pisarza. Zaczyna się od zdań kluczy. Zapisuję je w telefonie, na serwetkach w barach, gdzieś w rogach książek, gdziekolwiek, żeby nie uciekły. Później biorę te puzzle i szponcę. Dziś składni nie ma, bo gówno w głowie, więc wybaczcie. Jebnę wszystko na kartkę jak Pollock i cześć.
W telefonie mam jeszcze dwie notatki: lubię ludzi uczciwych wobec nałogów. Oraz: dopóki to nikogo nie krzywdzi, podrzynaj nawet nożem.
Piękny ten Kraków – mówią.
Plac Nowy – Z.Z.
Zarzygany i zasrany. Zaćpany, i w ogóle za-wszystko.
Wszedłem do baru na rogu przy okrąglaku, była jakoś szósta dwadzieścia dwa, w środku na ful leciał Kendrick, a zaraz po nim Krzysztof Krawczyk. Na barze skakał napierdolony Irlandczyk, Słowak i Hindus. Przeniosłem się w nicości w kolejną alternatywną rzeczywistość. Nachalność miejsca zmiotła mnie z planszy. Nie potrafiłem się odnaleźć, musiałem szybko zacząć tankować, a że piję tylko wino, barman spojrzał na mnie i powiedział.
— Serio?
No serio, kurwa.
Nalał mi z łachą tego wina i poszedłem ukryć się w kiblu.
Po wyjściu usiadłem na zewnątrz i dosiadł się do mnie Irlandczyk, bo kto, kurwa, inny. Opowiadał o swojej dziewczynie, że za szybko dochodzi przy seksie z nią, że ona jest Polką, a my Polacy to tacy sami jak Irlandczycy, że w gra w szachy, ma w chuj pieniędzy, jego brat jest szefem kuchni w Londynie, że Irlandzkie śniadanie to taco, że mam fajną brodę, że on też ma fajną, że lubi Polaków, bo są pojebani, i tak dalej. Powiedziałem mu, że spoko, że mówi po angielsku, a on, że jakby zaczął mówić w swoim języku, to bym chuja zrozumiał.
Siedzieliśmy sobie tak do ósmej. W końcu zasnął na stołku, a ja poszedłem, jak co niedzielę, na targ. Cóż, nie dotarłem. Wylądowałem w barze, zaraz obok lodowiska Cracovii, i tam, z lokalsami udało mi się zmęczyć organizm.
I nic już nie chcę powiedzieć. Wyszedłem z domu, ale dziś, jutro, pojutrze nie wyjdę.
Pollock.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania