Sanatorium
Jestem klientem wielu sanatoriów od szeregu lat. Już, jako małe dziecko zwiedzałem każdego roku jakieś uzdrowisko. Przez lata wyjazdów zgromadziłem sporą liczbę pamiątek, poczynając od widokówek, a kończąc na porcelanowych dzbanuszkach do picia wody mineralnej z wieloma nazwami miejscowości.
Spędzając sporo czasu w pijalniach wody mineralnej, w czasie jej picia, poprzez bardzo dobrą akustykę tych miejsc, miałem okazje, słyszeć rozmowy kuracjuszy omawiające przebieg turnusu. Kiedyś jak byłem mały słuchałem opowieści o dancingach, nocnych libacjach w lokalach gastronomicznych, podbojach miłosnych, rozstaniach, nocnych powrotach do sanatorium z przygodami i wysokich kosztach wystawnego życia. Zdarzały się sporadyczne przypadki wyrzucenia z sanatorium kuracjusza, który spędzał pobyt wyjątkowo rozrywkowo i zapominał o chodzeniu na zabiegi, a jak już poszedł to był jeszcze wczorajszy.
Lata minęły, ustrój się zmienił, a ja podrosłem. Dalej siedziałem na ławeczce w pijalni w jakieś miejscowości uzdrowiskowej, pijąc wodę, słuchałem każdego roku aktualnych opowieści turnusowych. Powoli wyłaniało się z nich powstawanie terroru w obiektach sanatoryjnych, już niedługo miałem doświadczyć tego na własnej skórze, kiedy stałem się dorosłym.
Mój pobyt po osiemnastych urodzinach w sanatorium zapadł mi głęboko w pamięci, zwłaszcza regulamin, z jakim musiałem się zapoznać pierwszego dnia i na koniec podpisać, że się z nim zapoznałem. Wszystko musiałem robić jak tam zostało zapisane. Zapalenie papierosa, wypicie piwa, podobnie jak spóźnienie się o minutę po dwudziestej drugiej do sanatorium groziło wywaleniem. Od godziny dwudziestej drugiej do szóstej cisza nocna, lecz to widocznie nie wystarczało twórcom dręczenia, ponieważ samowolne opuszczenie obiektu przez kuracjusza jest zabronione. W wyjątkowych sytuacjach, zgodę na wyjście udziela lekarz dyżurny i nie dłużej niż na dwanaście godzin. Zabiegi lecznicze są realizowane od godziny siódmej od poniedziałku do piątku, a śniadanie o siódmej piętnaście, nawet w soboty i niedziele, kiedy nie wykonuje się zabiegów. Widocznie kuracjusze już od wczesnych godzin rannych powinni umartwiać się swoim stanem zdrowia, natomiast „opiekunowie” dbają żeby delikwent czuł się podle i zgodnie z panującym obecnie zwyczajem, chory nie może być szczęśliwy.
Kiedy byłem mały mogłem bawić się do woli na korytarzu i w pokoju. Nikt z personelu sanatorium mnie nie uciszał za głośne zachowanie i pozwalano wszystkim dzieciom na bardzo wiele, co miało rekompensować, choćby częściowo, brak rodziców. Stopniowo po latach szwendania po sanatoriach powinienem przyzwyczaić się do zmiany w stosunku do pacjenta i powstanie rygoru tam obecnie panującego. Najwcześniej w sanatoriach dziecięcych powstał zakaz biegania i chodzenia bez wyraźnej potrzeby po korytarzach, później już samo opuszczenie pokoju było napiętnowane.
Atmosfera panująca w sanatoriach przeniosła się na ulice uzdrowisk. Kawiarnie nie są tak zapełnione kuracjuszami jak kiedyś, pozostałe lokale też nie zapraszają na dancingi i dawno zrezygnowały z ich organizowania z braku chętnych. Sklepy z pamiątkami jak już pozostały to wyglądają jak po przejściu huraganu, półki zapchane masową produkcją pochodząca z Chin. Podobne rzeczy można kupić od Bałtyku po Tatry, od Bugu po Odrę, nic nie ma tam nic własnego i niepowtarzalnego.
Kiedy ogłoszono konkurs na stanowisko dyrektora sanatorium, zgłosiłem swoją kandydaturę. Wykształcenie miałem więcej niż odpowiednie, doświadczenie poprzez wieloletnie obserwacje i pobyty również posiadałem. Prawdopodobnie nigdy nie dostałbym tego stanowiska gdyby nie ciągłe zmiany polityczne w kraju, które wpłynęły na obsadzenie lepszych posad przez część uczestników konkursu, a pozostali przez aktywny udział polityczny w obecnej opozycji zniwelowali do zera swoje szanse.
Natychmiast po objęciu stanowiska złagodziłem sankcje dla kuracjuszy kierowanych przez Narodowy Fundusz Zdrowia do maksimum, lecz i tak patrzą oni z zazdrością na tych opłacających pobyt z własnej kieszeni. Tamci mogą swobodnie opuszczać budynek, kiedy tylko chcą, wyjeżdżać na wycieczki organizowane przez lokalne biura podróży w weekendy lub nawet kilku dniowe, bez problemu późną nocą wracają z dancingów do swoich pokoi. Lokale rozrywkowe w uzdrowisku zostały reaktywowane i są zapełnione przez naszych „lepszych” kuracjuszy.
Najciekawsze jest to, że ascetyczny pobyt sanatoryjny nie przyśpiesza leczenia, lecz przeciwnie ci, co spędzają u nas czas pogodnie, bezstresowo i szczęśliwie znacznie szybciej wracają do zdrowia, toteż w nich jest nasza i uzdrowisk nadzieja na lepszą przyszłość.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania