Pokaż listęUkryj listę

Sanatorium pod przepaloną lampą - rozdział pierwszy

Od pół godziny wlekli się krętymi drogami, biegnącymi przez zapuszczone wiochy. Jedna gorsza od drugiej. Jak nie walący się dom, to dwa, a czasami całe gospodarstwa wyglądające niczym żywcem wyjęte z planu filmowego produkcji post apo. Zastanawiał się czy nadal jest w Polsce. Potem przyszło mu do głowy, że na pewno jest w swoim ojczystym kraju, bo kiedy lekarz wypisywał zwolnienie, polecił mu właśnie to sanatorium, do którego zmierzał. Miało być ciche, przytulne, idealne dla kogoś takiego jak Bogumił Bożydar Polak.

Autobus zwolnił nagle jeszcze bardziej. Mimo, że wlekli się na trzecim biegu, teraz kierowca zredukował do dwójki i skręcił w jeszcze węższą drogę, żwirową i biegnącą najpierw pomiędzy polami, a potem wpadającą do lasu. Wyglądał na poirytowanego. Na moment odwrócił się w stronę Bogumiła, który siedział w drugim rzędzie, swoim ulubionym. Często podróżował autobusami.

– Robię to tylko dla pana. Właściwie to muszę – powiedział siwiejący okularnik udekorowany flanelową koszulą koloru porannego błękitu.

– A co z tym facetem z tyłu? Wydawało mi się, że też jedzie do sanatorium?

– W dupie to mam. Pamiętam co najmniej jedną osobę, dla której muszę katować zawieszenie mojego autobusu. Tyle wystarczy.

Bogumił odwrócił się i spojrzał w głąb autobusu. Rosły facet siedział samotnie, w ostatnim pięciomiejscowym rzędzie. Zajmował co najmniej dwa fotele.

– Najlepiej wyżyć się na tych słaby, co nie? Lewacka szuja. – Ostatnie dwa słowa mruknął bardziej do siebie, dość niewyraźnie, aby nikt z najbliższego otoczenia ich nie rozszyfrował.

Kierowca nie odpowiedział. Starał się jak najlepiej wybierać nierówności, ale plastiki wewnątrz autobusu i tak trzeszczały niemiłosiernie. Ludzie, którzy do tej pory spali, zbudzili się poirytowani.

Po drugiej stronie szyb strugi wody spływały nieregularnymi liniami łącząc się i rozdzielając w chaotycznym, naznaczonym wibracjami i grawitacją wzorze. Bogumił Bożydar Polak skupił wzrok na jednej z kropel, powoli nabierającej rozpędu. Minęła większość strużek i kiedy już była blisko mety, czyli dolnej krawędzi szyby, nagle zmieniła drastycznie kierunek niknąć w wodnej wstążce, jak reszta jej podobnych.

****

Terenowe subaru zaparkowało na obszernym żwirowym parkingu przy ogrodzeniu. Należało do Sylwestra Łabędzia. Mężczyzna jeszcze przez moment słuchał dźwięku silnika zanim przekręcił kluczyk. Miarowy pomruk utwierdził go w przekonaniu, że z autem wszystko w porządku. Przez pół drogi miał wrażenie jakby usterka wisiała na włosku. Kolejne mylne przeczucie do kosza. Miał takich od groma. Pomyślał, że potrzebny byłby na nie niezły kontener. Na wycieraczce pod fotelem pasażera wymacał podręczny parasol. Nadal solidnie padało. W momencie kiedy złapał drugą ręką za klamkę drzwi kierowcy, w kieszeni spodni zawibrowała komórka. Na ekranie wyświetliły się personalia dzwoniącego. Odebrał bez wahania.

– Cześć, masz dobre wieści?

Nie były dobre, a przynajmniej nie dla Sylwestra. Razem z kumplem umówili się na małą koleżeńską rywalizację. Nie chodziło jednak o pojedynek z rewolwerami przed saloonem, ani konkurs na potencjał umysłu w wyścigu z kieliszkami Jacka Danielsa. Sylwester znalazł nienajgorszy nabór na opowiadania do antologii grozy. Dziesięciu autorów i nagrody pieniężne. Miał już za sobą udane debiuty i czasy kiedy dla trzech egzemplarzy autorskich, które ostatecznie wylądują na półce albo jako prezent dla ciotki, potrafił wyrzeźbić kilkanaście stron dobrego czytadła. Od tamtej pory zdarzało mu się nawet zarobić na stukaniu w klawiaturę.

– Nie wiem jak to ująć – odezwał się głos z drugiej strony.

– Najlepiej prosto z mostu i po polsku.

– Widzę swoje nazwisko. Wzięli mój tekst. Ale… tylko mój.

Sylwester zdjął dłoń z klamki i przełożył do niej komórkę. Drugą złapał za kierownicę i zacisnął mocno palce. Spodziewał się usłyszeć teraz jakąś wiązankę przechwałek, coś o przegranym pojedynku i tak dalej.

– No to cóż… gratuluję. Widać byli lepsi – zachęcił.

– Miałem ci trochę napsztykać, ale na razie odpuszczę. Kuruj się na tym wypizdowie. Do zobaczenia – odparł głos z drugiej strony. Widać kuracjuszom sanatoriów przysługuje czasami taryfa ulgowa.

Sylwester pożegnał się głosem najbardziej zbliżonym do naturalnego, jakim zwykł się posługiwać. Jednak nie ukrył nuty goryczy i zazdrości przebijających się przezeń.

Wygramolił się z auta, rozłożył parasol i spojrzał w stronę wejścia na teren obiektu. Potem zobaczył autobus wlekący się po parkingu w stronę blaszanej wiaty służącej za przystanek. Wysiadło tam dwoje ludzi, zapewne również kuracjuszy. Uwagę przykuwał ten wyższy, barczysty osiłek. Ten mniejszy wyglądał jak typowy obraz ojca Polaka przysypiającego w fotelu z butelką harnasia w dłoni do dźwięków prawackiej debaty politycznej. Obaj bez zwłoki ruszyli w stronę głównej bramy. Sylwester zwolnił nieco kroku. Poczekał aż przekroczą wejście, znikając za ogrodzeniem. Potem przyśpieszył. Jeszcze zanim postawił nogę na pierwszym z trzech schodów prowadzących do wejścia, usłyszał za plecami znajomy dźwięk. Tego rzężenia nie dało się nie pamiętać. Poczciwa Astra skręciła na żwirowy parking i przycupnęła nieopodal schodów. Wyglądała na całkiem zadbaną, gdyby nie wygłodniała rdza żrąca bez ogródek progi od strony pasażera. Sylwester jeździł podobną wiele lat temu. Nie czekał, ale był przekonany, że kierowcą jest kobieta.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • droga_we_mgle 7 miesięcy temu
    Fajny tytuł :)
    "Bogumił Bożydar Polak" - śmiechłam. Zwłaszcza, że po powierzchownym na razie(?) opisie tej postaci wnoszę, że miano nieprzypadkowe 😆

    "Przez pół drogi miał wrażenie jakby usterka wisiała na włosku. " - Ty weź mnie nie denerwuj, miałam niedawno pewien stresujący incydent (nic się nikomu nie stało, ale najadłam się nerwów), do którego to zdanie bardzo pasuje...

    "w kieszeni spodni zawibrowała komórka. Na ekranie wyświetliły się personalia dzwoniącego. Odebrał bez wahania." - może to moje skrzywienie, ale to zdanie w środku o danych dzwoniącego jest całkowicie zbędne.

    Sanatorium, heh. Nigdy nie byłam, ale chyba każdy zna żarty z tego, co się dzieje w sanatoriach😏

    Do następnego, bo przypuszczam, że będzie dalszy ciąg w tym uniwersum
    :)
  • droga_we_mgle 7 miesięcy temu
    a, dobra - mój mózg przy czytaniu ominął słowa "rozdział pierwszy"
    XD
  • Rubinowy 7 miesięcy temu
    Będzie Będzie, oby jak najszybciej, dzięki

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania