Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Sanon, czyli ostatni VRMMO na świecie

SANON 0: Czyli jak to wszystko pierdolnęło

Anicard: 10.04.2022. Miasto Początku.

Później mówiono, że ludzie ci przybyli od północy, od Spawnu. Bo skąd mieliby niby przyjść? Było ich czterech, a czwórka to była nadzwyczajna. Pierwszym z nich był osobnik o młodej, pociągłej twarzy, długich blond włosach i szpiczastych uszach. Na jego plecach znajdował się przewieszony przez ramię kołczan. Łuk niósł w prawej ręce, przy lewym boku natomiast przypięty do pasa miał krótki miecz. Za nim szła zgoła inna postać. Niski, korpulentny, z rękami sprawiającymi wrażenie, jakby mogły bez trudu złamać wcześniej wspomnianą broń. Twarz przesłaniała mu gęsta broda zapleciona w dwa warkocze. Ów gracz jako oręż posiadał dwuręczny topór. Nie oni jednak przyciągali największą uwagę. Zaraz za nimi sforowali się dwaj jeźdźcy i to oni budzili najszersze zaskoczenie, bo przedstawiali widok iście egzotyczny.

Pierwszy dosiadał konia, a ubrany był w szkarłatną szatę obleczoną czarnym pasem ze złotą klamrą. Twarz miał niestarą, lecz sumiasty wąs lekko zagięty ku górze dodawał jej lat. Na głowie nosił futrzaną czapkę z wpiętymi w nią dwoma ptasimi piórami. Do pasa przytroczoną miał szablę z bogato zdobioną pochwą, z tyłu w rytm kroków konia podskakiwały dwa pistolety. Ostatnim i zarazem najdziwniejszym członkiem tej zbieraniny był dosiadający prowadzonej na marchewce świni awatar w białej, kapłańskiej szacie. W prawej dłoni trzymał wędkę z warzywem, w lewej zaś pastorał z wielkim, złotym krzyżem na końcu. Za to, co jednak najbardziej w owej personie dziwiło, z pewnością można było uznać twarz. Oblicze jego było jaskrawożółte i zdawać by się mogło, iż gdyby zgasić słońce, to owo lico mogłoby je z powodzeniem zastąpić. Należało ono do starca o pogodnym wyrazie. Co i rusz przyglądało się biegającym w te i wewte dzieciom NPC, posyłając im ciepłe uśmiechy. Ze szczególną uwagą przypatrywał im się pewien młody mężczyzna o czerwonych włosach i lekkim zaroście.

– Lukaty, Czokojohn, Blyatman2137 i Fotlet. – Spojrzał na nicki. – Chyba mogą mi pomóc.

– Czekajcie! – Zawołał czerwonowłosy, wybiegając z zaułka. – Nazywam się Klein i jestem tu nowy, a wy wyglądacie mi na doświadczonych graczy, więc moglibyście mi wytłumaczyć… – Nie zdążył dokończyć, gdyż przerwało mu krótkie, acz treściwe "spierdalaj" Czokojohna. Chłopak stracił rezon i, po nieudanej próbie wypowiedzenia czegokolwiek, wrócił do bocznej uliczki. Kompania zatrzymała się w jednej z wielu karczm w mieście. Blyatman i Fotlet zeszli z wierzchowców, po czym te zniknęły, by pojawić się zaraz w ich ekwipunku.

Do gospody weszli jak do siebie. Jeszcze w progu pierwszy z nich zawołał:

– Żydzie, piwa!

Nie wiadomo czy NPC-barman zrozumiał to wielce wysublimowane nawiązanie, lecz po uiszczeniu drobnej opłaty posłusznie napełnił cztery kufle. Nowi goście zasiedli przy pustym stole i, udając, że nie widzą wpatrujących się w nich innych graczy, poczęli rozmawiać o drzewach i samolotach. Dysputy te, wielce rozmówców bawiące, przerwał Lukaty, mówiąc, iż musi już kończyć. Wstał, uruchomił menu, jednak coś było nie tak. Opcja wylogowania zniknęła.

– Co jest kurwa? – zdziwił się. – Ja mam zaraz mecz w LoLa!

– Spokojnie – odezwał się Blyatman. – W pierwszym VRowym BF’ie też tak było. Zaraz to naprawią albo wyłączą serwery i nas wyloguje. O! – Wskazał na Czokojohna, który zniknął w rozbłysku jasnoniebieskiego światła. Zaraz po nim tego samego dostąpił Fotlet, Lukaty, no i sam Blyatman. Nie pojawili się oni jednak w swoich domach, a na miejskim placu głównym. Wokoło nich zaczęli materializować się także inni gracze.

– Dobra, to chyba jakiś event czy coś – przemówił zza brody Czokojohn. Nagle na niebie pojawił się sześciokąt z napisem „error”. Po chwili podobne figury zaczęły ukazywać się obok. Proces ten trwał aż do momentu, gdy całe niebo zmieniło się w znaczki błędu. Spomiędzy nich wydobyła się czerwona, podobna krwi substancja, z której to uformowała się ogromna postać w szacie mnicha i białych rękawiczkach. Po chwili milczenia przemówiła.

– Drodzy gracze, witajcie w moim świecie! Nazywam się Kayaba Akihiko i obecnie jestem jedyną osobą mogącą kontrolować to uniwersum.

– Dobra, dobra, mam to w dupie! Daj mi się, kurwa, wylogować, bo LoL czeka! – krzyknął Lukaty, wciskając uparcie były już przycisk wyjścia.

– Zaraz do tej sprawy dojdę – odparł spokojnie Kayaba.

– Nie zaraz, tylko teraz, mam rankeda człowieku! Czy ty wiesz, co to zna… – urwał nagle, a nad jego głową pojawił się symbol przekreślonego głośnika.

– XD, zmutował go – powiedział Czkojohn, a pozostała dwójka wybuchnęła śmiechem. Lukaty próbował coś jeszcze wydusić, lecz wobec niepowodzenia tego zadania pokazał Kayabie środkowy palec i odwrócił się obrażony.

– Jak tu słusznie kolega zwrócił uwagę, z menu został usunięty przycisk wylogowania się. Nie jest to błąd gry czy coś takiego, tak działa SAO. To taka swego rodzaju pułapka. Jeżeli ktokolwiek spróbuje wam ściągnąć NerveGear, odłączyć prąd, internet lub jakkolwiek inaczej was z gry wyrwać, impuls z waszego hełmu usmaży wam mózg. Jednym sposobem, żeby się stąd wydostać, jest ukończyć SAO.

– Czyli w skrócie: zrobiłeś tak chujową grę, że musisz zamykać w niej ludzi, żeby w nią grali, tak? – zaśmiał się Blyatman.

– To, jaka jest, osądzicie sami. A! I najważniejsze! Jeśli wasza postać umrze, wy w realu też. – Wśród zebranych zapanowała panika. Niektórzy błagali o litość, inni wyzywali Kayabę, a spośród tych głosów wyróżnił się mocny bas Czokojohna pytający:

– WHAAAAAT?!

– No jeśli umrzesz w grze, umrzesz naprawdę – powtórzył twórca.

– WHAAAAAT?!

– Eh, umrzesz w SAO, umierasz naprawdę! – powiedział GM lekko zirytowanym tonem.

– WHAAA… – Czokojohn nagle urwał i spostrzegł nad swoją głową identyczny jak u Lukiego symbol wyciszenia.

– Skoro nie ma więcej pytań, to ostatnia kwestia. W swoim ekwipunku macie lusterka, wyjmijcie je. – Początkowo niechętnie wszyscy dobyli zwierciadeł.

W tym momencie awatary graczy zaczęły błyszczeć i się zmieniać. Lukaty skurczył się, długie blond włosy zastąpiły czarne, twarz przeobraziła się całkowicie i z elfa przemienił się w nastolatka. To samo stało się z resztą. Czokojohn urósł, ale za to jego zarost prawie całkowicie zniknął i teraz na jego brodzie widniał jedynie niewielki meszek. Blyatman zupełnie stracił wąsy i zmalał o parę centymetrów. Największa przemiana dokonała się natomiast u Fotleta, który z 70-latka przetransformował się w 18-latka. Co ciekawe, jego skóra nadal miała barwę wściekle żółtą.

– To by było na tyle. Bawcie się dobrze! – zawołał Kayaba, po czym jego postać zniknęła, a niebo wróciło do normalnej postaci.

– "Zagraj w japońskiego RPG-a" - mówili. "Będzie fajnie" - mówili! – Blyatman wkurwiony usiadł na ziemi.

– No cóż – odezwał się Fotlet. – Mamy wpierdol.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania