Sceniczny uśmiech
I. Człowiek
Powiedziałbym, że istnieję od lat dwunastu.
Mały, chuderlawy człowieczek w przydługiej, niezbyt schludnej koszuli, szukający resztek swojej własnej tożsamości.
Nie. To nie tak.
Lustro nie potrafi kłamać.
Ten mały, chuderlawy człowieczek ma dwadzieścia lat. Ledwie widoczny zarost na poszatkowanej pryszczami twarzy, który to miał dodać męskości, stał się wyłącznie pustym symbolem upływu lat.
Buty wypastowane. Koszula tak samo przydługa, jak przed ośmioma laty, gdy dopinałem ostatni guzik rękawa, a w tle Mozart uświetniał przestrzeń ostatnimi taktami Figara.
Lata upływają, a ja wciąż wracam wspomnieniami do tamtego dnia. Ojciec patrzący z dumą na swojego syna... nie. To nie był ojciec. Ktoś inny patrzył, z uniesioną ręką.
Matka nic nie mówiła. Siedziała na kuchennym krześle, wystukiwała rytm, popadając przy tym w niezrozumiały stan pobudzenia umysłu.
Krzyk. Z początku głośny, jazgotliwy, po chwili przeradzał się w cichą niemoc.
Ona nic nie zrobiła.
Nie mogła nic zrobić. Śpiewała.
Mogła.
Pamiętam. Ciało leżące na podłodze. Oślepiający blask świateł.
Mocny ucisk na przegubie.
On nic nie zrobił.
Twarz napełniona krwią. W oczach zupełne szaleństwo.
Odpadły guzik powędrował po powierzchni pobliskiego biurka.
Nie miałem do niego żalu. Dwanaście lat to za mało, żeby zrozumieć.
Guzik leciał w kierunku podłogi.
Upadłem.
Postać nie przypominała kogoś znajomego. Była pustą skorupą.
Uniesiona ręka.
Guzik przytulił się do podłogi.
Niewinność.
II. Scena
Kurtyna opadła na ziemię. Pomiędzy krzesłami przebiegała cicha, ledwie wyczuwalna energia.
Ktoś wstał. Ktoś inny gwizdał. Ktoś jeszcze inny bił brawo.
Kurtyna znów otworzyła pudełko z nowym życiem.
Staliśmy tak. Samotni w tłumie. Z jednej strony w emocjach, z drugiej w pustce.
Nie da się tego opisać.
Następnie uściski, przebranie, spotkanie w foyer i do domu.
Mgnienie.
Obudził mnie syn. Recenzje, choć stonowane, obwieściły ogromny sukces.
Znów cząstka człowieka zamieniła niebyt w byt.
Włączyłem radio, które zapowiedziało Figarowe wojaże Mozarta.
Z toalety do uszu dochodził dźwięk operowych natchnień małżonki.
Wyciągnąłem z szafy białą koszulę, bez guzika, aby...
Stuknięcie kieliszka. Wspólny dzień. Syn szamocący się z nowiutką, białą...
Na szybie usiadły dwa, kolorowe motyle.
III. Życie
Stoję nad uśmiechającymi się portretami. Jeden przedstawia kobietę, drugi małego chłopca.
Próbuję odnaleźć w sobie siłę, ale nie potrafię.
Kładę chryzantemowy bukiet na zimnej płycie nagrobka.
Patrzę.
Śpiew ptaków.
Trzymamy się za ręce. Przytuleni.
"Tragicznie zmarli".
Kurtyna zamknęła przestrzeń.
Cisza.
Komentarze (9)
Zdania o białej koszuli, o guziku przytulającym się do podłogi... już nic więcej nie piszę. Ciężko na coś takiego patrzeć... 6
Pretensjonalne jak nie wiem co, zwykły gniot.
Litości. Lament. Wypadek, dramatyzm tak pospolity,
że aż śmieszny, idealny dla starych głupich bab
Ite rekwizyty teatralne, co zawsze, w dodatku.
Kurwa ! ile można !?
"Kładę chryzantemowy bukiet na zimnej płycie nagrobka",
cmentarz-chryzantemy-grób, w ch...j oryginalne,
porywający opis, wstrząsające. Bekso ogarnij się.
ile jest tych płaczliwych bełkotów niechcianych,
skrzyczanych i wytresowanych, poturbowanych,
ziew, ziew i ziewam
Wszyscy jesteśmy demonami, tylko jedni żyją dłużej,
inni krócej, żadna nowość.
nie odpisuj kolego, to jednorazowe spotkanie,
po prostu chciałem się upewnić
czy nie reprezentujesz czegoś więcej.
jest jak zwykle, autor bez właściwości.
Bywaj pospolity kolego, łączę wyrazy szacunku
Niemiecki Windziarz :)))
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania