Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Ścieżka

Było już niemal ciemno. Zostało około paru godzin za nim słońce całkowicie zajdzie za lasem. Marta zerknęła na niebo, nie wiedząc nawet kiedy minęło tyle czasu. Chcąc zdążyć do domu przed zupełną ciemnością zerwała ostatni mniszek lekarski i wróciła na ścieżkę, z której zeszła, aby poszukać ów ziół. Wioska była niedaleko, gdyż dzisiaj wyjątkowo nie chciało jej się wchodzić głębiej w las. Mimo to starała się szybko tuptać, aby nie musieć iść w ciemnościach. Choć wiedziała, że w pobliżu nie grasuję żadna banda oprychów, i dodatkowo kobieta znała lasy jak mało kto w wiosce. To jednak zgubienie się w nim w zupełnych ciemnościach nie jest czymś trudnym, nawet jeśli zna się każdy krzak i głaz jaki w nim jest. Będąc ślepym jak kret nie trudno stracić orientację.

Idąc ścieżką i rozglądając się przy okazji za darami natury, dostrzegła coś dziwnego na ścieżce w oddali. Wyglądało na to, że ktoś tam stał. Marta przystała, aby lepiej przyjrzeć się kto lub co to może być. Dość często na ścieżce można było spotkać jelenia lub nawet dzika, jednak postać była za mała na dzika, ale też nie za duża, jak na jelenia. Dodatkowo widoczność była co raz gorsza, a to sprawiało, że ciężko było jej określić, któż to może być. Stała tak jeszcze dłuższą chwilę wpatrując się w postać, gdy za jej plecami usłyszała łamanie patyków, gdzieś w głębi lasu. Szybko odwróciła się za siebie, jednak nic nie mogła dostrzec. Zaś postać, na którą wcześniej patrzyła zniknęła. Pewnie było to jakieś dzikie zwierzę – pomyślała, chcąc w ten sposób dać sobie do zrozumienia, że nic jej nie grozi. Marta poczuła lekki dreszcz. Po czym ruszyła przed siebie. Przebierała nogami najszybciej jak potrafiła, aby dotrzeć do wyjścia z lasu, przy okazji patrząc co jakiś czas za swoje plecy. Po paru chwilach usłyszała muzykę i śmiech ludzi, którzy bawili się w gospodzie, znajdowała się ona zaraz przy lesie. Marta odetchnęła z ulgą. Mimo to, nie starała się zwalniać.

Ciemność zaś już kompletnie zawitała, odbierając Marcie zmysł wzroku. Teraz polegała jedynie na słuchu i dotyku stóp, które utwierdzały ją w przekonaniu, że nie zeszła z ścieżki. To spowodowało, że stres wziął górę nad jej umysłem. Każdy najmniejszy szmer, który dochodził z lasu był teraz o wiele wyraźniejszy i przerażający. Wyobraźnia powodowała, że odgłosy zwierząt brzmiały jak wrzaski demonów lub innych przerażających stworzeń. Kobieta starała się nie zbaczać z drogi. Gospoda była już co raz bliżej, a wraz z nią dogłosy zabaw. Już nie daleko, zaraz będę bezpieczna – powtarzała sobie w głowię. W tym samym czasie jej słuch przykuło coś dziwnego. Za plecami zaczęła słyszeć odgłos kroków. Marta poczuła ogromy dreszcz, zaczęło się jej robi gorąco jak nigdy przedtem. Czuła na sobie wzrok, i była niemalże pewna, że to nie zwierzę. Jednak kobieta walczyła ze sobą, aby się nie odwracać i nie sprawdzić co podąża jej śladem. A wiadomo, że strach i ciekawość to najgorsze połączenie. Jej chód stawał się co raz szybszy, tak samo jak i kroki za nią. Marta wiedziała, że jeśli choć na chwilę jej tempo opadnie, to będzie to jej ostatni spacer w tym lesie. Kobieta starała się iść najszybciej jak potrafiła, jednak kroki zdawały się być co raz bliżej niej. Miała nawet wrażenie, że słyszała sapanie przez co przeszła ją gęsia skórka. Jej oczy powoli robiły się pełne łez. Nigdy nie sądziła, że spotka ją coś tak okropnego. I to jeszcze w miejscu w którym tak kocha przebywać od dzieciństwa. Muzyka z gospody była co raz głośniejsza. Kobieta myślała nawet nad tym, aby zacząć krzyczeć, jednak uznała, że może to skończyć się o wiele gorzej. Zamiast tego przygotowywała się do biegu. Czuła, że jeśli dalej będzie jedynie szła to ten ktoś w końcu ją dogoni. A po odgłosach dało się wywnioskować, że może to być lada chwila. Marta mocno przełknęła ślinę, wzięła głęboki oddech, i bez zastanowienia popędziła tak szybko jak tylko potrafiła, zostawiając za sobą koszyk pełen ziół i innych darów natury. Suknia, którą miała na sobie oczywiście nie pomagała w tym wszystkim, choć podciągnęła ją na tyle wysoko jak tylko potrafiła. Kobieta biegła z przerażeniem na twarzy, po której spływały łzy. Jej oddech był przyśpieszony, czuła jak powoli płuca zaczynają ją boleć od wysiłku, jednak nie zamierzała przestać biec. Adrenalina powodowała, że nawet nie czuła bólu niedawno skręconej stopy. Jej jedynym cele było wydostanie się z tego przeklętego lasu. To jednak nie nastąpiło. Biegnąc na ślepo i w panice zapomniała o wystającym konarze, który przechodził przez ścieżkę. Jej świeżo wyzdrowiała stopa za haczyła o niego, na tyle mocno, że kobieta aż krzyknęła z bólu upadając na twarz niczym kłoda. Upadek był na tyle silny, że uderzyła się w nos przez co zaczęła ciec jej krew. W ustach poczuła gorzki żelazny smak. Jej stopa pulsowała i bolała jak wściekła. Marta leżała tak jak upadła łkając z bólu i trzymając się za stopę. Po chwili oparła się na rękach, aby rozejrzeć się wokół i nasłuchiwać. Kroki ustały, nic nie słyszała. Być może było to tylko zwierzę. - pomyślała. Otarła twarz od łez, jednak krew nadal ciekła jej z nosa. Stopa zaś dała o sobie znać, gdy tylko spróbowała wstać. Ból był nie do zniesienia. Jednak nadal mogła pokuśtykać do gospody, mając nadzieję, że tam jej pomogą. Tak też chciała zrobić, jednak w tym samym czasie, usłyszała coś co przypominało szept lub głośne oddychanie. Musiała bardzo się postarać, żeby usłyszeć co to było. W ten z ciemności do jej uszu dotarł jakiś głos, była pewna, że należy do mężczyzny, jednak było on bardzo cichy.

 

- Mogę... Mogę, jakoś pomóc? - Mężczyzna spytał szepcząc, przez co Marta ledwo go usłyszała. Jednak miała wrażenie, że tuż przed nią stoi kontur postaci, który bacznie ją obserwował. Głos obcego był niezwykle miły i pogodny. Przez co dziewczyna straciła czujność.

- Słucham? Czy to ty szedłeś za mną? - Nastała krótka cisza, a głos zignorował pytanie kobiety.

- Czy coś ci się stało? - Wyszeptał cień z ciemności.

- Tak, moja stopa... Chyba ją skręciłam i leci mi krew z nosa. - Odpowiedziała Marta łamiącym się głosem.

- Niedaleko jest gospoda, prawda? Mogę pomóc ci się tam dostać.

- Było by miło z twojej strony. Jednak kompletnie cie nie widzę, gdzie stoisz?

- Tuż przed tobą. Chwycę cię za dłoń dobrze? Nie przestrasz się. - Kontur wysunął ledwo widoczną rękę z ciemności.

- W porządku. - Kobieta wyciągnęła dłoń przed siebie czekając, aż mężczyzna ją chwyci.

Po sekundzie poczuła mocne szarpnięcie, które pozwoliło jej wstać. Dłoń mężczyzny była bardzo duża, i nieco szorstka. W dodatku dziwnie zimna, zupełnie jakby trzymała sopel lodu, a nie ludzką dłoń w której płynie ciepła krew. Mimo to, pewnie się jej trzymała Głos w ciemności znów się odezwał.

- Masz bardzo delikatne dłonie. - zwrócił uwagę. - Możesz chodzić?

- Ledwo, ale jeśli będziesz trzymać moją rękę to na pewno uda nam się dojść do gospody, na szczęście jest ona już niedaleko.

- W takim razie prowadź, będę za tobą. - odparł cicho głos. - W razie czego złapię cię.

Marta powoli i niepewnie ruszyła przed siebie. W myślach miała tylko nadzieję, że cały koszmar zaraz się skończy i bezpiecznie wróci do domu. Wypije ciepłą herbatę ziołową i odpocznie przy kominku. Lecz teraz całe swoje skupienie wykorzystywała, aby nie upaść i podążać w stronę odgłosów. Po chwili jednak stwierdziła, że nie spytała mężczyzny co właściwie tutaj robi. Zgubił się? A może po prostu jest on tylko dobrym duchem lasu, który stara się jej pomóc wydostać z tego obłędu. Uznała, że teraz to wszystko nie ma znaczenia. W końcu, gdyby chciał ją skrzywdzić już dawno by to zrobił, prawda? - Powtarzała sobie. Tuptanie szło im mozolnie z powodu stopy Marty, która dawała o sobie znać za każdym razem, gdy przez przypadek na niej stanęła.

 

- Często chodzisz do lasu? - zagaił ją głos.

- Tak, jestem zielarką. Las jest moim drugim domem.

- Jednak, to niebezpieczne chodzić samemu po lesie, zwłaszcza jeśli jest się kobietą. - Ta wypowiedź - nieco za niepokoiła Martę. Nie wiedziała co ma odpowiedzieć. W końcu przerwała milczenie.

- Jestem dość odważną kobietą. Będąc samotną wdową trzeba sobie jakoś radzić.

- Jak umarł twój mąż?

- Zapalenie płuc, ostatnia zima była sroga.

- To prawda. Bez sensowna śmierć jest straszna.

- Nawet nie wiesz jak bardzo.

- Zawszę uważałem, że śmierć powinna coś wnosi w życie innych.

- Zazwyczaj co wnosi to tylko żałobę.

Po tych słowach Marta przystanęła z powodu bólu, gdyż znowu zapomniała o chorej stopie. Zupełnie nie zwracając uwagi, że mężczyzna przestał trzymać jej rękę. W ten poczuła na swojej szyi mocny uścisk, przez który zaczęła się dusić. Starała się złapać oddech dławiąc się swoją własną śliną. Czuła jak to coś wrzyna się jej w skórę, a krew zaczyna ciec po jej szyi. Dziewczyna wierzgała nogami i machała rękami chcąc uwolnić się od śmiercionośnego uścisku. To jednak powodowało, że pętla zaciskała się jeszcze bardziej. Czuła jak jej krtań jest miażdżona, przez co z jej ust zaczęła wypływać krew, którą zaczęła się dławić. Ból jaki czuła był na tyle silny, że po chwili straciła przytomność, upadając na plecy jak szmaciana lalka.

Po upływie kilku minut, Marta otwarła oczy leżąc bezwładnie na ziemi. Czuła, że boli ją każda część ciała. Jej oddech był nie regularny, a z ust ciekła krew. Nie mogła się ruszyć, choć starała się najbardziej jak tylko się da. Biedaczka nie wiedziała, że jej ręce i nogi zostały przywiązane do kołków, przez co wyglądała jak zwierzę, które ktoś zamierza oskórować. Dodatkowo do jej nozdrzy dochodził zapach ogniska. Starała się rozejrzeć gdzie jest. Jednego była pewna, nie znajduje się już na ścieżce prowadzącej do wioski. W ten nad jej głową dostrzegła dziwną nie wyraźną twarz, która bez emocji patrzyła w jej stronę. Nie mogła dobrze przyjrzeć się rysom, ta jednak zaczęła cicho mówić w jej stronę. Lecz jedyne co usłyszała to ostanie zdanie: To może trochę boleć. Po tych słowach poczuła ostry, przeszywający ból w brzuchu. Chciała przez to krzyczeć, lecz krtań bolała ją tak bardzo, że jedyne co wyszło z jej ust to potok krwi, od której wręcz robiło się jej już nie dobrze. Zaraz jednak po tym ten sam ból poczuła wzdłuż całego torsu, od brzucha aż po klatkę piersiową. Następnie doznała dziwnego uczucia. Zupełnie jakby ktoś dotykał jej organów wewnętrznych. Jakby, ktoś bawił się jej wnętrzem. To uczucie było okropne, nie mogła go znieść. W myślach starała się znaleźć powód dla którego musi tak cierpieć. Przez ilość bólu jaki czuła, zaczynał być on dla niej już obojętny, nie starała się wierzgać lub nawet wyrywać. Wiedziała, że nie ma to sensu, a jedyne czego chciała w tym momencie to, odejść z tego świata i już nigdy nie wracać. Tak też się stało. Wyzionęła ducha. W lesie zaś roznosił się już tylko odgłos patroszenia i krojenia ciała.

 

Chester

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania