ŚCIEŻKĄ
Staje tam co ranek, a leniwe fale
jej stopy muskają i liżą niedbale.
Staje tam o brzasku. Nim słońce się zbudzi,
przemyka pośród obcych i nieufnych ludzi.
Stoi tam w bezruchu. Zerka na strumienie
światła. I na gwiazdy powtórne olśnienie.
Pochyla się czasem. W dłoń wody nabiera
i patrząc w bezmierny horyzont zamiera.
Czekając na przypływ, w mgiełkę niebieskawą
wchodzi ku wspomnieniom, już z niejaką wprawą.
Idzie ku nim z dawna wydeptaną ścieżką.
Bez kierunku. Bez dna. Ciemną.
I bezkresną.
otchłań utraconych. Wciąż ten niezmozmożony
ból i strach. Zmęczenie nocy nieskończonych.

Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania